Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21

Dean już miał wyłączyć silnik, ale w ostatniej chwili zawahał się. Spojrzał na Castiela, który wyglądał na bardziej spiętego niż zwykle i pomyślał, że przecież nie muszą tam wchodzić – mogą odjechać i wrócić tu za jakiś czas. Nie musieli informować rodziców Castiela o ślubie akurat dzisiaj.

— Jeśli nie jesteś gotowy... — zaczął, a Castiel pokręcił głową, przerywając mu.

— Wątpię, abym kiedykolwiek był bardziej gotowy niż teraz — stwierdził. —Więc chodźmy, bo chcę mieć to za sobą.

Dean przytaknął i wyłączył silnik, niepewnie wyjmując kluczyki ze stacyjki.

— Pamiętaj, że będę tuż obok — powiedział, a Castiel uśmiechnął się łagodnie.

— Pamiętam.

Dean też lekko się uśmiechnął i wysiadł z samochodu. Castiel szybko zrobił to samo i ruszyli w stronę drzwi.

Tydzień temu postanowili, że chcą przyśpieszyć ze ślubem. Mieli już wybrany termin i miejsce – zdecydowali się na Waldorf Astoria Beverly Hills, który był jednym z droższych obiektów w Los Angeles, ale oferował wszystko, na czym im zależało – dużą salę bankietową i nocleg dla wszystkich zaproszonych gości, a dodatkowo byli w stanie zgodzić się na udostępnienie im hotelu na wyłączność i mieli przystępne ceny w okresie pozasezonowym, więc zdecydowali się na pierwszy weekend kwietnia. To dawało im minimalnie ponad pół roku na przygotowania, co uznali za wystarczające. Uznali też, że początek kwietnia to dobry termin, bo to oznaczało, że ślub odbędzie się na ponad miesiąc przed egzaminami Castiela, dzięki czemu po ślubie będzie mógł skupić się na sesji kończącej drugi rok. 

Castiel drżącą ręką nacisnął przycisk domofonu. Chwilę później drzwi otworzył jego ojciec, który wyglądał na widocznie zaskoczonego, widząc tę dwójkę w progu swojego domu.

— Myślałem, że nasza umowa była jasna — stwierdził pan Novak, a Dean wywrócił oczami, modląc się o cierpliwość.

Naprawdę nie potrafił zrozumieć jak można być tak okropnym ojcem. Przecież Castiel był jego synem, bez względu na wszystko. Naprawdę nie chciał z nim kontaktu? Ciekawe czy przejąłby się, gdyby okazało się, że Castiel miał wypadek i jest w poważnym stanie – Dean był pewien, że wcale by się tym nie zainteresował.

— Proszę mi uwierzyć, że nie chcę tu być bardziej niż pan mnie tu nie chce, ale niektóre rzeczy wymagają rozmowy. Możemy wejść? — spytał Dean, bo wiedział, że Castiel nie jest obecnie w stanie niczego powiedzieć – później zachęci go do mówienia, na razie wolał wziąć ciężar tej rozmowy na siebie.

Mężczyzna westchnął i wpuścił ich, ale widocznie nie zrobił tego do końca dobrowolnie. Chyba trochę bał się, że inaczej Dean zacznie robić mu jakieś problemy czy wrobi go w szantaż – Dean miał przecież środki, aby zrobić coś takiego. 

Dean oczywiście nie miał takiego zamiaru, ale ojciec Castiela nie znał go na tyle dobrze, aby to wiedzieć i tylko dlatego wpuścił tę dwójkę do domu i zaprowadził ich do salonu, gdzie siedziała jego żona. Kobieta wyglądała na zdezorientowaną widząc Deana i Castiela w ich domu.

— Kawy? Herbaty? — zaproponowała, ale Dean pokręcił głową.

— To raczej nie potrwa długo, ale dziękujemy — odpowiedział, splatając swoją dłoń w tą Castiela, aby dodać chłopakowi wsparcia, bo wcześniej ustalili, że to on powie swoim rodzicom o ślubie. Niby wiedzieli, że są zaręczeni, ale to coś innego.

— Co was sprowadza? — spytał mężczyzna, słyszalnie niezainteresowany. Chyba po prostu chciał się jak najszybciej pozbyć tej dwójki ze swojego domu. 

Castiel niepewnie podniósł wzrok na rodziców. Wziął głęboki oddech i naprawdę irytował się sam na siebie. Czemu robił sobie nadzieje? Przecież odpowiedź była jasna – nie przyjadą. Wiedział to i powinien to zaakceptować, ale nie potrafił powstrzymać tego, że po cichu liczył na inną decyzję rodziców. W końcu byli jego rodzicami, a ślub był tylko jeden i nigdy nie zmienią decyzji o byciu lub nie byciu na nim już po fakcie, prawda?

— Bierzemy ślub — zaczął cicho. — Trzeciego kwietnia. Chciałbym, żebyście mimo wszystko tam byli.

Rodzice chłopaka spojrzeli po sobie niepewnie i zapadła bardzo długa cisza. Ciszę przerwał płacz dziecka dochodzący z pokoju z piętra.

— Przeprosimy was na moment — oznajmił mężczyzna i razem z żoną praktycznie rzucili się po schodach na górę, a Dean przejechał dłonią po twarzy. To było okropne. Oczekiwał, że doczekają się jakiejkolwiek odpowiedzi. Jasne, rozumiał, że rodzice Castiela mieli obecnie małe dziecko, ale naprawdę musieli biec do niego oboje?

Spojrzał z troską na Castiela, który opadł plecami na oparcie kanapy i przymknął oczy, prawdopodobnie po to, aby powstrzymać łzy. Dean wiedział, że to było dla niego ciężkie i naprawdę żałował, że musieli tu przyjeżdżać, ale Castiel miał rację – wypadało ich chociaż poinformować o ślubie, a na resztę nie mieli już wpływu.

Opadł na kanapę obok niego i przyciągnął go do siebie, całując delikatnie w głowę. Castiel wtulił się w Deana i starał się nie myśleć o tym, gdzie są – to pomagało. Liczyło się tylko to, że był w ramionach Deana, bo wtedy wszystko wydawało się być w porządku, nawet jeśli nie do końca tak było. Przy Deanie zawsze tak się czuł – bezpieczny i doceniony. Czuł, że Dean się o niego troszczy i że o niego dba, gdy ten przytulał go tak jak teraz i nic więcej nie było mu wtedy potrzebne. Wsłuchując się w bicie serca chłopaka, stopniowo się uspokajał. Gdyby nie Dean, pewnie by się popłakał, może nawet wybiegł zapłakany z domu, ale Dean był tu z nim i sprawił, że nie uronił ani jednej łzy.

— Nic dziwnego, że Castiel jest pedałem, skoro jesteś tak okropną matką! — usłyszeli krzyk ojca Castiela. — Czy tak ciężko uciszyć dziecko?!

Dean przygryzł wargę, czując jak Castiel mocniej ściska jego dłoń. 

— Nie mam doświadczenia w uciszaniu dzieci!

— Z Castielem sobie radziłaś!

— Bo on tyle nie płakał!

Castiel starał się skupić na głębokich oddechach, aby nie skupiać się na kłótni rodziców. Współczuł swojemu bratu, bo wiedział, że relacja rodziców się nie poprawi – będzie coraz gorzej, w domu będzie toksycznie, a Akobel będzie miał tragiczne warunki do przechodzenia dzieciństwa i okresu dojrzewania. Castiel naprawdę miał nadzieję, że jego młodszy brat okaże się hetero, bo to jedyne, co mogłoby w jakikolwiek sposób uspokoić nastrój w tej chorej rodzinie.

Chciał wstać, ale Dean go zatrzymał. Spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Żaden nie musiał niczego mówić, bo po prostu się zrozumieli – Castiel nie chciał wyjść, chciał iść na górę, spróbować uspokoić sytuację. Tylko dlatego Dean go puścił.

Castiel wszedł do pokoju rodziców i zastał tam ojca i matkę, którzy krzyczeli na siebie nawzajem, kompletnie ignorując nie tylko fakt wejścia Castiela do pomieszczenia, ale i to, że Akobel wciąż płakał i leżał sam na ich łóżku, widocznie przełożony tam ze swojego łóżeczka. Wyglądało to trochę tak jakby matka wzięła go na ręce, aby uspokoić i odłożyła go, aby móc kłócić się ze swoim mężem.

Castiel nagle poczuł coś dziwnego, jakby ukłucie w sercu na myśl o tym, że tak może wyglądać całe dzieciństwo jego brata. Nie chciał tego dla niego – nagle poczuł, że chce go bronić i dlatego zadziałał po prostu instynktownie. Wziął braciszka na ręce, pocałował go delikatnie w czoło i kołysał, trzymając go przy swojej piersi. 

— Spokojnie, braciszku — powiedział cicho i łagodnie, a dziecko faktycznie przestało płakać, patrząc na Castiela, jakby próbowało coś zrozumieć.

Rodzice przerwali kłótnię w połowie zdania i spojrzeli zdezorientowani na swojego starszego syna.

— Jak to zrobiłeś? — spytał ojciec.

— Nie wiem — odpowiedział Castiel, bo sam był zdezorientowany. — Normalnie. To dziecko, krzyk nie pomaga. Jak chcecie dalej na siebie wrzeszczeć, proszę bardzo, poczekamy na dole — oznajmił i z bratem w ramionach ruszył na dół, zostawiając kompletnie zagubionych rodziców samych. Krzyk wrócił bardzo szybko.

Dean wydawał się być zdezorientowany, gdy zobaczył Castiela wracającego do niego z dzieckiem. Podniósł lekko rękę, wyciągając ją w stronę chłopaka i spojrzał na niego, widocznie prosząc o wyjaśnienia. 

— Teraz możemy mówić, że to twój prawie-szwagier — stwierdził Castiel, uśmiechając się do swojego narzeczonego.

— Ty go uspokoiłeś? — spytał wciąż zagubiony Dean, a Castiel przytaknął słabo, zerkając na braciszka, gdy ten delikatnie chwycił jego palec. 

— Patrz jaki słodki — powiedział, uśmiechając się szeroko, a Dean też się uśmiechnął i pokręcił lekko głową, niedowierzając w to, co właśnie się stało.

Widok Castiela z dzieckiem poruszył jego serce. W życiu nie widział bardziej uroczego obrazka. To był moment, w którym zrozumiał, że Castiel w przyszłości naprawdę będzie świetnym ojcem dla ich dzieci, gdy już się na nie zdecydują. Już wcześniej domyślał się, że tak będzie, szczególnie po tym jak Castiel ułożył Miracle w zaledwie miesiąc, ale nigdy wcześniej nie widział swojego narzeczonego z dzieckiem. Nigdy tak naprawdę nie wiedział jakie Castiel ma podejście do dzieci, ale teraz, tuż przed sobą, miał dowód na to, że ma świetne podejście. Skoro potrafił tak szybko uspokoić niemowlę, poradzi sobie z dalszym wychowaniem.

Dean dotąd bał się rodzicielstwa, ale teraz, wiedząc, że Castiel tak świetnie sobie radzi, był spokojny. Wątpił, aby zdecydowali się na dziecko wcześniej niż za kilka lat, gdy Castiel skończy studia, ale w praktyce to może trzy lata, chyba że postanowią z tym poczekać. Zakładając jednak, że to będą trzy lata, mogło się wydawać, że to sporo czasu, ale wcale tak nie było. Dean był świadomy, że ten czas zleci dużo szybciej niż teraz mogłoby mu się wydawać. Mimo to postanowił nacieszyć się tym widokiem, aby zachować go w pamięci jak najdłużej.

— Obaj wyglądacie uroczo — stwierdził Dean, a Castiel uśmiechnął się do niego i wrócił uwagą do braciszka.

Gdy tu przyjeżdżał, podejrzewał, że rodzice zrobią wszystko, żeby nie dopuścić go do brata – że nie pozwolą mu go nawet zobaczyć. Nie przypuszczał, że będzie mógł trzymać go na rękach. Gdyby mógł, zrobiłby wszystko, aby zapewnić mu bezpieczeństwo. Żałował, że nie będzie mógł go chronić tak jak powinien robić to starszy brat.

Powoli i ostrożnie usiadł obok Deana na kanapie, wciąż skupiając się przede wszystkim na Akobelu.

— Szkoda, że szybko mnie zapomnisz — westchnął Castiel, bo oczywistym było, że prędko brata nie zobaczy. Zastanawiał się czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczy, bo rodzice, a już na pewno ojciec, nie będą chcieli, aby miał z nim regularny kontakt. 

— Nie wiesz czy o tobie zapomni — stwierdził Dean, a Castiel spojrzał na niego widocznie zrezygnowany.

— Naprawdę uważasz, że tak małe dziecko cokolwiek zapamięta? On nie ma miesiąca, Dean. To oczywiste, że mnie zapomni, ale ja jego nie. — Spojrzał znowu na brata i uśmiechnął się do niego, powodując delikatny uśmiech na twarzy braciszka, który znowu chwycił jego palec, jakby chciał obiecać bratu, że go nie zapomni, ale Castiel wiedział, że Akobel jest zbyt mały, aby być w stanie cokolwiek obiecać czy chociażby cokolwiek tak naprawdę zrozumieć. Mimo to, Castiel uśmiechnął się szerzej. — Kocham cię, braciszku — powiedział cicho, przyglądając się malcowi.

Chciał zapamiętać każdy szczegół. Wiedział, że ciężko będzie mu rozpoznać brata, gdy ten dorośnie, bo rysy twarzy na pewno się zmienią, ale mógł zapamiętać oczy – były niebieskie, jak jego i miał też pierwsze włoski – prawie białe, więc może będzie blondynem? Castiel skupił się jednak na oczach, bo nawiązał z braciszkiem kontakt wzrokowy i przez dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie, aż Akobel najzwyczajniej zasnął. 

— Patrz jaki aniołek — Castiel zwrócił się cicho do Deana, który uśmiechnął się szeroko na ten widok. 

— Jesteś świetnym starszym bratem, Cas — stwierdził Dean. — I będziesz jeszcze lepszym ojcem.

— Na pewno będę lepszym ojcem niż mój ojciec — westchnął. — Zresztą ciężko go nie przebić.

— Będziesz wspaniałym ojcem. Jestem pewien.

Castiel uśmiechnął się do niego, ale już nie odpowiedział, bo skupił się na swoim braciszku. Naprawdę wyglądał jak aniołek, gdy spał. Nie był pewien czy powinien go nadal trzymać, czy odłożyć do łóżeczka, ale z góry wciąż było słychać odgłosy zażartej dyskusji, więc bał się, że odłożenie Akobela do jego łóżeczka poskutkuje tym, że chłopiec znowu się obudzi, a postanowił sobie, że dopóki tu jest, zapewni mu spokój. 

Siedzieli więc w ciszy i obaj wyobrażali sobie przyszłość, ale różne jej aspekty. Dean wyobrażał sobie jak w przyszłości będą siedzieć w takiej ciszy z ich dzieckiem, a Castiel skupiał się na tym jak będzie wyglądało jego spotkanie z bratem, gdy ten podrośnie i czy w ogóle do takiego spotkania dojdzie.

Po długich minutach państwo Novak w końcu zeszli do salonu. Kobieta spojrzała na synów.

— Śpi? — spytała Castiela, który przytaknął. — Trzeba go położyć. Daj mi go.

Brzmiała łagodnie, ale mimo to Castiel nie chciał jej go oddać, dlatego pokręcił głową.

— Ja to zrobię — zadeklarował, wstając powoli i ostrożnie ruszając w stronę sypialni.

— Wróć szybko, musimy pomówić — powiedział stanowczo ojciec.

— Dobrze — powiedział łagodnie, po chwili znikając z ich pola widzenia.

Dean spojrzał niepewnie na rodziców swojego narzeczonego, którzy jednak skutecznie unikali jego wzroku. W tym momencie Dean znał już ich decyzję – nie musiał jej słyszeć. 

Castiel dołączył do nich chwilę później, siadając obok Deana. Jego rodzice nie usiedli, ale w końcu spojrzeli na parę. Szczególnie po ojcu było widać, że było to dla niego ciężkie.

Pan Novak odchrząknął i po chwili zaczął mówić.

— Castiel, jesteś naszym synem i to się nigdy nie zmieni, ale nie mogę poprzeć twojego stylu życia...

Stylu życia? — zacytował Castiel, niedowierzając w to, co usłyszał. 

— Nie zaakceptuję tego, że masz partnera, a nie dziewczynę — kontynuował mężczyzna. — Gdybyś się żenił, cieszyłbym się i wyłożył na to wszystkie oszczędności, ale w obecnej sytuacji nie zamierzam nawet o tym myśleć. Dlatego uzgodniliśmy, że nie pojawimy się na tym ślubie. Nie chcemy też, żebyś kiedykolwiek tu wracał, chyba że się zmienisz. To ostateczna decyzja.

Dean chciał coś powiedzieć, ale Castiel gestem ręki pokazał mu, aby był cicho, bo nie chciał awantury, nie potrzebował jej. Zresztą czy naprawdę mogli spodziewać się innej decyzji? On zrobił to co powinien – zachował się właściwie informując rodziców, więc nie będą mieli mu niczego do zarzucenia. Reszta nie była już zależna od niego.

— Dobrze — powiedział, wstając. — Ale gdybyście to wy kiedyś się zmienili, macie mój numer.

Castiel ruszył w stronę wyjścia, a Dean pobiegł za nim, kiwając tylko głową do jego rodziców, bardziej z odruchu niż z grzeczności. Otworzył samochód tuż przy drzwiach domu, dzięki czemu Castiel mógł od razu wsiąść, a Dean szybko do niego dołączył.

— Nie chcesz o tym rozmawiać? — upewnił się.

— Nie — potwierdził Castiel, a Dean skinął głową i ruszył w stronę domu Meg.

Tam wszystko poszło dużo szybciej. Meg niestety nie zastali, bo dziewczyna była w pracy, a nie mogli poczekać, bo spóźniliby się na samolot, ale zastali jej rodziców, którzy nie tylko ucieszyli się z tej wiadomości i obu ich przytulili, ale i chcieli dorzucić się finansowo do uroczystości, na co Dean stanowczo zaprotestował.

U Mastersów spędzili ledwie kilkanaście minut, po których ruszyli na lotnisko, skąd wylecili do Kansas. Dean uprzedził rodziców, którzy mieli ich odebrać. Cały lot, jak zwykle, był spięty przez swój lęk, ale Castiel skutecznie starał się go uspokajać na tyle, aby nie panikował bez środków nasennych, których nie chciał brać – zazwyczaj je brał, ale po nich był senny dłużej niż trwał ten lot, a wolał być w pełni przytomny przy rodzicach.

Castiel uśmiechnął się na widok rodziców Deana – chociaż jeden z nich miał wsparcie w najbliższej rodzinie. 

— Znowu wyprzystojniałeś — stwierdziła Mary, przytulając Castiela.

— Nie widzę różnicy, ale dziękuję — odpowiedział, nieco speszony chłopak. Kobieta komplementowała go na każdym spotkaniu, a on wciąż do tego nie przywykł.

Obaj przytulili się z rodzicami Deana, po czym wsiedli do Impali, czekającej na nich przed lotniskiem.

— Nie dasz mi poprowadzić? — spytał Dean, ale jego ojciec pokręcił głową.

— Nie ma mowy — odpowiedział. 

Dean westchnął, ale po chwili się uśmiechnął i splótł swoją dłoń z tą Castiela. Jasne – chciał w końcu znowu poprowadzić Impalę ojca, ale wtedy nie mógłby trzymać dłoni Castiela, więc postanowił uznać to za bardzo duży plus. Nie chciał się denerwować, nie dzisiaj.  Nie puścił dłoni Castiela przez całą drogę, poza momentem, w którym wsiadali na tylne siedzenia samochodu.

— Nie odwiedzacie nas tak po prostu — zauważył John, gdy jechali w stronę Lawrence. — Stało się coś?

— Możemy porozmawiać o tym w domu? — zaproponował Dean. — Co u was? 

— O to też nie pytasz tak po prostu. Poważnie, co się stało?

— Coś dobrego, okej? Ale za nim o tym co u nas...

— Dean, jesteśmy starzy, u nas nic się nie zmienia — wtrąciła się jego mama. — Ale chętnie posłuchamy o tym co u was, bo w waszym wieku wszystko jest dynamiczne.

Dean zamyślił się na moment. O czym mógł rozmawiać, jeśli nie o ślubie i weselu?

— Cóż... — zaczął i utknął, ale ze wsparciem szybko przyszedł mu Castiel.

— Dean ma już kontrakt na następny film. Naprawdę dobry film.

Dean odetchnął z ulgą. Czemu o tym nie pomyślał? Przecież to był oczywisty dobry temat zastępczy.

John zmarszczył brwi, co było widać w lusterku, a Mary obróciła się do tyłu.

— Co to za film? — spytała.

— O George'u Michaelu — odparł Dean. 

— I kogo zagrasz? — spytał John.

— George'a Michaela. 

Oboje rodzice wyglądali na widocznie zaskoczonych, ale w dobry sposób i chyba było widać u nich dumę, co sprawiło, że Dean się rozluźnił i uśmiechnął.

— Dużo zarobisz? — spytał tata.

— Jeśli wyrównamy przychód Bohemian Rhapsody to trochę ponad sześćdziesiąt milionów.

— Boże... — skomentowała Mary, zszokowana tą informacja. Owszem, wiedziała, że jej syn jest aktorem i że jest w tym dobry, wiedziała też ile zarabiają aktorzy, ale to wciąż był dla niej spory szok. — Co zrobisz z tymi pieniędzmi?

— Nie wiem. Może zainwestuję? Dam na konto oszczędnościowe? Oddam wam za moje wychowanie, żebyście mogli wyjechać na jakieś fajne wakacje...

— Nie kupisz willi? Prywatnego odrzutowca? Ferrari?

— Po co? Lubię obecny dom, a latać się boję. Samochód mam. Nie potrzebuję cholernego Ferrari.

John spojrzał na żonę z widocznym uśmiechem.

— Mówiłem, że dobrze go wychowaliśmy — powiedział dumnie. — Mamy syna milionera, któremu nie odbiło przez pieniądze. To naprawdę duży sukces.

— Obu dobrze wychowaliśmy.

— Tak, ale w przeciwieństwie do Deana, który szybko przedstawił nam Castiela, Sam nie chce nam przedstawić swojej nowej dziewczyny, a jest z nią pół roku. 

Dean i Castiel spojrzeli po sobie zdezorientowani.

Dziewczyny? — spytał Dean. 

— Tobie też nic nie mówił? — spytał zrezygnowany John. 

— Mówił, rozmawiamy prawie codziennie, ale... Jesteś pewien, że ma dziewczynę?

— Powiedział, że kogoś ma. Jest hetero...

— Porozmawiajcie z nim, dobra? — zaproponował Dean, bo nie chciał ujawniać Sama przed rodzicami. — I dajcie mu się wygadać, on musi się wygadać.

— Okej...

Do końca drogi Dean musiał zbywać pytania o brata, bo jego tata nie chciał odpuścić. Gdy dojechali, Mary od razu poszła do kuchni, aby wyjąć z piekarnika kolację, którą zostawiła tam w niskiej temperaturze, aby jedzenie było ciepłe.

Usiedli do kolacji, a Dean z Castielem spojrzeli po sobie i spletli swoje dłonie, kładąc je na stole.

— Mamo, tato, teraz ta ważniejsza informacja — zaczął Dean, skupiając na sobie uwagę rodziców. — Pobieramy się. Trzeciego kwietnia w Los Angeles, zarezerwowaliśmy już salę bankietową w hotelu... Cały hotel tak właściwie i...

— Bierzecie ślub? — spytała niepewnie Mary. — Tak ostatecznie? 

Dean i Castiel spojrzeli po sobie i uśmiechnęli się.

— Tak — potwierdził Dean, a John na chwilę wyszedł i dosłownie kilkanaście sekund później wrócił z kieliszkami.

— Myślałem, że się nie doczekam. Trzeba za to wypić — stwierdził, wracając jeszcze po szampana. 

Mary wstała od stołu i podeszła do Deana i Castiela, którzy też wstali, widząc jak ta podchodzi. Kobieta przytuliła ich obu jednocześnie, bardzo mocno.

— To najlepsza informacja jaką mogliście nam przekazać — oznajmiła, powodując szerokie uśmiechy na twarzach ich obu.

Cóż, przynajmniej rodzice Deana ucieszyli się na wieść o ślubie, a Castiel właściwie już teraz traktował ich jak rodziców, więc ich akceptacja była dla niego równie ważna, jeśli nawet nie ważniejsza, niż jego własnych rodziców. Państwo Winchester byli tolerancyjni, ale to nie oznaczało, że muszą zaakceptować jego jako partnera ich syna, a jednak to zrobili – przyjęli go do swojej rodziny, ucieszyli się na wieść o ślubie i Castiel naprawdę nie potrzebował niczego więcej.

A/N

Został ostatni rozdział. Pojawi się dziś wieczorem lub jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro