Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

06.

June POV

Podniosłam się z podłogi i ze świadomością, że nic nie zdziałam wróciłam na górę. Na kanapie siedziała Harley. Kobieta spojrzała na mnie, ale ja przeszłam obok niej obojętnie. Postanowiłam jej nic nie mówić. Po ostatniej akcji z Kalikst' em jest potwornie zmartwiona, w dodatku obwiniała za wszystko siebie. Jakbym jeszcze dołożyła jej to, że Joker poraził mnie paralizatorem, to nie chcę myśleć co by zrobiła. Ojciec by ją pobił, zrobił jej krzywdę, a ja nie chce, żeby cierpiała z mojego powodu.

Udałam się do swojego pokoju. Tylko czekać, aż zjawi się tutaj Batek. Chyba specjalnie dam się mu złapać. W końcu się stąd uwolnie i odpocznę przez jakiś czas od Joker' a, Harley i całej tej reszty. Prędzej czy później i tak wyciągnął mnie z Arkham. O ile tam trafię. Nic zrobiłam nic złego, poza tym, że jestem ich córką. Ale to przecież wystarczało.

Carmen POV

Przebudziłam się słysząc wystrzały. Byłam cała obolała, totalny wrak człowieka. Wszędzie siniaki i rany cięte. Niemrawo podniosłam się z podłogi i podeszłam do stalowych drzwi. Wyjrzałam przez małą szybke, a tam zobaczyłam czarną postać. Tata. Długo mu to zajęło, przyznaję. Mężczyzna pokazał ręką, żebym się odsunęła więc wykonałam posłusznie jego polecenie. Ściana wybuchła a do środka wszedł Batman. Przytulił mnie lekko.

- Dzięki Bogu. - mruknął i pociągnął mnie za rękę do wyjścia.

- Co z nimi zrobiłeś? - spytałam zaskoczona, zazwyczaj nie tak łatwo było pokonać Suicide Squad.

- Jeszcze nic. - oznajmił, a ja zdałam sobie sprawę z tego, że wojna się dopiero rozpęta. Po cichu wyszliśmy z piwnicy. Ojciec rozglądał się uważnie nie chcąc nic przegapić. Gdy byliśmy przy wyjściu spojrzał na mnie.

- Idź do Batmobilu, czekaj na mnie pod balkonem w salonie. - mruknął i podał mi kluczyki. Posłusznie wyszłam z ich rezydencji i udałam się do auta. Podjechałam pod balkon i czekałam. Tylko na co właściwe?

Harley POV

- Kłujesz. - mruknęłam na ucho ukochanemu. Zapuścił brodę co podobało mi się jako tako. Był teraz bardzo seksowny, ale każda pieszczota kończyła się pieczeniem i czerownymi kropeczkami na mojej skórze.

- Nie marudź. - oznajmił mężczyzna i wstał z mojego ciała. Zdziwiłam się lekko. - Mam jakieś dziwne przeczucie. - dodał po chwili podchodząc do okna. Wyjrzał przez nie i przewrócił oczami. Nic nie rozumiałam. - Kurwa. Batsy. - warknął i wybiegł z sypialni chwytając broń. Poszłam w jego ślady. Gdy zobaczyłam June, uwięzioną przez tego sukinsyna poczułam potworną złość. Tylko nie moja córka.

- Dokąd to? - spytał Joker celując w mężczyznę. Batman stał po drugiej stronie barierki na balkonie. Przy skroni June trzymał pistolet, i zasłaniał się nią przy okazji.

- Już jej nie zobaczycie. Zdechnie w Arkham, tak jak powinna. - powiedział robawiony Batman, a ja tylko spojrzałam z przerażeniem córce w oczy. Nie mogło do tego dojść.

- Puść ją. - oznajmił Joker, a wtedy Batman razem z naszą córką zeskoczył z balkonu. Przerażona pobiegłam do barierki. Zielonowłosy zrobił dokładnie to samo. Zaczął strzelać w odjeżdżający Batmobil, jednak to na nic. W ciągu kilku sekund już zniknęli z pola naszego widzenia.

- Jak mogłeś do tego dopuścić!? - krzyknęłam ze złością patrząc na Joker' a. Nie mogłam w to uwierzyć.

- Pierdol się. - warknął mężczyzna rzucając bronią o podłogę. - Ty też nic nie zrobiłaś. - oznajmił po chwili ciszy.

- To ty pierwszy porwałeś jego córkę! - krzyknęłam z wyrzutem.

- To nie ma znaczenia! On i tak by ją w końcu porwał. To musiało się zdarzyć. - odparł równie zezłoszczony. Poprawił lekko włosy, a ja tylko pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- Dupek. - prychnęłam widząc jak bardzo jest spokojny. Chodziło tutaj o June.

- Nie wkurzaj mnie. Wiesz, że ją wydostaniemy. - powiedział mężczyzna, a ja zacisnęłam zęby. Wiedział, że to co mówi jest kłamstwem.

- Nie prawda. Ostatnim razem, jak cię zamknęli, to ledwo uszliśmy z życiem.
Arkham jest inne niż kiedyś. O wiele bardziej strzeżone. - oznajmiłam tym razem ze smutkiem.

- Harls. - szepnął Joker, kładąc dłoń na moim policzku. - Obiecuję. - mruknął, na co ja tylko zrzuciłam jego rękę i odeszłam w innym kierunku. Zostawiłam go samego. Ostatnie co usłyszałam to masa przeróżnych przekleństw wydobywających się z jego ust. Miałam tego dosyć. On dalej wsadza nas w kłopoty. Ciągle coś się dzieje. Nie ma chwili spokoju. Tak bardzo kocham June, nie mogę znieść myśli, że zamkną ją w Arkham i wsadzą w kaftan. Tylko dlatego, że jest córką Joker' a. I moją...

Carmen POV

Ojciec związał June na tylnym siedzeniu. Zakneblował ją, a na głowę założył jej czarny worek.

- Nie rób tego. Nie jest taka jak oni. - oznajmiłam ze złością. Chciała mi pomóc, teraz ja zrobię wszystko, żeby ojciec dał jej spokój.

- Nie wiesz co mówisz. To jest właśnie jej urok. Udaje inną, ale tak naprawdę jest taka sama jak Joker. - powiedział z pewnością siebie, na co przewróciłam oczami.

- Stanęła w mojej obronie. Wypuść ją. - poprosiłam, a on tylko raptownie się zatrzymał. Nie wiedziałam dlaczego.

- Przez jakiś czas zamieszkasz z ciotką. Przyjadę po ciebie za kilka dni. - powiedział stanowczo ojciec, a ja tylko zacisnęłam zęby.

- Miło było się poznać, June. - szepnęłam, a ojciec tylko spojrzał na mnie stanowczo. Wysiadłam z auta i trzasnęłam drzwiami. To co robili było nie sprawiedliwe. Karali nas za swoje czyny. Tak było od dziecka.

Luke POV

Ciszę i spokój w moim nowym gabinecie, przerwało nagłe otworzenie drzwi. Do środka weszła moja szefowa, Maria Leslie Arkham.

- Panie Johnson, musimy w tej chwili porozmawiać. - oznajmiła stanowczo i usiadła naprzeciwko mnie. Zacząłem natychmiast myśleć, o tym co złego zrobiłem w ostatnim czasie.

- Słucham. - mruknąłem przyglądając się jej uważnie. Kobieta położyła na moim biurku czyjeś akta. Otworzyłem je niepewnie. June Quinn. Coś mi kiedyś przemknęło przez uszy. June Quinn. Harley Quinn. Harley i... Joker. To córka Joker' a.

- Właśnie została przywieziona do szpitala. - powiedziała kobieta, a ja słuchając jej, nadal przeglądałem kartę tej dziewczyny. Miała dopiero osiemnaście lat. Już jest uważana za psychopatke. Była u nas po raz pierwszy. - Chciałabym, żebyś został jej lekarzem. - oznajmiła, a ja tylko kiwnąłem głową. Nie miałem nic przeciwko. Nie czułem strachu, tak jak większość ludzi.

- O ile w ogóle potrzebuje pomocy. - szepnąłem sam do siebie, a kobieta nie słysząc tego co powiedziałem,  wstała z krzesła.

- Proszę się udać do jej celi, musi pan przeprowadzić z nią rozmowę jak najszybciej. - oznajmiła, a ja kiwnąłem głową. Wstałem posłusznie z fotela i podszedłem do wieszaka, żeby nałożyć fartuch. Następnie wziąłem notes i kartę dostępu, którą wsunąłem do kieszeni. - Cela 452. - poinformowała na odchodne kobieta. Młoda Quinn znajduje się na samym dole. Najniższe piętro. Chyba trochę przeceniają jej możliwości. Nie może być taka straszna.

Przy jej celi stało trzech ochroniarzy. przywitałem się z nimi skinieniem głowy. Przyłożyłem swoją kartę do czytnika, a wtedy drzwi się otworzyły.
Wszedłem do środka, gdzie zauważyłem młodą kobietę. Zwykłą, ładną i raczej nie groźną dziewczyną, o dużych niebieskich oczach. Tyle, że dla nich nie była taka. Wsadzili ją w kaftan i łańcuchem przyczepili do jednej ze ścian. To było chore. Jak mogli ją tak potraktować? Nawet nic o niej nie wiedzą. Jeszcze nigdy jej tu nie było, a oni z góry biorą ją za niezrównoważoną psychicznie.

- Witaj, nazywam się Luke Johnson i prawdopodobnie będę twoim lekarzem. - oznajmiłem spokojnie i z delikatnym uśmiechem. Stanąłem naprzeciwko niej, odkładając notes na stolik.

- Hmm... skądś to znam. - mruknęła uśmiechając się lekko. Mogłem się jedynie domyślić o czym mówi. O historii, która miała miejsce ponad dwadzieścia lat temu. Historia, w której jej rodzice się poznali.

- Słyszałem o tej opowieści. Niektórzy brali ją nawet za dość romantyczną. - Quinn zwróciła na mnie całą swoją uwagę. Była jakby zaciekawiona moją osobą. A przynajmniej tak to wyglądało. - Młoda lekarka zakochuje się w szaleńcu i mordercy, jest gotowa poświęcić dla niego zupełnie wszytko. - powiedziałem, a June się krótko zaśmiała.

- Coś w tym stylu. Większość jednak twierdzi, że ją zahipnotyzował i wykorzystał. - oznajmiła po chwili. Taka wersja też istniała. Nie mogę zaprzeczyć. Która z nich była prawdziwa? Tego nie wiem.

- Za co tutaj trafiłaś? - spytałem patrząc jej uważnie w oczy. Chciałem jakoś zacząć. Nie wiedziałem od czego właściwe. Była całkiem normalna. Zazwyczaj musiałem pytać ludzi czy wiedzą jak się nazywają, ale ona była zupełnie świadoma. Nie wiem nawet w jakim kierunku powinienem ją leczyć. Nie dostałem żadnych wskazówek od pani Arkham.

- Jesteś lekarzem, może ty mi powiedz. - odparła, a ja tylko westchnąłem. - Porachunki Joker' a. Porwał córkę Batmana, a ten wasz super bohater postanowił wsadzić mnie za to do psychiatryka. A więc odpowiedź na twoje pytanie brzmi, jestem tutaj dlatego, że moim ojcem jest Joker. - wytłumaczyła, zanim jeszcze się odezwałem.

- Jesteś niewinna. - stwierdziłem bez dłuższego namysłu. Nie powinni jej tu trzymać. Nie mają ku temu powodów. To naprawdę jest beznadziejnie głupie.

- Niewinna to za dużo powiedziane. Jednak napewno nie jestem na tyle groźna, żeby trzymali mnie tutaj w kaftanie i przykutej do ściany. - oznajmiła z lekkim grymasem.

- Załatwię to, ale jeszcze dzisiaj musisz wytrzymać w takiej pozycji. - powiedziałem przyglądając się jej. Była bardzo ładna. Nie wiedziałem w niej ani Joker' a, ani Harley. Przypominała mi kogoś innego. Tylko za cholere nie mogłem sobie przypomnieć. W końcu skierowałem się do wyjścia. Wystarczy jak na pierwszy dzień.

- Doktorku. - mruknęła brunetka, a ja odwróciłem się w jej stronę. - Tylko uważaj. - spojrzałem w jej oczy nie rozumiejąc zbytnio co ma na myśli.

- Na co? - spytałem zaciekawiony.

- Żeby tylko nie pomyśleli, że to kolejna historia miłosna. Albo co gorsza, że cię zahipnotyzowałam. - dodała, a ja się szeroko uśmiechnąłem. Była zabawna. Inteligentna. Nie zasługiwała na taki los. Musiałem jej pomóc. Nie nawidziłem niesprawiedliwości. W moim życiu już nie było na nią miejsca.

Miłego dnia. 💋💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro