Rozdział 16
Dzień w szkole nie minął najgorzej. Raczej zleciał na myśleniu, co będę robił na imprezie. Ustaliłem idealny plan. Na początku pomogę Amerycę w przygotowaniach. Czyli tak jak już wcześniej planowaliśmy najpierw kupimy plastikowe kubki i przekąski. USA wspominał również, że podobno starsi uczniowie mają przynieść alkohol. Jakoś nie za bardzo mnie to obchodzi, bo mój ojciec obrzydził mi go do końca życia. Potem postaram się o ciche miejsce bez ludzi. Poczekam na Holandię, który ma mi przynieść prochy, a później znów ukryję się w cieniu. Naprawdę chcę spędzić tę imprezę bez alkoholu, sprzeczek z pijanymi osobami czy odwalania durnych akcji. To chyba nie jest w mojej naturze. Ale zastanawiam się, czy jest to w naturze Ameryki. I niestety obawiam się, że tak. Za każdym razem, gdy mówi o imprezie oczy mu się świecą i aż za bardzo gestykuluje, przynajmniej bardziej niż zazwyczaj.
Lekcje minęły mi również na myśleniu o tym, czy mówić Ameryce o dzisiejszym zdarzeniu czy może lepiej się powstrzymać. Po długich rozmyślaniach stwierdziłem, że lepiej oszczędzę mu szczegółów, a konkretnie nie powiem nic. Po pierwsze obawiam się, że jeśli mu powiem to: a) pójdzie do Finlandii i powie mu co o tym wszystkim myśli, co pogorszy jeszcze bardziej sytuację b) powie to nauczycielom, co też pogorszy sytuację lub c) zrobi cokolwiek innego, co też pogorszy sytuację. Poza tym jestem pewien, że uzna mnie za cipę dokładnie jak mój brat. Niedołęgę, który jest zdeptany przez ten okrutny świat i nie umie sobie z tym poradzić. A ja jestem silny. (A przynajmniej każę sobie w to wierzyć.)
Dlatego właśnie gdy po szkole poszliśmy do sklepu spożywczego. Przy aleji ze słonymi paluszkami i krakesami, gdy Ameryka zapytał się mnie, co się stało odpowiedziałem:
- Zostałem prawie uduszony przez Finlandię - westchnąłem. No tak, zapomniałem tylko, że zazwyczaj nie wszystko idzie zgodnie z planem.
- Co za chuj! - krzyknął na cały sklep. Kilka osób zwróciło na nas uwagę, ale on w przeciwieństwie do mnie w ogóle się tym nie przejął. - Co mu odwaliło?!
- Krzyczał na Estonię, więc odciągnąłem go od niego, a w zamian prawie mnie udusił.
- Czyli oberwałeś za obronę słabszego?
- Można tak powiedzieć.
- Co za chuj - powtórzył, ale zaraz na jego twarzy pojawił się uśmiech. Sięgnął po paczkę paluszków i krakersów, wrzycił je do koszyka, a potem pociągnął mnie za rękę do innej alejki. - Chodź - pośpieszył mnie.
Wziął z półki sześć opakowań jajek i wrzucił je do koszyka.
- Co ty robisz? - spytałem zbity z tropu.
- Dowiesz się później - odparł, powstrzymując śmiech. - Zostało nam jeszcze kilka rzeczy, jeśli chcemy zdążyć przed 20 musimy się pośpieszyć.
Skinąłem głową i oboje zabraliśmy się do roboty.
~*~
Gdy z siatkami w rękach pełnymi zakupów zobaczyłem jego dom doznałem szoku. Właściwie to nie był dom tylko rezydencja. Jej dach był szary i spadzisty, a ściany białe. Po prawej stronie było wejście nad którym był balkon, słupki balustrady wyglądały trochę jak pionki do gry w szachy. Za to po lewej stronie stał garaż, w którym prawdopodobnie znajdowało się czerwone Maserati. Ogromne okna ozdabiały białe tiulowe zasłony i kwiaty doniczkowe. Do wejścia prowadziła droga ze żwiru, a przed domem prezentowała się piękne skoszona trawa, którą podlewały włączone zraszacze. Moja jedyna myśl, jaka przechodziła mi przez głowę - bardzo niepoprawna, ale wręcz nie mogłem się powstrzymać - to ile bym dał, żeby mieć taki dom.
- Na co się gapisz? - spytał Ameryka. - Jeszcze dużo do roboty.
- Racja - odparłem i wszedłem do jego domu.
I wtedy po raz kolejny doznałem szoku. Parter prezentował się olśniewająco. Białe kafelki były wypolerowane na błysk. W salonie leżał szary miękki dywan, na którym stała biała skórzana kanapa zwrócona w stronę telewizora. Po środku kuchni był wielki, czarny blat na którym stały miski z owocami, zajmowała ona tyle ile połowa mojego mieszkania. Cały dom był przepiękne urządzony. Kolor biały kontrastował z czarnym, a meble były ustawione tak, żeby jak najlepiej zagospodarować miejsce, ale żeby dom wciąż pozostał przestronny. Nie zabrakło nawet małych bibelotów, jak figurka słonia, wysoka Jukka stojąca w kącie czy rodzinne zdjęcie, które najbardziej przykuło moją uwagę.
Zostawiłem siatki w kuchni i podszedłem bliżej przyjrzeć się obrazkowi, stojącemu na komodzie. Widniał na nim Brytania, Kanada i USA. Kanada był łudząco podobny do Wielkiej Brytanii pod względem charakteru. Oboje stali wyprostowani z głową uniesioną do góry i rękami za plecami. Był tam jeszcze Ameryka. Z jego miny dało się wywnioskować dwie rzeczy. Po pierwsze garnitur, który ma najwyraźniej bardzo mu przeszkada w "byciu sobą". Po drugie jest mocno znudzony całą sytuacją. To bardzo dziwne widzieć go bez okularów i w garniturze. Jakby nie był sobą, jakby zabrano mu jego całą amerykańskość.
- Brat, już jestem!!! - krzyknął w stronę schodów, gdzie (jak można łatwo wywnoiskować) znajdował się jego młodszy brat.
Usłyszeliśmy tylko odpowiedz w postaci któtkiego "mhm", a potem zabraliśmy się za przygotowywanie domu.
Najpierw wzięliśmy się za sprzątnięcie rzeczy jak wszelkiego rodzaju wazony i figurki. Później za przesunięcie mebli, żeby było więcej miejsca, jednak zarówno na stole w środku salonu, jak i w kuchni wystawiliśmy przekąski i napoje. Ustawiliśmy tam też plastikowe kubeczki, zamiast szklanek. Ameryka nawet podłączył telefon do głośników, z których po chwili zaczęła grać muzyka. Obawialiśmy się tylko o żyrandol i 50 calowy telewizor, ale mieliśmy nadzieję, że może nic się nie stanie.
Została nam godzina do przyjścia gości. Pracowaliśmy tak ciężko, że naprawdę szybko nam poszło.
- Idziemy do mojego pokoju odpocząć? - spytał Ameryka, nalewając do dwóch kubeczków sok porzeczkowo-jabłkowy.
- Chętnie - odparłem i z chęcią przyjąłem od niego napój. Ameryka robił coś jeszcze przez chwilę na swoim telefonie, a potem schował go do kieszeni i zaprowadził mnie do pokoju. Zanim jednak zdążyliśmy do niego wejść powiedział:
- Na czas imprezy zamknę zarówno mój pokój jak i mojego ojca. Goście, którzy chcą zostać na noc będą mogli pójść na drugie piętro do pokoi gościnnych - powiedział, otwierając szufladę i wyciągając z niej dwa klucze. Za pomocą jednego zamknął drzwi do pokoju ojca a następnie schował oba do kieszeni jeansów. Potem skierowaliśmy się do niego.
Gdy otworzył drzwi odetchnąłem głęboko. Myślałem, że jego pokój będzie jak cały dom, czyli wyczyszczony, ładnie poukładany i nieskazitelny. Na szczęście taki nie był. To właściwie byłoby dziwne gdyby jednak okazał się taki być, wtedy byłby niepodobny do Ameryki. A pokój raczej był zwykły. Kilka plakatów na ścianach, książki, pamiątki. Podszedłem do jednego regału i sięgnąłem po jeden z zeszytów, który tam leżał. Od razu gdy go otworzyłem podbiegł do mnie Ameryka i wyrwał mi go z rąk.
- Nie czytaj! To bardzo osobiste - powiedział.
- Co jest w tych zeszytach? - dociekałem, a on ciężko westchnął.
- To moje pamiętniki. Chociaż też zbiory myśli i wiele mądrych cytatów. Wiem, że to strasznie głupie, ale w jakiś sposób to mi pomaga.
- To wcale nie jest głupie - zaprzeczyłem. - Właściwie to cię podziwiam, że masz na to ochotę i czas. - Zaśmiałem się.
- Może, ale ja i tak będę uważał, że to głupie.
Padłem na jego łóżko i leżałem, patrząc się w sufit. On też na nie wszedł, ale nie położył się tylko usiadł po turecku.
- Chciałbym mieć taki dom - powiedziałem podnosząc ciało, a następnie podpierając je łokciami.
- Uh, przepraszam. Po prostu czasem zapominam, że nie każdy żyje w takim dobrobycie jak ja.
- Nie, to okej, to nic takiego - zapewniłem go. - Życie jest niesprawiedliwe i trzeba się z tym pogodzić.
- Tak, racja. To okropne, bo nawet jeśli chcielibyśmy z tym walczyć to nie możemy. Niektórzy ludzie rodzą się w biedzie i nawet jeśli później zostaną bogaci to nigdy nie pozbędą się tych złych wspomnień, kiedy żyli w biedzie.
- Ale trzeba dodać, że kiedy żyją w prawdziwej biedzie, gdzie zastanawiają się na co ich stać do jedzenia. Bo nie możemy też mówić, że pieniądze dają szczęście. To prawda, ale tylko wtedy, gdy nie ma się grosza przy duszy. Im więcej masz pieniędzy tym mniejszą sprawiają ci one przyjemność. Oszukują zarówno biednych, jak i bogatych. Biedni myślą, że od nich ich życie się zmieni, a gdy już są bogaci okazuje się, że pozostało takie samo.
- Bo nie ma w nim najważniejszych wartości, jak miłość, przyjaciele, rodzina - dokończył.
Zerknąłem na niego i zobaczyłem jak zdziera sobie skórki obok paznokci. Skoro on mi zabrania palić to ja też mogę go powstrzymać od złych nawyków, pomyślałem.
- Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to... - zacząłem, a on popatrzył się na mnie - żeby nie zdzierać skórek przy paznokciach, bo to później boli jak cholera. - Zaśmiałem się widząc jego skołowaną minę.
- To po prostu taki zabieg kosmetyczny - powiedział z szeokim uśmiechem, najwyraźniej odzyskując rezon. - Ja w przeciwieństwie do ciebie dbam o swoje ciało.
- Oczywiście, że tak. - Przewrociłem oczami.
Rozmawialiśmy jeszcze długo, a nasze dialogi były często przerywane gromkim śmiechem. Oboje siedzieliśmy na jego łóżku, zastanawiając się nad najróżniejszymi sprawami, dopóki nie przyszli pierwsi goście
Pamiętajcie, że kiedy mówię, że kolejny rozdział będzie krótki i pojawi się tego samego dnia to na pewno będzie długi i pojawi się dnia kolejnego xD. Chyba wena mi wróciła i dlatego rozdział wyszedł na prawie półtora tysiąca słów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro