Rozdział 3
Po chwili dotarło do mnie, że muszę już iść na lekcję. Wziąłem się więc w garść, chwyciłem za plecak i ruszyłem w kierunku klasy. Po tym co się stało raczej nie za bardzo miałem ochotę na ponowny kontakt z ludźmi. Przez pewien czas zastanawiałem się, czy nie uciec ze szkoły, ale wtedy przypomniałem sobie o mojej siostrze. Nie chcę jej dawać złego przykładu. Ona nie może wiedzieć, że jest ze mną aż tak źle. Na razie uznaje mnie za świetnego starszego brata, a nie mordercę bez skrupułów. To właśnie ona jeszcze utrzymuje mnie przy życiu. To by ją zniszczyło, gdyby dowiedziała się, że chcę popełnić samobójstwo. Właśnie dlatego jeszcze tutaj jestem, dla niej, ale boję się, że kiedyś zabraknie mi siły na udawanie, że wszystko jest dobrze.
Zanim do sali weszła ostatnia osoba zdążyłem chwycić za klamkę i niepostrzeżenie wślizgnąć się do środka. Drugą lekcją była matematyka, jakby los jeszcze bardziej chciał mnie dobić. Przedmiot, którego za cholerę nie potrafię zrozumieć. Może gdybym od początku liceum uważał na lekcjach teraz widziałbym, co omawiamy. Ale nie uważałem, więc jedyne z czego zdaję sobie sprawę to, że jest to w chuj trudne, że nauczycielka jest surowa i wredna, i że muszę wyjść z zagrożenia przed końcem roku.
Na szczęście siedziałem w ostatniej ławce, co było zbawieniem przy testach. Ściagi nie zawsze są skuteczne, ale można z nimi dostać dwójkę lub trójkę, a to mi zupełnie wystarczało.
Gdy do sali weszła nauczycielka wszyscy musieliśmy wstać i przywitać się, bo lekcja nie będzie wtedy dobrze rozpoczęta. Jaki człowiek wymyśla tak głupie zasady jak zbiorowe witanie się? Później wszyscy usiedliśmy na swoich krzesłach, a pani zaczęła sprawdzać obecność. Słuchałem jak osoby po kolei odpowiadają, gdy usłyszą swoje imię, aż nauczycielka wypowiedziała moje:
- Rosja? - zapytała.
- Jestem - odparłem słabym głosem.
- Nie było ciebie na pierwszej lekcji - stwierdziła.
- Przepraszam, zaspałem.
- Jeszcze trochę a nie przejdziesz do kolejnej klasy.
Jeszcze trochę a popełnię samobójstwo i gówno mnie będzie obchodzić kolejna klasa. Tylko nikt nie będzie się tego spodziewał, a później wszyscy będą zaskoczeni moją nagłą śmiercią. "W ogóle nie wyglądał jakby chciał się zabić, zawsze był taki uśmiechnięty. Nie mam pojęcia, co się mogło stać" - będą mówili, ale wtedy będzie już za późno.
- Tak, obiecuję, że się poprawię - odparłem zamiast tego.
Nauczycielka tylko powiedziała coś pod nosem zrozumiałego tylko dla niej, coś w stylu: Ach ta dzisiejsza młodzież, a później wróciła do odczytywania listy obecności. Ja natomiast położyłem głowie na stole, przykładając swój policzek do zimniej deski i udawałem, że nie istnieję. Tak spędzę następnie lekcje, zastanawiając się nad sensem życia i odziwo jego brakiem. Nauczycielka wstała i zaczęła tłumaczyć jakże ważne i przydatne w dorosłym życiu rzeczy. Przeglądając się po klasie zobaczyłem, że większość osób i tak jej nie słucha tylko siedzi na telefonie lub rysuje coś na marginesie zeszytu. Nikogo tak naprawdę to nie obchodzi. Wszyscy czekają na dzwonek i modlą się, żeby przypadkiem nie zostać zapytanym. Nauczycielka chyba jednak nie zrażona brakiem zainteresowania nadal tłumaczyła dlaczego pierwiastek z czegośtam nie może się równać jakiejśtam potędze. Przymknąłem delikatnie oczy i próbowałem o niczym nie myśleć. Myślenie też powoli staje się męczące.
- Czy wszystko jest jasne? - zapytała nauczycielka po długim monologu.
Uwielbiam to pytanie. No bo jeśli czegoś nie wiesz i się nie zgłosisz to nie będziesz wiedział o co chodzi i ten brak może spowodować jeszcze większe braki w przyszłości. Ale jeśli się zgłosisz i dopytasz to zostaniesz zbesztany za to, że nie słuchałeś i "nie będę się drugi raz powtarzać!". Poza tym fenomen tego przedmiotu polega na tym, że nie wiesz czego nie wiesz.
- Dobrze w takim razie przejdźmy do zadań - odparła zadowolona z braku pytań. - Otwórzcie podręczniki na stronie 241. Czy ktoś chciałby zrobić zadanie pierwsze?
Kolejnym absurdem jest to, że ta nauczycielka naprawdę myśli, że ktoś chciałby podejść do tablicy i wykonać zadanie przy tablicy, nawet nie za bardzo się nad nim zastanawiając.
Nikt się nie zgłosił.
- No dobrze. W takim razie do tablicy poproszę... - Spojrzała w dziennik. - Rosję.
Wszystkie głowy w jednym momencie zostały skierowane w moją stronę. W tym właśnie momencie uświadomiłem sobie, że to absolutnie najgorszy dzień w moim życiu. Co jeszcze złego mogłoby mi się przydarzyć? Nie wiem dlaczego życie jest wobec mnie takie okrutnie, ale najwyraźniej ma ku temu bardzo ważne powody.
Nie pozostało mi nic innego niż wstać, wziąć podręcznik w rękę i podejść do tablicy. Gdy przechodziłem obok ławek zauważyłem, że moi rówieśnicy straci już mną zainteresowanie i wrócili do swoich poprzednich zajęć. Najważniejsze, że to nie oni zostali wytypowani.
Stanąłem pod tablicą jakieś półtora metra od nauczycieli i otworzyłem podręcznik na podanej stronie. Zacząłem czytać treść zadania i okazało się, że absolutnie nic nie wiem, co wcale mnie nie zaskoczyło. Zerknąłem znad książki na nauczycielkę. Nie mam pojęcia, jak wykonać to ćwiczenie.
- No więc co musimy zrobić jako pierwsze? - zapytała, ale tak, żeby cała klasa słyszała.
- Przepraszam, ale chyba nie wiem jak rozwiązać to zadanie - przyznałem po dłuższej chwili milczenia. Twarz nauczycielki spochmurniała.
- Przecież przed chwilą omawialiśmy jak robić tego typu zadania. Słuchałeś o czym mówiłam? - To nie był ton głosu miłej cioci tylko starej baby, na którą wpadło się przypadkowo w sklepie.
- Nie - odparłem cicho, nie mogąc zdobyć się na nic więcej.
- Może byś się wreszcie zaczął uczyć?! - Jej ton głosu stał się ostrzejszy.
Znowu chciałem się popłakać. Czy naprawdę moje życie będzie składało się z chujowych akcji, a później próby nie popłakania się. Wiem, że to nic takiego, że nie mam pojęcia jak rozwiązać zadanie, ale naprawdę życie jest strasznie męczące, kiedy ciągle rzuca ci kłody pod nogi.
Zanim jednak przejdę do dalszej części tej historii muszę wam coś powiedzieć. W naszej sali od matematyki stoły są ustawione tak, że najbliższy jest tuż przed tablicą co równa się stwierdzenu, że jest tuż przed wkurzoną nauczycielką. I jeśli osoba siedząca w pierwszej ławce się wyciągnie to jest w stanie podłożyć komuś nogę. Chyba już wiecie do czego zmierzam.
No więc gdy pani zrobiła krok w lewo to potknęła się o podłożoną nogę i upadła na podłogę. Reakcja klasy to śmiech, pani krzyk, a moja to zdezoriętowanie. Jednak po chwili klasa przestała się śmiać, słysząc, że krzyk nauczycielki nie ustępuje, a ona sama nie wstaje.
- Moja ręka!!! Ty przeklęty gówniarzu, coś ty mi zrobił?!!! - zwróciła się do mnie. To absolutnie nie był ton miłej cioci.
Nie mam pojęcia jak niby miałbym tego dokonać, ale według niej to i tak ja byłem wszystkiemu winien. Klasa nie za bardzo wiedziała co zrobić. Wszyscy raczej byli przerażeni i nie mieli pojęcia co dalej począć. Ale najbardziej z nich wszystkich przerażony byłem ja. W końcu to mnie nazwała przeklętym gówniarzem i jeśli to gdzieś zgłosi to wszystkiemu winien będę ja.
Wyszedłem. Tak po prostu chwyciłem za plecak i wyszedłem z sali. Uciekłem od tego wszystkiego, bo było tego za dużo. Nie mogłem znieść tej presji. Kiedy myślałem, że ten dzień nie może być gorszy on okazał się być loterią chujozy, a ja wygrałem główną nagrodę.
Myślałam, że ten rozdział będzie miał co najwyżej 600 słów a wyszło 1150 xD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro