Pod drzewem
Niedzielne popołudnie zaczęło bardzo przyjemnie.
Hadżer obudziła się o godzinie dziewiątej. Biały sufit znajdujący się tuż nad nią dzisiaj był wyjątkowo bielszy niż zwykle. Dziewczyna wstała niechętnie kwadrans później. Wchodząc do łazienki spojrzała w lustro w złotej oprawie. Jej ciemne włosy były całe potargane, czekoladowe oczy wciąż zaspane - nieprzytomnie wpatrywały się we własne odbicie, a krwiste zazwyczaj usta były jasne i lekko wyschnięte. Nastolatka odkręciła kran i letnią wodą przemyła twarz.
Jej tata właśnie stał w kuchni i sprawdzał czy gaz jest wyłączony, a okna zamknięte.
- Dzień dobry córeczko!
- Cześć tato!
- Haluk i Krysia jeszcze śpią, a Tadzio bawi się w łóżeczku. Spojrzysz na niego? Ja przejdę się na godzinny spacer
- Jasne
- Będę niedługo
- Dobrze
Brunetka weszła do sypialni ojca, gdzie w drewnianym łóżeczku leżał jej młodszy brat. Uśmiechnął się na jej widok i krzyknął:
- Adel!
Hadżer uśmiechnęła się i otworzyła drzwi balkonowe. Zimne powietrze otuliło ją i cały pokój, a ona w różowej piżamie zatrzęsła się. Spojrzała na termometr, który wskazywał 11 stopni Celsjusza. Natychmiast zamknęła drzwi i okryła Tadzia dodatkowym kocykiem, po czym wzięła go na ręce i zaniosła do swojego pokoju. Delikatnie ułożyła chłopczyka na łóżku i sama zaczęła się ubierać. Wybrała czarne legginsy i biały T-Shirt z nićmi DNA, który dostała dwa lata temu od swojej nauczycielki biologii. Na wierzch założyła jasną dżinsową kurtkę. Ciemne włosy związała w szybkiego kucyka, a łóżko pościeliła. Odsłoniła fioletową roletę i brązowe żaluzje a następnie ubrała Tadzia.
Jako że Haluk i Krysia wciąż spali, dziewczyna napisała rodzeństwu krótką wiadomość:
Tata poszedł na spacer i powinien wrócić za 45 minut. Ja idę z Tadziem się przejść i wrócimy za niecałe półtorej godziny.
Nastolatka założyła czarne buty i na rękach zniosła Tadzia po schodach. Przy wyjściu z bloku stał czarny wózek, do którego ostrożnie włożyła brata.
Po chwili udało im się wyjść z klatki i ruszyli w lewą stronę. Spacerując osiedlowymi uliczkami doszli w końcu do szkółki jeździeckiej, gdzie przez wysokie ogrodzenie mogli zobaczyć piękne kasztanowe konie. Mały Tadzio bardzo podekscytowany śmiał się patrząc na duże zwierzęta. Brunetka minęła przystanek autobusowy, na którym można było zobaczyć zaniedbanego mężczyznę, który zajmował całą ławkę na przystanku i starszą kobietę popierającą się o czerwony słup.
Nagle na przystanek podjechał kolorowy autobus, a Hadżer postanowiła wsiąść do pojazdu. Kierowca w zielonym polarze wyszedł i pomógł jej z wózkiem. Dziewczyna uśmiechnęła się w akcie podziękowania i przez kilka kolejnych przystanków bawiła się z Tadziem. W końcu usłyszała jak w całym autobusie rozległ się głos:
- Rondo Makuszyńskiego
Nastolatka dała znać kierowcy, że wysiada.
Przeszła przez przejście dla pieszych i minęła wielki kościół. Okrążyła go parę razy, aż Tadzio zasnął otulony niebieskim kocykiem.
Drogę powrotną również przebyli autobusem i osiedlowymi uliczkami wrócili pod żółty blok z numerem 15.
W mieszkaniu było cicho. Ojciec brunetki siedział w kuchni i robił śliwkowy dżem, który uwielbiał. Haluk i Krysia byli w swoich pokojach i właśnie się ubierali.
Hadżer postanowiła przygotować sobie i rodzeństwu śniadanie. Do rondelka wlała butelkę mleka i odpaliła gaz. Na kuchennym blacie postawiła trzy białe miski i czekała, aż mleko się ugotuje.
Nagle spojrzała przez okno i pośród zieleni z ogródka przy starej brzozie zobaczyła ciemną postać.
- Tato... - Powiedziała drżącym głosem - Tam ktoś jest...
Hej! Wróciłam! Cieszycie się? Ktoś tęsknił? Dzisiaj rozdział taki ogólny, wprowadzający do kolejnej części. Jak się podoba? Jak myślicie? Co to za tajemnicza postać w ich ogrodzie? Piszcie w komentarzach! Zapraszam również do gwiazdkowania, a jeśli jesteś tu nowy to również zapraszam do pierwszej części tej opowieści "Życie Hadżer"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro