Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

r. 8. Koniec tego, co pewne

           Po tej rozmowie świat dziewczynek zmienił się diametralnie. Wiedza poszerzyła ich wizje i marzenia na przyszłość. Z każdym dniem coraz pewniej mówiły o ucieczce i planowały jej szczegóły. Dzięki Warane dowiedziały się, w którym kierunku od ich osady jest Konoha, a także przez jakie tereny będzie im dane przejść. Z niekrytą ulgą dowiedziały się o tym, że staruszka akceptuje, a wręcz popiera ich decyzję. Wiedziała, że będzie za nimi tęsknić, jednak czuła, że powinny znaleźć w końcu swój prawdziwy dom, miejsce, gdzie będą mogły zadecydować, co chcą robić w życiu. W osadzie czekałaby ich wieczna praca u boku Buruki, a z czasem i ta przy pasaniu zwierząt czy później na polu. Z pewnością musiałyby też zapomnieć o swoich mocach, gdyż za ich używanie spotkałaby je znów surowa kara czy odrzucenie ze strony mieszkańców. Warane zdawała sobie sprawę z tego, że chociaż ich ucieczka może być trudna i męcząca, to jednak cel będzie tego warty. Odzyskanie rodziny, możliwość rozwoju czy chociażby poznanie rówieśników o podobnych zdolnościach było wizją godną próby.

           Jednak ich wspólna ucieczka nie wiązała się wyłącznie z dobrymi emocjami. Wera czuła wielką niepewność, a także smutek, ponieważ w jej głowie cały czas brzmiało wyznanie ich starszej opiekunki o tym, że jej rodzice nie żyją. Czy to możliwe, że kiedy opuści to względnie bezpieczne miejsce ktoś i na nią będzie polował? Tamashi odganiała podobne myśli przyjaciółki. Sądziła, że chociaż jej rodzice zostali potraktowani jak zbiegli shinobi, to jeśli ona postanowi jednak wrócić do wioski, a także najpewniej zostać ninja, to nikt nie będzie miał prawa nic złego jej zarzucić. W końcu nie powinno się płacić za cudze błędy.

           Brązowowłosa jednak często zastanawiała się nad tym, kim byli jej rodzice i czemu zdecydowali się opuścić rodzinny dom. Czy jako dorośli shinobi nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji swoich czynów? Z drugiej strony może naprawdę chcieli zwyczajnie zrezygnować z niebezpiecznego życia ninja i założyć rodzinę, wiodąc spokojny, uczciwy żywot wśród zwyczajnych ludzi?

           Przez kilka pierwszych dni przytłaczała ją myśl o tragicznej śmierci najbliższych. Czuła, jakby straciła część nadziei, która od jakiegoś czasu tliła się w jej wnętrzu. Jednak tak naprawdę zupełnie nie pamiętała swoich rodziców. Jej jedyne wspomnienia pochodziły już z osady, więc nietrudno zrozumieć, że dziewczynka była o wiele bardziej przywiązana do Warane i Ikamiego niż do członków swojej prawdziwej rodziny. Dzięki temu stosunkowo łagodnie przeszła okres smutku, związany z tragicznymi informacjami, także przy pomocy Tamashi, której tryskające źródła entuzjazmu zdawały się nie mieć końca. Wera skupiła się na optymistycznych wizjach kompanki czując, jak ją samą rozpiera radość, kiedy blondynka jest szczęśliwa, snując plany na przyszłość.

---------------------------------

           I tak w końcu nastał dzień, w którym Buruki uznała, że dziewczynki są gotowe, aby ich zakres obowiązków sięgnął wyżej, w kierunku odpowiedzialniejszych zadań. Zdecydowała się wysłać je na wypas jagniąt, żeby nie było to aż tak trudne, a jednocześnie by chociaż trochę odciążyć inne, starsze pasterki i pasterzy.

           Stadko było stosunkowo nieduże, w porównaniu do ogółu owiec posiadanych przez mieszkańców osady. Dziewczynki mimo wszystko uznały zadanie za rzecz niesamowicie odpowiedzialną, a także w pewnym sensie przełomową. Z takim nastawieniem wyruszyły w drogę, zadziwiając Buruki zapałem, który jeszcze kilka miesięcy temu z pewnością byłby niezadowoleniem. Kobieta zastanawiała się, co zmieniło zachowanie dziewczynek, bo chociaż wiedziała, że wszystko wydarzyło się po pamiętnej nauczce, to jednak czuła, że kryje się za tym coś jeszcze. Jednak nie miała zamiaru dociekać. Nie chciała spoufalać się z dziewczynkami bardziej niż musiała do tej pory, a taka rozmowa z pewnością byłaby przekroczeniem dotychczasowych schematów zachowań.

           Dla duchowych sióstr każdy 'awans' w strukturze osady był sygnałem, że są coraz bardziej gotowe, aby zrealizować swoje plany dotyczące ucieczki. Dojrzałość wiązała się z odpowiedzialnością i umiejętnością zachowania w trudnych sytuacjach i chociaż czuły, że są jeszcze bardzo młode, to jednak dzień w dzień starały się zachowywać coraz poważniej, aby jak najszybciej być gotowe do drogi. Wstępnie planowały ucieczkę przed zakończeniem dziesiątego roku życia i tego się trzymały, jednak ostatnie zaufanie surowej ciotki było dla nich okazją do przemyśleń nad przyspieszeniem swojej wyprawy, a chociażby do pięknych marzeń na ten temat.

           - 'Od dzisiaj Waszym nowym obowiązkiem jest pasanie owiec' – powiedziała Wera, udając głos Buruki. – Hahah, czy to nie piękne słowa? Co o tym myślisz, Tamashi? – pytała przyjaciółki, kiedy już były w drodze na polanę przeznaczoną do wypasu. Wokół nich kłębiły się młode owieczki, becząc i brzęcząc dzwoneczkami.

           - Tak. Tylko, że ona była przekonana, że zaczniemy narzekać! – odparła z chichotem blondynka. Obie śmiały się serdecznie, mając w głowie swój cel. Odkąd Warane powiedziała im prawdę o ich pochodzeniu, stały się pogodniejsze, a nadzieja rozświetlała ich serca. Uwagi ciotki stały się czymś, co często puszczały mimo uszu lub odpowiadały jej mimo wszystko z uśmiechem na twarzach. O dziwo zachowanie kobiety wcale się nie zmieniło. Wręcz przeciwnie, czuła, że traci nad nimi kontrolę, przez co jeszcze częściej podnosiła na nie głos, a za każdym razem, kiedy odpowiadały jej miłym gestem zamiast gniewem czy smutkiem, tylko zastygała w zdumieniu, nie wiedząc, jak na to zareagować. Jednak dla dziewczynek wszystko wydawało się być lżejsze. Wiedziały, że wszystkie złe momenty puszczą w niepamięć, kiedy wkroczą w niezwykły świat shinobi, o którym opowiedziała im babcia.

           Szły tak więc zupełnie beztrosko, prowadząc stado, chichocząc i rozmawiając w rozbawieniu. Jedna z nich dzierżyła smukły kijek, za którym podążały mądre zwierzęta. Dziewczynki zmieniały się w przewodzeniu, aby nie zmęczyć się noszeniem nielekkiego drąga oraz żeby podzielić się odpowiedzialnością w miarę po równo. W połowie drogi kij trzymała już Wera i tak miało zostać aż do dotarcia na polanę.

           Po kilkunastu minutach były już na miejscu, a owce rozproszyły się po gładkim terenie. Z nieustającym optymizmem dziewczynki zajęły się pracą, starając się zachować również trochę powagi i ostrożności, aby nie zgubić ani jednego jagniątka. Młode owieczki były czasem trudne do upilnowania, gdyż były o wiele bardziej ciekawskie niż dorosłe, doświadczone osobniki. Dlatego też Tamashi podjęła się doprowadzenia wszystkich kulek wełny na polanę, a kiedy będzie miała pewność, że żadna nie zgubiła się na szlaku, brązowowłosa przekaże jej rolę pasterki, tym samym przejmując jej zadanie.

           Blondynka zajęła się liczeniem, przemieszczała się więc powoli między skubiącymi trawę jagniątkami. Wera zaś stała pośrodku polany, obserwując czy Tamashi przypadkiem jakiegoś nie pominęła lub nie policzyła podwójnie.

           Wszystko szło jak po maśle, jednak w pewnym momencie do uszu dziewczynek doszło nerwowe beczenie jednej z owieczek. Wera odwróciła się w stronę, skąd dochodził niepokojący dźwięk. Bała się, że zaraz ujrzy jakieś dzikie zwierzę, choćby wilka, który zdecydował się zapolować na tak łatwy łup. Niestety widok, jaki się jej ukazał, był przykrym zaskoczeniem. Jagniątko trzymał pod pachą jakiś mężczyzna i oddalał się niespiesznie w stronę lasu. Widocznie nie spodziewał się zagrożenia ze strony dzieci, dlatego zachowywał się tak, jakby zupełnie nic złego nie zrobił, a porywanie owiec było czymś normalnym, swego rodzaju haraczem.

           W tej chwili Wera poczuła frustrację i gniew. Nadal trzymała w ręku drewnianą laskę pasterską, więc czuła się odpowiedzialna za całe stado. Wzmocniła uścisk aż poczuła, jak drzazgi wbijają jej się w dłoń. Jednak w tym momencie ból zupełnie się nie liczył. Ważny był złodziej i to, że trzeba go zatrzymać.

           - Stój! – krzyknęła, biegnąc w stronę mężczyzny. Dziewczynka spodziewała się pościgu, w którym nie miałaby szans, jednak ze zdziwieniem odkryła, że obcy się zatrzymał. Nie było czasu na zastanowienie. Musiała działać. Postanowiła zaatakować, czego złodziej zapewne się nie spodziewał. Nie zwolniła kroku, a dobiegając do mężczyzny miała zamiar zamachnąć się drewnianym kijem z całej siły.

           ~Pożałuje~ pomyślała z determinacją. Po dziwnej reakcji spodziewała się nieracjonalnych ruchów dorosłego. Niestety pewność jego zachowania ją zgubiła.

           Podczas, kiedy biegła, mężczyzna powoli odwrócił się w jej stronę, po czym wypuścił owcę na wolność i czekał, aż dziewczynka się do niego zbliży. Jednak ta nie zamierzała odpuszczać. Czuła, że coś jest nie tak oraz sądziła, że złodziej tak czy siak musi dostać nauczę, nawet, jeśli porzucił owieczkę. Kto wie, czy nie zamierzał wrócić. No i czemu jego zachowanie było tak dziwne i niewytłumaczalne? Jaki miał cel? Te słowa momentalnie przeleciały przez umysł dziewczynki, jednak i tak zadziałała emocjonalnie i pochopnie. W momencie, kiedy stała tuż przed nim, od razu zamachnęła się kosturem, celując w jego lewe ramię. Trzymała kij obiema rączkami, próbując nad nim zapanować, pomimo sporego ciężaru drewna. Jednak jej cios został zatrzymany bez żadnego problemu. Mężczyzna złapał drąg lewą ręką i nie miał zamiaru puszczać. Dziewczynka próbowała mu go wyrwać, jednak bezskutecznie. Strach sparaliżował ją już doszczętnie, kiedy obcy wolną ręką wyjął z kieszeni nóż i zamachnął się na nią bez zawahania.

           Wszystko działo się bardzo szybko, przynajmniej dla Wery, której z przerażenia nawet nie przyszło do głowy puścić kij i uciec, chociaż i tak nie było szans, że ostrze wcale jej nie dosięgnie. Stała zbyt blisko, a złodziej jakby od początku wiedział, co chce zrobić i nawet nie dał jej szansy na ucieczkę.

           Jednak stało się coś, co uchroniło dziewczynkę od obrażeń. Coś, czego nigdy nie chciałaby, aby się wydarzyło.

           Podczas całego zdarzenia obu stronom umknęła jedna rzecz, a właściwie osoba. Tą osobą była Tamashi, która na początku nie chciała się wychylać, ponieważ nie miała nic, czym mogłaby się bronić. Jednak widząc niebezpieczną sytuację, w której znalazła się jej przyjaciółka, popędziła w ich kierunku ile sił w nogach i w ostatniej chwili osłoniła brązowowłosą własnym ciałem. Nóż przeciął jej delikatne, dziecięce ciałko, a krew trysnęła z otwartej rany. Broń rozdarła jej lewy bark, a ona zdążyła tylko krzyknąć z bólu.

           Mężczyzna chyba tego nie przewidział, bo widocznie się zmieszał, najpewniej krzykiem, który poniósł się po dolinie i mógł dotrzeć do kogoś z osady. Szybko więc schował broń, puścił kij i zaczął biec w stronę granicy lasu.

           Tymczasem stan Tamashi zdawał się być krytyczny. Osunęła się na ziemię, a właściwie w ramiona przyjaciółki, która zdołała ją przytrzymać. Krew wypływała obficie, a jej dotychczas białe ubranie przybrało intensywny odcień szkarłatu. Czuć było, że powoli traci kontakt ze światem. Jej ciało stawało się bezwładne, a powieki opadały coraz bardziej. Wera była przerażona. Do oczu napłynęły jej łzy, a z gardła wydobył się żałosny krzyk.

           - Tamashi! – wrzasnęła z bezsilności, a kiedy umilkła z jej oczu wypłynął potok łez. Zanosiła się płaczem, a smutek i żal wypełniał jej serce. Nie wiedziała, jak pomóc swojej przyjaciółce. Ogromnie bała się tego, że wykrwawi się i umrze. Miała jednak nadzieję, że ktoś usłyszał ich podniesione głosy i przyjdzie im z pomocą.

           W tym momencie w jej głowie pojawił się nieokiełznany gniew. Nienawiść skierowana w stronę nieznanego mężczyzny. Czemu postanowił zaatakować dzieci? Czy nie było innego wyjścia nawet, jeśli zobaczyły jego twarz? Te pytania tylko napędzały machinę złości. Brązowowłosa czuła, jakby wszystkie negatywne emocje kumulowały się w jej czaszce i kotłowały się, jakby chciały zaraz eksplodować.

           Podniosła wzrok na uciekiniera, który już prawie wbiegał do ciemnego lasu.

           ~To Ty powinieneś był umrzeć!~ pomyślała, a emocje sięgnęły zenitu. Wydawało jej się, że jej oczy płoną od nadmiaru gniewu. Wykrzyczała więc swoją złość, kierując wszystkie negatywne myśli w stronę złodzieja. I nagle stało się coś, czego się zupełnie nie spodziewała. Mężczyzna poszybował w powietrzu z ogromną prędkością i rozbił się o drzewo. Została z niego tylko krwawa miazga.

           Przeraziła się jeszcze bardziej. Nie wiedziała, czy to ona jest wszystkiemu winna, jednak śmierć obcego ostudziła jej emocje. Trochę się uspokoiła, a gniew zamienił się w strach. Bała się, że nieumyślnie zabiła człowieka. Bała się, że jej przyjaciółka zginie, nie otrzymawszy szybkiej pomocy.

           - Ratunku! Pomocy! – krzyczała, czując ogarniającą ją bezradność. - Tamashi, proszę Cię, nie odchodź. Zaraz ktoś przyjdzie i nam pomoże. Wszystko będzie dobrze – szeptała do niej, chociaż blondynka była już nieprzytomna. Zemdlała z bólu i sporej utraty krwi. Jednak brązowowłosa nie chciała wątpić w to, że jej przyjaciółka przeżyje. Nie mogła. Nie wiedziała, jak mogłaby bez niej żyć. W końcu były jak rodzone siostry i zawsze trzymały się razem. Bez niej Wera najpewniej już dawno porzuciłaby myśli o ucieczce i poddała się niepodważalnej woli Buruki.

           Dziewczynka zacisnęła zęby, próbując powstrzymać się od płaczu, jednak nadaremnie. Słony, krystaliczny potok nie miał zamiaru ustępować. Płynął strumieniami po twarzy dziewczynki i lądował na ziemi lub na ubraniu zranionej towarzyszki.

           Nagle dało się słyszeć szybkie, mocne kroki. Wera odwróciła się. W oddali dostrzegła ciotkę Buruki. Szła z patelnią w dłoni. Zapewne potraktowała ją jako prowizoryczną broń, w razie rzeczywistego zagrożenia. Brązowowłosą trochę to rozbawiło, jednak tylko dlatego, że ogarnęła ją niewysłowiona ulga oraz radość, że pomoc nadeszła. Jeszcze nigdy tak się nie cieszyła z widoku surowej Buruki. Z uśmiechem przez łzy spojrzała ponownie na kompankę i wyszeptała:

           - Widzisz, Tamashi? Ciotka już idzie. Jeszcze chwilka.

           Kiedy kroki były już naprawdę blisko, dziewczynka odwróciła na chwilę głowę w stronę ciotki i zaczęła tłumaczyć.

           - Dobrze, że jesteś, Ciociu. Tamashi jest ranna, trzeba ją jak najszybciej... - jednak kiedy tylko dziewczynka odwróciła głowę w stronę blondynki, trzymanej w jej ramionach, przerwało jej mocne uderzenie w głowę. Straciła świadomość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro