Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 31

- Cześć - powiedziałem do Kanady, otwierając drzwi samochodu. Też kiedyś zrobię prawo jazdy.

- Hej - odparł i włączył silnik. - Jak się czujesz?

- Dobrze - rzekłem tylko, rzuciwszy torbę na tylne siedzenie. - Chyba dobrze - dodałem.

- To dobrze - stwierdził, co było dość niezręczne. Zacząłem żałować, że w ogóle skorzystałem z tej przepustki. 

- Dlaczego twój ojciec zgodził się, żebym mógł u was nocować? Myślałem, że mnie nienawidzi. 

Wzruszył ramionami.

- Chyba uświadomił sobie, jak bardzo Ameryka ciebie kochał - odparł, rozsiadając się wygodniej na skórzanym fotelu. - Wiesz, znaleźliśmy jego stare pamiętniki.

Przez chwilę nie wiedziałem, o czym mówi Kanada, ale później zorientowałem się, że faktycznie Ameryka miał coś takiego. Dowiedziałem się o ich istnieniu przed imprezą, a później jakoś zupełnie wypadło mi to z głowy.

- Właściwie to nie są do końca pamiętniki - kontynuował dalej. - Bardziej przemyślenia, wiersze, krótkie opowieści i mapy myśli. Dobrze by było gdybyś to przeczytał - powiedział, a mnie przeszedł dziwny dreszcz. Z jednej strony szczęścia i radości, ale też niepokoju, smutku i rozdrapania starych ran. Chociaż może nie tak starych. Zależy czy trzy miesiące od jego śmierci to dużo.

Skinąłem głową.

- Swoją drogą przepraszam, że nie odwiedzałem cię często. Mam dużo pracy i muszę spędzać cały swój wolny czas z ojcem. Wiem, że jestem dla niego wsparciem, on nie do końca się jeszcze otrząsnął z tej śmierci. Poza tym uważa, że to jego wina i że nie powinien był mu tyle zabraniać - odrzekł. - Ale Ukraina często mi mówi co tam u ciebie. Podobno często cię odwiedza i wasze relacje się polepszyły. Dobrze, że tamtego dnia był mnie pocieszyć, bo inaczej by ciebie nie uratował.

- Co? - Zmarszczyłem brwi.

- No po szkole, gdy dowiedział się, że Ameryka nie żyje, wpadł do mnie. Mówił mi, że widział całą sytuację i wiedział, że możesz sobie coś zrobić. Na szczęście przeczucie go nie myliło - podsumował.

- Aha - odparłem, tak jakby wszystko wydawało się być jasne, choć w ogóle nie było. Dlaczego był u Kanady, skąd oni się w ogóle znają? I dlaczego Ukraina skłamał? Nie, to akurat oczywiste. Bał się przyznać, że się o mnie... Troszczy? Nie wiem, czy to nie zbyt duże słowa. Chociaż faktycznie często u mnie bywał, w szpitalu psychiatrycznym. Myślałem, że robi to, ponieważ tak wypada, a co jeśli nie?

- W ogóle wiem, że może być ci ciężko to zaakceptować, ale... - zaczął i trochę się zawahał.

- Co? - spytałem.

- Razem z Ukrainą jesteśmy ze sobą dość blisko - odpowiedział wpatrzony w samochód przed nami i lekko się zarumienił.

- Och. - To jedyne, co byłem w stanie z siebie wydusić. Szczerze mówiąc to ostatnie czego bym się spodziewał.

- Pewnie jest ci z tym ciężko. Rozumiem to i będziemy próbowali się z tym przy tobie nie obnosić - tłumaczył.

- Nie, to znaczy, nie przeszkadza mi to. Po prostu jestem... zdziwiony.

- Naprawdę? Myślałem, że będzie ci z tym źle, szczególnie po stracie Ameryki.

Wzruszyłem ramionami, tak jakbym nie wiedział, kim jest Ameryka i jakby nic nigdy mnie z nim nie łączyło.

- Ukraina? Pamiętam, jak ostrzegałeś przede mną Amerykę, więc jak to możliwe, że zakochałeś się w moim bracie?

- Miłość nie wybiera - odparł. - Ale faktycznie miałem z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Lecz po śmierci Ame ojciec chyba zaakceptował nasz związek jak i to, że was też coś łączyło.

Zacząłem się nad tym zastanawiać. Jego śmierć wywołała, że niektóre rzeczy zmieniły się na lepsze. Nawet kiedy już go tutaj nie ma to szerzy dobro. W szpitalu psychiatrycznym miałem dużo czasu na takie przemyślenia. Powoli godziłem się tam z jego śmiercią i dochodziłem do siebie. Dobrze mi zrobił ten odpoczynek od wszystkiego. Nie wiem, czy mam już wystarczająco dużo sił, by wrócić do codzienności, ale wierzę, że kiedyś na pewno nadejdą takie dni. Przed śmiercią Ameryki powtarzałem sobie, że jest dobrze, ale nie byłem przygotowany na taki cios od losu. Chciałbym nauczyć się, co zrobić, żeby czuć się dobrze, kiedy nasze dobro zostanie zachwiane.

Gdy Kanada zawiózł mnie do jego domu, ku mojemu zdziwieniu, okazało się, że czeka tam na mnie Ukraina i Białoruś. Nie pamiętam kiedy ostatnio ją widziałem. Zastanawiam się czy to mogło być w tamten dzień, kiedy odwiedziłem dom Kazachstanu. Czy naprawdę tak dawno jej nie widziałem?

- Cześć - powiedziałem do Ukrainy i spojrzałem się na Białoruś. Wciąż się mnie boi? Czy Ukraina powiedział jej prawdę? Niestety, odpowiedzi nie mogłem odczytać z jej twarzy. - Dzień dobry - zwróciłem się do Wielkiej Brytanii. Nie odpowiedział mi. Tylko przeszył mnie wzrokiem od góry do dołu. Chyba nie wiedział, jak się ma zachować. To nic. Chyba też nie odpowiedziałbym chłopakowi mojego zmarłego syna, którego jeszcze tak niedawno nienawidziłem z całego serca.

- Nakryję do stołu i może zjemy coś ciepłego? - Sytuację starał się załagodzić Kanada, który już zaczął sięgać po talerze. Zaraz później dołączył do niego Ukraina, chwytając za sztućce i Brytania, który wyciągnął pieczeń z piekarnika.

Za to ja nie za bardzo wiedziałem, co mam zrobić. Ponownie spojrzałem się na Białoruś, która stała obok mnie. 

- Dlaczego nasza rodzina jest zepsuta? - spytała, a ja momentalnie zdrętwiałem.

- Kto ci tak powiedział? - odpowiedziałem najmilszym tonem na jaki było mnie stać.

- Ukraina, mówił, że jesteśmy trochę zepsutą rodziną, ale na pewno kiedyś będziemy działać jak wszystkie inne normalne rodziny - odparła spokojnie.

Wziąłem głęboki wdech.

- A wiesz co? Ja myślę, że nie ma normalnych rodzin i bycie zepsutym jest dobre. Też jestem zepsuty i nigdy nie będę do końca naprawiony. Życie to ciągła praca nad sobą i wiele bólu, wyrzeczeń, cierpienia, ale myślę, że życie jest tego warte. Kiedyś zobaczymy światło jaśniejsze od słońca, ale jeszcze nie teraz. Teraz cieszmy się z tego, co mamy. A kiedy przyjdzie czas to podziękujemy za wszystko, co nas spotkało i dumnie spojrzymy na jasność.

Białoruś przez chwilę nic nie mówiła. Wyglądała trochę, jakby trawiła moje słowa. Właściwie nie tylko ona. 

- Mam bardzo mądrych braci - powiedziała tylko i pobiegła zająć miejsce przy stole. Jej uśmiech był cenniejszy niż całe złoto na świecie. Ja też, po otrząśnięciu się z własnych słów, usiadłem do obiadu. Przez długą chwilę od rozpoczęcia nikt nic nie mówił, ale już chwilę później Kanada podjął temat.

- Długo u nas zagościsz? - spytał.

- Nie, już jutro muszę wracać - odparłem, na co Kanada wydał z siebie tylko krótkie "och".

- A powiedz mi jak wygląda taki pobyt w szpitalu psychiatrycznym? - wtrącił Brytania.

- Głównie to pilnują, żebyś się nie zabił - odparłem i kątem oka spojrzałem na Białoruś, którą na szczęście średnio interesowała moja rozmowa z Brytanią.

- Pomogli ci tam?

- Tak, tak mi się wydaje.

- To dobrze - powiedział, a ja zacząłem się zastanawiać, czy inni też mają problem z relacjami międzyludzkimi.

Gdy skończyliśmy jeść obiad Kanada zaprowadził mnie do pokoju, w którym miałem spędzić noc. Był to jeden z pokoi gościnnych w ich domu. Pamiętam, jak jeszcze nie tak dawno temu musiałem go sprzątać. Jak to możliwe, że w zaledwie rok doznałem najlepszego i najgorszego uczucia - miłości i jej straty?

Po typowej formułce brzmiącej: "Pamiętaj, gdyby coś się działo zawsze możesz na mnie liczyć" Kanada wyszedł z pokoju, a ja zostałem sam. Położyłem się na łóżku i zacząłem gapić się w sufit. Chwilę później jednak stwierdziłem, że napiszę do Niemiec i spytam się, czy może się jutro spotkać.

Niemcy

Hej, nie wiem, czy pamiętasz, ale właśnie opuściłem szpital na dwa dni, więc może się jutro spotkamy?


Nie odpisał. Odłożyłem telefon na komodę i podniosłem się z łóżka. Podszedłem do okna i podparłem się łokciami na parapecie. Z tego miejsca mogłem zobaczyć ogródek ogrodzony płotem. Poza nim w oczy rzuciła mi się jeszcze ta drewniana skrzynka, którą Ameryka specjalnie tam postawił. Pewnie Brytania po śmierci dowiedział się o jego częstym opuszczaniu domu bez zgody na to, ale nie chciał wyrzucać lub przestawiać tej skrzynki. Naprawdę to rozumiem. Kto by pomyślał, że po wycieczce na dach już nigdy go nie zobaczę? Nawet kiedy odbywał się jego pogrzeb ja już byłem w szpitalu psychiatrycznym. A co jeśli by nie umarł? Zostalibyśmy ze sobą już do końca naszych dni czy wydarzyłoby się coś przez co byśmy zerwali. Podobno po roku już mija ten stan bezgranicznej miłości. Czy tak by było z nami? Nieważne, i tak już nigdy się nie dowiem.

Usłyszałem pukanie do drzwi.

- Proszę - powiedziałem i odsunąłem się od okna.

- Jak się czujesz? - Ukraina wszedł do pokoju ze stosem zeszytów w rękach. Pomogłem mu zamknąć drzwi.

- Dobrze - odparłem zmęczony ciągłymi pytaniami o mój stan.

- Zawsze odpowiadasz to samo - zauważył. Odłożył zeszyty na komodę obok mojego telefony i spojrzał mi w oczy.

Wzruszyłem ramionami. Mógłbym odpowiedzieć: "Bo zawsze mnie o to pytacie", ale tego nie zrobiłem.

Ukraina westchnął.

- Jak Białoruś? - zmieniłem temat. 

- Dobrze - odpowiedział dokładnie tak samo jak ja, ale po chwili dodał - Słuchaj, nie będę jej już nastawiał przeciwko tobie, to faktycznie było idiotyczne. Może masz rację, że powinienem to wszystko puścić w niepamięć.

W tym momencie zacząłem się zastanawiać, czy ktoś podmienił mojego brata czy Kazachstan zrobił mu porządny wykład o wartościach rodzinnych. Jednak nie przypuszczałbym, że którakolwiek z tych rzeczy byłaby w stanie coś zmienić.

- Przyniosłem ci pamiętniki Ame. Kanada mówił, że warto byś je przeczytał - odparł chyba widząc mój szok i zdziwienie.

Skinąłem głową.

- To ja już może pójdę - odparł. Chyba też był w stanie wyczuć tę niezręczność pomiędzy nami.

- W takim razie do zobaczenia - powiedziałem i już po chwili Ukraina wyszedł z pokoju. Wypuściłem powietrze z płuc. Nawet nie wiedziałem, że wstrzymywałem je tak długo. 

Spojrzałem się na zeszyty. To ślad, który Ameryka pozostawił na tym świecie. Te pamiętniki są trochę, jak zdjęcia, które odnajdujesz w domu swojej zmarłej babci. Dowiadujesz się więcej o danej osobie. Rzeczy, których nie wiedziałeś i nigdy byś nie podejrzewał wychodzą na światło dzienne. I pomimo, że ta osoba już nie żyje to informacje i wspomnienia o niej wciąż żyją w ludziach. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro