Rozdział 27
Wybrałem numer i nacisnąłem odpowiedni przycisk.
Mam nadzieję, że nie zmienił adresu odkąd się wyprowadził. Chociaż to mało prawdopodobne. Wtedy Ukraina nie wiedziałby, gdzie mieszka i ostatecznie, by mnie nie opuścił. No chyba, że gdy już odkrył, że on zmienił adres to się z nim skontaktował i zapytał o obecny. Właściwie to całkiem logiczne. Ale ja wolałem nie uprzedzać, że wpadnę. Możliwe, że bałem się rozmowy telefonicznej. To głupia wymówka. Jak można się bać zadzwonić, ale nie bać się przyjść pod sam dom i się spotkać? Nieważne, mam tylko nadzieję, że ktoś będzie w mieszkaniu.
- Halo? - odezwał się dobrze znany mi głos.
- Yh, hej to ja - odparłem chyba w najgłupszy możliwy sposób.
- Rosja?
- Tak, wpuścisz mnie?
W odpowiedzi usłyszałem długi dźwięk oznaczający otwarcie drzwi. Chwyciłem za klamkę i pociągnąłem je do siebie.
- Ja chyba tutaj zostanę - odezwał się Ameryka, który towarzyszył mi w całej "misji".
- To nie potrwa długo, obiecuję. I przepraszam, że ciebie w to wciągam - odpowiedziałem, na co on przewrócił oczami.
- Jestem od pomagania ci również w tych trudnych chwilach, a nie tylko w tych miłych.
- Dziękuję. - Uśmiechnąłem się i wszedłem do bloku.
Gdy już znalazłem się w środku udałem się do windy, do której po chwili mogłem wsiąść.
Wtedy przypomniała mi się wczorajsza rozmowa z Estonią. Pozory naprawdę cholernie mylą. Nigdy nie myślałem, że Finlandia zdaje sobie sprawę jaki jest. Zawsze myślałem, że po prostu jest zły. Ale chyba świat byłby zbyt prosty, gdyby ludzie dzielili się tylko na złych i na dobrych. A może on też czuje się okropnie. I płacze w poduszkę i zadaje sobie pytanie: "Dlaczego inni znają swoje miejsce tylko nie ja?" Ale nikt tego nie widzi i każdy myśli, że jesteś potworem. Ale również nikt poza nami samymi nie widzi jacy jesteśmy pogubieni, zdołowani i zepsuci.
Wysiadłem z windy. Chwilę wahałem się czy wejść, w końcu minęło tyle czasu. Ostatecznie jednak zapukałem do drzwi, które od razu się otworzyły.
- Cześć - powiedział Kazachstan, który stał w progu drzwi. Miał na sobie ciemnożółty sweter i nie zmienił się za bardzo odkąd ostatnio się widzieliśmy.
- Hej - odparłem krótko.
- Proszę, wejdź - powiedział i przesunął się, bym mógł przekroczyć próg jego mieszkania.
- Jest Ukraina i Białoruś? - spytałem, zdejmując buty.
- Poszli do sklepu, ale niedługo powinni wrócić - odparł, zamykając drzwi.
- Mogę tutaj na nich zaczekać?
- Jasne, może zrobić ci kawę albo herbatę?
- Poproszę herbatę - odparłem i oboje udaliśmy się do kuchni.
- Ukraina mówił mi, że straciłeś pracę - powiedział wlewając wodę do czajnika. Ja w tym czasie usiadłem przy kuchennym stole. - Naprawdę mi przykro. Uważam, że jako rodzeństwo powinniśmy się wspierać.
- To naprawdę nic takiego - skłamałem. - Niedługo znajdę sobie nową.
- Ukraina nie zachował się dobrze w stosunku do ciebie - ciągnął dalej zupełnie nie zważając na moje słowa. - Rozumiem, że mógł się trochę zdenerwować z tego powodu, ale zamiast cię opuszać powinien cię pocieszyć i zaoferować swoje wsparcie.
- Możliwe. - Wzruszyłem ramionami. - Ale i tak nigdy się nie lubiliśmy. Właściwie to się mu nie dziwię, że tak zareagował. W przeszłości... sam wiesz. Od dawna chciał się ode mnie wyprowadzić.
- Tak, wiem. Wszyscy przez to przeszliśmy i to na pewno było za dużo jak dla dzieci. Ale nie możemy cofnąć czasu. Musimy sobie nawzajem wybaczyć. - Gdy woda w czajniku się zagotowała Kazachstan otworzył szafkę i wyciągnął z niej dwa kubki. - Czarna bez cukru, dobrze pamiętam?
- Tak - odparłem i po krótkiej chwili obie herbaty znalazły się na stole, przy którym usiadł też Kazachstan. - Pewnie masz rację, ale to nie ode mnie zależy.
- Dlaczego w ogóle chcesz się z nimi spotkać? - spytał upijając łyka herbaty.
- Nie wiem, może liczę na pogodzenie się lub wyjaśnienie paru spraw. Próbowałem się już wcześniej skontaktować z Ukrainą, ale on wciąż mnie ignoruje. Ale chyba najbardziej chcę spotkać się z Białorusią. Ukraina przekonał ją, że jestem bezduszny i teraz ona się mnie boi. Możliwe, że przypominam jej ojca.
- Przepraszam, nie wiedziałem. Pamiętam, że kiedyś byłeś dla niej całym światem.
- Tak... - odparłem cicho i uśmiechałem się na wspomnienie dobrych chwil, których wcale nie było aż tak dużo.
Napiłem się herbaty i usłyszałem powiadomienie, oznaczające nową wiadomość. Odblokowałem telefon i sprawdziłem kto to.
Ameryka
Przygotuj się stary
W pierwszej chwili nie za bardzo wiedziałem, co to oznacza i gdy już miałem go prosić o wyjaśnienie usłyszałem dźwięk otwierania drzwi. Wtedy pojąłem, co oznaczała jego wiadomość.
- Co ty tutaj robisz?! - wycedził Ukraina, wchodząc do kuchni. Miał zaciśnięte pięści i widać było, że powstrzymywał gniew. Dalej zobaczyłem Białoruś, która speszona patrzyła na moją twarz.
- Chcę tylko porozmawiać - odpowiedziałem ze spokojem. Nie mogę dać się sprowokować, jak ostatnio.
Ukraina kątem oka spojrzał na Białoruś i odparł:
- Dobrze, chodźmy do innego pokoju.
Wstałem od stołu i spojrzałem się na Kazachstan, a potem udałem się do osobnego pomieszczenia z Ukrainą.
- Czy ja wyglądam, jakbym chciał z tobą rozmawiać?! - rzucił od razu po zamknięciu drzwi.
- Zachowujesz się jak dziecko. Porozmawiamy ze sobą, jak dorośli ludzie, bez żadnych fochów.
- Ja zachowuję się jak dziecko?! To ty ciągle chcesz, żeby inni się tobą opiekowali! Jesteś taki biedy z tym twoim smutkiem w życiu! Ale wiesz co?! Inni też mają problemy! - krzyknął.
- Wiem, że wciąż jesteś na mnie zły za to co wydarzyło się w przeszłości - zacząłem. - Byłem okropnym bratem i nie ma dla mnie żadnego usprawiedliwienia. Ale nie mogę cofnąć czasu. Przepraszam, przepraszam cię za te wszystkie lata udręki. Chcę żebyś wiedział, że naprawdę jest mi przykro i żałuję wszystkiego. Tego, że cię biłem, wyzywałem... Przepraszam.
- I co? Mam ci tak po prostu wybaczyć i wszystko będzie okej?
- Nie, przede wszystkim chcę, żebyś to wiedział i przestał na mnie patrzeć, jak na najgorsze zło na świecie. I niech Białoruś też wie, że nie jestem tyranem. To też moja siostra.
- Wynoś się stąd.
- Co? - zapytałem lekko skołowany.
- Wynocha z tego mieszkania!!! - krzyknął i zaczął mnie pchać w stronę drzwi. Wydaje mi się, że zobaczyłem nawet łzy w jego oczach, ale to niekoniecznie musiała być prawda. Spojrzałem się ostatni raz na Białoruś i Kazachstan, którzy doznali lekkiego szoku, a potem Ukraina zamknął mi drzwi przed nosem.
I wtedy to zrozumiałem - Ukraina też był zepsuty.
Chwilę później drzwi otworzył mi Kazachstan i przeprosił za całą sytuację, a ja odparłem, że nic się nie stało i podziękowałem za gościnę, a potem wyszedłem z bloku, gdzie stał Ameryka.
- Twój brat nie jest zbyt miły - zaśmiał się i wsunął telefon do kieszeni.
- Co ci powiedział?
- Nic szczególnego, pytał, co ja tu robię, a gdy odpowiedziałem, że chcesz z nim porozmawiać, on się zdenerwował i szybko wszedł do bloku. Domyślam się, że spotkanie nie poszło najlepiej.
- Tak, ale właściwie powiedziałem wszystko, co chciałem, a najważniejsze, żeby to wiedział. Niestety nie udało mi się porozmawiać z Białorusią i nie sądzę, by w najbliższej przyszłości mi się udało.
- Może w ogóle zakazać tobie widywania się z nią? W końcu to twoja siostra.
- Teoretycznie nie może, ale jeśli każda wizyta będzie się tak kończyła, to chyba lepiej dla niej, żeby się ze mną nie widziała. Nieważne, nie chcę o tym teraz myśleć. Skoro już załatwiliśmy moją sprawę, to powiedz, gdzie chcesz się wybrać?
- Dobrze, ale najpierw muszę się ciebie o coś spytać - czy to jest randka?
- Eee, tak, chyba tak - odparłem lekko zarumieniony.
- Nasza pierwsza randka. W takim razie to musi być coś wyjątkowego. Może droga, wykwintna restauracja? Nie, coś lepszego. Coś jeszcze bardziej unikatowego. Coś, co zapamiętamy do końca życia... Wiem! Mam świetny pomysł! Pójdziemy do parku, a później zjemy tanie hot dogi! - wykrzyknął.
- Jesteś pewien - spytałem, zwiedziony jego wstępem.
- Tak, to takie proste, nie liczy się gdzie jesteś tylko z kim jesteś, a niektórym zupełnie wypada to z głowy - odpowiedział i zaczął iść w stronę najbliższego parku. - A i jeszcze jedno, chcę przez cały czas trzymać cię za rękę.
- Jest twoja - powiedziałem, podając mu dłoń, którą od razu chwycił.
I tak miło spędziliśmy czas. Chodząc po parku i rozmawiając. A ja czułem, że chyba coraz bardziej się zakochuję. To było dziwne uczucie, ale nie chciałem się go pozbywać. Czułem też, że coraz bardziej go pragnę. Możliwe, że tej bliskości, dotyku, czułości. Chyba to był dobry wybór, by powiedzieć, co czuję.
- Jakiś miesiąc temu nigdy bym nie pomyślał, że to wszystko tak się potoczy - powiedział, gdy usiedliśmy razem na ławce. - W mojej głowie byłeś tą nieczułą osobą. Wiesz, taką która nigdy nie zatroszczy się o innych. Możliwe, że nasłuchałem się za dużo wywodów mojego ojca. Poza tym wydawało mi się, że w ogóle do siebie nie pasujemy i nigdy nie mógłbym się z tobą zaprzyjaźnić. Ale pewnie, gdybym tamtej lekcji nie wszedł do toalety, nasze drogi nigdy by się nie zeszły.
- A ja mógłbym być już martwy - powiedziałem cicho.
Ameryka ścisnął mocniej moją dłoń i wziął głęboki oddech.
- Czasem sobie myślę, że mam ogromne szczęście, że żyję. Ale potem przypominam sobie, że myślę tak w tej jednej chwili, w której akurat wydarzyło się coś dobrego. I dochodzę do wniosku, że i tak większość życia składa się nawet nie tyle z cierpienia, co odnajdywania siebie w tym całym bałaganie, nudy, rutyny, zaprzątnia sobie głowy ciągłymi pytaniami, dotyczącymi wszechświata. Bo przecież łatwiej byłoby gdybym się po prostu nie urodził, wtedy bym nie myślał i nie obawiał się śmierci. Świat musiałby być prawdziwym rajem, by ludzie mogli w nim spokojnie żyć, a nim nie jest. Więc tak naprawdę wydaje mi się, że życie nie jest przepięknym darem tylko błędem i to nie tym dobrym. Ale są takie chwile, dla których warto żyć, to nie jest całe życie tylko niektóre chwile. Chociaż kto wie, może kiedyś życie będzie składało się tylko z nich.
Wiem, że nie piszę zbyt często, ale mam nadzieję, że troszkę wynagrodziłam wam to dłuższym rozdziałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro