38.
Kalikst POV
Ludzie nie znikają tak po prostu. Zawsze jest jakiś powód. Nikt nie znika bezpowrotnie.
Tylko, że tym razem było inaczej. Szukałem Luke' a od dwóch dni bez przerwy. June obwiniała się o jego zniknięcie. Twierdzi, że to przez ich małą kłótnie. Wiem jednak, że Luke nie przejął się nią zbytnio. Wiedział, że to nic poważnego. Nie sądzę, żeby nie wracał do domu z tego powodu. Nie miałem pojęcia co się mogło wydarzyć. I to mnie martwiło.
— Może zdał sobie sprawę, że to nie jest miejsce dla niego. Może, wybrał normalne życie. — szepnęła June patrząc pusto w podłogę. Obok niej siedziała Harley i Laura. Obie nie opuszczały jej na krok.
— Przestań tak mówić, kochanie. — powiedziała Harley przytulając ją do siebie. — Luke nigdy by cię nie zostawił. — dodała głaszcząc ją po głowie.
— Harley ma rację. Wiedział, że gdy Cię skrzywdzi będzie miał do czynienia ze mną. — powiedział stanowczo Joker podchodząc do mnie z założonymi rękami.
— Przeszukałem wszystkie miejsca w których mógłby być. — wyznałem bezradnie. Joker kiwnął głową.
— Sprawdziłem w Arkham. We wszystkich więźeniach. Nigdzie go nie ma. Jakby rozpłynął się w powietrzu. — dodał zielonowłosy, a ja tylko westchnąłem siadając na poręczy fotela.
— A jego rodzice? — usłyszałem nagle głos Deadshot' a. Wszedł niespodziewanie do salonu. Tuż za nim pojawiła się Pamela. Podeszli do nas. Kobieta stanęła za kanapą, na której siedziała June i przytuliła ją od tyłu. Dobrze, że mieliśmy siebie. Wspieraliśmy się w takich chwilach jak te.
— Dobry pomysł, Floyd. Pojedziemy do nich. — powiedział Joker, a June tylko wstała na równe nogi i pokręciła głową.
— Ja tam pojadę. Wiedzą o mnie, ale nie o was. Nie chcę ich narażać. — powiedziała ze zdenerwowaniem moja siostra, a ja tylko kiwnąłem głową. Rozumiałem jej obawy.
— Mnie i Laury nie znają. Możemy pojechać jako twoi znajomi. Nie będziesz sama. — powiedziałem z pewnością w głosie, a Laura tylko szybko pokiwała głową. Chciałem, żeby była przy mnie. Chciałbym móc ją przytulić, pocałować i nie martwić się o to, że ktoś nas zobaczy. Jednak w dalszym ciągu wie tylko June.
— Jedźcie, ja w tym czasie zadzwonię jeszcze do paru osób. — stwierdził Joker, gdy nagle podeszła do niego Harley. Objęła go w pasie i przytuliła się do jego klatki piersiowej. Uśmiechnęła się do nas lekko, gdy zaczęliśmy zmierzać do wyjścia.
June POV
Nie spałam od dwóch dni. Nie jadłam, nie piłam. Nie funkcjonowałam. Dusiłam się we własnej skórze. Paliło mnie wnętrze. Jeżeli to miłość, to ja jej nie chcę. Skoro, to tak boli, nie chcę tego. Chcę jedynie Luke' a. Chcę, żeby wrócił. Potrzebuję go. Potrzebuję jego ojcowskich i brateskich porad. Potrzebuję jego miłości, czułości. Wszystkiego. Nawet nie spodziewałam się, że kiedyś tak pokocham. Sądziłam, że jestem taka jak rodzice. Bez uczuć. Jednak nie. Ja potrafię kochać całym sercem. I przez to cierpię.
— To tutaj. — powiedziałam wskazując palcem na duży dom państwa Collins. Nie widziałam ich tak długo. Może nawet o mnie nie pamiętają. — Poczekajcie w aucie. Zaraz wrócę. — powiedziałam cicho, a oni nie zaprzeczając siedzieli spokojnie w aucie. Ja natomiast wysiadłam i udałam się w kierunku budynku. Zapukałam dwa razy, po czym czekałam na reakcję. Gdy drzwi się otworzyły, a ja ujrzałam za nimi rudowłosą Kate poczułam jak serce zaczyna mi mocniej bić. Mam nadzieję, że to nie to co myślę.
— June. — szepnęła dziewczyna. — Szczerze powiedziawszy nie sądziłam, że się jeszcze kiedyś spotkamy. — dodała i otworzyła mi szerzej drzwi.
— Co tu robisz? — spytałam czując jak głos utyka mi w gardle.
— Luke Ci nie powiedział? Twój brat mnie rzucił, a ja nie miałam się za bardzo gdzie podziać. Luke uznał, że mogę zamieszkać przez jakiś czas z jego rodzicami. Są naprawdę przecudowni. — powiedziała dziewczyna z uśmiechem. Kiwnęłam lekko głową.
— A więc gdzie jest teraz? — spytałam siadając na oparciu kanapy.
— Wrócił do domu. Przywiózł mnie tu i odjechał. — wyjaśniła, a ja tylko złapałam się za głowę. Ukryłam twarz w dłoniach i westchnęłam.
— Są może jego rodzice? — spytałam, a ona wskazała ręką na drzwi prowadzące do ogrodu.
— Jego mama jest w ogrodzie, a tata w pracy. — wyznała Kate, a ja tylko poszłam w tamtym kierunku. Podeszłam cicho do kobiety, gdy ta mnie ujrzała podskoczyła lekko.
— June! Nareszcie przyszłaś. — powiedziała uradowana i podeszła do mnie. Przytuliła mocno i pocałowała w policzek. Uśmiechnęłam się. — Jest z tobą Luke? — spytała wyglądając mi za ramię. Czyli, że oni naprawdę nie wiedzą gdzie się podziewa.
— Przyszłam właśnie w tej sprawie. Nie ma go od dwóch dni. Potwornie się martwię. Myślałam, że może jest tutaj. — wyznałam przybita. Teraz już byłam naprawdę zdezorientowana. To miejsce było moją ostatnią nadzieją.
— O czym ty mówisz, dziecko? — spytała z lekkim strachem. — Luke był tutaj dwa dni temu. Przywiózł swoją koleżankę i wyszedł. Miał jechać do domu. — dodała, a ja spuściłam głowę.
— Nie mam pojęcia co się z nim dzieje. Sądziłam, że może postanowił ode mnie odejść. Dobrze Pani wie, że nie jestem najlepszą osobą dla Luke' a. Jednak kocham go najbardziej na świecie. Uszanowałabym to, że chcę żyć beze mnie, ale martwię się o niego. Nie wiem co bym sobie zrobiła gdyby mu się coś stało. — wyznałam nie panując nawet nad swoimi słowami. Kobieta patrzyła na mnie uważnie. Ujęła moją twarz w dłonie.
— Nie myśl nawet w ten sposób. Luke będąc tutaj dwa dni temu, wyznał, że kocha cię ponad wszystko. Powiedział, że budząc się każdego ranka kocha cię coraz mocniej. Jesteś dla niego wszystkim. Znam swojego syna. Wystarczy, że spojrzę mu w oczy i wiem co czuje. A do ciebie czuje bezgraniczną miłość. — powiedziała, a mi się odrobinę polepszyło. Przytuliłam kobietę.
— Dziękuję. — szepnęłam, a ona się uśmiechnęła.
— Znajdź go. I wróć, proszę. Chcę wiedzieć co się stało. — powiedziała ze smutkiem, a ja kiwnęłam głową.
— Obiecuję. — powiedziałam, a ja wyciągnęłam karteczkę na której miałam zapisany swój numer. — Proszę do mnie dzwonić. O każdej porze dnia i nocy. — dodałam, a ona kiwnęła głową. Kobieta odprowadziła mnie do drzwi. Pożegnałam się też z Kate. Wróciłam do auta i nagle zauważyłam wóz policyjny jadący w naszym kierunku. Przyspieszyłam kroku i zwinnie wsiadłam do auta.
— Jedź, tylko powoli. — powiedziałam spoglądając na brata. Ten zerknął w lusterko i wykonał moje polecenie. Jeździliśmy trochę po osiedlu. Wjeżdżaliśmy w różne uliczki, a gdy już było pusto Kali z dużą prędkością ruszył w drogę powrotną do rezydencji.
Laura POV
Gdy wróciliśmy, wszyscy siedzieli przy stole i jedli obiad. Zauważyłam, że June nie idzie w tamtym kierunku.
— Hej, musisz coś zjeść. Nie jadłaś od dwóch dni. — powiedziałam łapiąc ją za rękę.
— Nie mogę nic przełknąć. — wyznała z przybitą miną.
— Proszę. Nie mogę pozwolić Ci na to żebyś umarła z głodu. — kobieta spojrzała na mnie ze smutkiem i kiwnęła lekko głową. Udałyśmy się razem do jadalni. Gdy Harley tylko nas ujrzała podbiegła i złapała June za ramię.
— I co? — spytała cicho.
— Nic, mamo. Wiem tylko, że nie odszedł ode mnie. A przynajmniej nie samowolnie. — wyznała brunetka, a Harley ją przytuliła.
— Wiedziałam to, od samego początku. — powiedziała blondynka i się lekko uśmiechnęła. — Siadajcie, zaraz nałoże wam obiad. — dodała, a my z June usiadłyśmy na naszych miejscach.
— Słuchajcie wszyscy, może nie jest to odpowiedni moment, ale chcę wam coś powiedzieć. — powiedział nagle donośnym tonem Boomerang. Spojrzał na niego chyba każdy z wyjątkiem June i Jokera. Oni już tacy są. Inni. — Razem z Kataną i Arią postanowiliśmy odejść. — wyznał, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Od lat mieszkaliśmy w takim składzie. Dziwne, że dopiero teraz postanowili odejść.
— Co!? — spytała Harley piskiliwym głosem i podeszła do Boomeranga. Spojrzała na niego marszcząc brwi. —Nie możesz mi tego zrobić. Tylko Ciebie mogłam bezlitośnie obrażać i poniżać. Zawsze robiliśmy sobie na złość, ale to było cudowne. — wspomniała Harley ze smutną miną.
— Masz rację, wariatko. Jednak czas pomyśleć o tym bo będzie dalej. Pieniędzy starczy nam do końca życia. Naszego i naszej córki. Już wszystko postanowione. Zmieszkamy w Europie. — odparł Digger po czym westchnął lekko.
— Już za wami tęsknię. — w tej chwili Quinn przytulała do siebie Arie. Z tego co zauważyłam dziewczyna była średnio zadowolona ze słów swojego ojca.
— Zawsze możecie na nas liczyć. Jeden telefon i jesteśmy z pomocą. — powiedziała Katana z uśmiechem. Siedziałam w ciszy i patrzyłam na talerz pełen jedzenia. Nagle zrobiło mi się jakoś niedobrze. Nie mówiąc ani słowa wstałam od stołu i pobiegłam do łazienki. Zwymiotowałam, aby już chwilę później poczuć się o wiele lepiej. Złapałam się odruchowo za brzuch. Co to miało być? Przecież czułam się dobrze. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie. Byłam wyjątkowo blada. Nagle ktoś zapukał.
— Kto tam? — spytałam cicho.
— To ja, skarbie. — usłyszałam głos Mii. Otworzyłam jej drzwi, a ona podeszła i ujęła moją twarz w dłonie.
— Nie wyglądasz najlepiej. — szepnęła marszcząc brwi. Kiwnęłam głową.
— Czuję się dobrze. — odparłam a ona westchnęła.
— Powinnaś odpocząć. — stwierdziła brunetka i objęła mnie ramieniem.
— Nie mogę. June mnie potrzebuje. — powiedziałam natychmiast, a ona tylko pokręciła głową.
— Obie potrzebujecie przede wszystkim snu. — stwierdziła i trzymając mnie blisko siebie odprowadziła do pokoju. — Powiem tacie, że nic Ci nie jest. — powiedziała gdy już położyłam się na łóżku. Czułam lekkie zawroty głowy.
— Dziękuję. — szepnęłam, a ona tylko kiwnęła głową i wyszła z pokoju.
June POV
Gdy tylko Laura zniknęła ja też się ulotniłam. Po drodze spotkałam Mię, która powiedziała, że wszystko z nią w porządku. Wtedy odnalazłam Kaliksta, który jeszcze nie wrócił z garażu. Od razu poszedł do dziewczyny. Ja natomiast wsiadłam w samochód. Wyjechałam z garażu i pojechałam w kierunku plaży. Zostawiłam tam samochód, a sama udałam się na cmentarz. Stanęłam przy grobie June i Rick' a. Nie wiem dlaczego tu przyszłam. Skoro żywi nie potrafią mi pomóc, poproszę o pomoc martwych.
— Jestem chora. — szepnęłam sama do siebie, a nagle za moimi plecami usłyszałam oddech.
— Nie jesteś chora. — usłyszałam i z nie małym strachem się odwróciłam. Ujrzałam twarz starca, którego spotkałam tutaj jakiś czas temu. Ojca June.
— Chyba jednak jestem. Liczę na to, że Pana córka mi pomoże, a to nie oznacza dla mnie nic dobrego. — powiedziałam zgodnie z prawdą.
— Przeciwnie. To oznacza, że masz siłę by walczyć. I oznacza też, że wierzysz. A to jest najważniejsze, moja droga. — szepnął po czym położył dłoń na moim ramieniu. — June całe życie niosła pomoc. Może tym razem też zdoła Ci pomóc. — powiedział i położył na nagrobku jakąś kopertę.
— Co jest w tej kopercie, jeśli mogę wiedzieć. — spytałam wzywając ręce do kieszeni. Nie chciałam być wścibska, ale ciekawość wzięła nade mną górę.
— Oczywiście. — powiedział spoglądając na mnie z uśmiechem.
— Dostałem to dwa dni temu. Proszę wziąć i przeczytać. — szepnął, a ja niepewnie schyliłam się po list. Otworzyłam go.
" Zastanawiasz się pewnie, dlaczego twoja córka zniknęła. Dlaczego nie dawała oznak życia. O tuż, pojawili się ludzie, którzy ją zmienili. Zrobili z niej wariatkę. Dołączyła do cyrku. Możnaby rzec, że całkiem zwariowała. Została ona okrutnie potraktowana przez los. Została skrzywdzona przez pewnego mężczyznę. Złego i nic nie wartego drania. Jednakże wyszło z tego coś dobrego. Dziecko. Tuż przed śmiercią, June urodziła śliczną córeczkę. Twoją wnuczkę. Umarła trzymając ją w ramionach. Teraz jednak mała June może potrzebować pomocy. Nie pozwól, żeby skończyła jak jej matka. Nie pozwól, żeby całkowicie zwariowała. Tym bardziej, że już ją poznałeś. Nie pozwól jej odejść, bo może nigdy nie wrócić. "
Czytając list czułam wewnętrzny niepokój...
Cześć wszystkim, ponownie przychodzę po dość długiej nieobecności, ale staram się to jakoś wynagradzać dłuższymi rozdziałami 😋 jednak martwi mnie to, że duża część osób przestała czytać, komentować i głosować. No trochę szkoda 👎 😥
W każdym bądź razie dziękuję tym co nadal są. I czytają i mnie wspierają 👌💟 pozdrawiam moich wiernych fanów 💋💋
PS. Przepraszam za błędy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro