∆60∆
//Mal//
Właśnie teraz stoję przed zamkiem mojej mamy na Wyspie.
Bardzo się boję się tej rozmowy, ale przecież tak, czy inaczej ona się o tym dowie, więc będzie lepiej jak sama jej o tym powiem.
*w zamku Diaboliny*
-Hej.... Mamo- powiedziałam wchodząc do zamku mamy.
W zamku widziałam tylko mamę, która siedziała na swoim tronie i piłowała paznokcie, czyli normalka.
W środku nie widziałam ani Cruelli, ani Jafara, ani Złej Królowej, czyli najprawdopodobniej gdzieś po prostu wyszli.
-Oo, widzę, że moja córeczka przyszła. O, czym chciałaś rozmawiać?- zapytała wrednie.
-Nie wiem od czego mam zacząć...
-Najlepiej od początku. Powiedz krótko i na temat- powiedziała.
-Okej.... Chodzi o to, że za osiem miesięcy będziesz..... Babcią- rzekłam.
-Słucham? Czyli za osiem miesięcy będziesz mieć bachora?
-Dziecko.... Dziecko, a nie bachora.
-Nie dasz sobie z nim rady.
-Tak? A skąd ta pewność?
-Bo ty przez całe życie nie miałaś ojca, a ja średnio traktowałam Ciebie jak córkę.
-Ale to nie oznacza, że będę taką samą matką jak ty.
-Taką, czyli jaką?- zapytała nie rozumiejąc mnie.
-Taką, czyli nie będę taką matką, która swoje dziecko olewa i ma je gdzieś, bije je i wyzywa od najgorszych, wciąż rząda wszystkiego. Byłaś po prostu beznadziejną matką- wytłumaczyłam.
-Bo przecież byłam zła, więc jeśli miałaś nadzieję, że będę Cię traktowała jak te królewskie pary z Auradonu to grubo się myliłaś.
-Ale ja nie oczekiwałam od Ciebie, abyś traktowała mnie jak Ci rodzice z Auradonu. Chciałam, żebyś traktowała mnie jak córkę.
-Byłam zła, więc czego się po mnie spodziewałaś, Mal?
-Rozumiem, że byłaś zła, ale spójrz na Cruelle, Jafara, czy też Grimhildę (Zła Królowa) , oni traktowali Carlosa, Jay'a i Evie lepiej... Jak swoje dzieci.
-Ale ja nie jestem jak oni!
-Ale mogłaś mnie traktować jak swoją córkę, a nie jak kogoś bezwartościowego!
-No tak, ale... Ty jesteś bezwartościowa.
-Serio?! Ja jestem bezwartościowa?!
-Tak, ty. Nic nie potrafiłaś i byłaś najgorszą córką jaką mogłam mieć. Nie było mi z tobą łatwo.
-Serio?! Tobie nie było łatwo?! A, czy to ty przez szesnaście lat nie miałaś kompetnie nic?! Byłaś traktowana przez własną matkę jak szmatę i nie miałaś ojca?! Musiałaś kraść, żeby przeżyć?! Jesteś najgorsza na świecie!
Po tych słowach chciałam odwrócić się i chciałam wyjść, ale moja matka wzięła wazon, który jej kiedyś dałam i rzuciła nim w moją rękę, a ja nie mogłam nią ruszyć.
-Nie masz prawa tak mówić do mnie!
-A właśnie, że mam! W końcu jestem w stanie powiedzieć Ci wszystko co mnie boli! A teraz żegnam, bo nie mam zamiaru spędzać czasu w jednym pomieszczeniu z kimś takim jak ty!
Wyszłam z zamku mojej matki i wzięłam w jedną rękę (w tą, która nie była złamana) kamień mojego ojca, (który dał mi zanim tu teleportowałam) i z powrotem teleportowałam się na Olimp.
~~~~~~~~
Hej!
Podoba się rozdział? Zostawcie komenatrz!💜💜💜💜💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro