21.
Laura POV
Byłam ubrana w czarną ołówkową spódnice oraz czerwoną koszulę z kołnierzykiem. Na głowę nałożyłam czarny kapelusz, a na nos nasunęłam okulary, które miały mi dodać jak to powiedział Santiago... Powagi. W wysokich butach miałam ukryte dwa noże. Pistolet miałam schowany w spódnicy.
— Zawiozę Cię. — stwierdził Kalikst, a ja zacisnęłam zęby. Nie mogłam zaprzeczyć. To mogłoby wzbudzić podejrzenia osób znajdujących się w tej chwili w salonie. Czyli połowy domowników.
— Zgoda. — powiedziałam beznamiętnie i ruszyłam do wyjścia.
— Jak się nazywasz? — spytała na odchodne June, a ja się przez chwilę zastanawiałam.
— Julia Prime. — odparłam przypominając sobie nazwisko z nowego podrobionego dowodu.
— Napewno Ci się uda. — powiedziała przyjaciółka z uśmiechem. Skinęłam nieco głową. June podeszła do mnie i podała mi jakąś kartkę. — Daj mu to, proszę. — schowałam list do torebki po czym wyszłam z rezydencji a zaraz za mną Kali. Wsiadłam do jego auta i bez słowa czekałam aż on do mnie dołączy.
— Robię to dla June. Więc nie musisz tego traktować osobiście. — wyznał chłopak odpalając auto. Nie odezwałam się i wyjrzałam jedynie przez okno. Droga minęła nam w ciszy. Po kilkunastu minutach byliśmy już niedaleko Arkham. Stanęliśmy w jakimś zaułku, gdzie wysiadłam. — Uważaj na siebie. — mruknął Kalikst gdy już miałam przejść przez ulicę. Nie odpowiadając przeszłam przez ulicę i skierowałam się do wejścia dla odwiedzających. Będąc w środku podeszłam do recepcji.
— Witam. Chciałabym prosić o spotkanie z Luke' m Collins' em. — powiedziałam bez wahania. Kobieta za ladą spojrzała na mnie niepewnie.
— Kim pani jest? — spytała, a ja się uśmiechnęłam.
— Nazywam się Julia Prime. Luke to mój najlepszy przyjaciel i chciałabym z nim po prostu porozmawiać. — wyznałam z udawanym smutkiem w głosie.
— Niestety to nie będzie możliwe. Pan Collins znajduje się na najniższym poziomie naszego szpitala. A to oznacza, że nie ma prawa do odwiedzin. — wyjaśniła kobieta, na co opuściłam głowę. Pierdolona suka.
— Błagam Panią. Chcę żeby mi go wszystko wyjśnił. Wszystko było w porządku i nagle go zamknęli. — powiedziałam zrozpaczona a ona westchnęła.
— Proszę zaczekać. — poinformowała na co kiwnęłam zgodnie głową. Czekałam kilka minut aż w końcu recepcjonistka zjawiła się razem z jakąś kobietą. Widziałam ją w telewizji. To jest Pani Arkham. Ona rządzi tym całym syfem.
— Mogę prosić dowód osobisty? —spytała z uśmiechem, a ja bez najmniejszego zawahania zajrzałam do torebki i wyciągnęłam z niej dowód. Podałam go starszej kobiecie. Spojrzała mi w oczy. — W porządku. — stwierdziła po chwili i oddała mi dowód. Machnęła do kogoś ręką a wtedy obok nas pojawili się dwaj ochroniarze. — Wpuścicie tą panią do celi 432. — powiedziała, a oni pokiwali głowami i wskazali mi ręką kierunek w którym mam iść. Weszliśmy do windy i zjechaliśmy na ja ujemne piętra. Następnie udaliśmy się na koniec korytarza. Na samym końcu znajdowała się cela.
— Pokaż co masz w torbie. — bez wahania otworzyłam torbę i pokazałam ochroniarzowi co znajduje się w środku. Nie było tam nic poza listem od June, portfelem oraz kilkoma innymi pierdołami. Mężczyzna skinął głową i odsunął się z przejścia. Otworzył mi drzwi, a wtedy ja bez obaw weszłam do środka.
Luke POV
Wysoka kobieta o kruczoczarnych włosach stała w tej chwili w mojej celi. Wydawało mi się, że już gdzieś ją spotkałem, ale to raczej nie było możliwie. Zdjęła z nosa okulary i podeszła do mnie.
— Jeszcze się nie znamy, ale nazywam się Laura i jestem przyjaciółką June. — powiedziała wprost, a ja poczułem szczęście. Nie jestem sam. Oni są ze mną. Najwięksi złoczyńcy na świecie. Kobieta usiadła na krześle naprzeciwko mnie. — Posłuchaj uważnie. W najbliższym czasie, może nawet jutro dostaniesz od nas sygnał. — poinformowała szybko wyciągając coś z trobeki. Telefon. Położyła go na stoliku. — Wtedy jak najszybciej zdjemiesz kaftan, a my prostaramy się odciąć dopływ prądu, wtedy drzwi do twojej celi się prawdopodobnie otworzą. Potem musisz wyjść i pozbyć się swoich strażników. Gdy będzie czysto zadzwonisz na jedyny numer, który będzie w kontaktach. Reszty dowiesz się w trakcie. — wyznała i wstała na moment. Wsunęła dłoń pod spódnicę i wyciągnęła pistolet. Położyła go obok telefonu. Miałem zabić ludzi. Nigdy tego nie robiłem. Jednak nie to jest w tej chwili najważniejsze.
— Nie potrafię zdjąć tego pieprzonego kaftana. — powiedziałem zupełnie szczerze. Nie rozumiałem jak mogła to powiedzieć z taką łatwością.
— Napinasz mięśnie, żeby chwilę później je rozluźnić. Robisz tak kilkanaście razy, aż poczujesz chociaż odrobinę luzu. Do tego się szarpiesz. Wtedy musisz przełożyć swoją lewą rękę nad głową, a wtedy już pójdzie gładko. — powiedziała to tak jakby znała tą instrukcję na pamięć. Przeanalizowałem ją kilka razy w głowie.
— Łatwizna. — mruknąłem oszołomiony. Martwiłem się, że jednak nie zdołam tego zrobić.
— To świetnie. Wkładam Ci to pod materac. — powiedziała po chwili i zabrała telefon i pistolet ze stołu. Obie rzeczy ukryła pod moim "łóżkiem". Szczerze mówiąc wolałem spać na podłodze. — A i jeszcze coś. — powiedziała nagle i zajrzała do torebki. Wyciągnęła z niej jakąś białą kartkę którą położyła na stole. — To od June. — dodała, a ja poczułem jak serce zaczyna mi być mocniej.
" Nigdy nie pisałam listów, więc nie wiem jak się do tego zabrać. Cóż... Chciałam, żebyś wiedział, że przepraszam. Gdyby nie ja, nie siedziałbyś w tej chwili w celi szpitala psychiatrycznego. Nie miałbyś na sobie kaftana. A twoi rodzice nie siedzieliby w więźeniu niczym mordercy i złodzieje. Bardzo tego żałuję. Nie powinnam była do tego dopuścić. Ale jak już pewnie wiesz, nie zostawię tak tego. Uwolnię cię stamtąd choćby miało to graniczyć z cudem. Zrobię wszystko żebyś znowu był wolny. Masz moje słowo. A tymczasem stosuj się do poleceń Laury. Wtedy szansa na to, że wkrótce się spotkamy będzie odrobinę większa. Kocham Cię, June. "
Pierwszy raz to zrobiła. Użyła tych dwóch słów. Nigdy nie powiedziała mi tego, że mnie kocha. Dlatego poczułem dziwny strach. Co jeśli to miało coś oznaczać... Laura widząc, że skończyłem czytać zabrała list i ponownie schowała go do torby.
— Jaka jest szansa na to, że się uda? — spytałem marszcząc nieco brwi. Czarnowłosa westchnęła.
— Całkiem duża. — wyznała po chwili ciszy. Spojrzałem na nią uważniej.
— A na to, że nikomu nie stanie się krzywda? — zadałem kolejne pytanie a wtedy Laura rozłożyła ręce.
— To nie jest takie proste. Może się nam udać, ale nie musi. Podczas akcji oberwać może każdy. Ja, ty, June. To jest jak loteria, Luke. Nigdy nie wiadomo na kogo trafi. — powiedziała po czym po prostu wstała. Wyciągnęła swoje okulary i nasunęła je na nos.
— Przekaż jej, że ją kocham. — poprosiłem a ona kiwnęła głową.
— Mój czas się już kończy, ale zrobię wszystko, żeby tutaj wrócić! Nie zostawię Cię Luke, obiecuję. — powiedziała nagle podniesionym i zmienionym głosem. Podeszła do drzwi, ale za nim wyszła mrugnęła do mnie lekko. Uśmiechnąłem się, a wtedy ona wyszła zostawiając mnie samego.
Kalikst POV
Wróciła po niecałej godzinie. Widziałem na jej twarzy dumę i satysfakcję. Musiało się udać. Kobieta wsiadła do auta z uśmiechem na ustach.
— Rozumiem, że wszystko poszło po twojej myśli. — powiedziałem odpalając samochód.
— Po naszej. — poprawiła mnie, na co jedynie ruszyłem. Założyłem przeciwsłoneczne okulary i zacząłem jechać w stronę rezydencji. Droga minęła nam w ciszy. Będąc w garażu opuściliśmy auto i udaliśmy się do windy. Poczułem nagłą chęć pocałowania Laury. Co mi szkodzi? Zrobiłem dwa kroki w jej stronę i załączyłem nasze usta. Poczułem jak próbuję mnie odepchnąć, jednak nie postarała się zbytnio. W ciągu ułamka sekundy się złamała i odwzajemniła pocałunek. Mógłbym smakować jej ust godzinami. Miesiącami i latami. Aż do usranej śmierci. Chciałem ją mieć przy sobie już na zawsze. Gdy wiedziałem, że zaraz winda się otworzy odsunąłem od kobiety. Właśnie wtedy konstrukcja się rozsunęła a moim oczom ukazała się June. Weszliśmy do salonu.
— I? — spytała z zaciekawieniem.
— Cóż, w końcu go poznałam. — powiedziała Laura z uśmiechem. June o mało nie wyskoczyła ze swojej skóry. Przytuliła Laure, wtedy kobieta spojrzała na mnie kątem oka. — Kazał Ci przekazać, że Cię kocha. — szepnęła czarnowłosa jednak zdołałem to usłyszeć. June odsunęła się od swojej przyjaciółki.
— Powinniśmy naszykować broń. — powiedziałam, a wtedy już obie kobiety patrzyły w moją stronę.
— Racja. — przyznała moja siostra po czym zaczęła zmierzać w moją stronę.
— Pójdę się przebrać i zaraz do was dołączę. — powiedziała Laura, a ja nie zwracając na to uwagi skierowałem się wraz z June na podziemne piętro z magazynem z bronią.
Deadshot POV
Przez bardzo długi czas jedyną rzeczą którą widziałem był mrok. Czarny obraz. Żadnych ludzi, miejsc ani przedmiotów. Jedynie otchłań. Towarzyszyła temu cisza. Absolutna cisza. Czasami myślałem, że jestem martwy, że właśnie tak wygląda życie po śmierci, że tak naprawdę go nie ma a twoja dusza tkwi jedynie w wiecznej ciemności.
I zupełnie nagle, bez żadnego powodu ujrzałem światło. Nagle powrócił ból całego ciała i wspomnienia sprzed zderzenia z samochodem. Myśl o pogrzebie. I o mojej rodzinie. Wtedy już bez wątpienia otworzyłem oczy. Ujrzałem moją sypialnię. Leżałem w moim łóżku. Uniosłem nieco głowę, żeby móc ocenić stan techniczny mojego ciała. Prawa ręka była w gipsie, lewa noga również. Z niewielkim trudem napiąłem mięsień dłoni. Wtedy kruchy gips roztrzaskał się po pokoju. Spróbowałem rozruszać dłoń. Prawie nie bolała. Dokładnie to samo zrobiłem z nogą. Następnie wstałem z łóżka i utykając nieco, opuściłam pokój. Udałem się do salonu, gdzie dane mi było ujrzeć moją ukochaną kobietę. Moją najdroższą Pamele. Po cichu zbliżyłem się do fotela na którym siedziała, odwrócona do mnie plecami. Pochyliłem się na jej uchem.
— Wróciłem. — szepnąłem, a ona podskoczyła wstając z fotela. Gdy mnie ujrzała, w jej oczach pojawiły się łzy. Kobieta dosłownie przeskoczyła przez fotel i rzuciła się w moje ramiona. Przytuliłem ją do siebie mocno całując co chwilę jej usta. Cieszyłem się jak cholera. Znowu było mi dane ją zobaczyć.
— Kocham Cię, Floyd. Nigdy więcej mnie tak nie strasz! — powiedziała kobieta nie mogąc się ode mnie odsunąć. Uśmiechnąłem się lekko.
— Postaram się. — zapewniłem robiąc krok w tył. Wtedy kobieta spojrzała na moje ciało.
— Co się stało z gipsem? — spytała zdziwona a ja wzruszyłem lekko ramionami.
— Nie było żadnego gipsu. — stwierdziłem jak gdyby nigdy nic. — Gdzie jest Zoe? — spytałem licząc, że już za chwilę ujrzę swoją córkę. Pamela już miała coś powiedzieć, jednak zza moich pleców usłyszałem jej głos.
— Tato. — szepnęła, a ja szybko odwróciłem się w tamtą stronę. Dziewczyna patrzyła na mnie z niedowierzaniem, ale i szczęściem. W ciągu kilku sekund pobiegła do mnie i rzuciła się w moje ramiona. Tak samo jak kilka minut temu zrobiła to Pamela. — Bałam się, że już po tobie. — szepnęła, a ja pogłaskałem ją po plecach.
— Ja też, ale już jestem. — odparłem po czym pocałowałem ją w czoło. Byłem wdzięczny temu komuś na górze, że dał mi jeszcze jedną szansę. Za to, że pozwolił mi wrócić do rodziny. Tylko oni się dla mnie liczą. Rodzina.
Dobranoc, perełki ❤️
PS.
Za wszystkie błędy z góry przepraszam, ale gdy już miałam cały rozdział to jebany Wattpad (żartuję oczywiście) musiał się zaciąć i usunął mi się cały rozdział. Prawie 1800 słów. I pisanie tego samego od nowa nie przyszło mi już z taką samą przyjemnością jak za pierwszym razem. Stąd mogą się pojawiać wszelkie błędy. Gdybyście coś zauważyli to piszcie a ja napewno to poprawię 😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro