Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

04.

Joker POV

Dopiero po dwóch dniach zebrałem myśli i wróciłem do rezydencji. Byłem na siebie zły, za to co zrobiłem. Tamto zdarzenie było spowodowane chwilową rządzą przejęcia władzy nad wszystkim. Dawno nie czułem tego co wtedy. Władza. Potęga.
Tamtej nocy to właśnie mój syn był najbliżej i stał się celem mojego ataku. Chociaż na karę zasłużył każdy, kto był wtedy z nim. June, Harley. Cieszę się, że nie posunąłem się dalej. One też mogły oberwać, a tego nie chciałbym pod żadnym skarbem. Przyznaję, że nigdy nie byłem i nie będę wzorowym tatusiem. Jednakże nigdy nie zrobiłem im takiej krzywdy. A już napewno nie sprawiało mi to tej głupiej przyjemności, tak jak to wyglądało w przypadku Kalikst' a. Przez chwilę się cieszyłem. Byłem nawet dumny z tego co zrobiłem. Czułem władzę i wszechogarniającą siłę. Wszystko jednak minęło gdy tylko wsiadłem do swojego Lamborghini i odjechałem. Wtedy przyszedł czas na przemyślenie. Musiałam zniknąć na pewien czas, co sprawiło, że z ich perspektywy uciekłem. I trochę tak było. Zwiałen bojąc się konsekwencji, ale też nie chciałem brnąć w to dalej. Teraz, liczę na chociażby minimalne zrozumienie. Nie wiedziałem czego mogę się spodziewać po powrocie. Co powie Harley i jak zachowa się Kalikst widząc moją osobę. Zaraz będę miał okazję się tego dowiedzieć. Sam nie wiem czy to dla mnie dobrze.

Schodami udałem się na piętro, a z holu wszedłem do salonu, gdzie było zupełnie pusto. Lekko zdziwiony minąłem pomieszczenie i zacząłem zmierzać jeszcze wyżej. Będąc na drugim piętrze bez namysłu podszedłem do drzwi prowadzących do sypialni mojej i Harley, po czym nacisnąłem klamkę. W środku zastałem blondynkę siedzącą w fotelu i czytającą jakąś książkę. Jej ciało było okryte kocem, a włosy związane wysoko w kucyk. Kobieta nie zwróciła na mnie większej uwagi. Więc teraz tak miała wyglądać jej taktyka. Chyba nie powinienem być zdziwiony.

- Harley. - zacząłem cicho podchodząc do kobiety. Kucnąłem obok fotela i złapałem za jego poręcz. Muszę przyznać się do błędu. - Nie bądź zła. Nie mogę zrozumieć, jak do tego doszło. Byłem zły, ale nie chciałem tego zrobić. - oznajmiłem zupełnie szczerze. Ona jest jedyną osobą, której mogę to powiedzieć. I tylko ona mnie zna. Tylko ona może mnie zrozumieć, ale nie zawsze to robi. - Proszę, słońce. Spójrz na mnie. - poprosiłem i dopiero wtedy poczułem na sobie jej wzrok. Widziałem w jej oczach złość i rozczarowanie.

- Zawiodłam się na tobie, Joker. - powiedziała wprost i zabrała ode mnie swoją rękę, którą położyłem na jej dłoni chwilkę wcześniej. - Skrzywdziłeś naszego syna, więc skrzywdziłeś też mnie. Ja też zawiniłam więc dlaczego nie dostałam? Dlaczego wybierasz swoje ofiary wybiórczo? Zrozum, że wolę to być za każdym razem ja. Jeżeli nadal brakuje ci tortur, bicia, związywania i przezywania, to jestem gotowa, ale od Kalikst' a i June trzymaj się z daleka. - powiedziała podniesionym i stanowczym tonem. Wtedy spuściłem nieco głowę. Nie brakuje mi tego. Chciałem się uwolnić i mi się udało. Problem w tym, że czasami nie potrafię opanować swoich emocji. Zawsze dzieje się coś co wyprowadza mnie z równowagi. I zawsze na mojej drodze staje ktoś bliski. Jak mam się powstrzymać? Kiedy to coś jest silniejsze. To coś co chce żebym był taki jak kiedyś. Harley nie ma pojęcia o tym, że od kiedy ją poznałem, biorę leki uspokajające. Łykam wszystkie prochy, które pozwalają mi zaznać spokój. Robię co mogę, żeby nikogo nie skrzywdzić. Nikogo z rodziny. Tylko, że to mi już nie wystarcza. Już nic mi nie pomaga. Biorę je coraz częściej, ale nie pomagają. Łapię się na chęci uderzenia jej, zrobienia nawet gorszych rzeczy. I nie wiem co mam z tym zrobić. W tej chwili Quinn faktycznie miała powody do złości. Zrobiłem coś bardziej złego, niż te złe rzeczy, które robiłem w ciągu ostatnich lat. Tylko, że to naprawdę nie było zamierzone. Nawet jeśli Kali mnie nieźle zdenerwował. Nie spytał o zgodę ani nie chciał mojej pomocy... mimo tego wszystkiego nie chciałem go pobić. To był przypływ impulsu. Jedna chwila. Demon, który stale chce się ze mnie wydostać. Bolało mnie tylko to, że Quinn nawet nie próbowała mnie wysłuchać. Z góry wszystko stawiała w jednym świetle, a tak naprawdę nie wiedziała jak bardzo się staram.

- Wiesz, że tego nie chce. Nie chcę cię krzywdzić. Ani ciebie, ani June, ani też Kalikst' a. Tylko, że nie umiem tego powstrzymać. - wytłumaczyłem spokojnie. Nie wiedziałem co mogę jeszcze zrobić. Jak ją przekonać.

- Jakoś przez osiemnaście lat dawałeś radę. Teraz coś się nagle zmieniło? - prychnęła ze zdziwieniem.

- Powoli wymiękam. - oznajmiłem szeptem. Nie powiem jej o lekach, bo jest to tajemnica o której wiem tylko ja i nikt więcej. Prochy są moją deską ratunkową.

- Joker, nie powinieneś dopuszczać do takich sytuacji. Jesteśmy twoją rodziną. Kochamy cię. Nawet jeśli Kalikst tego nie okazuje, zależy mu na tobie. Jesteś jego ojcem. I robiąc ten napad chciał Ci udowodnić, że też jest dobry. Chciał dać Ci powód do dumy. Tymczasem ty, zrobiłeś mu krzywdę. Uderzyłeś go i zostawiłeś. - powiedziała z bólem w głosie. Nie potrafiłem nic powiedzieć. Absolutnie odebrało mi mowę. Miała rację i zdawałem sobie z tego sprawę. Quinn chyba to zobaczyła, bo się w końcu odezwała. - Wróć do mnie, jak już go przeprosisz i powiesz, że bardzo żałujesz tego co się stało. Jeżeli Ci nie wybaczy, to nie śpisz razem ze mną w łóżku. - oznajmiła stanowczo kobieta wracając do czytania książki. Westchnąłem lekko i podniosłem się z ziemii. Po krótkiej chwili przyglądania się mojej kobiecie, opuściłem sypialnię i zacząłem zmierzać w kierunku pokoju Kalikst' a. Muszę to zrobić.

Kalikst POV

Spojrzałem z uśmiechem na piękną kobietę siedzącą obok mnie. Ostatnio zaczęło mi jakoś bardziej zależeć. Na tym by była bezpieczna, szczęśliwa i kochana. Zdałem sobie sprawę, że nie widziałem nikogo piękniejszego niż ona. Nikt nie był taki jak ona. Taki wyjątkowy. Coś mnie do niej cholernie ciągnęło. Szczególnie dobrze się czułem, gdy po prostu była obok. Tak jak w tej chwili.

- Uważam, że ten gość jest całkiem przystojny. - powiedziała Laura wkładając kolejny kawałek popcornu do ust. Oglądaliśmy przypadkowy film, który zaczął lecieć w telewizji niecałą godzinę temu.

- Nie wiedziałem, że masz problemy ze wzrokiem. - prychnąłem nieco złośliwie. Dziewczyna szturchnęła mnie w brzuch i rzuciła w moją twarz popcornem. Natychmiast przerzuciłem przez nią nogę i zacząłem ją łaskotać. Jej śmiech rozprzestrzenił się w pomieszczeniu. Nagle ktoś zapukał do drzwi, więc przestałem wykonywanie tej czynności.

- Proszę. - powiedziałem cicho, a wtedy do pokoju wszedł ktoś kogo się naprawdę nie spodziewałem. Po jaką cholere tu przyszedł? Czego właściwie chciał. Dokończyć to co zaczął? Zszedłem z Laury, która natychmiast stanęła przede mną jakby chciała mnie ochronić.

- Nawet się do niego nie zbliżaj. - powiedziała ze złością, a zielonowłosy tylko westchnął. Czułem, że musimy porozmawiać w cztery oczy. Sami.

- Laura, zostaw nas samych. - powiedziałem stanowczo patrząc na dziewczynę.

- Nie mogę pozwolić, żeby on znowu Ci zrobił krzywdę. - wydukała spoglądając na mnie przez ramię.

- Chce z nim porozmawiać. - oznajmiłem dając jej Di zrozumienia, że dam sobie radę. Czarnowłosa pokręciła lekko głową, jednak wyszła trzaskając za sobą drzwiami. - Po co przyszedłeś? - spytałem nie rozumiejąc. Założyłem ręce na piersi.

- To musi się skończyć. - stwierdził mężczyzna stanowczym głosem. Spojrzałem na niego zdezorientowany. - Wiem, że potraktowałem cię za ostro. Problem w tym, że nie lubię niespodzianek. Ani kłamstw. Gdybyś od razu mi o tym powiedział, nie byłoby tego wszystkiego. To nie zmienia jednak faktu, że zachowałem się wobec ciebie niestosownie i chciałabym... - powiedział zatrzymując się nagle i spuścił głowę. Nigdy tego nie powie. I pewnie gdyby nie fakt, że kocham swoją matkę, a ona kocha go, nie wybaczyłbym mu. Jednak jest moim ojcem i chyba nie mam innego wyjścia. Powininem zachować się jak przystało na człowieka. Przy okazji pokazać mu, że nie jestem taki jak on. Jestem człowiekiem.

- Nie kończ. Oboje zawiniliśmy. - oznajmiłem bez żadnych emocji. Po chwili namysłu wyciągnąłem w jego stronę rękę. Lekko oszołomiony chwycił ją i minimalnie nią potrząsnął. Wcale mu nie wybaczyłem. Jedynie dałem drugą szansę. Być może kiedyś też będę jej potrzebował.

June POV

Zerknęłam z uśmiechem przez okno. Zapowiadało się na deszcz, za którym wprost przepadałam. Każda kropla spływająca po oknie opowiadała inną historię. Najlepiej jednak patrzyło się na niego z bliska, dlatego szybko wdepnęłam w buty i narzuciłam na siebie kurtkę z kapturem. Nie zauważona wyszłam z rezydencji i skierowałam w stronę lasu. Szłam przez kilkanaście minut, aż doszłam do jego krawędzi. Potem skręciłam w prawo i zaczęłam zmierzać nad jezioro. Akurat zaczynało kropić, przez co odrobinę zmokłam. Wtedy usiadłam na dosyć przytulnej ławce z zadaszeniem. Kolana przyciągnęłam go klatki piersiowej i uważnie przyglądałam się kroplom uderzającym co chwilę w tafle wody. Minęły jakieś dwie godziny, dopiero wtedy przestało padać. Ze względu na późną porę postanowiłam wrócić do domu, jednak coś mi na to nie pozwoliło. Zaczęłam iść dalej. W przeciwnym kierunku od rezydencji. Nigdy tam nie byłam, ale jakoś nie mogłam zawrócić. Coś mnie ciągnęło właśnie w tamtą stronę.

Po nieokreślonym czasie wędrówki, nagle i raptownie potknęłam się o coś upadając na kolana. Spojrzałam na przeszkodę, która okazała się być małym płotkiem. Kto, kurwa stawia płot w samym środku lasu. Podniosłam się wkurzona i otrzepałam z piachu. Chciałam zawrócić, ale przede mną zauważyłam kilka nagrobków. Nieco przestraszona podeszłam do jednego i najbliższego z nich. Był trochę zapuszczony, ale mimo to nadal piękny.

Rick Flag

" Zamknęły się ukochane oczy, spoczęły spracowane ręce, przestało bić kochane serce. "

12.05.1990 r. - 25.10.2017 r.

June Moone

" Odeszłaś w chwili, w której byłaś gotowa zacząć nowe życie. "

16.09.1993 r. - 14.04.2018 r.

Poczułam dziwną pustkę. Zupełnie jakbym znała tych ludzi. Szczególnie ta kobieta. Zmarła w dniu, w którym ja przyszłam na świat. Chyba dlatego czuję się tak jakbym była z nią jakoś związana. I ten napis. Sprawia, że czuję potworny smutek i żal. Nigdy tak nie miałam.

Spojrzałam na sam dół nagrobka gdzie zauważyłam jakiś zakurzony napis. Przetarłam go i zaczęłam czytać.

Zawsze w pamięci, Suicide Squad' u.

Oszołomiona wytrzeszczyłam oczy Jeden napis, a zmieniający tak wiele. Należeli do nas. Byli naszą rodziną. Być może kimś naprawdę ważnym. Wstałam z ziemi i przez chwilę przyglądałam się jeszcze pomnikowi.

W końcu gdy zawiało przeszywającym chłodem odwróciłam się i ruszyłam w drogę powrotną. Musiałam spytać kogoś o tą dwójkę ludzi. To było cholernie ciekawe. Kim byli, co się z nimi stało. Dlaczego się tak czuję?

W ciągu niecałej godziny byłam w domu. Zdjęłam przemoknięte ubrania i założyłam piżame. Potem pobiegłam do pokoju Laury. Dziewczyna była o kilka lat starsza więc być może wiedziała coś o June Moone. Czarnowłosa siedziała na swoim łóżku z laptopem na kolanach.

- Co tam? - zdziwiła się, gdy zauważyła mnie w drzwiach. Było już dosyć późno.

- Słuchaj, muszę zadać Ci pytanie, ale dobrze się zastanów zanim odpowiesz, zgoda? - spytałam a ona tylko spojrzała na mnie zdziwiona. Machnęła teatralnie ręką dając mi do zrozumienia, że mogę mówić. - Wiesz kim jest June Moone? - to pytanie prześladowało mnie od chwili gdy wpadłam na ten nagrobek. Po prostu musiałam poznać prawdę. Laura spojrzała na mnie z lekkim zakłopotaniem w oczach. Wtedy byłam już pewna, że ona coś wie.

- Nie mam pojęcia. - odparła po krótkim zastanawieniu. Odłożyła laptop i spojrzała na mnie uważnie.

- Napewno coś wiesz. Powiedz mi cokolwiek, proszę. - powiedziałam kładąc dłonie na jej blade ręce.

- Naprawdę nic o niej nie wiem. - wydukała jakby trochę oszołomiona. - A co ci tak zależy? - zdziwiła się i zrobiła typową dla niej minę, która nie znosiła sprzeciwu.

- Byłam na spacerze i natknęłam się na taki pomnik. Sentencje, które były na nich zapisane... cholernie dziwnie się czułam. Sama nie wiem. I jeszcze data jej śmierci to dzień w którym się urodziłam. - powiedziałam, a ona tylko spuściła głowę.

- Przykro mi, ale nie wiem kto to. Chyba powinnaś spytać kogoś innego. - oznajmiła z lekkim zakłopotaniem, a ja tylko kiwnęłam głową. Nie zamierzałam jej męczyć. Wątpię w to, żeby mnie okłamała. Jesteśmy przyjaciółkami. Wstałam niechętnie z jej łóżka i bez słowa wyszłam z pokoju dziewczyny. Wróciłam do swojej sypialni, wzięłam prysznic i z pełną myśli głową położyłam się do łóżka. Sen przyszedł dopiero gdy za oknem zaczęło świtać.

To by było chyba na tyle z mojej strony. Miłego dnia życzę. ❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro