Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mam nadzieję.

Carlos

Poczułem ciepło. Coś dotyka moich pleców. Czy to były!?
Tak. Janę odwzajemniła uścisk. Słyszałem jej podciąganie nosa. Jaką poczułem ulgę, a najbardziej szczęście. Popatrzyliśmy na siebie z uśmiechami na twarzach.
-Myślałem, że....
-Mnie straciłeś?
Pokiwałem głową, ręką wytarłem szybko łzy, żeby nie było, że ryczałem. Mężczyźni nie ryczą!
-Słyszałam gdzieś, że chłopacy nie przyznawają się do swoich uczuć.
-Bo to prawda.
-Tak? Ja natomiast słyszałam, że mnie kochasz.
-A ja nie słyszałem od Ciebie, że coś do mnie czujesz!
Uśmiechnęła się jeszcze bardziej. Już mieliśmy  zastygnąć w pocałunku, gdy nagle przerwała nam dobra wróżka.
-Co to jest za całowanie?
-O co Ci chodzi mamo?
-Masz szlaban!
-Za co!!!?
-Za i na wszystko.
-Jane. Spokojnie. To nie jest twoja mama.
-Pewnie, że jestem jej matką! Co ty smarkaczu wygadujesz?
-Mnie nigdy by tak nie nazwała. Nie krzyczałaby bez powodu na córkę. Nie jesteś prawdziwą wróżką!
-Carlos. Co jest?
-Wiesz. Bo twoja mama to naprawdę Uma.
Zciągneła pomarańczowy pierścień i zmieniła się w siebie. Ume. Nie była zadowolona.
-Skąd do cholery wiedziałeś, że to ja? Gadaj!!
-Nic tobie nie powiem.
Jane oniemiała. Po chwili się odezwała.
-Gdzie moja mama?
-I Ben?
-Teraz ja nic nie powiem, ale możecie się spodziewać DUŻEJ niespodzianki. Hahaha.
Poszła w stronę sal lekcyjnych. Poszliśmy za nią, ale żeby nas nie widziała.

Jay

Szliśmy właśnie do Mal. Po chwili usłyszeliśmy powiadomienie wiadomości. Lonnie wyciągneła telefon. Zrobiła wielkie oczy.
-Jay. Zobacz.
-Co takiego?
Pokazała mi zdjęcie. Numer nieznany wysłał fotografie z nieprzytomną dobrą wróżką i Benem.
-To pewnie Uma. Daje głowe. Razem z Harry'm i Gillem coś robili.
-Choćmy szybko to sprawdzić.
Poszliśmy do szkoły. Zauważyliśmy jak Gill wchodzi do pokoju chemicznego. Schowaliśmy się za ścianą.
-Jak myślisz. Co oni tam robią?
-Nie mam pojęcia, ale napewno jest tam Ben i dobra wróżka.
Odwróciłem głowę do tyłu. Lonnie tam nie było.
-Lonnie? Lonnie! Gdzie jesteś?
Pobiegłem jej szukać. Zauważyłem Harry'ego. Najbardziej to jego nakrycie głowy. Pewnie on ją zabrał.

Lonnie

Miałam zaklejone usta i związane ręce. Nie wiem jak to zrobił tak szybko. Harry trzymał mnie na rękach z podejrzliwym uśmieszkiem. Miotałam się i miotałam. Ale się dałam.
-Spokojnie kochana. Twój chłopak nas nie znajdzie. Mam w zanadrzu niecne plany z twoją osobą.
Kręciłam głową. Niech ze mną nic nie robi. Błagam! Mam tyle rzeczy do zrobienia. Wygrać zawody w szermierce, poprowadzić nieliczne, chińskie wojska do zwycięstw na wojnach, zakochać się w kimś i założyć rodzinę. Tego ostatniego mi się napewno nie uda, więc coś o wiele innego.
-Nie ruszaj się tak. Nie chcesz chyba spaść i zrobić sobie krzywdę. Co nie? Hahahaha.
Zaniusł mnie do jakiegoś ciemnego pokoju. Posadził mnie na krześle i związał do niego. Zamknął drzwi i wyciągną zegarek. Po chwili odkleił ode mnie taśmę i zaczął znów się śmiać.
-Co ty ode mnie chcesz??
-Najpierw cię zahipnotyzujemy, potem...
-Dlaczego mówisz o sobie w liczbie mnogiej?
-No yyy.... Dlaczego ty mi dajesz lekcje z anglika?
-A czemu jesteś takim cymbałem i kretynem?
-Nie będę ci tłumaczył. Teraz...
Zaczełam się śmiać.
-Z czego lejesz? Jestem aż tak zabawny?
-Nie z ciebie mam bekę. Nie powiem ci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro