Czemu nie.
Przyszedł czas na sprzedanie wszystkiego, co najleprze. Niektórzy nawet 3 razy wracali po kawałek. Na szczęście Carlos i Evie zrobili dodatkowo 2 duże ciasta. Znikały jak nie wiem co. Nawet Ally kupił odemnie kawałek słynnego ciasta mojej już zmarłej babci
[*]. Zorobiliśmy ponad 2.000$. Ben powiedział, że jest więcej, niż potrzebowaliśmy. Podczas sprzątania mojego stanowiska, przypomniałam sobie o kubku, który zostawiłam na miejscu sprzedarzy. Był czysty. Na nim była nalepka z napisen"Napiwki". Nie przyklejałam żadnej takiej kartki. Zajrzałam do środka. W nim było ze 30$. Ciekawe kto to mógł zrobić.
-Hejka. Co tam?
-Cześć Ally. Zobacz.
Pokazałam mu karteczke.
-Ciekawe kto to mi nalepił co nie?
-Nie wiem kto to zrobił, ale może jak ty go znajdziesz i go mocno przytulisz?!
-To ty?!
-No. 😁
Jak to on opisał, przytuliłam go z całej siły. On również obioł mnie ramionami. Zauwarzyliśmy czyiś wzrok. Był to Jay. Popatrzyłam na niego równie groźnie, jak on przedtem. Ally to zauwarzył.
-Czemu tak na niego patrzysz?
-Nie ważne.
-To twój przyjaciel?
-Ex chłopak. Zostawił mnie dla stpowej suki i wmawia sobie, że to był żart.
-Spokojnie. Ja Ciebie nigdy nie zostawie.
Przy nim czułam się bezpieczna. Jego ciepło sprawiało, że poprawiał mi się chumor. Przytulał mnie delikatnie, ale z czułością. Poczułam to, że Jay był niezadowolony, ale nie było z tego powodu mi przykro, w żaden sposób.
Schowałam reszte rzeczy do torby i poszłam z Ally'm na boisko. Pokazałam my całą szkołę. Poznał Jane, Carlosa, Mall, Evie, Bena i reszte spoko osób.
-Hej. Gdzie Jay?
Carlos podrapał się po głowie.
-Pewnie cały czas stoi przy stoiskach. Jeszcze ich nie złożyli.
Przez 2 godziny, bez patrzenia na zegarek, gadaliśmy o absurdalnych rzeczach. Był to wspaniale zpędzony czas z chłopakiem z wymiany. Oby się do nas zapisał. Zależy mi trochę na tym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro