Rozdział 12
Kolejnego dnia obudziła mnie wiadomość od Ameryki o treści: "Rosjaaaaaaaaaaaaaa!!! Chyba nie zapomniałeś o szkole?!!!". Westchnąłem i odpisałem mu: "Nie, już idę". Na co później odpisał mi, że będzie czekał, a ja po kilku próbach podniesienia się do pionu wreszcie wstałem.
Moje myśli krążyły wokół tylko jednej rzeczy, a właściwie osoby - chłopaka o imieniu Holandia, który podobno jest dilerem narkotykowym. Znam go, ale tylko z widzenia. Raczej nie należy do tych osób, które szybko zawierają przyjaźnie. Bardziej do tych, które ukrywają głowę pod kapturem czarnej bluzy. Wiem o nim jeszcze tyle, że chodzi do klasy maturalnej, czyli jest starszy ode mnie.
Gdy wszedłem do kuchni zastałem tam Ukrainie siedzącego przy stole, który od razu jak mnie zobaczył uśmiechnął się podle. A ja w tym czasie zacząłem się zastanawiać jak bardzo tym razem mój humor będzie zrujnowany.
- Łał, dałeś radę dzisiaj wstać? Gratuluję - powiedział ironicznie.
Ominąłem go i otworzyłem lodówkę, która świeciła pustkami.
- Ostatnio za rzadko ze sobą rozmawiamy. A powinniśmy poprawić nasze stosunki - powiedział dokładnie z takim samym sarkazmem.
Nie sądzę, żeby nasze stosunki kiedykolwiek się poprawiły, pomyślałem, zamykając lodówkę i po kolei otwierając wszystkie szafki w poszukiwaniu jedzenia.
- Ale najciekawsze jest to, że z tym kutasem fantastyczne ci się rozmawia.
Wbiłem paznokcie w drewno suflady i odwróciłem się do mojego brata.
- Z kim?
- No wiesz z... jak mu tam było... Ameryką! - powiedział, pstrykając palcami.
W jednej chwili zebrało się we mnie tyle złości, że mógłbym wybuchnąć jak granat.
- ...naprawdę jest to dla mnie zagadką, dlaczego rozmawiasz z idiotą o mózgu mniejszym niż groszek - kontynuował. - Myślałem, że jesteś chociaż odrobinę inteligentny, ale bardzo się myliłem. Przecież wiadomo, że przyjaźni się z tobą tylko dla sensacji. A może chodzi tobie o to, że jego stary jest dziany? Jeśli tak to rozumiem. W końcu kto by nie chciał mieć więcej pieniędzy. A szczególnie przy naszej sytuacji-
- Chciałbym ci przekazać, że "ten kutas" w ciągu kilku dni okazał mi więcej szacunku niż ty w ciągu całego życia - syknąłem, próbując się nie rozwścieczyć.
- A ja myślałem, że szacunek jest wzajemny, a jakoś nigdy go od ciebie nie zaznałem. No chyba, że szacunkiem można nazwać bicie i poniżanie.
- Przestrzeń mi to ciągle wypominać. To było dawno temu.
- Ha! Dawno temu?! - powiedział, wstając od stołu. Wydawało mi się jakby cała moja złość teraz przeszła na niego. - Nigdy ci tego nie zapomnę, wiesz?! W dzieciństwie nie byłem silny, a ty to doskonałe wykorzystywałeś. Pamiętam jak leżałem bezbronny, a ty kopałeś mnie po brzuchu. Dlaczego? Bo śmiałem się, że coś ci się przyczepiło do twojej uszanki!!! - krzyknął ze łzami w oczach, chwytając mnie za bluzkę i przysuwając do ściany. - Ale teraz rolę się zamieniły. Teraz to ty jesteś cipą, która nie skrzywdziłaby nawet muchy. I nie myśl sobie, że nikt nie wie o twojej depresji. Po prostu nikt nie chce tobie pomóc. Widzisz? Mogę ciebie do woli obrażać a ty i tak nic nie zrobisz. - Cicho się zaśmiał. - Mogę powiedzieć, że jesteś skretyniałym, tępym chujem i nie uderzysz mnie. Nawet mnie nie uderzysz.
I wtedy zrobiłem coś czego później bardzo, ale to bardzo żałowałem, czyli po prostu go uderzyłem. Zadałem mu prawego sierpowego, a on poleciał do tyłu i upadł na posadzkę. Przez chwilę byłem naprawdę dumny z tego ciosu, dopóki nie ujrzałem Białorusi w progu kuchni. Zasłaniała usta swoimi rękami i miała lekko zeszklone oczy. Nie mam pojęcia ile widziała, ale na pewno za dużo.
Ukraina w jednej chwili ją dostrzegł i postanowił zabawić się w aktora i odegrać scenę niewiniątka.
- R-Rosja, co sie stało? Naprawdę przepraszam jeśli ciebie uraziłem - powiedział ze skruchą. Podszedł do mnie i gdy zauważył, że patrzę się w jeden punkt też się obrócił. - Boże, Białoruś tak mi przykro, że to widziałaś. Nie chciałem, żebyś dowiedziała się w taki sposób - powiedział, obejmując ją ramieniem i zabierając do innego pokoju.
A ja zostałem sam. Szumiło mi w uszach i czułem się okropnie. Teraz już nawet moja siostra ma mnie za bezwzględnego potwora, który nie powstrzyma się przed niczym.
I wtedy dostałem wiadomość od Ameryki o treści "żyjesz?" Miałem ochotę roztrzaskać telefon i powieść się na linie, którą trzymam pod łóżkiem. Ale nie zrobiłem tego. Chciałem myśleć, że jestem silny, pomimo że nie byłem. Więc powtarzałem to sobie w myślach. Przecież kłamstwo powiedziane tysiąc razy staję się prawdą. Odpisałem Amerycę, że żyję, wziąłem pieniądze i wyszedłem z domu, podsłuchując jeszcze część rozmowy Ukrainy z Białurusią.
- Dlaczego Rosja tak się zachował? - spytała cicho.
- Niestety Rosja w przeciwieństwie do nas jest bardzo impulsywny i łatwo daję się ponieść emocjom. Przykro mi, że mamy takiego brata - odparł.
A potem wyszedłem, wciąż powtarzając sobie, że jestem silny.
~*~
Gdy wszedłem do szkoły zauważyłem w tłumie Amerykę, ale nie chciałem z nim teraz rozmawiać. Szukałem Holandii i narkotyków, dających łatwą odskocznię od problemów. Przemierzałem więc korytarz, próbując nie być zauważonym przez USA. I na szczęście kilka metrów dalej ujrzałem rzekomego dilera, do którego szybko podszedłem. Stał w kącie i gapił się w telefon.
- Hej, bo... słyszałem, że jesteś dlierem narkotykowym - powiedziałem niepewnie, na co on prawie wypuścił telefon z ręki i szybko rozglądnął się dookoła. Po chwili chwycił mnie za rękę i zaciągnął tam gdzie nie było ludzi.
- Kto ci to powiedział? - spytał, wyciągając nóż i przykładając mi go do szyji.
- Niemcy, nie mam zamiaru ciebie wydać - powiedziałem szybko, unosząc ręce. On niepewnie schował nóż i zapytał:
- Czego chcesz?
- Um, no nie wiem narkotyków?
- Ale jakich? Hera, koka, LSD?
- Nie wiem - odparłem, a on ciężko westchnął.
- Ile masz pieniędzy? - spytał, a ja pokazałem mu wcześniej zabrany banknot.
- Dobra, postaram się coś skombinować. Będziesz na imprezie u USA?
- C-Co?
- Ameryka organizuje imprezę.
- Nie słyszałem o tym...
- Ale będziesz czy nie?!
- T-Tak, chyba tak.
- Dobra, przynieś ze sobą pieniądze - powiedział i szybko się ulotnił.
Stałem tam jeszcze chwilę, zastanawiając się o jaką imprezę mu chodziło. A gdy się obróciłem omal nie dostałem zawału, bo stał za mną Ameryka z typowym dla niego błyskiem w oku.
- Urządzam imprezę - powiedział podekscytowany.
Łołołołoło!!! Czyżby autorka ruszyła fabułę do przodu?! Nikt się tego nie spodziewał.
Ogóletoprzepraszamżedawnorozdziałuniebyłowciągnąłmniedomzpapieruiniechciałomisiępisaćalemamnadziejężerozdziałsiępodobał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro