42.
Luke POV
Zaraz po wyjściu spod prysznica, udałem się do mojej nowej sypialni. W środku stała duża szafa. Zajrzałem do środka. Same białe koszulki i czarne spodnie. Nie mając dużego wyboru ubrałem się w ten zestaw. Już chciałem zajrzeć do szuflady ze skarpetkami gdy usłyszałem otwieranie drzwi.
Kogo tu do cholery przywiało?
Bez zastanowienia wyszedłem z sypialni. Korytarzem udałem się do salonu, który połączony był z wejściem do apartamentu. Nikogo nie zauważyłem. Gdy jednak się odwróciłem poczułem jak ktoś rzuca mi się w objęcia. I nie był to byle kto. To June. Objąłem ją mocno, nie wiedząc dokładnie co się dzieje. Kobieta odsunęła się po chwili, aby nagle pocałować mnie w usta. Zrobiła to bardzo namiętnie. Mimo bólu prawej ręki przyciągnąłem ją jeszcze bardziej. Nie wiedziałem co robi, ale bardzo za nią tęskniłem.
— Boże, Luke. Szukałam Cię od tylu dni. — powiedziała a mnie zatkało. Sądziłem, że niczego nie pamięta.
— To ty... — zacząłem nie wiedząc co powiedzieć, a ona tylko odsunęła się o krok.
— Udawałam. — wyjaśniła natychmiast, a ja tylko podszedłem do niej i położyłem dłonie na jej policzkach. Już chciałem ją ponownie pocałować, ale ta odsunęła się. — Co to miało być z tym małżeństwem? Dlaczego nie powiedziałeś prawdy? — spytała lekko zdenerwowanym głosem. Nie rozumiałem jej złości. To ona mnie oszukała.
— To nie ja udawałem utratę pamięci. — odparłem zakładając dłonie na klatkę piersiową.
— Gdybym tego nie zrobiła, nadal leżałabym przykuta do łóżka. — wyznała również zakładając dłonie na piersi. Była cholernie uparta, ale to tak samo jak ja. — Kim jest ten facet? Czego chce od Harley i Joker' a? — spytała po chwili ciszy.
— Chcieli Cię tu sprowadzić. Tyson miał plan. Chciał żebyśmy pomogli mu dorwać Twoich rodziców, w zamian za naszą wolność. — odparłem zgodnie z prawdą. Ta spuściła na chwilę wzork. — To chore. Powiedziałem mu od razu, że się na to nie... — już chciałem jej wyznać, że nie miałem z tym nic wspólnego ani, że się na to nie zgodziłem, gdy ona mi przerwała.
— Ja się zgadzam. — powiedziała nagle i z absolutną powagą. Zmarszczyłem brwi. Co do chuja? Co ona opierdala?
— O czym ty mówisz? — spytałem kręcąc lekko głową.
— Wcale nie są moimi rodzicami. — powiedziała stanowczo z zaciśnięte i zębami, przez co poczułem się jeszcze bardziej zdezorientowany. — Harley, nie jest moją matką. Joker jest moim ojcem. Zgwałcił moją biologiczną matkę, June Moone, a ona zaszła w ciążę. Gdy mnie urodziła umarła, a Harley wzięła mnie sobie tak jakbym była jej córką. — wyjaśniła, a ja słuchałem tego z otępieniem. To wszystko było takie nowe. Co ona musiała czuć?
— Cholera. Nie mogę w to uwierzyć. Przykro mi, skarbie. — wyznałem łagodnym głosem. Podszedłem do niej i przytuliłem ją mocno. Pocałowałem lekko jej szyję i ramię. — Jak się dowiedziałaś? — spytałem po chwili ciszy. Założyłem jej włosy są ucho.
— Z listu. Teraz już, wiem, że wysłał go Tyson. Jestem mu wdzięczna. Gdyby nie on nigdy bym się nie dowiedziała. — powiedziała niepewnie i wzruszyła ramionami.
— Co teraz zamierzasz? Będziesz nadal udawać? — spytałem przyswając do siebie jej słowa. Zamyśliła się na chwilę.
— Nie. Zaraz wrócę na salę. Położę się a gdy wstanę powiem, że już pamiętam. Trochę się z nimi poszarpię i pokłócę, a później zgodzę się z nim porozmawiać. — powiedziała tak jakby wcale nie wymyśliła tego kilka minut temu.
— Zastanówmy się, czy nie powinniśmy stąd jak najszybciej uciec. Obawiam się, że ten gość to niebezpieczny facet. Czuję, że dobrze zna Harley i Joker' a. Jestem prawie pewny, że nie jest z żadnej agencji. I mam wrażenie, że to wszystko to ściema. Zastanów się. — powiedziałem rozmyślając nad tym wszystkim.
— Możemy go sprawdzić. Mogę wciąż udawać. Będę robiła to czego ode mnie oczekuje. Pieprzył coś, że jesteśmy dwójką najlepszych agentów. Pracujemy razem, a po pracy jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. — mruknęła z minimalnym uśmiechem, a ja kiwnąłem głową.
— Czemu nie powiedziałaś mi prawdy, gdy byliśmy sami? — spytałem po chwili.
— W mojej sali były kamery. Nie mogłam nic powiedzieć. Tyson nas obserwuje. Musimy udawać. — wyznała, a ja nie mogłem pojąć jak wymyśliła to wszystko. Jak zauważyła kamery? Była tak niesamowicie uzdolniona.
— Lepiej wracaj do sali. Przyjdę około siódmej. Wtedy wysłuchamy kazań Tysona. Jestem ciekawy co teraz zaplanuje. — powiedziałem po czym nachyliłem się i pocałowałem ją ostatni raz. — Kocham Cię. — wyznałem a ona pogłaskała mnie lekko po policzku.
— Gdy dowiedziałam się prawdy o rodzinie, jedna myśl, która mnie pocieszała to ta, że nadal mam ciebie. Ty zawsze byłeś prawdziwy.— wyznała z powagą, a ja się uśmiechnąłem.
— Tak. Jestem cały twój. — powiedziałem, a ona się uśmiechnęła i pocałowała mnie w policzek.
— Kocham Cię. — szepnęła i skierowała się do wyjścia. Zanim się obejrzałem już jej nie było. Usiadłem na kanapie i poprawiłem włosy. Gdyby nie ona spróbowałbym się stąd wydostać. Zdaje sobie sprawę z tego, że jest roztrzęsiona. Nie chce znać rodziców, ale wystawienie ich w ramiona Tysona to bardzo zły pomysł. Będzie tego żałować, a ja nie cofne czasu.
Laura POV
Atmosfera w rezydencji była dosyć sztywna. Nikt się nie uśmiechnał. Nikt nie zabierał głosu. Minął tydzień od zniknięcia Luke' a. Cztery dni od zniknięcia June. Nikt nie wiedział gdzie są. Co się z nimi dzieje?
— Ostatnio nie najlepiej wyglądasz. — usłyszałam głos Kaliksta, co wytrąciło mnie z głębokich przemyśleń i refleksji.
— Wskaż mi kogoś kto, wygląda dobrze. — powiedziałam nieco uszczypliwie co już po chwili spróbowałam naprawić. — Martwię się o June. Gdy pomyślę, że mogło się jej coś stać, uginają się pode mną nogi. — szepnęłam gdy ten zaczął głaskać mnie lekko po włosach.
— Rozumiem, ale ciągle wymiotujesz. Jesteś blada. Chodzisz zmęczona. Może jesteś chora. Ktoś powinien Cię zbadać. — powiedział, a ja zmarszczyłam brwi.
— Daj spokój. Nic mi nie jest. Powinniśmy się zająć odszukaniem June, a nie szukać dziury w całym. — odparłam szybko, a on westchnął.
— Nie bądź uparta. Pozwól sobie pomóc. — powiedział szybko.
— Kali. Jestem dorosła, daj mi spokój. — powiedziałam szybko podnosząc się z jego klatki piersiowej. Chłopak podniósł się równie szybko i spojrzał na mnie uważnie.
— Dlaczego ciągle to mówisz? Jesteśmy razem więc może powinnaś zacząć traktować mnie jak swojego chłopaka. — powiedział podniosionym głosem kręcąc przy tym głową.
— Nie wkurzaj mnie. Nikt nie będzie mi rozkazywał. Czuję się świetnie i nie potrzebuje żadnego lekarza. Wyzdrowieje jak zobaczę June całą i zdrową. — warknęłam a on kiwnął głową.
— Dobra. Będę już szedł do siebie, bo jeszcze ktoś nas nakryje. — powiedział Kali, a ja westchnęłam.
— Kali. Nie musisz iść. — powiedziałam po chwili a on tylko nic nie mówiąc wyszedł z pomieszczenia. Mieliśmy przestać się kryć. Powiedzieć prawdę, ale wciąż tego nie zrobiliśmy. On sprawia, że czuję się temu winna. Jestem uparta i wredna. Nie zmienię tego.
Wzięłam laptopa i w wyszukiwarke wpisałam objawy, które miałam. Mdłości. Ból brzucha. Wzmożony apetyt.
Widząc pierwszą stronę, która mi wyskoczyła prychnęłam śmiechem. Chyba ich pojebało. Nie jestem w ciąży. Nie ma szans. Przeszłam na kolejną stronę. Znowu to samo. Boże. Od niechcenia kliknęłam na pierwszą lepszą stronę.
Bla. Bla. Bla. Zmiana nastrojów. Brak apetytu na przemian ze wzmożonym apetytem. Złe samopoczucie. Brak miesiączki.
— Kurwa! — powiedziałam na głos i to dość głośno.
Jak mogłam tego nie zauważyć? Dlaczego nie zwróciłam na to uwagi. Miałam okres wieki temu. Boże. To chyba jakieś żarty. To jest po prostu niemożliwe. Nie mogę być w ciąży. Przecież się zabezpieczałam. Zawsze. Za każdym. Nie. Poza jednym razem. Mój pierwszy raz z Kalikstem. Wtedy tego nie zrobiłam. Nie wziąłem żadnej tabletki, a on nie miał na sobie prezerwatywy. Jezu. Teraz wszystko stało się zrozumiałe. Mogłam być w ciąży z Kalikstem.
Bez namysłu udałam się do garażu. Wsiadłam w samochód i pojechałam do pierwszej lepszej apteki. Weszłam do środka zakładając na głowę kaptur bluzy.
— Poproszę test ciążowy. — powiedziałam czując się cholernie dziwnie wypowiadając te dwa słowa, a właściwie trzy słowa. Rzadko kiedy proszę.
Starsza kobieta podeszła smętnie do jakiejś półki. Wzięła dwa pudełka.
— Dla pewności proszę zrobić dwa. Czasami jeden może okazać się błędny. — wyznała, a mnie zaciekawił jej wygląd. Przypominała mi kogoś. Tylko kogo? Przestałam o tym myśleć i wyciągnęłam pieniędze. Po zapłaceniu wzięłam pudełka i schowałam je do kieszeni bluzy. Pożegnałam się ze sprzedawczynią i wróciłam do rezydencji. Było już późno więc bez obaw udałam się do łazienki. Zanim przystąpiłam do wykonania testów minęło trochę czasu. W końcu zebrałam się na odwagę i wykonałam wszystko zgodnie z instrukcją. Zaczekałam kilkanaście minut, a później drżącymi rękami wzięłam jeden test i spojrzałam na niego. Dwie kreski. Dwie jebane kreski. Kolejny test. To samo. To oznaczało jedno. Byłam w ciąży. Będę miała dziecko. Zostanę matką. Kalikst ojcem. Wszystko się zmieni.
Elo Elo 5 2 0. Przepraszam, że mnie długo nie było. Jednakże mam nadzieję, że się podoba. Pozdrawiam i do następnego. ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro