Mam się nie bać!
Zamknełam oczy. Nie chciałam patrzeć na tego, który chciał mi zrobić krzywdę. Po chwili usłyszałam znany mi głos.
-Hej. Co tutaj robisz?
Otworzyłam oczy i okazało się, że to Ben. Czego on tu szuka?
- Dobre pytanie. Widziałeś może tu jeszcze kogoś? Gdzie Jay? Co z nim?
- A czemu interesuje Cię Jay?
- No bo yyyyyyy. A czemu kura przeszła przez jezdnie?
- Yyyy nie wiem?
- No właśnie. To jest moja odpowiedź. Pomożesz mi?
- No tak. Racja.
Rozwiązał mnie z krzesła i pobiegliśmy do świecącego się pomieszczenia. Na ścianie obok drzwi wejściowych do pokoju był powieszony kalendarz z 1957 roku.
- Znam wszystkie pomieszczenia w tej szkole. Nigdy tego pokoju nie widziałem na oczy.
- Ben jeszcze jedno. Jak do jasnej Anielki się tu dostałeś?!!
-Szedłem w nocy do toalety, lecz po chwili poczułem jakiś dziwny gaz i zasnołem. Gdy się odsknołem, byłem w pokoiku na mopy.
- To dlatego jesteś w piżamie?
- Tak Haha.
- Aha.
Moje podejście do ludzi jest niesamowite( I ❤ Sarkazm). Ciekawi mnie ten kalendarz. Niby stary, a czysty. Jak to się mogło stać? Może ktoś tu mieszka? Po chwili usłyszeliśmy jakieś miotanie się o gazety. Na podłodzę znajdowała się klapka. Pewnie ten odgłos wydobywa się z piwnicy. Otworzyliśmy ją. Na dole byli zawiązani sznurami Jay i Carlos. Mieli zaklejone usta. Wokół nich znajdowały się porcelanowe lalki. Trochę podobne do poprzednich. Pomogliśmy ich wydostać i uwolnić. Najpierw odkleiliśmy ich usta od taśmy, a potem rozwiązaliśmy ręce. Po chwili Jay z nienacka przytulił mnie. Na maxa mnie zamurowało.
- Jesteś wspaniała!
- Dzięki.?.
Chłopacy za nami patrzyli na mnie niczym Lenny Face. Po chwili skończył i stanął obok mnie.
- Musimy się jakoś wydostać z tego porypanego miejsca.
- Carlos. Wiesz gdzie jest wyjście?
- Nie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro