Rozdział 1
Mój budzik zaczął dzwonić. Otworzyłem swoje oczy i jednym ruchem ręki go wyłączyłem. Poranne promienie słońca wpadały do pokoju, zwiastując cudowny dzień. Ale ja wiem, że on nie będzie cudowny. Nie będzie nawet dobry, czy znośny. On będzie okropny, jak każdy inny.
Wiem, że nie jestem lubiany. To nie tak, że osoby mi dokuczają tylko każdy się mnie boi. No a jeśli nawet nie boi to brzydzi lub uważa za potwora. To wszystko przez ZSRR. Najwyraźniej wiele osób wyznaje zasadę, że jaki ojciec, taki syn. To nieprawda, nie mam wobec nikogo złych zamiarów. Chciałbym być traktowany na równi z innymi bez względu na przeszłość. Poza tym mój ojciec już dawno nie żyje.
Kilka minut później włączył się kolejny alarm i kolejny, a ja jeszcze byłem w łóżku. Wiedziałem, że się spóźnię, ale nie mogłem wstać. No bo po co? Pójść do szkoły, nie nauczyć się niczego przydatnego, popatrzeć na udane życie moich rówieśników i słuchać od nauczycieli, że jeśli dalej tak będę się uczyć to za rok obleję maturę? To takie błędne koło. Wiem, co się stanie w tym dniu i że nic nie ulegnie poprawie.
Spojrzałem na wyświetlacz mojego telefonu - 7:20. Autobus jest na siódmą trzydzieści. Już na pewno nie zdążę na pierwszą lekcję. Nie mam daleko do przystanku, ale musiałbym wyjść dokładnie teraz, żeby zdążyć, co jest awykonalne. Zapewne nie pójdę już dzisiaj do szkoły tylko zostanę w łóżku i będę w nim gnić, dopóki nie umrę.
Moje myśli o śmierci przerwały kroki, które kierowały się do mojego pokoju, przekleństwa wypowiadane pod nosem i szybkie otwarcie drzwi. Do pokoju wtargnął mój młodszy brat Ukraina. Ubrany w kurtkę i z plecakiem na plecach, gotowy do wyjścia. Musicie o nim wiedzieć jedną rzecz, albowiem należy do tej grupy osób, które się mną brzydzą.
- Co jest do cholery?! Co ty tu jeszcze robisz?! - krzyknął wyraźnie wściekły. - Po tym jak mnie traktujesz nie powinienem ci nawet przypominać o tak banalnych rzeczach jak szkoła! Powinienem już dawno albo się wyprowadzić, albo wyrzucić ciebie z tego mieszkania! I mógłbyś się w końcu za siebie wziąć! Nie chcę być bratem takiego potwora!
Raczej te słowa na mnie nie podziałały. Takie kłótnie to coś normalnego w moim życiu. Szkoda tylko, że mój kochany braciszek nie wspomniał o tym, że zarabiam na jego utrzymanie.
- Ukraina? Możemy już iść? - Zza drzwi wyłoniła się Białoruś.
Momentalnie poderwałem się z łóżka. Kolejną rzeczą jaką musicie wiedzieć to, że moja młodsza siostra jako jedna z niewielu osób nie uważa mnie za potwora i nie brzydzi się mną. Jednak ze względu na to, że jest jeszcze mała wolałbym jej oszczędzić patrzenia na mój opłakany stan, czy regularnych kłótni z Ukrainą.
- Oczywiście, że tak - odparł i powoli zaczął wychodzić z mojego pokoju.
Zanim jednak zupełnie go opuścił zdążyłem chwycić go za nadgarstek i przyciągnąć do siebie.
- Posłuchaj mnie - syknąłem - możesz sobie mówić, że jestem potworem, ale rób to tak, żeby chociaż Białoruś tego nie słyszała. Nie chcę, żeby miała spierdolone dzieciństwo jak ty czy ja.
- Spierdalaj! - Wyrwał swoją rękę z mojego uchwytu. - Doprawdy jesteś taki dobroduszny? Jeśli tak, to weź się w garść i przestań się nad sobą użalać. - Zaczął odchodzić, ale po chwili jeszcze dodał - poza tym moje dzieciństwo nie stało się zjebane tylko za sprawą ojca.
Wiedziałem o tym. Ale nie miałem zamiaru się do tego przyznawać.
Później słyszałem tylko dźwięk zamykanych drzwi. I długą ciszę, w której trwałem, nie wiedząc za bardzo co zrobić. Z osłupienia wyrwała mnie rozmowa jakiś dwóch pań na klatce. Ostatecznie stwierdziłem, że skoro i tak już wstałem to odwiedzę dzisiaj szkołę. Może faktycznie za bardzo się nad sobą użalam. Inni też mają problemy, a jakoś normalnie funkcjonują. Powinienem się wpasować w społeczeństwo. Chociażby dla Białorusi.
Muszę przyznać, że dość krótki ten rozdział, ale w następnych postaram się bardziej rozpisać. Mam nadzieję, że i tak wam się podoba i będziecie chcieli dalej czytać tą książkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro