41.
June POV
Obudził mnie telefon. Wstałam z łóżka i nie mrawo przetarłam oczy. Zastrzeżone. Bez namysłu odebrałam.
- Davis Avenue 29. Ma być pani sama. - usłyszałam, a później jedyne co słyszałam to sygnał kończący rozmowę. Nie miałam pojęcia kto to. Nie miałam w pobliżu Joker' a który mógłby to sprawdzić, ani Harley, która zabroniłaby mi tam jechać. Co więc stało mi na przeszkodzie?
Ubrałam się w pierwsze lepsze ubrania i założyłam buty. Wpisałam adres w GPS i wsiadłam do samochodu. Nie zauważona wyjechałam z garażu. Miejsce to znajdowało się dwadzieścia kilometrów od domku nad jeziorem na którym została Laura z Kalim.
Znajdowałam się przy starej szkole. Dawno zamkniętej. Nie było tu żywej duszy. Już chciałam z powrotem wsiąść od auta i odjechać gdy nagle poczułam silny ból głowy. Straciłam przytomność i upadłam na ziemię.
Obudziłam się w jakimś ciemnym pokoju. Nie widziałam absolutnie niczego. Chciałam się ruszyć jednak nie było to możliwe. Byłam przywiązana. Nie miałam możliwości poruszyć ani rękami ani nogami, a silny ból głowy powodował mętlik w mojej głowie. Gdzie jestem? Co się ze mną stało? Niespodziewanie w pomieszczeniu zrobiło się cholernie jasno. Zamknęłam mocno oczy.
- Dobrze widzieć Cię przytomną. - usłyszałam czyjś męski głos. Minimalnie uchyliłam oczy, żeby ujrzeć kto do mnie mówi. Stał nad moim łóżkiem wysoki mężczyzna z długimi włosami. Nie widziałam go nigdy wcześniej.
- Kim Pan jest? - spytałam cicho, a on pogłaskał mnie lekko po głowie. Gdybym mogła, pewnie zrzuciłabym jego dłoń.
- Nazywam się Tyson Weber. Jestem z tajnej Agencji, mamy twojego chłopaka. Nic mu nie jest. - powiedział, a ja tylko pokręciłam lekko głową.
- Mojego chłopaka? - spytałam niezrozumiejąc, a on zmarszczył lekko brwi.
- Luke Collins. - powiedział stanowczo, a ja spróbowałam przypomnieć sobie mężczyznę. Jednak to na nic.
Luke POV
Siedziałem w swojej sali. Dostałem od nich garnitur. Nie chciałem go wkładać, ale wolałem to niż cholerny fartuch w którym wyglądałem jak skończony kretyn. Ręka cholernie mnie bolała, ale lekarz postanowił zdjąć z niej gips. Założę się, że zrobił to na rozkaz swojego szefa. Nie chciałem, żeby zabierali June. Nie chciałem, żeby tu trafiła. Wolałem, żeby została bezpieczna z rodziną. Nie mogłem jej stracić.
Nagle do sali wszedł nie kto inny jak Tyson. Nawet na niego nie spojrzałem.
— Nie jest dobrze. — powiedział podchodząc do mnie. — Chodź ze mną. — rozkazał, a ja zmarszczyłem brwi. Mimo niechęci wstałem z łóżka i poszedłem za mężczyzną. Ten po drodze zajrzał do jakiegoś pomieszczenia z którego wziął lekarza.
— Coś jest nie tak. Wydaje mi się, że ona nie za bardzo wie co się dzieje. — usłyszałem szept Tysona skierowany w stronę lekarza. Ona... June tu jest? Sprowadzili ją. Poczułem szczęście, ale i strach jednocześnie. Weszliśmy nagle do jakiejś sali. Na środku stało łóżko, a na nim leżała June przywiązana rękami i nogami do łóżka.
— Co ty jej zrobiłeś!? — warknąłem podchodząc do tego pieprzonego gnoja. Złapałem go za tą jego marynarkę i przydusiłem do ściany.
— To jeszcze nie wszystko. Doktorze, proszę zająć się pacjentką. — powiedział łapiąc mnie za obolałą rękę. Ścisnął ją i wykręcił. Odruchowo go puściłem. Odwróciłem się w stronę June. Nie wyglądała jednak na zadowoloną na mój widok.
— Jak się pani czuje? — spytał doktor, a ona westchnęła lekko.
— Pęka mi głowa. Jestem związana, ale dlaczego? — spytała ze strachem i dezorientacją. Nie mogłem na to patrzeć. Podszedłem do łóżka i zacząłem odpinać skórzane pasy. Zacząłem od jej rąk. Później rozpiąłem jej nogi.
— Jak się Pani nazywa? — spytał lekarz, a ona złapała się za zaczerwienioną rękę. Zaczęła ją lekko masować.
— Sama nie wiem. Boże. — szepnęła łapiąc się za głowę.
— Spokojnie. Nazywasz się June. Nic Ci tutaj nie grozi. — wyznał lekarz podchodząc do dziewczyny. Poświecił jej latarką w oczy.
— Dlaczego niczego nie pamiętam? Co mi jest? — spytała ze strachem, a lekarz westchnął. Już chciał coś powiedzieć, gdy wtrącił się Tyson.
— Zostawcie mnie z nią. — rozkazał jednak ja nie zamierzałem wyjść.
— Nie. Zabieram ją stąd. Nie zostaniemy tu. Ona niczego nie pamięta. To już jest nieaktualne. — powiedziałem stanowczo gdy nagle ten wyciągnął pistolet i skierował go nie we mnie, a w June.
— Wyjdź Luke. — powtórzył ponownie, a ja spojrzałem na nią kątem oka. Wyglądała tak samo. Nic się nie zmieniło, dlaczego więc nie wiedziała kim jestem?
Uniosłem lekko ręce i skierowałem się do wyjścia. Po wyjściu uderzyłem zdrową ręką w ścianę. Byłem wściekły. Kto wie o czym teraz jej pieprzył? Mógł jej powiedzieć wszystko.
Stałem przed drzwiami dwadzieścia minut. Nie miałem pojęcia co tam się dzieje. Nagle Tyson wyszedł z pomieszczenia.
— Powiedziałem jej swoją wersję wydarzeń. Możesz do niej wejść, ale jeżeli czemukolwiek zaprzeczysz, ona dostanie kulkę w łeb. — powiedział z lekkim uśmiechem, a ja tylko wszedłem do pomieszczenia. Spojrzałem na dziewczynę.
— Nic ci nie jest? — spytałem troskliwie podchodząc do brunetki. Usiadłem na łóżku obok niej. Nie mogłem udawać, że jej nie znam.
— Sama nie wiem. Dziwnie się czuję. Bardzo dziwnie. — wyznała, a ja usiadłem na łóżku obok niej. Wtedy się trochę odsunęła.
— Tyson powiedział mi, że jesteśmy małżeństwem. Przepraszam, że to mówię, ale nie wiem jak to teraz będzie. Nie znam cię. Nie mogę być z kimś kogo widzę po raz pierwszy na oczy. — powiedziała, a mnie zatkało. Małżeństwem? Chciałbym tego, ale to nie prawda. Sądziłem, że wymyśli coś na mój temat. On natomiast zrobił z nas małżeństwo.
— Nie szkodzi June. Cieszę się, że cię widzę. Tęskniłem za tobą. Kocham Cię i zrobię wszystko, żebyś sobie o mnie przypomniała. — wyznałem, a ona się lekko uśmiechnęła. Widziałem w jej oczach iskierki. Takie jak zawsze. Jakby ona wciąż tu była. Jakby dobrze wiedziała, kim jestem.
— Dziękuję. — szepnęła na co położyłem rękę na jej dłoni. — Słyszałam, że miałeś wypadek. To było coś poważnego? — spytała z troską w głowie, a ja westchnąłem lekko. Z tego co wiem to tak, ale po co miałbym jej o tym mówić.
— Nic poważnego. Nie ma sensu o tym rozmawiać. — powiedziałem spokojnym tonem, a ona kiwnęła głową.
— A więc mamy dorwać Harley Quinn i Jokera. Z tego co mówił Tyson, to są niebezpieczni, ale jesteśmy blisko, tak? — spytała zakładając włosy za ucho. June... Gdybyś tylko wiedziała, że są twoimi rodzicami.
— Wierzysz we wszystko co Ci powiedział? — spytałem wstając z jej łóżka. Czułem złość.
— Nie powinnam? Okłamał mnie? — spytała nie rozumiejąc, a ja pokręciłem lekko głową.
— Odpocznij. Wrócę tu niedługo. — powiedziałem po czym nachyliłem się i pocałowałem ją w czoło.
Wkurwiony zaczęłam zmierzać do gabinetu doktorka. Musiał tam być. I nie myliłem się. Tyson siedział wygodnie w fotelu.
— Co ty jej nagadałeś!? — spytałem wściekle, a on tylko się uśmiechnął.
— Miało być inaczej. Nie sądziłem, że straci pamięć. — wyznał mężczyzna, a ja zacisnąłem ręce w pięści.
— Nie pomogę Ci. Nie dałeś jej wyboru. Nie wie kim jest więc, koniec naszej umowy. Wypuść nas. — warknąłem, a on aż wstał z fotela. Podszedł do mnie. Nie bałem się go.
— Mylisz się. To dopiero początek. — szepnął z uśmiechem. — Przeniesiesz się dziś do twojego nowego apartamentu. — dodał, a ja pokręciłem lekko głową.
— A ona?
— Ona zostanie jeszcze na obserwacji. Wkrótce zamieszka z tobą. Od dziś jesteście małżeństwem. — powiedział, a ja miałem ochotę go uderzyć. Nie miałem jednak tutaj nikogo. Byłem sam. Nie było ze mną nawet June.
Gdy wyszedłem z gabinetu, na zewnątrz czekało na mnie dwóch mężczyzn.
— Wskażemy Panu nowy apartament. Znajduje się na piętrze wyżej. — powiedział, a ja nie miałem ochoty się kłócić. Nie chciałem też zostać w sali szpitalnej. Czy gdziekolwiek się teraz znajdowałem. Apartament był naprawdę piękny. Cały czarny z elementami bieli i szarości.
— Proszę się rozgościć. — powiedział jeden z mężczyzn po czym razem ze swoim kolegą zostawili mnie samego. Udałem się pod prysznic. Musiałem pomyśleć.
Laura POV
Obudził mnie głośny grzmot. Zerwałam się z łóżka. Było już widno. Dosyć widno, gdyż burza wciąż trwała. Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Poczułam odruch wymiotny. Od jakiegoś czasu tak się dzieje. Nie mam pojęcia dlaczego. Zwymiotowałam, aby chwilę później poczuć się już dobrze.
Wzięłam prysznic i umyłam zęby. Gdy wyszłam udałam się do kuchni. Spojrzałam na zegarek. 5:36. Nie miałam jednak ochoty na sen. Zrobiłam sobie herbatę. Gdy ją wypiłam postanowiłam zajrzeć do June. Czułam się za nią odpowiedzialna. Była dla mnie jak młodsza siostra. Zdziwiło mnie to, że jej łóżko jest puste.
— June. — powiedziałam nieco podniesionym głosem. Zajrzałam do jej łazienki oraz garderoby. Pusto. Przeszukałam cały dom. Zniknęła. Wzięłam telefon i spróbowałam zadzwonić. Poczta głosowa.
Obudziłam Kali' ego. Ten pobiegł do garażu. Czemu o tym nie pomyślałam?
— Nie ma jej auta. — szepnął wracając do mnie. — Ubieraj się. Może wróciła do domu. — powiedział zakładając na siebie dresy i jakąś bluzę.
To raczej niemożliwe żeby wróciła do domu. Nie teraz.
— Zgoda. — mruknęłam i założyłam pierwszą lepszą bluzę i spodenki. Mimo, że była burza, na dworze było ciepło. Zabrałam nasze rzeczy i zamknęłam dom na klucz. Gotowa do drogi udałam się do samochodu. Kalikst już tam czekał.
— Zadzwoń do mojej matki. Nie chcę z nią gadać, ale może coś wie. A jeśli nie to powinna wiedzieć. — powiedział mężczyzna ruszając z dużą prędkością w drogę powrotną do rezydencji. Zrobiłam to co kazał. Wybrałam numer do Harley i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
— Jak się macie? — spytała bez przywitania. Była smutna.
— June zniknęła. Sądziłam, że być może wróciła. — wyznałam, a kobieta tylko zamilkła na chwilę.
— Nie ma jej tu. Co... Co się stało, Laura? — spytała z przerażeniem, a ja westchnęłam.
— Nie mam pojęcia. Obudziliśmy się, a jej już nie było. — wyznałam. — Spróbuj ją jakoś namierzyć. Telefon, samochód. Cokolwiek. — powiedziałam po czym się rozłączyłam.
— Zniknęła. — powiedziałam po schowaniu telefonu.
— Tak jak Luke. — szepnął dodając gazu. Położyłam dłoń na jego szyi.
— Znajdziemy ich. — powiedziałam, a on tylko puścił jedną ręką kierownicę. Wziął mnie za rękę i przyłożył ją sobie do ust. Pocałował ją lekko.
— Kocham Cię. — szepnął mężczyzna, a ja się uśmiechnęłam.
— Ja ciebie też. — odparłam zgodnie z prawdą. Kali puścił moją rękę.
— Chodź do mnie. — poprosił, a ja zmarszczyłam lekko brwi. Wskazał ręką, żebym usiadła mu na kolanach. Bez dłuższego namysłu zrobiłam to i bez większych trudności usiadłam mu na kolanach. Nogi spuściłam na siedzenie obok. Chłopak objął mnie.
Ja natomiast oparłam się o jego ramię.
Musieliśmy ich znaleźć. Wierzę, że Joker coś wymyśli. Zawsze ratował sytuację. Tym razem nie może być inaczej.
Siemanko. Mam nadzieję, że macie udane walentynki ❤️a jeżeli nie to, życzę wam tego z całej siły.
Tak poza tym, to dziękuję za gwiazdki, ale jest jedna sprawa...
Piszcie coś proszę 🙏 Nie wiem co robić, chciałam jeszcze pisać, ale no zastanawiam się czy nie zakończyć tego gdzieś zaraz. Nie komentuje nikt poza @NikolaaTOP i ja naprawdę nie wiem o co chodzi 😒 trochę mi smutno 😭😭 zróbcie mi tą przyjemność i napiszcie coś. Nawet jeżeli się wam nie podoba, to chcę to usłyszeć 😛
Pozdrawiam 🍔♥️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro