Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

- Proszę? - zapytałem lekko zbity z tropu.

- Ojciec wyjechał w delegację i urządzam imprezę - powiedział, chichotając.

- A co na to Kanada?

- Jest zachwycony tym pomysłem - odparł, a ja uniosłem brew. - No, powiedzmy, że tak jest. Zgodził się, ale jeśli ja wezmę za wszystko odpowiedzialność.

- Mhm...

- A tak poza tym to przydałaby mi się mała pomoc w przygotowaniach... - powiedział, drapiąc się po karku.

- Jaka szkoda, że nikt tobie w tym nie pomóże, ponieważ przecież sam przygotowujesz tę imprezę i bierzesz za nią pełną odpowiedzialność, prawda? - spytałem powoli idąc w stronę drzwi prowadzących za szkołę.

- No proszę, Rosja. - Ameryka dotrzymał mi kroku. - Trzeba kupić przekąski i przygotować cały dom przed ewentualnymi wypadkami i później posprzątać zanim ojciec wróci. No proszę. Proszę, proszę, proszę.

- Nie - odpowiedziałem, nie zwalniając.

- Czyli, że się zgadzasz? - spytał z nadzieją.

- Nie.

- Rosjaaa...

- Co?

- Proszę.

-  Ale... - Byłem już pod drzwiami, które prowadziły na tyły szkoły, gdy zrozumiałem, że kłótnia z nim nie ma większego sensu. - No dobrze - odparłem, wychodząc na świeże powietrze.

- Naprawdę?! - spytał podekscytowany.

- Tak - westchnąłem.

- Dzięki, dzięki, dzięki, dzięki!!! - Rzucił się na mnie i mocno objął w pasie.

- Ale wiedz, że to będzie wymagało ode mnie wiele trudu i zaangażowania - powiedziałem niby zmęczony i poklepałem go po plecach.

- Dobra, dobra - odparł i odsunął się ode mnie.

- Tak właściwie to po co to robisz?

- Imprezę?

- Tak.

- Po pierwsze ojca nie ma, a to rzadkość i trzeba to dobrze wykorzystać, a po drugie lubię się dobrze bawić. No i napić się, ale oczywiście w granicach rozsądku.

- Oczywiście - odparłem sarkastycznie. - Twój ojciec na ile wyjechał?

- Wyjechał wczoraj i wróci w sobotę. W piątek zrobię imprezę.

- Czyli na 4 dni. W ogóle wiesz ile będzie osób?

- Coś około stu...

- ILE?!

- No ja powiedziałem tylko kilku, a potem to już sama wieść się poniosła...

- Ugh, już żałuję, że się na to zgodziłem - westchnąłem.

- Będzie fajnie, zobaczysz.

- Z pewnością

Chciałem sięgnąć do plecaka po paczkę papierosów, ale po chwili zoriętowałem się, że Ameryka nie zgodzi się na chociażby jedną fajkę i od razu mi tego zabroni. Pogrążyłem się więc w swoich myślach, wracając do sytuacji sprzed pójścia do szkoły. Powracając myślami do mojego brata, który zmanipulował moją siostrę, która z kolei uznała mnie za bezdusznego potwora.

- Lubię chmury - powiedział Ameryka, patrząc się na niebo. Ja po chwili też to zrobiłem. - Myślę, że pokazują nam jacy jesteśmy mali na tym świecie.

- Tak, to prawda - odparłem. Obłoki na niebie sprawiały naprawdę niesamowite wrażenie.

- Przykro mi, że ludzie nie zwracają uwagi na takie rzeczy - ciągnął dalej. - Chyba w życiu właśnie chodzi o to, by dostrzegać te drobnostki i cieszyć się z małych rzeczy. Bo ono nie składa się tylko z tych wielkich chwil, jak zakończenie szkoły, ślub, narodziny dziecka, ale również z tych prostych, jak pójście do lasu, spotkanie z przyjaciółmi czy zerwanie bukietu kwiatów na polnej łące.

- Hm - zamyśliłem się. - Właściwie to prawda. Często oczekujemy na wiele rzeczy zamiast po prostu cieszyć się chwilą. Poza tym myślę, że zastanawianie się nad takimi rzeczami jest bardzo ważne.

- Bo jest. Na przykład jak ktoś ci powie, że jesteś egoistą to na początku czujesz złość i rozgoryczenie. No bo przecież ty nie masz wad. Ale chodzi o to, żeby później zastanowić się czy może jednak masz w sobie tę odrobinę egoizmu i to zmienić. Gdyby ludzie tak podchodzili do krytyki to mogliby się kształtować i zmieniać na lepsze.

- Ale również dzięki takim rozważaniom możemy pozbierać swoje myśli do kupy i dojść do ciekawych wniosków.

- Niestety ludzie raczej tego nie robią. No bo kto przykładowo chodzi do lasu pogdybać i zastanowić się nad takimi pojęciami jak nadzieja, wyjątkowość czy prawda. No bo po co? Przecież w tym czasie można zrobić więcej ciekawszych rzeczy.

- Może to dlatego, że dużo ludzi nie widzi w tym sensu i uważa to za niepotrzebne.

- Ale tak naprawdę to jest bardzo potrzebne.

Potem była cisza i lekki szum wiatru. Nieprzyjemny zapach z pobliskich śmietników dawał się we znaki, a na bruku utworzyło się kilka kałuż. Ale tak właściwie to było nieważne. Najważniejsze jest to z kim się rozmawia i o czym, miejsce to drugorzędna sprawa. Ale nawet podczas naszej rozmowy żadne z nas nie spojrzało na siebie. Ciągle byliśmy wpatrzeni w ogromne chmury. Ich obraz zarówno przytłaczał jak i dodawał sił.

- Lubię z tobą mówić - powiedział USA w końcu odwracając wzrok, który był wpatrzony w niebo. Ja też to zrobiłem i spojrzałem się na niego.

- Ja też. Szkoda, że wcześniej nie wiedziałem, że jesteś takim świetnym rozmówcą. Uważałem ciebie za idiotę. - Cicho się zaśmiałem.

- A ja ciebie za osobę, która uważa wszystkich za idiotów. A może coś w tym jest? - Też się zaśmiał, ale głośniej.

- A może otaczają nas sami idioci, pomyślałeś o tym?

- A może tak naprawdę tylko my jesteśmy prawdziwi, a reszta to roboty?

- Albo wszystko jest wymyślone, jak w Matrixie?

- Nawet jeśli, to pewnie nigdy się tego nie dowiemy.

- Pewnie tak, ale czasem lepiej żyć w niewiedzy.

- Racja. - Pokiwał głową. - Nawet nie czasem, ale często.

- Ale to i tak lepsze niż okrutna prawda.

- Tak - odparł i lekko zacisnął pięści. - Chodźmy, zaraz lekcja.

Skinąłem głową i później oboje udaliśmy się do sal.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro