Tak jak.
Lonnie
Podczas śniadanie siedziałam z Jay'em i gadaliśmy o walkach i róznych innych tematach. Śmialiśmy się od ucha do ucha. Jay jest bardzo zabawny. Polubiłam go coraz bardziej. Nie mogę się doczekać następnego treningu z nim. To znaczy ze wszystkimi. Po chwili dosiadł się do na Harry. Usiadł obok mnie i przysuną swój hak do mego polika.
-Hej. Co ty tu robisz?
-Zostaw ją! Nie masz innych lasek do podrywania?
-Znając życie, to ty zawsze uganiałeś się za nimi.
-Było mineło. TTTeraz tego nie robie. Mam inne rzeczy do roboty.
-Chciałem się znów zapytać o moją własność. W zasadzie dwie, ponieważ tę tutaj też sobie zabiorę.
Jay wstał, cały czerwony ze złości na twarzy.
-Nawet nie waż się jej znów dotk.... to znaczy zostaw
mojego.. znaczy naszego kapitana.
Jay wyglądał na zazdrosnego. To chyba jednorazowy przypadek.
-Skoro chcesz się bić, to powiec. Mam dużo czasu.
-A ja nie. Marnój czas gdzie indziej.
Harry z głupim uśmiechem poszedł na korytasz.
Usiadł znów na krześle.
-Przepraszam za niego. Zawsze nie umiał się zachować. Klasyczny Harry. Jego tata też jest taki porywczy.
-Rozumiem. A te twoje zmienianie zdania to co oznaczało?
-Nie ważne. Hej. Co masz na policzku?
-Co?
Potknełam policzka. Był pomazany krwią.
-To pewnie Harry.
-Czekaj. Pobiegne po chusteczkę.
Przejechałam palcem po miejscu, gdzie było jej najwięcej. Rana była spora. Jay wrócił z całą masą chusteczek. Usiadł obok mnie i przyłorzył mi je do policzka.
-Strasznie to wygląda. Spokojnie. Będzie dobrze. Zo...
-Jay. Wyluzuj!
Uśmiechnięta na twarzy spojrzałam na niego.
-Weź głęboki oddech i wyluzuj. To tylko rana.
-Rana zrobiona przez najgorszego z najgorszych.
-Kiedyś słyszałam jak o tobie tak mówili. Dokładając reszte.
-Dzięki.
Jego ironia przerosła jego samego.
-Wyjątkowo. Ja tak o tobie nie mówiłam oraz nie myślałam.
Na jego buzi pojawił się uśmiech.
-Mulan jest naprawdę wielką szczęściarą!
Po chwili poczułam jakby coś latało mi w brzuchu. Takie miłe uczucie. Pierwszy raz czułam coś takiego. Przybliźaliśmy się do siebie. Wiedziałam do czego to dojdzie. Zamiest niezręcznej chwili wolałam coś innego. Po chwili przytuliłam go. Zaczeły mi lecieć łzy. Uznajmy, że mnie boli policzek. Wiem. Prewdopodobnie zakochałam się w nim, ale to i tak nigdy dalej nie dojdzie. On woli dziewczyny, a nie stały związek. Powinnam o tym pamiętać. Poczułam jego ręce na moich plecach. Bardzo mocny uścisk. Miły, przyjemny. Po chwili poczułam ciepło. To na pewno nie ode mnie. Jakby się okazało, że to od niego, to bym uznała że się zakochał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro