r. 6. Ciekawość to pierwszy krok ku poznaniu prawdy
Było piękne, słoneczne popołudnie. Promienie delikatnie muskały zieloną trawę, a także twarze dwóch dziewczynek, biegnących z kijkami w ręku. Nagle blondynka zatrzymała się i odwróciła w stronę towarzyszki. W końcu nie mogła uciekać w nieskończoność. Czas na walkę!
- Broń się! – krzyknęła, biorąc zamach i celując w czarnooką dziewczynkę. Ta jednak zdążyła się cofnąć, unikając ciosu, a potem szybko sama zabrała się do ataku. Ich kijki zwarły się w boju. Ruchy obu z nich były dość nieporadne, ale to nie o to przecież chodziło. Grunt, że była zabawa.
- Poddaj się! – rzuciła tym razem z determinacją brązowowłosa, uśmiechając się szeroko. Była pewna, że przeciwniczka nie ma z nią szans.
- Nie ma mowy! – odrzekła ze śmiechem niebieskooka.
Niestety ich wspólną sielankę przerwał karcący, kobiecy głos z oddali.
- Wera! Tamashi! Macie natychmiast wracać do domu!
- Chwilka! – krzyknęła przeciągle czarnooka. To na jej barkach zawsze spoczywało dyskutowanie z dorosłymi. Tamashi była od niej o wiele spokojniejsza i bardziej nieśmiała, dlatego często przy starszych od siebie siedziała cicho, jak mysz pod miotłą i grzecznie czekała na naganę lub karę. Natomiast Wera nie dawała sobie wejść na głowę. Zawsze się sprzeczała i upominała o sprawiedliwość, bo według niej ciotka Buruki była w stosunku do nich chamska i niemiła, a ona nie mogła przytakiwać takiemu zachowaniu. Niestety przez to najczęściej dostawała więcej kar i batów niż blondynka, jednak ona nie miała zamiaru odpuszczać. Chciała przynajmniej usłyszeć, czemu kobieta tak bardzo ich nienawidziła. Jednak na wszelkie pytania o to, Buruki milczała, a w jej oczach pojawiała się jeszcze większa żądza mordu. Dlatego też Tamashi starała się przekonać towarzyszkę niedoli o tym, że dociekanie czegokolwiek na ten temat, tym bardziej od samej ciotki, nie ma najmniejszego sensu.
- Nie chwila, tylko już! – Kobieta nagle pojawiła się tuż przy dziewczynkach. Jak na swoją tuszę poruszała się nadzwyczaj szybko. Złapała ich kijki, siłą wyrwała je z małych rączek i złamała na pół. – Marsz mi na kolację, ale już! – krzyknęła rzucając kawałki drewna na ziemię i wskazując stanowczo kierunek, w którym znajdowała się jej chata.
Dziewczynki już bez żadnych protestów, ze spuszczonymi głowami ruszyły w tamtą stronę. Wera chciała jeszcze o coś zapytać, ale kiedy tylko podniosła głowę i uchyliła usta, ciężka ręka ciotki uderzyła ją z rozmachem w tył głowy.
- I nie gadać! – krzyknęła znowu, a jej głos wcale nie wskazywał na to, że zamierza się uspokoić.
- Ała, ała – szeptała pod nosem czarnooka, masując bolące miejsce. Jak dobrze pójdzie, to znowu dorobi się nieprzyjemnego siniaka. Przed oczami już miała nieprzespane noce, kiedy nie będzie mogła z bólu dobrze ułożyć głowy na poduszce.
Tamashi tylko stłumiła śmiech, zakrywając dłonią usta. Patrząc na nią brązowowłosa nagle zapomniała o nieciekawych wizjach, a jej dusza znów napełniła się radością, jaką odczuwała kilka minut temu, podczas zabawy w samurajów.
Uśmiechnęła się do towarzyszki szeroko. Tylko ona potrafiła dać jej nadzieję na to, że kiedyś będzie lepiej. To dzięki niej Wera zapominała o niedogodnościach życia w osadzie, a skupiała się tylko na najlepszym czasie spędzonym z przyjaciółką. Sama nie wiedziała, co by bez niej zrobiła.
--------------------------
- No już, wstawać leniuchy! – krzyknęła ciotka wchodząc wczesnym rankiem do pokoju dziewczynek. Buruki ulokowała je na poddaszu, bo, jak twierdziła, 'Nie nadają się do życia z normalnymi ludźmi'. Ich prycze zajmowały większą powierzchnię pomieszczenia. Z pewnością byłoby to niewygodne dla dorastających dzieci, jednak one nie posiadały nic własnego, a pokój był ich cichym azylem tylko, kiedy wracały nocą na poddasze, a reszta domowników już spała. Wtedy ich ciche rozmowy ciągnęły się aż do momentu, kiedy obie zmorzył sen, co nigdy nie trwało długo, gdyż dziewczynki były zawsze zmęczone po całodziennej harówce w gospodarstwie. Buruki traktowała je jako tanią siłę roboczą, a kiedy tylko się sprzeciwiały, wyrzucała im niewdzięczność za cierpliwość i wychowanie. W końcu i tak musiały być posłuszne, inaczej czekała je kara, najczęściej była to głodówka, zamknięcie na kilka godzin w stodole lub kara cielesna. Dziewczynki z upragnieniem czekały wieku młodzieńczego, kiedy mogłyby dokonać ucieczki i zamieszkać gdzieś daleko stąd, na własną rękę. Niestety nie wiedziały nawet dokąd miałyby się udać, ani jak zarabiać na życie. W końcu nie miały pojęcia, czy nie trafią na ludzi z gorszym charakterem od ciotki Buruki. Nie chciały też opuszczać osady ze względu na kochanego starca imieniem Ikami i staruszki imieniem Warane, których uważały za swoich dziadka i babcię. Tylko oni zawsze starali się je wysłuchać i z ciekawością odpowiadać na ich pytania. Niestety starsi nie mogli nic poradzić na zachowanie Buruki. Na wieści o jej kolejnych wybrykach robili się smutni i tylko przygarniali do siebie małe istotki mówiąc im, żeby były silne i starały się nie przejmować. Sami próbowali przemówić jej do rozsądku, jednak bez skutku. Za każdym razem powtarzała, że robi co w jej mocy, a to dziewczynki wyprowadzają ją z równowagi. Odwracała kota ogonem, a oskarżana o kłamstwo stwierdzała, że jak chcą, to może zostawić je starej parze pod opiekę, choć wiedziała, że to ponad ich możliwości. Ikami całymi dniami pracował jako leśnik albo uprawiał pole, a Warane ledwo poruszała się za pomocą laski. Wszystko zostawało więc po staremu. Do czasu. Pewnego dnia Ikami dostał udaru słonecznego, podczas pracy w polu. Niestety jego stary organizm nie poradził sobie z tym problemem i mimo usilnej pomocy ze strony mieszkańców osady, starzec ostatecznie zmarł, owdowiając swoją żonę. Warane od tego momentu była jeszcze bardziej smutna. Jej włosy posiwiały już doszczętnie, a jej sylwetka stała się chuda ponad miarę. Buruki również nieco się zmieniła. Niestety na gorsze. Jej zachowanie w stosunku do dziewczynek stało się jeszcze bardziej oschłe i pozbawione wszelkich ludzkich uczuć. Zachowywała się tak, jakby były tylko rzeczami, a nie żyjącymi bytami posiadającymi emocje.
Znajomy głos wyrwał dziewczynki ze snu momentalnie, jednak tylko Tamashi zdążyła zsunąć się z posłania, zanim Buruki wywróciła pryczę. Wera z impetem upadła na podłogę, uderzając się w czoło.
- Ała, ała – szeptała niezadowolona, masując obolałe miejsce dłonią. Wychodzi na to, że wpadnie następny siniak do kompletu.
Tym razem Tamashi nawet się nie uśmiechnęła. Drastyczność ciotki z czasem zaczęła ją przerażać. Zdawała sobie sprawę, że z jej posturą i siłą, mogłaby pozbawić ich życia nawet jednym niefortunnym uderzeniem w głowę. Jeszcze przed śmiercią jej dziadka, dziewczynka miała wrażenie, że Buruki ma czasem wyrzuty sumienia i hamuje niektóre swoje odruchy, jednak teraz w jej oczach widziała tylko furię i ból. Niestety nie dała nawet sobie pomóc. Małe chciały ją pocieszyć, chociaż dla nich samych śmierć Ikamiego była tragedią, jednak kobieta udawała, że to zdarzenie wcale jej nie rusza i mówiła o tym, że dziadek powinien był już dawno wyzionąć ducha. Jednak dziewczynki wiedziały, że w głębi duszy wcale nie jest taka twarda, jaka stara się być na zewnątrz. Mimo wszelkich dobrych chęci z ich strony i tak dostały znowu baty, a Buruki zabroniła im płakać, bo, jak to ujęła, 'Nie możecie cierpieć po śmierci mężczyzny, którego tak naprawdę nie znałyście!'. Nie potrafiła dopuścić do siebie myśli, że dzieci shinobi ujęły za serce jej dziadka tak mocno, że zdecydował się je wychować w osadzie, jak zwyczajnych ludzi. Dla niej były to raczej wyrzuty sumienia Ikamiego, że jeśli nie potrafił kiedyś ocalić ludzkiego życia, to zrobi to tym razem, nie ważne, do kogo ono należało.
- No już, do roboty! Widzę Was za minutę na dole!– krzyknęła po czym opuściła pokój. Za chwilę słychać było jej ciężkie kroki na drewnianych schodach. Dziewczynki powoli wstały z podłogi i po chwili wahania skierowały się w stronę drzwi. Nie miały pojęcia, z jakimi humorkami Buruki będzie im się trzeba tego dnia zmierzyć.
Nawet nie zmieniały ciuchów, bo nie nosiły nic innego, jak płócienne, białe bluzki i spodnie, wyszyte czerwonymi nićmi na rękawach i kołnierzykach. Szybko się brudziły, ale był to pretekst dla małych na zwrócenie uwagi Buruki na potrzebę ich wyprania. Była to też szansa na to, że ciotka wysłucha ich prośby o kąpiel w pobliskiej rzece. Pod tym względem patrzyły na Kiyoki wzdychając z utęsknieniem. Córka Buruki miała wszystko, czego tylko potrzebowała. Własny pokój, ubrania na zmianę, miskę ciepłej wody każdego wieczora, najlepsze jedzenie, no i buty. Ah, cóż za piękne uczucie byłoby mieć na stópkach choćby skórzane sandały! Dziewczynki mogły tylko o tym pomarzyć, bo niestety Kiyoki bojąc się matki, nawet nie próbowała jakkolwiek kontaktować się z Tamashi i Werą. Przez zachowanie Buruki w końcu sama zaczęła traktować lokatorki poddasza jako służące, czasem nawet ignorując ich prośby o pomoc.
Schodząc po schodach, dziewczynki starały się być jak najciszej. Wiedziały, że jeśli obudzą Kiyoki, to ciotka z pewnością nie omieszka wyrazić swojego niezadowolenia. Już i tak była zdenerwowana, więc nie było sensu dolewać oliwy do ognia.
Na dole, w głównej izbie już czekała na nie zniecierpliwiona Buruki. Stała przy drzwiach, a obok niej leżały cztery wiadra i dwa solidne drągi ze żłobieniami na krańcach. Dziewczynki doskonale wiedziały, co mają zrobić. Każda zawiesiła po dwa wiadra na jednym drągu, po czym dzielnie uniosły drewniane pale na swoich barkach. Ciotka nawet nie zamierzała im w czymkolwiek pomóc. Stała z założonymi rękami, patrząc, jak małe istotki podnoszą ciężar. Potem tylko łaskawie otworzyła im drzwi, a po ich wyjściu szybko je zamknęła.
Dziewczynki wiedziały, że Buruki jeszcze przez chwilę będzie je obserwować przez okno. Zawsze tak robiła, pilnując, aby nie zboczyły z drogi ciągnącej się w stronę strumienia pod gęstym świerkowym lasem. Jednak one nawet nie miały zamiaru uciekać. Przynajmniej nie teraz.
Szły powoli, delektując się rześkim, porannym powietrzem. Momentami zimno przeszywało ich ciała, na szczęście słońce już wschodziło, jakby pędząc ulżyć im choćby dzięki swoim ciepłym promieniom.
Nie miały zamiaru przyspieszać, chociaż w pewnym momencie zdały sobie sprawę, że zniknęły z oczu zwykle kontrolującej każdy ich ruch ciotce. Wiedziały, że za kilkanaście minut będą wracać tą samą drogą, jednak nie będzie ona już tak przyjemna, bynajmniej nie ze względu na gorące słońce. Pełne wiadra ważą o wiele więcej niż te jeszcze puste. Kto o zdrowych zmysłach spieszyłby się do momentu niesienia takiego ciężaru?
Zapowiadał się następny dzień pełen pracy. W głowach dziewczynek już majaczyły wizje możliwych zadań zleconych przez ciotkę. Obieranie ziemniaków, praca w polu albo stodole. Wszystko byłoby niezmiernie przyjemne, gdyby nie to, że Buruki nadwyrężała dziewczynki, każąc im pracować ponad siły. Przez to zawsze chodziły zmęczone, a pracowały często tak, jakby były zaprogramowane.
- Wera...? – zapytała cicho blondynka.
- Hmm? – mruknęła wyrwana z rozmyślań towarzyszka.
- Jak myślisz, czemu ciotka Buruki tak nas nienawidzi? – na te słowa brązowowłosa spojrzała zdziwiona na pytającą, zastanawiając się, czemu akurat teraz chce poruszyć ten trudny i nieodgadnięty temat. Rozmawiały o tym już wiele razy i nigdy nie mogły znaleźć odpowiedzi, która wydawałaby się całkowicie słuszna. Zresztą nawet, gdyby takową znalazły, to nigdy nie dowiedziałyby się prawdy z ust samej ciotki.
- Nie mam pojęcia – powiedziała Wera kręcąc przecząco głową. – W końcu od dawna nie wykręcałyśmy żadnych numerów. Jesteśmy tak spokojne i posłuszne, jak tylko się da, ale ona cały czas zachowuje się tak samo! Nie wiem, o co jej chodzi...
Zapanowała chwila ciszy, zakłócana tylko dźwiękiem trawy, uginającej się pod stopami dziewczynek. W końcu odezwała się Tamashi.
- A może to nie tam leży powód jej złości? – wypowiedziała na głos pytanie, które chodziło jej po głowie.
- Eh, może i tak, ale czy to znaczy, że powinna się na nas wyżywać? – zapytała czarnooka z irytacją w głosie. Po chwili jednak na spokojnie postanowiła podzielić się z przyjaciółką swoimi przemyśleniami na ten temat. – Śmierć dziadka była chyba dla nas wszystkich smutnym przeżyciem. Zresztą mimo wszystko próbowałyśmy jej jakoś z tym pomóc, ale nie chciała nas nawet wysłuchać...
- Ale wiesz, Ikami był jej rodzonym dziadkiem, prawdziwą rodziną. Na pewno była z nim związana bardziej niż my. – Tamashi próbowała nadać tej tezie wiarygodności.
- Prawdziwa rodzina? – powtórzyła Wera w zamyśleniu. – A czy my nie jesteśmy jej prawdziwą rodziną? Jeśli tak kochała dziadka, to czemu nas nie kocha? – spytała z bólem w głosie.
- Na pewno nie jesteśmy aż tak bardzo z nią spokrewnione. W końcu każe nas nazywać swoją ciotką. Może nienawidzi naszych rodziców i dlatego wyżywa się na nas? – na te słowa brązowowłosa się ożywiła. Ten temat spędzał jej sen z powiek już od dłuższego czasu.
- Bardzo prawdopodobne, ale właściwie kim są nasi rodzice? Czemu nas nie wychowują? Czy jesteśmy sierotami, a Buruki zajmuje się nami z dobrej woli i względu na więzy krwi, czy po prostu z lenistwa oddali nas jej na wychowanie? – grad pytań spadł na Tamashi, jednak ta była na to przygotowana, gdyż sama miała w głowie wiele teorii na ten temat.
- Myślisz, że jesteśmy siostrami?
- Możliwe... - szepnęła, zastanawiając się nad tym przypadkiem. – Jejku, tyle pytań, a tak mało odpowiedzi – stwierdziła, wzdychając przeciągle zrezygnowana. – Nie wiem, czy kiedykolwiek dowiemy się prawdy...
Po tych słowach szły chwilę w ciszy, jednak zaraz znów głos zabrała Wera.
- Zresztą, jeśli nasza sytuacja się nie zmieni, to po prostu wykonamy nasz plan. Musimy tylko jeszcze podrosnąć, żeby stać się przynajmniej trochę silniejsze i sprytniejsze, inaczej nie uda nam się przetrwać długo poza osadą...
- Myślisz, że damy radę uciec? – spytała Tamashi, chcąc usłyszeć parę krzepiących słów, które pozwolą im obu wytrwać jeszcze kilka lat pod opieką Buruki. W końcu tak odległy cel mimo wszystko wydawał się dziewczynkom czymś wartym czekania.
- Pewnie! Przecież znamy osadę i okolice na wylot, ogarniamy mniej więcej zwyczaje mieszkańców, no i wiemy, gdzie składują jedzenie i resztę rzeczy, których będziemy potrzebować. Niedługo możemy zacząć wszystko planować, a za kilka lat wykonamy nasz plan idealnie i w końcu uwolnimy się ze szponów ciotki – mówiła Wera z uśmiechem na ustach, pewna swoich słów, a przynajmniej starała się nie zdradzać przed przyjaciółką swoich wątpliwości, bo wiedziała, że jeśli niebieskooka uwierzy w jej słowa, to ona sama w końcu uzna swój plan za świetny i opuszczą wioskę bez zawahania. Nie były im teraz potrzebne wątpliwości, które mogłyby zatrzymać je w tym miejscu może nawet na zawsze. Musiały uciec.
Po kilku minutach marszu dotarły do strumienia. Z ulgą zdjęły z barków belki, a wiaderka zabrzękały metalicznie, kiedy ich denka dotknęły ziemi. Wera odetchnęła z nieukrywaną ulgą, zajmując miejsce na wilgotnej od rosy trawie. Blondynka spojrzała na nią, ale sama nie zamierzała brać przykładu z przyjaciółki i od razu zabrała się za napełnianie pojemników wodą.
- Tamashi, Ty też powinnaś odsapnąć! – powiedziała z irytacją w głosie brązowowłosa. – Kiedyś zaharujesz się na śmierć, a Buruki nawet się tym nie przejmie – ciągnęła, chcąc zwrócić niebieskookiej uwagę na własne zdrowie. Martwiła się o nią, ponieważ wiedziała, jak bardzo jest sumienna i jak posłusznie wykonuje wszystkie zlecone jej zadania. Była zupełnym przeciwieństwem Wery, która dopełniała przydzielonych jej obowiązków z grymasem rozgoryczenia i wewnętrznym sprzeciwem, a czasem również strachem, kiedy ciotka stała nad nią ze ścierą w ręce, gotowa smagać wychowankę w każdym momencie.
- Przecież wiesz, że i tak musimy to zrobić jak najszybciej. Ciotka nie znosi, kiedy się ociągamy... - powiedziała spokojnie. Brzmiała zupełnie tak, jakby pogodziła się z tym, w jakiej sytuacji obecnie się znajdują. I taka po części była prawda. Jasnowłosa wolała wykonywać obowiązki nienagannie, tym samym oszczędzając sobie bólu i krzyków, związanych z jakimkolwiek zaniedbaniem. W głębi duszy podziwiała zawzięcie Wery w swoim buncie, który nie miał zamiaru ucichnąć.
- Przesadzasz. Na pewno nie zauważyłaby tych kilku minut... Zresztą, należy nam się chwila na zregenerowanie sił przed powrotem – odparła, patrząc ze smutkiem na wiaderka. Już na samą myśl o powrocie z pojemnikami pełnymi wody bolały ją wszystkie kości. Przełknęła ślinę, starając się odgonić od siebie te myśli. W końcu teraz miały jeszcze chwilę, żeby trochę odsapnąć, jednocześnie wykonując to, co do nich należało.
Tamashi puściła jej słowa mimo uszu. Nie miała zamiaru wdawać się w dyskusję tym bardziej, że wiedziała, jak odmienne mają zdania na temat pracy w osadzie. Nie było sensu ciągnąć tego po raz kolejny, co mogło mimo wszystko doprowadzić tylko do opóźnienia, co z kolei wiązałoby się z przybyciem na miejsce wściekłej ciotki i batami dla obu, a nie tylko dla tej, która zaczęła bezsensowną debatę o życiowej niesprawiedliwości. Równie dobrze mogły ją zacząć któregoś z wieczorów, kiedy odwiedzała je staruszka Warane. Wtedy mogły rozmawiać sobie do woli, dlatego obie dziewczynki wyczekiwały takich spotkań bardzo mocno. Niestety zdarzały się one niesamowicie rzadko, a to dlatego, że zawsze odbywały się one pod nieobecność Buruki, kiedy wyruszała na targi do pobliskiego miasteczka, a wszystko było zależne od tego, ile towaru udało się wyprodukować danego miesiąca.
Brązowowłosa widząc skupienie przyjaciółki na nalewaniu wody do wiadra postanowiła zrobić jej psikusa, w ramach rozluźnienia atmosfery. Ciężkie tematy, które ciążyły im na głowie nie były przyjemne, więc Wera robiła wszystko, żeby się od nich oderwać.
Jej towarzyszka niedoli stała teraz po kolana w wodzie i nachylała się, żeby napełnić drugie wiadro. Wtem przerwało jej mocne chlupnięcie tuż obok, które oderwało ją od pracy. Zanim zdumiona zorientowała się co planuje przyjaciółka, ciemnooka już stała w rozkroku, próbując zgarnąć jak najwięcej wody, żeby ją ochlapać. Sekundę później blondynka odgarniała zamoczone włosy z twarzy. Wyglądała na zupełnie opanowaną w momencie, kiedy brązowowłosa uśmiechała się do niej szeroko i puściła łobuzerskie oczko w jej stronę, mówiąc:
- Może to ostudzi Twój zapał!
Była z siebie dumna, wypowiadając te słowa. Zamknęła oczy i założyła ręce na piersi, zadowolona ze swojego wyczynu. Miała nadzieję, że ta akcja w końcu zmusi Tamashi do wyjścia na brzeg, chociażby po to, żeby wyżąć przemoczone włosy, a co za tym idzie spędzić chociaż chwilę na słodkim nicnierobieniu, wolnym od pracy. Jednak zupełnie się przeliczyła.
Niebieskooka w tamtym momencie poczuła, jak jej zwykła dziecięca chęć do zabawy odzywa się w odpowiedzi na zaczepkę ze strony przyjaciółki. Przez chwilę walczyła z samą sobą, jednak zaraz na jej twarzy zagościł zawadiacki uśmiech, który od dawna na niej nie widniał. Odstawiła pełne do połowy wiadro na brzeg, co wyrwało z niemego samozachwytu Werę. Spojrzała na nią zdumiona. Była pewna, że Tamashi zaraz posłusznie wyjdzie na brzeg, chcąc mimo wszystko jak najszybciej doprowadzić się do porządku i skończyć przydzielone im zadanie. Ta jednak już szykowała się do kontrataku.
- Widzę, że Ty też potrzebujesz kubła zimnej wody, leserko! – krzyknęła robiąc spory zamach, co spowodowało, że w powietrze wyleciało jeszcze więcej wody niż z rąk jej rywalki. Chęć rewanżu i adrenalina pulsująca w jej żyłach dodawała jej sił.
W pierwszym momencie kompletnie zdumiona ciemnowłosa stała, przecierając oczy i całkiem mokrą twarz. Zupełnie nie spodziewała się tego, że Tamashi naprawdę zdecyduje się na takie posunięcie. Wera poczuła, jakby w końcu odzyskała tę część przyjaciółki, która poddała się już jakiś czas temu. Wcale nie czuła przeszywającej jej złości czy irytacji względem tego, że została przez nią oblana. Wręcz przeciwnie, promieniała radością. Uśmiechnęła się do niej szeroko. Obie spojrzały sobie szczerze w oczy, po czym roześmiały się perliście. Pierwsza irytacja jasnowłosej zniknęła, jak ręką odjąć. Dało się wyczuć, że obu naprawdę brakowało tak beztroskich momentów, jak ten, który się rozgrywał i którego nie zamierzały tak szybko kończyć.
- Jak tak, to masz! – odkrzyknęła ciemnooka i z zawzięciem wypisanym na twarzy schyliła się i znów zamachnęła, starając się zrobić jak największą falę i deszcz kropel. Tamashi poczuła ciarki przechodzące po jej plecach na samą myśl o ponownej, zimnej kąpieli. Wiedziała, że nie zdąży już wyjść na brzeg ani odejść z zasięgu wodnego ataku, więc tylko cofnęła się jednym krokiem, a jej ręce odruchowo uniosły się na wysokość głowy, starając się ochronić twarz i oczy, które również zamknęła, jakby to miało zminimalizować nieprzyjemne zimno, mające za chwilę oblać całe jej ciało. Stała tak nieruchomo, czekając na to, co miało nastąpić, jednak dobrych kilka sekund później nadal nic się nie działo. Mimo to dziewczyna zaciskała powieki przekonana, że czas leci jej wolniej tylko ze strachu i woda i tak za moment dosięgnie jej ciała. Nic takiego się jednak nie wydarzyło.
- Ta... Tamashi? – wydukała Wera, otwierając szerzej oczy ze zdumienia. Jasnowłosą zaskoczył zmieniony ton jej głosu. Nie brzmiała, jakby chciała ją nabrać i zmusić do opuszczenia rąk, żeby później móc nieprzyjemnie ją oblać, tym razem na serio. Z ciekawości otworzyła oczy, tym samym rozluźniając ciało i delikatnie opuszczając ręce.
- Co? – zapytała, jednak zaraz zobaczyła to, na co najpewniej zwróciła uwagę przyjaciółka. Krople wody zatrzymały się tuż przed nią. Zawisły w powietrzu zupełnie tak, jakby ktoś zatrzymał czas. Jednak kiedy do niebieskookiej dotarło to, co widziała, a zdumienie ogarnęło ją zupełnie, grawitacja momentalnie powróciła, a krople wody wpadły do strumienia zupełnie pionowo, jakby już zapomniały, jaki cel przyświecał ich autorce. Tamashi wpatrywała się za nimi w toń, nadal nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło.
- Niesamowite! Jak to zrobiłaś?! – krzyknęła Wera z entuzjazmem. Kompanka zyskała w jej oczach momentalnie, jakby była niesamowitą leśną istotą, która włada żywiołami.
- Ja to zrobiłam? – spytała oszołomiona Tamashi, patrząc niepewnie na towarzyszkę. Była całkiem zmieszana i poważnie zastanawiała się nad tym, czy to aby nie jest jakiś bardzo realistyczny sen.
- Tak, no przecież nie ja! Nauczysz mnie? Proszę... - trajkotała, nie dając jasnowłosej nawet chwili spokoju. Ta jednak patrzyła niepewnie dookoła, ale poza nimi nie było w pobliżu ani żywej duszy, z wyjątkiem ryb i ćwierkających ptaków. Wydawało się, że nie ma innego wyjaśnienia, jak ukryte moce dziewczynki, chociaż ona sama w to nie wierzyła.
- Ale ja zupełnie nie wiem, jak to się stało. Nie zrobiłam tego umyślnie – stwierdziła, patrząc z zadumą na swoje ręce i poważnie zastanawiając się nad tym dziwnym przypadkiem. Jednak nie dana jej była nawet minuta rozmyślań, bo zaraz ponownie została ochlapana.
- To spróbuj to zrobić jeszcze raz – zaproponowała Wera, gotowa na salwę wodnych ataków.
- Nie wiem czy to... - nie zdążyła dokończyć, a większa porcja zimnej wody oblała jej ciało.
- Przepraszam, Tama-chan – powiedziała ze skruchą ciemnowłosa, a na jej usta wbiegł niepewny uśmiech pełen wyrzutów sumienia. Podrapała się po głowie, czując, jak robi się niezręcznie.
- Nic się nie stało. Oblej mnie jeszcze raz – odparła zupełnie poważnie niebieskooka. Była zdeterminowana, żeby zrozumieć swoją moc i upewnić się, czy aby na pewno ją ma.
- Ok! – z siłą przytaknęła Wera, której całkowicie udzielił się zapał towarzyszki. Chwilę potem pluskała wodą na komendę z własnych ust, żeby Tamashi była przygotowana na kolejną falę.
Pierwszych kilka prób było zupełnie nieudanych, jednak pośród tych następnych w powietrzu zostawało kilka kropelek, a czasem nawet jasnowłosa zatrzymywała całą pędzącą w jej stronę wodę, zupełnie, jak za pierwszym razem, kiedy nie była jeszcze tego świadoma.
Po kilku minutach obie były wyczerpane, Tamashi całkowitym skupieniem, a Wera ciągłym chlapaniem. Potrzebowały chwili, żeby złapać oddech.
- Wiesz co? Już chyba mniej więcej wiem, jak to czuć. Może teraz Ty spróbujesz? – powiedziała spokojnie jasnowłosa, cały czas biorąc płytkie i szybkie oddechy.
- Ja? – dopytała zdziwiona czarnooka. – Myślisz, że ja też tak potrafię?
- Możliwe. W końcu sama mówiłaś, że być może jesteśmy siostrami.
Wera uśmiechnęła się na te słowa.
- Tak, ale nie podejrzewałam, że możemy być leśnymi nimfami wodnymi – mówiąc to przeciągnęła się, żeby rozprostować kości. – Tylko może spróbujemy coś mniej wymagającego wysiłku? Nie wiem jak Ty, ale ja jestem już nieźle zmęczona tym ciągłym chlapaniem.
Tamashi uśmiechnęła się pod nosem.
- A ja obrywaniem salwami wody – obie cicho zachichotały z rozbawienia. Niespodziewane odkrycie stało się dla nich czymś, co chciały jak najszybciej zrozumieć. Czuły, że jeśli opanują tę nadzwyczajną umiejętność i zaprezentują ją ciotce, to może w końcu opowie im, jak to się stało, że do niej trafiły i kim tak dokładnie są. Teraz w ich głowach majaczyły nadzieje o byciu dziećmi tajemniczych leśnych stworzeń, które potrafią manipulować naturą.
Po kilku minutach odpoczynku postanowiły ponowić próby ujarzmiania wody. Jako, że Tamashi mniej więcej sprawdziła swoje umiejętności, to czuła i wiedziała, w jaki sposób się skupić, żeby uzyskać zamierzony efekt. Mimo wszystko dopiero za którąś z kolei próbą udało jej się wyodrębnić z wodnej toni strumyka małą kulkę wody, która rozprysła się na tysiąc kropelek, kiedy tylko jasnowłosą coś rozproszyło. Czuła, że jeśli nie skupi się wystarczająco mocno, to nici z jej sztuczki.
Wera próbowała kombinować na własną rękę, patrząc na poczynania niebieskookiej, jednak na próżno. Musiała poczekać, aż tamta będzie bardziej pewna własnych efektów i pomoże jej osiągnąć podobne. Niestety brązowowłosej szło o wiele ciężej. Nie potrafiła utworzyć większych kulek, a te małe rozpryskały się dosłownie po chwili od utworzenia. Jednak dziewczynka poirytowana swoją niemocą próbowała się poprawić z całych swoich sił, narzekając i komentując praktycznie cały czas.
Jednak ich sielanka skończyła się tak gwałtownie i niespodziewanie, że obie prawie zaniemówiły z przeszywającego je zdumienia i zgrozy.
Na śmierć zapomniały o obowiązku przydzielonym przez ciotkę Buruki. Na brzegu stały dwa puste, jedno pełne i jedno półpełne wiaderko wody.
Przez ich fascynację nowymi, nadnaturalnymi umiejętnościami zapomniały o bożym świecie i skupiły się tylko na odkrywaniu swoich możliwości. Robiły to tak zapamiętale, że nawet nie zwróciły zbytniej uwagi na szelest trawy i kroki zbliżające się w stronę strumienia po dobrze znanej im ścieżce.
- Co to ma być!? – krzyknęła kobieta, a złość aż kipiała z niej, jak gotująca się woda z zamkniętego na amen garnuszka. Gniew wzrósł, kiedy zobaczyła, co też wyprawiają jej podopieczne.
- Ciocia? – spytała cichutko zdumiona Tamashi.
- Ciociu, patrz, co... - zaczęła podekscytowana Wera, która w pierwszej chwili była zdziwiona pojawieniem się Buruki, jednak w drugim momencie zrozumiała, że to w sumie dobrze się składa, bo mogą jej od razu pokazać to, czego się o sobie właśnie dowiedziały. Niestety reakcja ciotki była zupełnie odwrotna od oczekiwań. Kobieta zamachnęła się swoją potężną ręką między dziewczynkami, a trzymane jeszcze chwilę temu wodne kule rozprysły się jak bańki mydlane. Zaraz potem niespodziewanie Buruki wykonała coś, czego jeszcze nigdy nie odważyła się zrobić. Uderzyła obie istotki w twarz.
Dziewczynki patrzyły na nią z niemałym niepokojem, spiorunowane reakcją opiekunki. Ich policzki piekły niemiłosiernie, a żadna z nich ze strachu nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa. Nawet wiecznie oponująca Wera siedziała teraz cicho, jak mysz pod miotłą, a smutek ściskał jej krtań. Obie były bliskie płaczu, ale starały się opanować, bo wiedziały, że to tylko jeszcze bardziej rozjuszyłoby ciotkę, o ile to w ogóle możliwe.
- W tym momencie marsz do domu! I żadnych numerów! – krzyczała głośniej i dobitniej niż zwykle. Dziewczynkom zdawało się, że traci nad sobą kontrolę już dogłębnie, jakby to jedno dzisiejsze ich zaniedbanie było kroplą, która przelała kielich cierpliwości tęgiej kobiety.
Obie czuły się całkowicie winne. W końcu tyle razy nie dopełniały swoich obowiązków, czym opóźniały cały cykl pracy w ciągu dnia, który zaplanowała starannie ich ciotka. W tym momencie nie próbowały nawet przez chwilę użalać się nad sobą. Starały się zapomnieć o krzykach ciotki, o biciu, wyrzutach, odrzuceniu i życiu w skrajnie złych warunkach. Wydawało im się, że to one same są źródłem wszelkich problemów. W końcu ciotka też nie miała łatwo. Jej rodzice nie żyli od dawna, dziadek niedawno zmarł, a babcia zawsze trzymała stronę małych łobuziar.
Szły tak w ciszy, powłócząc nogami, a woda powoli spływała z ich ciał, częściowo parując od przedpołudniowego słońca. Mimo delikatnego wiatru przeszywały je mocne dreszcze, gdyż promienie dawały ciepło tylko ze strony, z której ognista gwiazda spoglądała na nie z nieba.
Nie zadawały zbędnych pytań. Zatopiły się w swoich myślach i grzecznie weszły do izby, wykonując kolejne polecenia niczym zahipnotyzowane. Tamtego dnia dodatkową karą było dokładne wysprzątanie przydomowej owczarni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro