Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI Ta jedna noc

17. 02.2004

       Siedziałem pomiędzy Kamilem i Monią ( no wiecie, tak na wszelki wypadek). Coś tam oglądaliśmy. Znając gust filmowy moich kumpli to zgaduję, że jakiś horror. Tym bardziej, że słyszałem jakieś krzyki, a Monika łapała mnie co jakiś czas za ramię. Nie patrzyłem na film, tylko na włosy swojej dziewczyny. Na jej idealny profil, szyję, ramiona i zgrabne nogi. Siedziałem na tyle blisko, że słyszałem bicie jej serca i nierówny oddech. Jej skóra ocierała się o moje ramię. Czułem się cudownie, móc siedząc obok niej wiedząc, że w tej chwili jest tylko moja.

   Gdy film się skończył Kamil i Stefan zaczęli rozkładać posłania. Zamierzałem im pomóc, ale wtedy do pokoju weszli rodzice Moni. Obaj wyglądali na poddenerwowanych. Wśród nich nie było młodszego brata Moni, Szymona. Coś było nie tak.

- Monika... my jedziemy do szpitala. Szymon... - matka dziewczyny rozpłakała się. Jej mąż objął ją ramieniem, ale sam ledwo powstrzymywał łzy. - On wpadł pod samochód. Wracał od kolegi...

    Brunetka nie słuchała już. Wybiegła z pomieszczenia i usłyszałem jak wdrapuje się na strych. Kamil i reszta zastygli, a rodzice wyszli z domu. Nie wiedziałem co mam robić. Chciałem być tam z nią, ale dziewczyna Stefana sama tam poszła. Wróciła parę minut później i stwierdziła, że mamy kłaść się spać. Chłopaki zgodnie kiwnęli głowami, ale ja chciałem być z nią... Mruknąłem, że idę do łazienki i wyszedłem na przedpokój.

    Wdrapałem się po starej drabinie. Nie było tu schodów, bo i góra nie była wyremontowana. Ledwo ogrzana. Mimo tego, że bywałem tu często to i tak wiele się zmieniło. Zrobiło się przejście do okna ( a przecież obiecałem, że pomogę...). A po prawej stronie rozłożony był szeroki materac. To na nim leżała. Ciemne włosy rozrzucone były na wszystkie strony. Leżała nieruchomo, a ona cicho szlochała. Podszedłem do niej. Usiadłem na brzegu materaca i zacząłem gładzić ją po plecach. Ona najpierw lekko drgnęła, a potem usiadła. Spojrzała prosto w moje oczy. Lewą dłonią pogładziła mnie po policzku.

     Pochyliłem się nad nią, oczy dziewczyny błyszczały w mroku. Były jak przeszklone gwiazdy, a z nich płynęły łzy. Zacząłem je całować, najpierw powoli, delikatnie, a potem coraz szybciej, mocniej. Ona się nie opierała, oddawała pocałunki i zanurzyła jedną dłoń w moich włosach. Drugą sięgnęła do guzików mojej flanelowej koszuli. Serce biło mi co raz szybciej, moje dłonie błądziły po jej ciele. Zdjąłem jej bluzkę i rzuciłem za siebie. Niepewnie się uśmiechnąłem kiedy doszedłem do jej stanika. Na chwilę przestaliśmy. Spojrzałem się w jej oczy, a ona kiwnęła głową. Mając jej przyzwolenie zrobiłem kolejny ruch...

***

      Następnego poranka obudziłem się przed Moniką. Spała wtulona w moje ciało. Wyglądała jak mała, krucha istotka, czułem się za nią odpowiedzialny. Byłem szczęśliwy, wreszcie mi zaufała, pozwoliła się zbliżyć i nie odtrąciła mnie. Chciałbym móc budzić się koło nie tak codziennie, a przecież to nie realne. W przyszłości  nie będzie mnie w domu ponad pół roku...

   Zza myślenie wyrwał mnie jej pocałunek. Monia dotknęła chłodnymi palcami mojej twarzy, a potem rozczochrała mi włosy.

- Dzień dobry - uśmiechnąłem się i przyciągnąłem ją mocniej do siebie. Przekręciłem ją na plecy i pocałowałem ja w usta.

   Nie odpowiedział, bo usłyszeliśmy jak ostatnie szczeble drabiny skrzypią. Nie mogłem się ruszyć. Oczami wyobraźni widziałem ojca Moniki jak wyciąga mnie spod koca i wyrzuca ze stryszku. Coś mi się wydaję, że tego ,,lotu" nie zakończyłbym telemarkiem...

- Monia, Mati? - na szczęście głos należał do Kamila. Chłopak po paru minutach podszedł do nas i jak gdyby nigdy nic usiadł przed nami po turecku. - Sorry, że przeszkadzam, ale Marcelina się pyta czy zjecie z nami śniadanie czy wolicie sami tu na górze. Znajcie moje dobre serce, ja nawet za kelnera mogę robić.

- No to skoro tak bardzo chcesz być kelnerem... -zacząłem, a Monia dała mi kuksańca w bok, poprawiła włosy i uśmiechnęła się do szatyna ( miałem wielką ochotę wybić kumplowi zęby ):

- Mógłbyś nam przynieść? - zapytała, a on wyszczerzył swoje równe ząbki.

- No pewnie. A dostanę buziaka - zapytał.

    Rzuciłem w niego poduszkę.

- Oj spokojnie. Tylko żartowałem - Kamil wstał i poszedł w stronę zejścia. Mrugnął do Moni, a ona zachichotała.

- Chcesz mi o czymś powiedzieć? - mruknąłem i odwróciłem się plecami.

- Że wyglądasz przesłodko jak jesteś zazdrosny... - Monia przytuliła się do mnie.- Ale zupełnie nie potrzebnie.

- Niepotrzebnie! Ty widziałaś jak on się na ciebie patrzył? Ten buziak...

- Którego nie było.

- A to mrugnięcie? Żałowałem, że nie mam drugiej poduszki... - odwróciłem się do niej. A ona roześmiała się głośno.

- Droczył się z tobą - brunetka pocałowała mnie i zawiesiła ręce na mojej szyi. Przewróciła mnie na plecy i znalazła się nade mną. Miała zaczerwienione policzki, wyglądała jeszcze piękniej niż w Krakowie...

- Przyniosłem jajecznicę, a Kamil kakao. Gdzie postawić? - Marcelina pojawiła znikąd. Starała się być w miarę poważna, ale oczy jej się śmiały. Zresztą tak jak Kamilowi.

- Na podłodze - mruknąłem. I zająłem się włosami Moniki.

   Marcelina ustawiła, a Kamil podszedł do okna. Zmarszczył czoło.

- Monia... - zaczął.- Czy srebrny fiat jest twoich rodziców?

- No - brunetka nawet nie spojrzała na chłopaka masując moją klatkę piersiową.- Skąd wiesz?

- Właśnie podjechali - szatyn zasłonił firanki.

- O matko! - jęknąłem. Nie chciałem niszczyć przyjaźni z rodzicami dziewczyny. Po omacku zacząłem szukać koszuli i spodni, najlepiej wszystkiego naraz. Dziewczyna Stefana i Kamil pomogli skompletować mi ciuchy, a potem zbiegli na dół zająć czymś rodziców Moniki.

   Wbijałem się w spodnie i jednocześnie zapinałem guziki koszuli. Pasek stał się moją kolejną ofiarą, a brunetka chihrała się na materacu.

- Nie wierzę, że się ich tak boisz...

- Nie o to chodzi - mruknąłem szukając skarpet.  - Raczej o to, że moja przystojna twarz mogłaby ulec przymusowej operacji plastycznej.

- Dla tak wielkiego skoczka narciarskiego jak ty, to by była prawdziwa tragedia - Monia podniosła jedną brew, a moje serce fiknęło koziołka. Ona była taka cudowna...

- Ażebyś wiedziała. Do tego skarbie boję się, że nie mogłabyś znieść mnie w takim stanie... - powiedziałem, podszedłem do niej i pocałowałem ją w czoło.

    Dziewczyna odpowiedziała mi dopiero, gdy znalazłem się na drabinie.

- Wiesz, zawsze zostaje jeszcze Kamil - zaśmiała się, a ja pokręciłem tylko głową.

    Na dole czekali rodzice Moniki. Pani Ela z niepokojem patrzyła się w górę, natomiast pan Grzegorz wbijał swoje lodowate oczy we mnie. Rozważałem ucieczkę...

- Co u Moni? - starsza kobieta spojrzała na mnie z troską.

- Yyyy - zacząłem.

- Wczoraj w nocy Monika pobiegła na górę. Do północy czuwał nad nią Mati, a potem ja - Marcelina położyła dłoń na ramieniu kobiety. - Matti zaniósł jej śniadanie. Powinna zaraz zejść.

   Pokiwałem głową na tyle przekonująco na ile było to możliwe. Miałem nadzieję, że pan Grzegorz w to uwierzy.

- To miło z twojej strony Mateuszu. Szkoda tylko, że T-shirt masz na lewą stronę - powiedział tata Moniki, a ja się zarumieniłem.

- To... tak... jakoś wyszło - starałem się wytłumaczyć, a moi solidarni kumple wybuchnęli śmiechem.  Miałem ochotę zapaść się po ziemię, ale w porę uratowała mnie Monia. Zeszła po drabinie i od razu podbiegła do taty. Miała podkrążone oczy i zarumienione policzki.

- Już, już malutka - objął ją pan Grzegorz. - Z Szymonem lepiej. Okazało się, że to tylko potrącenie. Ma złamaną nogę i rękę, lekki wstrząs mózgu, ale wyjdzie z tego. Będzie dobrze...

       Stałem z boku ze wzrokiem wbitym w ziemie. Nie wiedziałem jak mam się zachować. Zapomniałem o Szymonie... Zapomniałem o nim kochając się z jego siostrą, a przecież byliśmy kumplami. Kurde! Odwiedzę go, obiecuję... Spojrzałem na Monikę. Ją też dręczyło sumienie... Obydwoje daliśmy plamę...

 - Mogę go odwiedzić - zapytała brunetka.

- Myślę, że tak - pani Ela uśmiechnęła się nieśmiało.

- To może my już pójdziemy - Marcelina odezwała się pierwsza i pociągnęła za sobą chłopaków.

- Marcelinko - mama mojej dziewczyny podniosła brew. Lubiła naszą małą paczkę i pewnie liczyła, że zostaniemy na obiedzie, ale no...

- Nie możemy. Chłopcy mają zaległości w szkole - Marcelina pociągnęła swojego chłopaka w stronę drzwi.

-A ty Mateusz, zostaniesz?- zapytała się mama Moni.

- Ja? - nie wiedziałem jak grzecznie odmówić, w szkole nie miałem wiele do nadrobienia.

- Mateusz zostanie - pan Grzegorz uprzejmie podjął za mnie decyzję. - Musimy porozmawiać...

   Kamil i reszta zwijali się ze śmiechu stojąc w sieni. Monika zbladła, a ja... nazwijmy to tak... nie byłem szczęśliwy perspektywą, męskiej rozmowy z ojcem Moni, ale czego się nie robi dla ukochanej. Przecież z miłości można nawet umrzeć...

Hej! To taki mało sportowy rozdział, ale mam nadzieję , że się podobał. Piszcie co myślicie i dziękuję za dotychczasowe wsparcie:))))









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro