Jakaś tajemnica
Chodziliśmy po całej uczelni, szukając pasującej dziurki od klucza. Troche było tu strasznie. Na szczęście byłam z Jay'em, więc się nie bałam. Po chwili usłyszeliśmy jakiś niepokojący śmiech. Dopiero po jego zakończeniu zdałam sobie sprawę, że to był nagrany śmiech, ale z kąd się wydobywał?
Czułam się jak w jakimś horrorze. Szliśmy jeszcze jakieś 2 minuty, gdy nagle rozległ się
trzask. Przeszedł mnie dreszcz.
-Jak myślisz Jay. Co to było?
-Nie mam pojęcia, ale napewno to sprawdzimy.
Zaszliśmy do sali lekcyjnej. Była otwarta, ale światło było wyłączone. Nie mieliśmy latarki, więc guzik widzieliśmy. Na szczęśnie światło latarni było widać przez odsłonięte okno. Jay zauwarzył odsłunientął klapkę na suficie, przy której była powieszona drabinka. U góry było pomieszczenie, w którym ani ja, ani Jay nigdy nie byliśmy. Postanowiliśmy tam wejść. W tamtym pokoiku było światło. Znajdowały się tam szafki z półkami, ma których siedziały drewniane jak i porcelanowe marionetki. Były w dość kiepskim stanie. Wyglądały strasznie. Wziełam jedną z nich do rąk, by się jej lepiej przyjrzeć. Po chwili z jej otwartych ust wypełzły całe zakrwawione pająki. Yyyyyy fuj. Szybko ją odłożyłam i strzepnełam insekty z koszulki.
-Hej Cornellia. Choć zobacz co tam jest. Drzwi są zamknięte. Masz może przy sobie ten klucz?
Kiwnełam głową i dałam mu do ręki kluczyk. Pasował. Otworzył je. W środku były wszystkie skonfiskowane rzeczy, przez panią dyrektor.
-Wszędzie szukałem tej piłki.
Jay wziął swoją piłkę do rąk i przytulił. Po chwili poczułam dziwny zapach. Zrobiło mi się duszno i chwilę potem zasnełam.
Obudziłam się w dziwnym miejscu. Całe moje ciało mi bodajrze zdrętwiało. zdrętfiało. Byłam przywiązana do krzesła i nie mogłam niczym ruszyś, prucz głową i palcami. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki. Boje się. Nie chce być w żaden sposób torturowana lub zginąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro