3
Castiel został dosłownie zaatakowany przez Gabriela – przyjaciel rzucił się na niego, przerzucił go przez oparcie kanapy, przy której Castiel stał, a gdy ten już na niej leżał, zaczął go łaskotać, nie dając mu szansy się strącić. Dean zastanawiał się czy powinien zainterweniować, ale uznał, że dopóki Castiel się śmieje, a śmiech był mu wybitnie potrzebny, to interweniować nie będzie i po prostu przywitał się z bratem, który wydawał się być jakiś dziwny, ale nie potrafił określić czemu.
— W porządku, Sammy? — spytał zmartwiony.
— Tak, tylko... Cas wydawał się jakiś przygnębiony. Ty też tak wyglądasz. Nie przeszkadzamy?
Dean pokręcił głową.
— Cas ma problemy rodzinne, to wszystko. Dobrze, że wpadliście, może to poprawi mu humor.
Sam przytaknął, a Dean czuł, że jest coś jeszcze, ale postanowił o to nie pytać. Uznał, że prędzej czy później to wyjdzie w ten czy w inny sposób.
— Gabe, litości — jęknął Castiel i dopiero wtedy Gabriel przestał.
— Stęskniłem się za moim najlepszym kumplem no — próbował się bronić.
— Też tęskniłem, ale zaraz mnie udusisz, więc złaź ze mnie — powiedział cicho, a Gabriel zszedł, wyciągając rękę, aby pomóc mu wstać. Castiel wstał i spojrzał na przyjaciela z uśmiechem. — Wyprzystojniałeś, ale nadal jesteś niski jak karzeł.
— Ej, wypraszam sobie! — zaprotestował Gabriel. — Nie jestem aż taki niski.
— Jesteś ode mnie prawie o głowę niższy, a Samowi sięgasz jakoś do ramion... — Castiel szybko pożałował tych słów, bo Gabriel znowu zaatakował go łaskotkami, jakby były one jego jedynym argumentem, aby się uciszył.
— Dobra, plan na dziś — przerwał im Sam, rozdzielając ich. — Prezent od nas — zaczął, podchodząc do komody, na której zostawił duże pudełko obklejone papierem prezentowym i podał je Castielowi. — Ale otwórz to później, bo Gabe porobił rezerwacje.
— Na co rezerwacje? — spytał Castiel.
— Gokarty, kino, kręgle — streścił Gabriel i spojrzał na godzinę w telefonie. — I powinniśmy wyjść właściwie już... — telefon Gabriela zadzwonił. — Teraz — stwierdził i ruszył w stronę wyjścia.
Castiel i Dean spojrzeli po sobie i wzruszyli ramionami, po czym ruszyli w ślad za Gabrielem i Samem.
Przed domem stała taksówka.
— Zamówiłeś taksówkę?
— Pięć taksówek — poprawił go Gabriel. — Ta na tor, druga do kina, trzecia na kręgle, czwarta dla was do domu i piąta dla nas na lotnisko. I zanim zaoferujesz się zapłacić, odmawiam.
Dean wywrócił oczami, ale nie skomentował tego. Skoro Gabriel chciał wydawać pieniądze na coś, na co nie musiał, to przecież mu tego nie zabroni.
Zresztą Gabriel usiadł z przodu, koło kierowcy, jakby chciał się upewnić, że nikt nie odważy się zapłacić zamiast niego.
Sam wsiadł na tylne siedzenia, a Dean i Castiel wsiedli za nim, siadając obok siebie. Przez większość drogi ich dłonie były splecione, a Dean już podświadomie gładził kciukiem pierścionek zaręczynowy na dłoni swojego narzeczonego. Castiel uśmiechnął się na to, bo wiedział, że w ten sposób Dean okazuje jakie to wszystko dla niego ważne, jaki on jest dla niego ważny. To go uspokajało, bo wiedział, że cokolwiek się nie stanie, będzie miał Deana.
Taksówkarz zawiózł ich pod jakiś niski, ale duży budynek, na ścianie którego widniała informacja, że znajduje się tu tor gokartowy. Dean nawet nie wiedział, że ma coś takiego stosunkowo blisko domu. Gabriel zapłacił za przejazd i wysiedli z taksówki, żegnając się z taksówkarzem.
Dean przygryzł wargę, widząc ile ludzi było w środku. To nie była tylko hala z torem gokartowym – tu był też bar i pizzeria, a do tego stoły bilardowe i tarcza do darta. To było po prostu centrum rozrywki, do którego rodziny przyjeżdżały w weekend, a on modlił się, aby nie okazało się, że są tu jego fani. Narzucił kaptur na głowę, mając nadzieję, że to cokolwiek pomoże.
— Co robisz? — spytał Castiel.
— Próbuję pozostać niezauważony, bo jednak chcę spędzić ten dzień z wami, szczególnie z tobą, a nie użerając się z fanami.
Albo fanów Deana nie było w tej hali, albo go nie zauważyli, bo odebranie rezerwacji, kasków, sama jazda i opłacenie wszystkiego przebiegły bez nagłych entuzjastycznych krzyków czy podchodzenia do nich obcych ludzi, co zarówno Dean, jak i Castiel przyjęli z ulgą. Nienawidzili, gdy gdzieś wychodzili i nagle otaczało ich kilka lub więcej osób, które prosiły o autograf i zdjęcie. Wychodzili po to, aby spędzić miło czas, a nie użerać się z fanami. Sam i Gabriel chyba nie znali tego problemu, bo obaj wyglądali na kompletnie zagubionych próbą ukrycia się Deana.
Po wyjściu z hali czekała na nich kolejna taksówka, która zawiozła ich do kina. I właśnie tam Dean zaczął dostrzegać możliwy powód dziwnego zachowania Sama – chcieli usiąść tak, aby Dean i Castiel siedzieli po środku, Gabriel obok Castiela, a Sam obok Deana, ale Sam stanowczo zaprotestował, twierdząc, że usiądą inaczej i poprosił Castiela, aby usiadł z brzegu, a on usiadł między Deanem i Gabrielem. Dean długo zastanawiał się o co chodzi, ale w końcu się poddał i postanowił skupić na filmie. Objął Castiela, który położył głowę na jego ramieniu i zaczął wpatrywać się w ekran, co jakiś czas zerkając z uśmiechem na swojego narzeczonego. Rzadko chodzili razem do kina, a przecież to były dość miłe randki. Może Dean powinien zacząć to proponować?
Jego rozmyślania na temat tego czy powinien zabierać Castiela na randki do kina przerwało rzucenie wzrokiem w stronę brata. Dean zamarł na moment. Sam obejmował Gabriela. Zamrugał kilka razy, aby upewnić się, że dobrze widzi, ale nie – to mu się nie przewidziało, widział to naprawdę.
Dean nachylił się do Castiela i już chciał coś powiedzieć, po czym uznał, że woli najpierw porozmawiać o tym z Samem, więc pocałował Castiela w policzek i wrócił wzrokiem do filmu. Ale już tylko wzrokiem, bo jego myśli krążyły wokół jego brata.
Dean nie był ślepy ani głupi. Sam i Gabriel mogli próbować udawać, że nic się nie dzieje, ale nie miał zamiaru dawać robić z siebie idiotę. Przyjaciele nie obejmują się w kinie, nie w ten sposób. Liczył, że któryś z nich coś powie, ale to się nie stało.
Gdy grali w kręgle, Dean uważnie im się przyglądał, licząc na to, że zrobią jakąś drobną wpadkę, którą mógłby niby żartem skomentować, ale ta dwójka znowu zachowywała się, jakby kompletnie nic między nimi nie było – żadnego niby przypadkowego dotknięcia się, żadnych spojrzeń. Wydawało się, że jest między nimi jakiś sztucznie wytworzony dystans, który najpewniej powstał po to, aby nikt nie nabrał podejrzeń. Dean uznał, że ma dość i postanowił spróbować wyciągnąć brata na rozmowę.
— Idę po piwo — zadeklarował po pierwszej kolejce gry, która poszła im zaskakująco szybko. — Ktoś coś chce?
— Dla nas też piwo — stwierdził Gabriel, wskazując na siebie i Sama.
— A ty, Cas? — spytał, patrząc na swojego narzeczonego.
— Będę podpijał od ciebie.
I to była idealna okazja, której Dean nie miał zamiaru zmarnować.
— Świetnie. Trzech rąk nie mam, Sam rusz się tu.
— Muszę?
— Raz dwa, albo żadnego piwa nie będzie, bo dwudziestu jeden żaden z was nie ma.
Sam wywrócił oczami i wstał, idąc razem z bratem do baru.
— Cztery razy Firestone — Dean poprosił barmana, który bez sprawdzania dokumentu sięgnął po cztery kufle. — Nie sprawdzisz mnie? — spytał zdezorientowany.
— Twój wiek jest informacją publiczną — odparł barman, a Dean wzruszył ramionami, bo faktycznie wystarczyło wpisać w Google jego imię i nazwisko, aby sprawdzić kiedy się urodził i gdzie. — Dwadzieścia cztery.
Dean podał podał mu banknot dwudziestodolarowy i szybko dorzucił dziesięciodolarowy.
— Reszty nie trzeba — zadeklarował, a gdy barman odszedł kilka metrów, aby nalać piwo, spojrzał na brata. — Okej, mamy chwilę prywatności. Sam to powiesz czy mam cię zmusić?
Sam uniósł brwi.
— Sam powiem co?
Dean spojrzał na brata wzrokiem mówiącym „nie rób ze mnie idioty".
— Ty i Gabriel. O co chodzi? Objąłeś go w kinie, widziałem to...
Sam wiedział, że już się nie wykręci. Miał wrażenie, że Dean w pewnym momencie na nich spojrzał, ale miał nadzieję, że jednak nie. Zaryzykował obejmując chłopaka w kinie, ale co miał zrobić? Było ciemno, to była ich jedyna szansa przez cały dzień, aby chociaż się dotknąć i nie mógł się oprzeć, nie mógł tego zmarnować. Żałował tylko, że w ten sposób jego brat o wszystkim się dowiedział, bo wolałby, żeby to odbyło się inaczej.
— Gabe mógł mieć rację w Sylwestra — wyznał cicho, a Dean uniósł brwi, widocznie zainteresowany.
— Kontynuuj.
Sam westchnął.
— W zeszłym tygodniu zmądrzałem i zaprosiłem go na randkę zaznaczając, że to bardziej test dla samego siebie. Zgodził się. Przespaliśmy się, tym razem na trzeźwo i... spodobało mi się — ostatnie trzy słowa powiedział bardzo cicho, prawie szeptem.
Dean spojrzał na brata nieco zdezorientowany.
— Wow, szybko poszło... Bi czy gej?
— Jeszcze nie wiem.
Dean przytaknął.
— Gdybyś chciał o tym pogadać...
— Wiem, Dean. I naprawdę chcieliśmy wam powiedzieć, ale zeszliśmy się w piątek, a jesteśmy tu przez urodziny Casa...
— Urodziny Casa były wczoraj, a on naprawdę się ucieszy, więc powinniście mu powiedzieć. A ten cały Gabriel wydaje się być w porządku, ale i tak sobie z nim porozmawiam.
— Dean — powiedział błagalnie Sam.
— Jestem twoim starszym bratem, mam prawo straszyć twoich chłopaków. Szczególnie takich, którzy zaciągają cię do łóżka na pierwszej randce.
— To ja zaciągnąłem jego — sprostował. — Pocałunek był przyjemny, chciałem zobaczyć jak to będzie...
— O i widzisz, różnica między Gabrielem i Casem jest taka, że Cas by to przerwał, dostrzegając, że chyba nie do końca tego chcę. Seks jest super, ale pamiętaj, że to nie jest jedyna rzecz w związku.
Sam wywrócił oczami.
— Dean, Cas to jakiś cholerny ideał. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś dbał o kogoś tak jak on o ciebie. To że czekaliście z pierwszym razem ponad rok, a on nie miał nikogo na boku to już w ogóle szok i go za to podziwiam. Jesteście dla siebie stworzeni. Wątpię, żebyśmy z Gabrielem byli dla siebie stworzeni, ale związek z nim może mi pomóc odkryć to kim naprawdę jestem, a naprawdę tego teraz potrzebuję. No i jest dobry w łóżku.
To zdanie trochę zdezorientowało Deana.
— Jego były twierdził, że jest beznadziejny.
— Bo zmuszał go do bycia na dole...
— Chwila — Dean mu przerwał. — On na górze? Poważnie, Sammy?
Sam przytaknął, a Dean wybuchnął śmiechem.
— Co w tym śmiesznego?!
— To musi komicznie wyglądać. Ty jesteś przerośnięty, on taki malutki... — znowu się zaśmiał, ale przestał, gdy Sam uderzył go pięścią w ramię. — Ej!
— A u was?
Dean spojrzał na niego trochę zdezorientowany.
— Co u nas?
— Jak to wygląda?
— To nie jest oczywiste? Gdybym był bottom to Cas by się oświadczył.
— Nie zamieniacie się?
Dean pokręcił głową.
— Myślałem nad tym, ale Cas stwierdził, że nie chce. Chyba powiedział to drugiego dnia związku... Na długo przed pierwszym razem w każdym razie.
Sam zmarszczył brwi.
— To prawie dwa lata temu — zauważył.
— No i? Jeśli chciałby zamiany to by mi powiedział.
— A ty byś nie chciał?
Dean pokręcił głową.
— Dobrze mi na górze. Poza tym Cas to taki słodziak...
— Faktycznie wyglada na bottom — przyznał. — My zamieniany się z Gabem. Gdy jest na dole jest dziwnie, bo on nie wie co ze sobą robić i leży jak kłoda. Ale gdy jest na górze jest super.
Dean przytaknął. Dla niektórych to mogło być dziwne, ale przechodzili już podobne rozmowy wcześniej. Sam przeżył swój pierwszy raz mając czternaście lat i od razu pobiegł z tym do starszego brata. Dean opowiedział mu o swoim pierwszym razie z Castielem dzień po tym, gdy to zrobili. Rozmowa o seksie nie była więc dla nich nowością i wydawała się być wręcz naturalna.
— A Cas idealnie radzi sobie na dole i się ze mną zgrywa. Dlatego nie potrzebuję niczego zmieniać. Jest idealnie.
Sam chciał odpowiedzieć, ale wtedy pojawił się barman z kuflami, więc podziękowali mu i wzięli piwo ruszając w stronę swoich partnerów.
— Cas chyba nie chciał piwa — zauważył Sam.
— Jeśli będzie mi podpijał to i tak byłoby nam potrzebne kolejne, a nie będzie mi się chciało znowu iść, więc oszczędzę sobie drugiego pójścia do baru.
— Sprytne.
— To po prostu dobra znajomość swojego narzeczonego. Pije szybciej niż ja.
— A jak się upije to jest uroczy, pamiętam z Sylwestra.
Dean zmarszczył brwi i spojrzał na brata niepewnie.
— Czemu uroczy? Znaczy wiem, że taki jest, ja to tak odbieram, ale czemu ty to tak odbierasz?
— Dean, błagam. Każdy kto by na was wtedy spojrzał uznałby to za urocze, jestem pewien, że nawet homofob by się z tym zgodził. Cas chyba ma jakiś czujnik zaprojektowany tak, żeby po konkretnej ilości alkoholu znikał mu cały świat oprócz ciebie. Lepi się wtedy do ciebie, jakbyś był całym jego światem, mówi te wszystkie słodkie rzeczy o miłości...
— Sugerujesz, że mój narzeczony to robot?
— Prędzej cyborg, Dean. Cholernie uroczy cyborg.
— O co chodzi z tym uroczym cyborgiem? — spytał Gabriel, który usłyszał ostatnie słowa Sama i z entuzjazmem odebrał od niego piwo.
— Sam twierdzi, że Cas to uroczy cyborg, bo po alkoholu się do mnie klei.
— Nie kleję się do ciebie — zaprotestował Castiel. — Bez kleju to trochę ciężkie, nie sądzisz? I czemu wziąłeś cztery piwa?
— Bo twoje podpijanie ode mnie skończy się tak, że ostatecznie i tak byłoby nam potrzebne drugie — zauważył, a Castiel przytaknął.
— Racja — przyznał.
— Tymczasem Sam i Gabriel mają dla nas ogłoszenie — stwierdził Dean, patrząc wymownie na brata.
Gabriel spojrzał na nich niepewnie.
— Jakie ogłoszenie?
Sam spojrzał na niego czule, dając mu znać, że gra udawania, że są tylko przyjaciółmi właśnie dobiegła końca.
— To nie ma sensu, Gabe. Dean się domyślił, Cas też zasługuje na to, aby to usłyszeć.
— Usłyszeć co?— spytał niepewnie Castiel.
— Jesteśmy razem — wyznał Gabriel, a Castiel spojrzał to na Sama, to na Gabriela, jakby chciał się upewnić czy to nie żart, po czym mocno przytulił się ze swoim przyjacielem.
— Cieszę się, że w końcu znalazłeś kogoś normalnego — powiedział, po czym spojrzał na Sama. — Dbaj o niego, proszę.
Sam uśmiechnął się do niego.
— Postaram się.
— Długo jesteście razem?
— Dwa dni — odparł Gabriel.
— Nie, tak właściwie to od wczoraj — poprawił go Sam. — Wczoraj padła deklaracja.
— Fakt — przyznał. — Od wczoraj. I zaliczyliśmy już pierwszą kłótnię, więc niezbyt dobry początek.
— Kłótnię? — spytał Dean, słyszalnie zdezorientowany.
— Nie chciał mówić naszym współlokatorom, a ja zrobiłem to od razu, bo uznałem, że tak należy i się na mnie obraził.
— Ignorowałem go przez trzy godziny — dodał Sam. — Aż zrozumiałem, że miał rację, bo inaczej mogłoby być niezręcznie.
— Takich rzeczy się nie ukrywa. Znaczy ukrywało się jakieś czterdzieści lat temu, bo można było skończyć na ulicy, ale teraz się nie ukrywa — stwierdził Dean. — Dobra, zmiana planów. Skoro mamy dwie pary to gramy dublet — postanowił, podchodząc do kontrolki i zmieniając imiona na ekranie na pary – on i Castiel, Sam i Gabriel.
Gabriel pokręcił głową.
— To niesprawiedliwe. Nie mamy z wami szans.
Miał rację – nie mieli.
— Co o nich sądzisz? — spytał cicho Dean, już w trakcie gry, zabierając kufel od Castiela, aby upić trochę piwa.
— Ciężko powiedzieć — stwierdził. — Obaj są w porządku, ale czy do siebie pasują? Nie mam pojęcia. No i to ignorowanie trzy godziny... Ja bym tak nie potrafił.
— Nie? — spytał Dean, unosząc brwi, a Castiel odebrał od niego kufel, znowu biorąc łyka i pokręcił głową.
— Za bardzo cię kocham. Nawet gdybym postanowił cię ignorować to złamałbym się może po dwóch minutach, mówiąc, że cię kocham.
Dean uśmiechnął się i pocałował Castiela. Wiedział, że ma rację – Sam i Gabriel nie wydawali się być idealnie dobrani, ale i tak trzymał za nich kciuki. Był ciekaw jak to wszytko się rozwinie.
A/N
Next raczej dzisiaj (tak koło 21-22).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro