Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Szedłem ścieżką prowadzącą do mojego domu, gdy uzmysłowiłem sobie, że ze względu na pomoc w przygotowaniach do imprezy nie byłem wczoraj w pracy. Szczerze mówiąc trochę się tym zmartwiłem. Wolałbym jednak, żeby nie wyrzucono mnie z niej (szczególnie, że umowa jest bardzo poufna, ponieważ teoretycznie w moim wieku nie mogę jeszcze pracować). Zmusiłem się więc do pójścia do warsztatu, pomimo głodu. Naprawdę żałuję, że nie przekąsiłem dzisiaj czegoś u Ameryki. Ale to nieważne jestem w stanie zignorować coś tak prozaicznego jak głód.

Więc zamiast na skrzyżowaniu skręcić w lewo poszedłem prosto, w kierunku pracy. Minąłem pobliski park, a potem aleję, którą w nocy rozświetlały latarnie. Ale ich światło nigdy nie było zbyt jasne, więc gdy zapadał zmrok szło się w ciemności. Jednak ja nigdy się nie bałem tamtędy chodzić. Noc nie wydawała mi się czymś strasznym, raczej tajemniczym czy nieodgadnionym. Czymś, co jest z pozoru dzikie i bezduszne, ale w rzeczywistości zupełnie inne. I nikt nie jest w stanie odgadnąć na czym polega ta inność. Po prostu nie można jej odkryć, to niemożliwe.

Gdy dotarłem do warsztatu samochodowego, w którym pracowałem, wszedłem tylnym wejściem dla pracowników. Wpisałem specjalny kody, by drzwi się otworzyły. Zacząłem szukać swojego szefa, ale nigdzie go nie było, więc stwierdziłem, że najpierw odłożyę swoje rzeczy w jego gabinecie i tam poczekam. Pamiętam, że gdy mnie zatrudnił rozkazał mi odkładać rzeczy w jego pokoju, powiedział, że później postara się znaleźć do tego odpowiednie miejsce i do dzisiaj go nie mam. Zakładam, że nigdy go nie znajdzie.

Odłożyłem więc swoje rzeczy. Zazwyczaj miałem ze sobą plecak (ponieważ do pracy przechodziłem bezpośrednio po szkole) ale dziś były to tylko klucze, zgnieciona chusteczka i jakiś plastikowy papierek. Zanim go wyciągnąłem zacząłem zastanawiać się, skąd on się tam wziął. Gdy jednak wreszcie ujrzałem go na oczy zmroziło mi krew w żyłach. Oczywiście był to woreczek z prochami.

- Cholera - przeklnąłem i zacząłem chować go pośpiesznie do kieszeni, wydając tym szelest.

- Rosja? - Za moimi plecami stał szef. Jednak ja odwróciłem się dopiero wtedy, gdy udało mi się upchnąć woreczek w kieszeni.

- Słucham - odparłem, a kropla potu zaczęła ściekać mi po czole.

- Co masz w kieszeni?

Cholera, cholera, cholera.

- Nic, opakowanie chusteczek - powiedziałem pośpiesznie.

- Pokaż - rozkazał. Wtedy oblał mnie zimny pot.

No bo niby co mógłbym zrobić w tej sytuacji? Dalej kłamać, a tym samym się pogrążać. I tak pozna prawdę. Jak słowa nie zadziałają jestem pewien, że sam wyciągnie tę rzecz. Jedyne, co mi pozostało to przyznanie się do wszystkiego.

Westchnąłem i wyciągnąłem woreczek, mówiąc:

- To narkotyki. Kupiłem je wczoraj od dilera. Nie chciałem pana w to mieszać, przepraszam, to się więcej nie powtórzy.

Mój pracodawca podszedł bliżej i zabrał ode mnie woreczek po czym odrzekł:

- Rosja nie mogę ci na tak wiele pozwalać. Od dłuższego czasu spóźniasz się do pracy lub w ogóle nie przychodzisz, a teraz jeszcze to. Potrzebuję stałego pracownika.

Wiedziałem, że te słowa nie wróżą dobrze, jednak ja nic nie mogłem z siebie wydusić.

- Byłeś dobrym pracownikiem Rosja, ale nie mogę już ci dłużej płacić - powiedział, a jego słowa były jak plaster na złamanie otwarte.

- Nie, proszę tego nie robić! Obiecuję, że to się nigdy więcej nie powtórzy! - błagałem, pomimo tego że moje losy już były przesądzone.

- Nie Rosja, nie mogę więcej ryzykować. Nie przychodź już tutaj - odparł bardzo spokojnie i wyszedł.

Łzy spłynęły mi po policzkach. Chwyciłem klucze, które uprzednio zostawiłem na półce i wyszedłem z mojego byłego miejsca pracy.

W takich chwilach, gdy płakałem, biegnąc przez chodnik, chciałem nie żyć. To bardzo głupie, ale gdybym nie żył to nie myślałbym jakim jestem idiotą. A teraz do końca życia będę sobie wypominał ten jeden błąd, przez który straciłem pracę. Najgorsze jest to, że nie będę dostawał już pieniędzy, a tym samym nie będę mógł opłacić czynszu. W takich sytuacjach pojawiają się pytania, co by się stało gdyby to się jednak nie wydarzyło? Zapewne nasze życie byłoby o wiele lepsze, ale to nigdy nie jest pewne.

Gdy dotarłem do swojego mieszkania zastanawiałem się, czy mówić Ukrainie o stracie pracy, czy może zachować to w tajemnicy. Po dłuższym namyśle stwierdziłem jednak, że na razie mu o tym nie powiem. Obawiam się, że awantury zaraz po stracie pracy mógłbym nie przetrwać.

Wchodząc po klatce schodowej ocierałem łzy i wziąłem kilka głębokich oddechów, próbując się uspokoić. Powtarzałem też sobie, że jestem silny, że umiem to znieść. Tak naprawdę wiedziałem, że taki nie jestem, ale nikt nie może widzieć moich słabości. Szczególnie Ukraina, mógłby to wykorzystać przeciwko mnie.

Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Moje rodzeństwo chyba było w jednym pokoju, więc przemknięcie obok nich nie sprawiło mi większego kłopotu. Zaraz potem byłem już w swoich czterech ścianach. Gdy zamierzałem sięgnąć po mój metalowy przyrząd do samookaleczania drzwi się otworzyły.

- Wróciłeś trochę później z imprezy. Pewnie byłeś w tym czasie w pracy - powiedział Ukraina, opierając się o framugę drzwi. Nie patrzył na mnie tylko oglądał swoje paznokcie.

- Tak - odparłem spokojnie. Zacisnąłem zęby. Czekałem tylko, aż wyjdzie.

- To świetnie - Wciąż nie patrzył się na mnie tylko na dłonie. - ale mógłbyś chociaż nie kłamać. - Teraz już odwrócił się w moją stronę i przeszył mnie lodowatym spojrzeniem. - Dzwonił twój szef na telefon stacjonarny. Pytał się, czy wszystko w porządku, bo wybiegłeś z płaczem po oznajmienu o końcu współpracy. Mówił też, że próbował dzwonić do ciebie na komórkę, ale chyba miałeś ją wyłączoną.

Czułem, że świat mi się wali. Jakby woda przelatywałaby mi przez ręce, a ja bezskutecznie próbowałbym ją złapać.

Ukraina nic więcej nie mówił tylko czekał na moją reakcję. Ale ja nie umiałem złożyć chociażby jednego zdania. W najważniejszych sytuacjach odbierało mi mowę.

- I nic na to nie powiesz?!!! - ryknął wyraźnie niezadowolony z ciszy.

- Przepraszam - powiedziałem cicho, a moje łzy znów się pojawiły, nie mogłem ich powstrzymać.

- Na jaką cholerę mi twoje przepraszam?! Teraz nie będziemy mieli za co opłacić czynszu!

Wciąż panowała cisza. Czułem tylko, że słone krople skapują na mój sweter.

- Wyprowadzamy się do Kazachstanu. Nie chcę już dłużej mieszać z kimś takim jak ty - powiedział.

- Nie proszę, nie zabieraj Białorusi! - błagałem przez łzy.

- Rosja, jesteś żałosny - odparł tylko i zamknął drzwi.

Uwierzyłem w to i sięgnąłem po żyletkę. Próbowałem nie krzyczeć, opanować się. Nie chciałem, by moja siostra mnie usłyszała. Ale ciąłem się bez opamiętania. Ciągle było mi dość i dość. Podczas gdy moje rodzeństwo zapewne pakowało walizki krew z mojej ręki kapała na podłogę. Myślałem tylko o tym i o niczym innym - by zadać sobie jak najwięcej ran i może zapomnieć.

Po pół godzinie w drzwiach do mojego pokoju stanął Ukraina i powiedział:

- Nie chcę ciebie dłużej znać. Nie odzywaj się więcej ani do mnie ani do Białorusi.

I potem oboje wyszli. Nie zdążyłem się pożegnać. Poszedłem do łazienki. I zacząłem nalewać wody do wanny. Zimną - szybciej leciała, a ja chciałem to zrobić jak najszybciej.

Po chwili wszedłem do wody. Krew z mojej ręki zaczęła się z ną mieszać. Było mi zimno, ale zignorowałem chłód. Chciałem tylko jednego.

Powoli zanurzyłem głowę i zacząłem nabierać wody do płuc. Cholernie bolało. Czułem ogromne pieczenie. Ale zachowałem spokój. Niedługo już nie będę odczuwał cierpienia.

Przy drugim nabraniu wody zaczęły pojawiać się wątpliwości. Zignorowałem je. Utwierdzałem się w przekonaniu, że Białorusi będzie lepiej beze mnie. I tak już uważa mnie za potwora.

Powoli zacząłem odpływać. Nadal czułem ból, ale trochę się przyzwyczaiłem. Wiedziałem, że za niedługo mnie tutaj nie będzie. Pozostanie tylko ciało, ale ja będę gdzieś indziej.

A co z Ameryką?

Ofiarował mi pomoc. Troszczy się o mnie i dba. Obronił mnie przed swoim ojcem, a przynajmniej próbował. Nie wybaczyłby sobie gdyby coś mi się stało. Jedyny płakałby po mojej śmierci. To mój przyjaciel i nie mogę go zostawić. Jedyna piękna rzecz jaka mnie w życiu spotkała - przyjaźń. Nie mogę tego porzucić.

Otworzyłem oczy i wynurzyłem się na powierzchnię. Zacząłem kasłać, powodując, że woda wydostała się z moich płuc. Niezgrabnie wyszedłem z wanny i resztę płynu wyplułem na dywanik łazienkowy. Pociekło też kilka łez z dwóch powodów. Pierwszy, ponieważ ból płuc był niewyobrażalnie wielki, a drugi, ponieważ nawet nie potrafię się skutecznie zabić. Jestem beznadziejny.

Ostatecznie położyłem się na kafelkach i patrzyłem w sufit. Moje ciuchy były nasiąknięte lodowatą wodą, więc było mi strasznie zimno. Dodatkowo piekły mnie płuca, oczy oraz rany na ręce. Jakby tego było mało to mój głód nie ustąpił. Ale nic z tym wszystkim nie zrobiłem. Jedyne na co mnie było stać to płakanie i gapienie się na wiszącą lampę. Jej światło raziło w oczy, ale również nic z tym nie zrobiłem. Wydaje mi się, że na koniec zasnąłem z wycieńczenia.






Dość długie wychodzą mi ostatnio rozdziały, ale chyba właśnie takie będę pisać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro