Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Castiel lubił czwartki – przychodził na jedne zajęcia na jedenastą, siedział w auli półtorej godziny i na trzynastą był z powrotem w domu. Tego dnia Dean dał radę podwieźć go na uczelnię, ale wracać musiał taksówką, jako że Dean był na castingu, a raczej pre-castingu jak to określał, bo tylko on był zaproszony i dopiero jeśli nic z tego nie wyjdzie mieli ogłosić oficjalny casting. Castiel nawet nie wiedział, że takie rzeczy się dzieją i był pewien, że zawsze są normalne castingi, ale widocznie tak to wyglądało.

Castiel wciąż nie wiedział co sądzić o tym angażu – z jednej strony chciał, aby kariera Deana ruszyła, ale z drugiej mimo wszystko bał się tej całej Beli. Skoro rozbiła komuś małżeństwo to była w stanie rozbić ich narzeczeństwo, prawda? 

Najbardziej irytowało go to, że nie miał komu się wyżalić, bo wiedział, że jeśli będzie mówił o tym Gabrielowi to ten powie Samowi, a Sam Deanowi i skończy się to tym, że Dean odrzuci angaż ze wzgląd na niego, a on naprawdę nie chciał być blokadą dla jego kariery. Meg nadal była zawalona studiami, na które żałowała, że poszła, bo nie spodziewała się, że to będzie zabierać jej tyle czasu, co sprawiało, że nie chciał jej zwalać na głowę swoich głupich wątpliwości tylko po to, aby usłyszeć, że ma się nie martwić, bo Dean go kocha i na pewno nie zrobi niczego głupiego – był pewien, że to byłaby odpowiedź Meg. Jedyną osobą do szczerej rozmowy pozostawała więc mama, która nadal ignorowała jego telefony, okazjonalnie odpisując na SMSy i głównie oznaczały one tyle, że kobieta żyje, ale kompletnie nic z tego nie wynikało.

Dostawał szału. Męczyło go to. Miał wrażenie, że zrobił coś źle. Ale co mógł zrobić inaczej? 

Zostać na studia w Phoenix? 

Odrzucić oświadczyny Deana? 

Miał rezygnować z dobrych rzeczy w swoim życiu, aby zatrzymać mamę przy sobie? 

Najgorsze, że nawet nie mógł z nią porozmawiać, bo matka praktycznie go ignorowała. Jutro miał jeden z wolnych dni na uczelni, ale jego mama pracowała. Musiałby lecieć tak, aby być tam wieczorem i liczyć na to, że nie wyrzuci go do rana. 

Postanowił więc zastosować taktykę szantażu. 

Najpierw wykonał prawie pięćdziesiąt telefonów, z których każdy został odrzucony, co nie było dla niego żadnym zaskoczeniem i na pewno nie wynikało z tego, że jego mama cały czas była zajęta, bo nawet w pracy miała prawo do przerw, więc mogła wyjść i odebrać. Ona nie chciała odebrać, nie chciała z nim rozmawiać. Bolało, ale wiedział, że płaczem sytuacji nie rozwiąże, więc po ponad dwóch godzinach prób dodzwonienia się postanowił napisać wiadomość o krótkiej, ale dobitnie informującej o jego zamiarach treści: Albo oddzwonisz i porozmawiamy jak normalna rodzina, albo jutro przylatuję do Phoenix i zmuszę Cię, abyś powiedziała mi co się dzieje. Twój wybór.

Nie sądził, że to zadziała aż tak szybko – mama oddzwoniła po niespełna minucie.

Nie możesz przyjechać — zaczęła, a Castiel parsknął.

— Wow, nawet się nie przywitasz — skomentował słyszalnie podłamany. Już naprawdę nie wiedział co o tym wszystkim sądzić. — Możesz chociaż powiedzieć co takiego ci zrobiłem? Aż tak beznadziejnym synem jestem?

Niczego złego nie zrobiłeś. Tu chodzi tylko o mnie.

Miał ochotę się zaśmiać. Czy ona myślała, że on nie ma uczuć, czy co?!

— Nie, tu nie chodzi tylko o ciebie. Odsuwasz mnie, a to mnie rani i wiesz o tym. Więc powiedz o co chodzi, albo przyjadę i powiesz mi to w twarz, bo ja naprawdę mam dość, mamo...

Wróciłam do twojego ojca.

Castiel miał wrażenie jakby ktoś uderzył go czymś bardzo mocnym w głowę. Przez moment nie docierało do niego nic z tego co działo się dookoła – mogłoby się palić, w kuchni mógłby pojawić się dinozaur, jednorożec czy cokolwiek innego, a on by tego nie zauważył. Miał nadzieję, że się przesłyszał. Modlił się, aby się przesłyszał.

— Przepraszam, możesz powtórzyć? — spytał słabo.

Zeszliśmy się z twoim ojcem — powtórzyła kobieta, a Castiel czuł jak do oczu napływały mu łzy. To była zdrada – tym to dla niego było. Jego mama go zdradziła. 

— Powiesz proszę, że to żart — głos mu się łamał, bo to było dla niego niemalże równe końcowi świata. — Mamo, proszę...

Nie miałam wyboru.

— Zawsze jest jakiś wybór — mówił już przez płacz. — Jak możesz mówić, że nie miałaś wyboru?

Zwolnili mnie z pracy, nie miałam na czynsz...

Pokręcił głową, bo nie wierzył w to, że to jest prawdziwy powód. Prędzej uwierzyłby w to, że poczuła się samotna. Poza tym to była absurdalna wymówka.

— Mogłaś nam powiedzieć, pożyczylibyśmy ci...

Nie chcę pożyczać pieniędzy od Deana — przerwała mu.

Castiel odepchnął Miracle, który przyszedł do niego, próbując go pocieszyć. Pies nie dał za wygraną i położył pysk na jego kolanie.

— Więc wolałaś wrócić do ojca?! — krzyknął, przez co pies pisnął. Castiel znowu go odsunął i przytrzymał nogą, aby do niego nie podchodził. Wiedział, że Miracle chce go po prostu pocieszyć, ale naprawdę nie miał nastroju na to, aby chociażby go głaskać, a gapiący się w niego pupil jeszcze bardziej go irytował niż sam fakt tej rozmowy z mamą. — Po tym jak od niego odeszłaś?! Po tym jak błagałaś mnie o drugą szansę w sądzie?! Po tym jak znowu ci zaufałem!? Po tym co zbudowaliśmy?!

Castiel, masz dobrego narzeczonego — powiedziała brzmiąc zaskakująco spokojnie. Był pewien, że gdyby stała obok to nie zapanowałby nad sobą i albo ją uderzył, albo chociaż nią potrząsnął. — On o ciebie zadba, poradzisz sobie bez...

— Pierdolenie — przerwał jej. — To, że jestem z Deanem nie znaczy, że nie chcę ciebie. Chcę ciebie, mamo. Chcę, żebyśmy mieli normalne relacje...

Nie możemy. Przykro mi, ale nie możemy. Gospodarka poupada, nie jest teraz łatwo o pracę. Nie poradzę sobie sama.

— Mamo, Dean ma dwa wolne pokoje, nie sądzę, aby to było problemem, gdybyś się do nas wprowadziła. Mogłabyś tu zostać na jakiś czas i...

Castiel, to nie jest takie proste — przerwała mu i nadal mówiła sztucznie spokojnie. —Poza tym twój ojciec nie jest potworem.

Castiel zaśmiał się cicho. Jego ojciec nie był potworem? A kim? Może wzorowym ojcem? Może powinien wrócić teraz na kolanach do Chandler, pod dom rodzinny i błagać go o wybaczenie, że jest beznadziejnym synem, bo zamierza mieć męża, a nie żonę?

— Dla mnie jest. Nikt normalny nie wyrzuca nastoletniego syna z domu za to, że kocha chłopaka, a nie dziewczynę i wiesz o tym, dlatego od niego odeszłaś...

Odeszłam od niego dla ciebie. Chciałam, żebyś miał dom zanim wyjedziesz na studia. 

Znowu parsknął i przetarł łzy. Było coraz gorzej.

— O, czyli od początku miałaś taki zamiar, tak? Chciałaś się tylko upewnić czy nie rzucę studiów po miesiącu i wtedy wrócić do udawania, że nie masz syna?!

Castiel, posłuchaj...

— Nie, mamo, nie posłucham, to ty posłuchaj mnie — przerwał jej najostrzejszym tonem, jaki kobieta kiedykolwiek u niego słyszała i jaki nawet Castiel kiedykolwiek u siebie słyszał. — Przez ostatnie tygodnie bałem się, że zrobiłem coś złego, że może jednak masz problem z tym, że jestem sobą, że mam narzeczonego, a nie narzeczoną, a ty po prostu postanowiłaś wrócić do toksycznego człowieka, który rozbił naszą rodzinę?! Czy chociaż przez chwilę pomyślałaś o mnie?!

Nie możesz ode mnie wymagać, że całe życie będę sama.

Przejechał dłonią po twarzy. To był jakiś żart. To musiał być jakiś chory żart.

— Nie, ale mogłabyś poznać kogoś nowego, a nie wracać do niego, bo to co zrobiłaś nie jest w porządku. Wiesz, że on nie pozwoli nam się spotkać. On ci nawet nie pozwala ze mną rozmawiać, prawda? Stąd tylko głupi SMS z okazji urodzin?

Powtarza mi, że dla niego umarłeś i że kontaktując się z tobą go zdradzam.

Castiel zaśmiał się ironicznie, bo już naprawdę nie wiedział jak reagować. Przynajmniej Miracle dał mu spokój i poszedł w stronę przedpokoju.

— Boże... — jęknął ze zrezygnowania. — Świetnie. Po prostu świetnie, mamo, naprawdę. Ty też za kilka tygodni będziesz mnie traktować jak...

— Skarbie, wróciłem! — usłyszał głos Deana.

— ...martwego? Mamo, błagam...

Dean podszedł do Castiela i usiadł obok niego, starając się nie wtrącać i szybko zatrzymał Miracle, który chciał wracać do chłopaka, uznając, że lepiej będzie jak przytrzyma psa. Widział, że Castiel płacze i chciał go przytulić, ale bał się, że w obecnym stanie to tylko wszystko pogorszy.

Przykro mi, ale to jedyne wyjście.

Castiel ukrył twarz wolną dłonią. W drugiej wciąż trzymał telefon, którym coraz bardziej miał ochotę rzucić.

— Podałem ci dwa inne wyjścia, lepsze wyjścia...

Słyszałam, że Dean wrócił, idź do niego. 

— Mamo, przestań... — znowu powiedział ostro. Tak ostro, że Dean się wzdrygnął.

Zostanie twoim mężem, będziecie rodziną. Będziesz mieć własną rodzinę. Nie potrzebujesz mnie.

— Mamo, słyszę, że sama się boisz, że tego nie chcesz. Proszę, powiedz prawdę. Całą prawdę. Tylko o tyle proszę. 

Kobieta westchnęła i przez chwilę panowała cisza. Castiel już miał sprawdzać czy czasem nie przerwała połączenia i jakimś cudem tego nie usłyszał, gdy zaczęła mówić.

Spotkaliśmy się na miejskim Sylwestrze w Phoenix. Nie wiem jak to się stało... Jestem w ciąży. Chcę tylko, żeby dziecko miało ojca.

Castiel otworzył szeroko usta. Chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co. Jak to dziecko? W normalnych okolicznościach cieszyłby się z rodzeństwa, nawet w tym wieku, ale to nie były normalne okoliczności i ta informacja uderzyła w niego bardziej niż sądził, że cokolwiek może jeszcze to zrobić.

Castiel? — usłyszał troskę w głosie mamy i pierwszy raz podczas tej rozmowy szczerość. Tyle, że nagle nie chciał tej szczerości, chociaż i tak uważał ją za lepszą niż milczenie i ignorowanie go, bo teraz przynajmniej znał tego powód. 

— Zamierzacie założyć nową rodzinę, beze mnie, tak?! — prawie krzyczał, bo nagle wszelkie emocje mu puściły. — A przyszło ci do głowy co będzie jeśli to dziecko będzie jak ja?! Ten człowiek nie jest dobrym ojcem, mamo! Proszę...

Nie dokończył, bo usłyszał sygnał przerywanego połączenia. Z nerwów cisnął telefonem o ścianę i na szczęście rzucił w tą drewnianą, a nie z płyty, dzięki czemu telefon rozbił się na podłodze, zamiast utknąć w ścianie i jeszcze dołożyć problemów.

To był moment, w którym Dean postanowił zainterweniować. Nie zrozumiał zbyt wiele z tej rozmowy, ale i tak sądził, że usłyszał wystarczająco, aby wiedzieć co się stało. Przyciągnął chłopaka do siebie i próbował go uspokoić, co było ciężkie. Castiel początkowo chciał się wyrwać i krzyczał, że leci do Phoenix, ale Dean nie zamierzał go tam puścić ani samego, ani w takim stanie. Trzymał go mocno i starał się nie rozpłakać – powinien być jego oparciem w tym wszystkim, a nie płakać razem z nim nad tą beznadziejną sytuacją. 

Castiel uspokoił się po kilkunastu minutach, gdy już nie miał siły płakać. 

— Głowa mnie boli — stwierdził.

— Od płaczu. Przyniosę ci tabletkę — zaproponował, a Castiel przytaknął słabo. Po chwili Dean wrócił do niego z tabletką i szklanką wody. Castiel połknął tabletkę i popił wodą, po czym odstawił w połowie pełną szklankę na stolik przy kanapie. — Nie słyszałem dużo, ale gdybyś chciał o tym porozmawiać, nie mówię, że teraz...

Castiel pokręcił głową i szybko mu przerwał.

— Dean, moi rodzice zrobili sobie kolejnego dzieciaka i postanowili wykreślić mnie jako członka rodziny. Myślę, że to nie jest coś, o czym będę chciał rozmawiać. 

Dean przygryzł wargę. Czasem nienawidził tego, że przez dorastanie jako aktor wyrobił sobie empatię, nawet jeśli było to coś przydatnego głównie w życiu osobistym i niezbyt podobało mu się to, że czuł to teraz – doskonale wiedział jak czuł się Castiel i wiedział, że nie będzie łatwo go pocieszyć.

— Dobrze, w takim razie możemy do tego nie wracać — stwierdził niepewni. — Ale jeśli czułbyś, że potrzebujesz rozmowy lub czułbyś się w jakiś sposób źle przez to, że mam kontakt z moimi rodzicami, po prostu mi powiedz, dobrze?

Castiel przytaknął i wtulił się w niego ufnie. Nie chciał myślec o tym, co by było, gdyby nie miał go teraz przy sobie. Nie chciał myśleć o tym, co by było, gdyby nie był w związku. Ale na szczęście nie musiał o tym myśleć, bo Dean tu był i postanowił go wspierać, a on był mu za to bardziej wdzięczny niż mógłby to okazać. Pomijając to, że teraz nie miał siły czegokolwiek okazywać.

— Jak casting? — spytał, zmieniając temat.

— Naprawdę chcesz teraz o tym rozmawiać? — Dean odpowiedział mu pytaniem, wątpiąc, aby po tym wszystkim co się dzisiaj stało Castiel miał ochotę słuchać o jego pracy.

— Związek tworzą dwie osoby. To, że ja mam gorszy dzień nie znaczy, że nie możesz mówić co u ciebie. Poza tym zmiana tematu dobrze nam zrobi.

Dean westchnął, bo nie miał na to żadnego argumentu.

— Usunęli tą scenę ze scenariusza — zaczął, a Castiel delikatnie skinął głową. — Casting zdałem, że tak to określę. Uprzedziłem Belę, że jak spróbuje czegokolwiek to odejdę z produkcji w trakcie i to będzie wtedy jej problem, więc mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku.

— Czyli dostałeś rolę? 

— Jeszcze czekam na ostateczną wersję scenariusza i kontraktu, ale wygląda na to, że tak. 

— Cieszę się, Dean, naprawdę. 

Dean uśmiechnął się do niego delikatnie i przyciągnął go do pocałunku, uznając, że to najlepszy moment odkąd wrócił do domu. Castiel odwzajemnił i dopiero teraz dotarło do niego jak bardzo tego potrzebował. 

— Wino czy lody? — spytał, a Castiel zamyślił się na moment.

— Wino i lody — stwierdził, na co na twarzy Deana pojawił się nieco szerszy uśmiech, który udzielił się Castielowi, co ucieszyło Deana.

— Już się robi — odparł, ponownie ruszając w stronę kuchni.

Spędzili więc wieczór przy winie, lodach i komedii romantycznej, bo Castiel uznał, że Dean musi złapać klimat, skoro ma grać w takim filmie. Mimo, że pozornie wyglądali na szczęśliwych, bo się uśmiechali i żartowali to wcale tacy nie byli – jeden po prostu próbował przekonać tego drugiego, że jest w porządku. 

Dean wiedział, że przed nimi ciężki okres i że musi obserwować Castiela, żeby ten nie zrobił niczego głupiego. 

Z kolei Castiel postanowił spróbować to przetrwać – dla Deana. Wiedział, że nie będzie łatwo, bo będzie tęsknił za mamą, ale wiedział też, że trzeciej szansy nie będzie w stanie jej dać – już nigdy jej nie zaufa tak, jakby tego chciał. Może kiedyś jej wybaczy, ale na pewno nie wpuści jej z powrotem do swojego życia, nawet jeśli to miałaby być najcięższa decyzja, jaką kiedykolwiek podejmie.

A/N

Wiem, że piosenka w mediach jest o rozstaniu (i przepraszam jeśli najpierw odsłuchał i się przestraszył, że tyczy się Destiela), ale tutaj mi fajnie pasowało do relacji Casa z mamą.

Next najpóźniej w środę (ale równie dobrze może być jutro – naprawdę nie wiem, także podaję ten najgorszy możliwy scenariusz).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro