17
Castiel myślał, że będzie łatwiej. Znowu razem mieszkali, nosił pierścionek, gotował im obiady, Dean zmywał, spędzali razem wieczory, ale wciąż była między nimi ściana nie do przebicia, która powodowała dyskomfort, gdy zapadała cisza, przez starali się więcej rozmawiać, aby tej ciszy unikać. Bał się, że rodzice nie dadzą mu spokoju i tym razem naprawdę będzie musiał zmienić numer, ale było zaskakująco spokojnie – żadnych telefonów, żadnych smsów... Dziwiło go to, ale jednocześnie cieszyło, bo naprawdę chciał spokoju od swojej rodziny. Tak minął pierwszy tydzień. A po tym tygodniu nadszedł telefon od Meg, którego w życiu by się nie spodziewał i nie chodziło o to, że Meg dzwoniła, bo rozmawiali często, ale o to, co mu przekazała.
— Dogadaliście się z twoimi rodzicami? — spytała, gdy tylko odebrał.
Castiel zmarszczył brwi.
— Co?! Nie, mówiłem ci, że nie mam z nimi kontaktu odkąd wyjechaliśmy z Deanem w środku nocy.
— To ciekawe, bo twój ojciec kupił sobie trochę drogich ciuchów i pieprzony kabriolet! — krzyknęła.
Castiel zmarszczył brwi. Okej, to było dziwne, ale co go to obchodziło?
— Może wziął kredyt?
— Żaden bank nie dałby mu tyle pieniędzy, dlatego myślałam, że ma je od was. Poza tym zalegał z opłatami. Gdyby dostał kredyt, przeznaczyłby pieniądze na to i domyślam się, że już to zrobił, więc musi mieć ich więcej...
— Meg, naprawdę nie obchodzi mnie życie moich rodziców, okej?
— Po prostu dzwonię, bo to dziwne. Musisz to przyznać.
Castiel westchnął.
— Spróbuję się czegoś dowiedzieć, mistrzyni plotek — odparł. — Zadzwonię jak się czegoś dowiem.
Uznał, że z ojcem nie ma zamiaru rozmawiać, więc zadzwonił do matki. Naprawdę nie spodziewał się, że odbierze, ale odebrała.
— Castiel? — spytała zaskoczona.
— Skąd macie pieniądze, mamo? — spytał, bo tylko tego brakowało, że jakimś cudem wzięli taką pożyczkę, którą on będzie musiał spłacić – musiał się dowiedzieć, o co chodzi.
— Jakie pieniądze?
— Meg właśnie do mnie zadzwoniła, że tata jeździ po mieście nowym kabrioletem, co jest o tyle dziwne, że jeszcze tydzień temu byliście spłukani!
— Nie powiedział ci?
— Kto?
— Dean.
Castiel zmarszczył brwi, kompletnie zdezorientowany. Co Dean miał mu powiedzieć?
— O czym?
— Dał nam pół miliona, żebyśmy pozwolili ci bezproblemowo odejść.
Castiel wybuchnął śmiechem. To był żart, prawda? To musiał być żart.
— Mamo, pytam poważnie. Tata nauczył się grać w pokera? Wygraliście w lotto...?
— Castiel, ja mówię poważnie. Dał nam pieniądze, pomógł nam. Dzięki niemu nie skończymy na ulicy, a twój brat nie skończy w domu dziecka...
Castiel nie mógł tego słuchać. Dean nigdy nie dałby pieniędzy jego rodzicom. To musiała być ich chora próba skłócenia ich. Rozłączył się, nie chcąc, żeby matka dalej mieszała mu w głowie.
Ale ta myśl nie dawała mu spokoju – Dean był jakiś dziwny odkąd tu wrócili, zachowywał się jakby coś ukrywał i nie chciał rozmawiać o rozmowie, którą odbył w pokoju jego rodziców. Mógłby to zrobić?
Gdy Dean wrócił do domu, Castiel poczuł, że robi się bardziej spięty. Dean wyczuł to, gdy całował go w policzek na powitanie.
— Stało się coś? — spytał, patrząc niepewnie na Castiela.
— Jest coś o czym zapomniałeś mi powiedzieć?
Dean zmarszczył brwi, zamyślił się analizując, aż w końcu pokręcił głową.
— Raczej nie, a co? — spytał, próbując sosu grzybowego, który zrobił Castiel.
— A nie zniknęło ci ostatnio z konta pół miliona?
Castiel miał nadzieję, że Dean zareaguje inaczej, ale widocznie się spiął i miał te oczy pełne poczucia winy. Castiel pobladł. Dean naprawdę to zrobił – dał pieniądze jego rodzicom, a jemu zrobiło się niedobrze.
— To nie tak jak myślisz, Cas — zaczął obronnym tonem, ale Castiel pokręcił głową i parsknął.
— To jest to twoje więcej szczerości?! — krzyknął, bo naprawdę miał dość. — Dałeś pół miliona człowiekowi, który wyrzucił mnie na ulicę, a potem przyjął z powrotem tylko dlatego, że rozpaczliwie potrzebował pieniędzy i je we mnie zobaczył?! Czy chociaż przez cholerną chwilę pomyślałeś o mnie?!
Dean przygryzł wargę i oparł się zrezygnowany o blat. Nie mówił o tym Castielowi, bo wiedział że chłopak się wścieknie i naprawdę miał nadzieję, że to się nie wyda, a już na pewno nie tak szybko. Był na siebie wściekły, bo Castiel nie powinien dowiedzieć się o tym od kogoś innego.
— Zrobiłem to dla ciebie i twojego brata, okej? — zaczął niepewnie, bo bał się, że Castiel zacznie krzyczeć, rzuci w niego pierścionkiem i znowu odejdzie, a tego by nie zniósł. — Nie chciałem, żeby dzieciak głodował. Dałem im te pieniądze, żeby więcej niczego nie próbowali i dali ci spokój. Chcieli moich pieniędzy, więc je dostali. Jeśli będą chcieli w przyszłości kasy na drodze sądowej to będzie całkiem dobra podstawa, żeby odesłać ich z niczym, bo te pół miliona powinno im starczyć na parę lat. Koniec historii. Wiem, że można by zrobić to inaczej, ale nie stać mnie teraz na rozprawę z twoim rodzicami i ciąganie się po sądach.
Castiel pokręcił niedowierzająco głową.
— Pierwszy raz od powrotu żałuję, że jednak nie zostałem w Phoenix — powiedział cicho i ruszył na górę.
Dean ruszył za nim i wyrwał mu z rąk walizkę, w którą chłopak próbował się pakować. Odrzucił ją na bok i chwycił go za ramiona.
— Cas, skarbie, spójrz na mnie — powiedział błagalnie, a Castiel z trudem i przygryzioną wargą, podniósł na niego wzrok. — Chciałem dobrze. Obaj wiemy, że twoi rodzice by nie odpuścili. To było jedyne wyjście, które mnie nie pogrąży. Nawet jeśli twoi rodzice pójdą z tym do mediów to oni na tym ucierpią.
— Mogliśmy po prostu iść do sądu jak normalni cywilizowani ludzie.
Dean pokręcił głową.
— Cas, dziennikarze to hieny, dowiedzieliby się. Po tamtej transmisji naprawdę nie mogę pozwolić sobie na coś takiego.
Castiel parsknął.
— Właśnie powiedziałeś, że bardziej dbasz o swoją karierę niż o mnie.
— Nie powiedziałem tego — powiedział, próbując się bronić. Castiel musiał przestać dopowiadać mu słowa, które nigdy nie padły.
— Dosłownie nie, ale tak to wygląda, rozumiesz?!
— Cas — powiedział spokojnie, ale na tyle stanowczo, że Castiel spojrzał na niego niepewnie. — Kocham cię i naprawdę zrobiłem to dla ciebie. Zniósłbyś kolejną taką zagrywkę twojego ojca? Tylko szczerze.
Castiel westchnął.
— Nie — przyznał.
— No właśnie. Więc możesz przestać się wściekać i spróbować mnie zrozumieć?
— Ale jeśli nie czujesz, że zrobiłeś źle to czemu mi o tym nie powiedziałeś, tylko musiałem się dowiedzieć o tym od Meg i zadzwonić do mamy, żeby dowiedzieć się, że dałeś im cholerne pół miliona? — spytał cicho, bo naprawdę nie miał już siły. — Tu nie chodzi tylko o to, co zrobiłeś, Dean. Tu chodzi o to, że to ukrywałeś. A teraz mnie puść, przeprowadzę się na parę dni do hotelu, powinniśmy od siebie odpocząć i wszystko na spokojnie przemyśleć, bo inaczej nigdy nie będzie lepiej.
Dean przygryzł wargę i pokręcił głową.
— Nie puszczę cię do hotelu — powiedział stanowczo.
— Okej, więc będę spać w samochodzie.
— Nie, ja pójdę do samochodu, ty zostaniesz tutaj — postanowił. — Ale czy możemy zjeść razem obiad?
Zjedli razem obiad w totalnej ciszy. Zerkali na siebie, ale żaden nie potrafił się odezwać. Dean pozmywał naczynia i wszedł do sypialni tylko po to, aby zabrać cieplejszą bluzę i koc, po czym poszedł do samochodu.
Położył się na tylnich siedzeniach i przeklinał się w myślach za swoją głupotę. Chciał dobrze, a tylko wszystko pogorszył. Nie chciał stracić Castiela, a bał się, że to się wkrótce stanie.
Tymczasem Castiel leżał na łóżku z Miracle i myślał. Był wściekły na Deana, chciał tej przerwy, ale teraz, gdy Dean nie leżał obok zrozumiał, że wolałby, aby był obok. I tak źle i tak niedobrze.
Zaczął więc zastanawiać się co by zrobił, gdyby dowiedział się, że za godzinę będzie koniec świata. Odpowiedź była prosta: poszedłby do Deana, bo gdyby świat się dzisiaj kończył, chciałby umrzeć razem z nim, nie z nikim innym.
Spojrzał na swoją dłoń, na której jednym z placów był pierścionek zaręczynowy i drugą dłonią pogładził ten pierścionek, opadając zrezygnowany głową na poduszkę.
Kochał Deana i wiedział, że ten się stara, ale czasami doprowadzał go do szału. Tylko czemu miał wrażenie, że przez to, że Dean czasem go do tego szału doprowadzał kochał go jeszcze bardziej?
Westchnął poddając się. Sięgnął po telefon i wybrał numer Deana, który odebrał zaskakująco szybko.
— Przepraszam — zaczął.
— Nie, Cas, to ja przepraszam...
— Możesz tu po prostu wrócić i zapomnimy o tym wszystkim?
— Jesteś pewien?
— Tak.
— Na sto procent? Bo jak mnie wygonisz znowu do garażu...
Castiel uśmiechnął się mimowolnie.
— Na sto procent, Dean. Wróć tutaj.
— Dobra, to idę — poinformował go i się rozłączył.
Pojawił się w ich sypialni po niespełna dwóch minutach i usiadł niepewnie na krawędzi łóżka, obok Castiela.
— Naprawdę nie chciałem cię tym zranić...
— Wiem, Dean.
Dean przygryzł wargę i spojrzał w sufit. Przez chwilę zapadła cisza, po której spojrzał na Castiela.
— Czasem naprawdę nie radzę sobie w związku. Nie wiem co robić, żeby było dobrze, ale się staram, Cas.
— Dean, wiem to — powiedział łagodnie. — I mam to samo. Dla mnie to pierwszy poważny związek, bo to z Balthazarem nie było poważne, jak wiesz i... — westchnął. — Chyba trochę się boję, że za mocno się zaangażuję i będę przez to bardziej cierpiał gdy to się skończy.
— Więc zróbmy tak, aby się nie kończyło — zaproponował Dean. — Nie chcę cię stracić, Cas i mam nadzieję, że to wiesz. Nie chcę, żeby to się kiedykolwiek skończyło. Jeśli kiedykolwiek poczułeś się tak, jakby było inaczej, przepraszam cię za to. I przepraszam za wszystko, co zrobiłem nie tak.
— Też za wszystko przepraszam, Dean — powiedział, patrząc mu w oczy. — Możemy po prostu zapomnieć o tych wszystkich kłótniach i spróbować na nowo?
— I musimy więcej rozmawiać — zauważył Dean, a Castiel przytaknął.
— Musimy — potwierdził. — I chyba powinienem przeprosić Jo, prawda?
Dean spojrzał na niego zaskoczony.
— Nic jej nie zrobiłeś...
— Posądziłem ją o próbę rozbicia naszego związku. To dosyć mocne oskarżenie. To twoja przyjaciółka i ze względu na ciebie powinienem to z nią wyjaśnić, aby między nami nie było niezręcznie.
Dean uśmiechnął się do niego łagodnie.
— Ale najpierw naprawmy to między nami, bo chyba obaj dobrze wiemy, że nie jest najlepiej. Obaj boimy się powiedzieć coś nie tak. Musimy się otworzyć na siebie nawzajem...
— Ale jak mamy to naprawić?
— Pójdę po wino, bo podejrzewam, że pomoże w rozmowie. A jeśli się pozabijamy przez alkohol, wezmę winę na siebie.
Wino faktycznie pomogło. Wypili dwie butelki, rozmawiając przy tym stosunkowo spokojnie i wymieniając wszystko, co nie pasuje im w ich relacji. Wcześniej nie mieli pojęcia, że tych małych rzeczy było aż tak dużo. Przegadali całą noc, o czym zorientowali się, gdy zaczęło już świtać. Na koniec obiecali sobie, że od teraz nie będą mieli przed sobą żadnych tajemnic i będą mówić sobie dosłownie wszystko, łącznie z tym, kiedy będą mieli wrażenie, że coś jest nie tak. Mieli nadzieję, że to zadziała.
A/N
Szczerze – przez to całe emocjonalne nocne zamieszanie na moim profilu spałam może 2 godziny jakoś od 8 do 10, co paradoksalnie sprawiło, że mój mózg stał się bardziej aktywny. Ten rozdział pisałam jednak po mocnej kawie, aby miał ład i skład i jest to taka kawa, którą jak wypiję 2 razy dziennie (co jest niezalecane) to mój organizm pokutuje, a zaraz idę biegać, więc nie wiem jak mój organizm będzie się czuł po treningu, także nie obiecuję czy cokolwiek się tu dzisiaj jeszcze pojawi.
Swoją drogą to być może jeden z moich ostatnich treningów, skąd bierze się moja wrażliwość emocjonalna w ostatnich dniach – jeśli ktoś kocha sport i ruch od dziecka i w młodym wieku dostaje od kardiologa informację, że być może dalsze trenowanie doprowadzi do konieczności operacji serca, więc prawdopodobnie będzie zakaz trenowania nawet czysto hobbystycznie to idzie się dobić – czekam obecnie na wyniki badań, które powinny być już parę dni temu, co niepokoi mnie bardziej niż może powinno. Wiem, że pewnie mało Was to obchodzi, ale uznałam, że jestem Wam winna wyjaśnienie skąd u mnie teraz taka wrażliwość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro