Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

No jak.

Carlos

Jechaliśmy właśnie na wyspę. Jay patrzył cały czas na przejechaną drogę.
-Brachu. Widziałem jak zaszalałeś z Lonnie. Szacun.
-Oj. Poniosło mnie.
-Poniosło!
-Hej chłopcy. Długo będziecie się sprzeczać?
Evie nie wyglądała na zadowoloną.
-O cholera. Zapomniałam zabrać mame.
-Nic jej nie będzie.
-Napewno?
-Jasne. Nikt nie wejdzie do twojego pokoju i nie nakarmi jej. Co nie?
-Może masz racje.
Mal odetchnęła z ulgą. Kiedy byliśmy na miejscu z niesmaczeniem wysiedliśmy z auta. Zabraliśmy swoje rzeczy z bagażnika i ruszyliśmy w stronę domu. Na szczęście za 2 dni po nas przyjadą. Wchodziliśmy po schodach po kolei. Nie wiem co oni wymyślili. Byliśmy już u góry. Rodzice od razu przywitali nas z otwartymi ramionami. Coś mi się to nie podobało.
-Carlos! Ale ty urosłeś. Jak miło Cię widzieć syneczku.
-Hejjj mammmo. Od razu mówię. Nie, nie wymasuję Ci stóp!
-Nie o to mi chodzi. Tęskniłam za tobą.
-Mmmiło.
-A znalazłeś sobie może dziewczyne?
-Znalazłem. Szczerze mówiąc kocham ją o wiele bardziej niż Ciebie. Nie wtrącaj się w moje sprawy.
Mal poszła do swojego pokoju i od razu się kimneła.
Evie gadała o gadkach, szmatkach z mamą.

Jay

Siedziałem na fotelu i przyglądałem się staremu czajnikowi. Ojciec przyszedł do mnie i zaczepił mnie rozmową.
-Hejka synu.
-Hej.
Patrzyłem jedynie na zardzewiają rzecz przed sobą.
-Czemu patrzysz na złom jak z ojcem rozmawiasz?
-A tak jakoś. Myślę o swoim drogocennym skarbie.
-Podzielił byś się ze starym ojcem, skarbem?
-Tato! Nie ma takiej opcji! Co Ci do głowy strzeliło?
Popatrzyłem na niego z nienawiścią. Jak mógłbym oddać mu moją ukochaną Lonnie. Przez długi czas panowała okropnie głucha cisza. Nie wiem jak wytrzymamy tu te okropne 3 dni. Tata poszedł do sklepu, Evie i Mal o czymś gadały, a ja i Carlos graliśmy we wszystkie planszówki, jakie były w domu. Kumpel też myślał o swojej ukochanej. Oczywiście we wrzystkie gry wygrałem ja. Po grach Carlos poszedł do swojego biurka i postanowił, że poszuka jakiś innych głupich zabaw. Dobre pare minut szperał w segmęcie. Znalazł odziwo jakiś mały pojemnik po kretkach. Dodszedł do mnie z nim.
-Po co Ci kretki? Nie umiesz rysować.
-Nie pamiętam kiedy ostatnio ich urzywałem.
Otworzył pojemnik. W środku zamiast kredek były ze 450$.
-Dziwne. Całą swoją kasę zabrałem ze sobą do szkoły. Z kąd tyle kasy się tu znalazło?
-Nie wiem. Może o nich zapomniałeś?
-Nie jestem pewien. Zabiorę to ze sobą i pokarze mamie.
-Idę z tobą.
Poszliśmy do salonu. Na szczęście jego mama siedziała na kanapie i czytała gazetę, zamiast pójść na paznokcie.
-Mamo. Czyja jest ta kasa?
Popatrzyła na nie i zrobiła wielkie oczy. Nie była zabardzo zadowolona. Od razu zauwarzyłem, że coś tu nie gra.
-Powtórze! Wiesz może czyje są te pieniądze?
Znów nie odpowiedziała. To zrobiło się już trochę denerwujące.
-Sprzedałam twoje komiksy!
-Co????
Carlos nie był tym faktem szczęśliwy. Ona z resztą też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro