Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

r. 45. Kurtyna w górę

Nie zdawała sobie sprawy z tego, kiedy dokładnie zasnęła. Pamiętała pokaz fajerwerków, uczucie zachwytu pomieszanego ze strachem podczas głośnych wybuchów, coraz cięższe powieki, ciepłe dłonie trzymających ją za ręce rodziców i wygodne ramię taty, na którym ułożyła głowę. Przebudziła się, dopiero kiedy Satomi kładła ją delikatnie do łóżka, ale ze zmęczenia i silnych wrażeń zaraz znów zapadła w głęboki sen.

Obudziła się rankiem, może nie wczesnym, ale bliżej mu było do pory śniadania niż obiadu. Piękne okoliczności i wydarzenia nocy naładowały Ayomi nową energią. Jej ekscytacja pokazem Hanabi, pysznym jedzeniem oraz stoiskami pełnymi oryginalnych produktów i bibelotów nie malała. Wręcz przeciwnie, czuła narastającą potrzebę opowiedzenia komuś o tym wszystkim, a nieobecne na festiwalu Wera i Reiko wydawały się idealnymi potencjalnymi słuchaczkami.

Dość szybko uwinęła się z porannym doprowadzaniem się do porządku. Starała się nie zachowywać zbyt głośno, bo rodzice byli jeszcze pogrążeni we śnie, a przynajmniej to sugerowała panująca w domu prawie zupełna cisza.

Swoją niespożytą energię wyładowała dopiero na podwórku, biegnąc boso po trawie pełnej rosy. Miała ochotę śmiać się i skakać i to właśnie zrobiła. Szaleństwo radości odbywałoby się dłużej, gdyby nie kusząca wizja rozmowy. Słowa już chciały wydobyć się na zewnątrz, wręcz prosiły się o to nachalnie. Nie mogła doczekać się reakcji koleżanek na swoje bogate opisy wydarzeń w oprawie zabawnej, żywej gestykulacji.

Wspięła się po linowej drabince z taką prędkością, jakby co najmniej ktoś ją gonił, a kiedy tylko wychyliła głowę ponad podłogę domku na drzewie, chciała głośno zawołać na przywitanie, ale powstrzymało ją dziwne przeczucie. Tutaj również było aż za cicho. Rozejrzała się po wnętrzu i zauważyła śpiącą Werę, wtuloną w futro psa. Zwierzęcego gościa dawno już nie było, więc Ayo zdążyła stęsknić się za jego widokiem, mimo że nadal nie był zbyt skory do głaskania.

Tym razem jednak nie potrafiła skupić dłuższej uwagi na futrzaku, bo odciągał ją fakt, że nigdzie nie mogła dostrzec Reiko.

Zaskoczona postanowiła wycofać się najciszej, jak potrafiła. Kiedy jej stopy ponownie znalazły się na ziemi, stała chwilę w zadumie. Doszła do wniosku, że może poproszona o pomoc przyjaciółka wróciła rankiem do domu, aby nikt się o nią nie martwił. Westchnęła. Pewnie spotkają się dopiero w bibliotece, a do tego miejsca nie mogła pójść sama. Miała nadzieję, że rodzice niedługo się obudzą.

Próbowała się czymś zająć na podwórku: robiła w trawie aniołki, łapała w ręce krople rosy, grała na źdźbłach trawy, ale jej cierpliwość miała swoje granice. Nadal mocno chciała komuś opowiedzieć o Hanabi, więc musiała, po prostu musiała spotkać się z Reiko. Poza tym zrozumiała, jak bardzo zależy jej na poznaniu opinii przyjaciółki o Werze. Spędziły ze sobą całą noc, więc na pewno dostrzegła coś więcej niż tylko pierwsze wrażenie. Rodzice, czas na pobudkę!

Odsuwając drzwi na tyłach domu, nie starała się być już tak subtelna, jak wcześniej, ale kiedy przekraczała próg, zrozumiała, że nie miało to zbyt dużego znaczenia. Z wnętrza usłyszała przyciszone głosy i krzątaninę. Uśmiechnęła się na myśl, że nie musi wcielać planu w życie, tym bardziej że raczej rodzice nie byliby zadowoleni z takiego sposobu przerwania ich snu.

Szła przez pomieszczenia niepewnie, starając się wybadać sytuację. Jakie było jej zdziwienie, kiedy w pokoju gościnnym dostrzegła sylwetkę uwielbianego wuja.

— Wujek Ozuru! — zawołała cienkim głosem, który swoim tonem nieprzyjemnie zakuł w uszy siedzącego w fotelu mężczyznę. Obejrzał się na dziewczynkę z niemałym zdumieniem.

— Już nie śpisz? — zapytał ze spokojem. Co prawda czuł się jeszcze nieco otępiały po przebudzeniu, ale zdecydowanie radził sobie lepiej niż Tomohisa, który oświadczył, że bez kawy nie da sobie rady, wobec czego poszedł ją sobie zaparzyć. Satomi jeszcze smacznie spała, dlatego obaj starali się nie zachowywać zbyt głośno. Do tej pory byli przekonani, że Ayomi również regeneruje siły po tak intensywnej nocy.

Dziewczynka z dumą pokręciła głową. Zazwyczaj to rodzice mówili jej, że śpi za długo i nie korzysta w pełni z dnia, a tym razem było na odwrót i bardzo jej się to spodobało. Zaśmiała się, widząc tatę z kubkiem kawy, stojącego w drzwiach kuchni. Miał tak zaspaną minę, że przypominał jej wylegującego się całymi dniami kota sąsiadów.

— Ayo, ty już na nogach...?

— Tak! Chcę iść do biblioteki! — wyjawiła swoje plany.

— O tej godzinie? — dopytywał Tomohisa, przecierając oczy. — Cholerka, naprawdę jest tak późno? — Widok zegara ożywił go bardziej niż kawa. — Cóż, w takim razie biblioteka pewnie jest już otwarta...

Tym razem to Ozuru zaśmiał się pod nosem, widząc strapionego przyjaciela. Mężczyzna drapał się po karku, najpewniej zbierając się w sobie, aby przemóc targające nim zmęczenie, wyszykować się i wyjść z córką na miasto. Zanim jednak z jego ust padły jakiekolwiek jasne deklaracje, głos zabrał jego gość.

— Akurat myślałem, żeby się gdzieś przespacerować i rozprostować kości — zaczął Ozuru, przeciągając się. Ayomi zaświeciły się oczy. O tak, byłoby wspaniale, gdyby wujek ją zaprowadził! — Jesteś gotowa?

— Tak!

---------------

Ayo nie została wcześniej wtajemniczona w temat nocowania Ozuru podczas Hanabi. Zresztą wyszło to dosyć spontanicznie, bo było jedynie niepewną opcją, więc rodzice woleli nie zrobić jej przypadkiem zawodu, gdyby coś miało się nie udać. Teraz była wniebowzięta taką niespodzianką, tym bardziej że wujek zapewniał, iż spędzi u nich cały swój wolny dzień.

Maszerowała ulicami wioski, radośnie trajkotając Ozuru o wszystkim i o niczym, na co on też czasem wtrącił coś od siebie. Cieszyli się swoją obecnością, skrzętnie unikając tematu małych misji i tajemnic.

— To ja jeszcze trochę się przespaceruję i zabiorę Cię w drodze powrotnej, zgoda? — zaproponował Ozuru, kiedy dotarli pod budynek biblioteki.

— Uhm — przytaknęła ochoczo Ayomi, na co wujek posłał jej serdeczny uśmiech. Odszedł, dopiero kiedy zobaczył, jak za dziewczynką zamykają się drzwi.

-----

Przelotnie przywitała się z bibliotekarką, pospiesznie kierując swoje kroki w stronę zaplecza. Po drodze wyjęła z kieszeni prezent, który kupiła dla Reiko w podzięce za przysługę, a także przede wszystkim jako wyraz sympatii – opaskę hachimaki. Kiedy tylko zobaczyła ją na jednym z festiwalowych stoisk, wiedziała, że to upominek idealny. Jej przyjaciółka nie była pewną siebie osobą i nadmiernie obawiała się pójścia do Akademii Ninja. Co prawda czekało ją to dopiero za rok, ale był to temat, który już sprawiał jej pewien dyskomfort. Hachimaki była symbolem wytrwałości, skupienia i nieustępliwości, więc Ayomi miała nadzieję, że ten gest mocno wesprze Reiko, odpędzając strach i niepewność.

Nacisnęła klamkę drzwi zaplecza, delikatnie ją opuszczając z nadzieją, że ustąpią. Szła w to miejsce, zakładając, że przyjaciółka będzie w środku. Teraz miała ku temu wątpliwości, przypominając sobie dzień poprzedni.

Na szczęście drzwi były otwarte, a kiedy je rozchyliła, wewnątrz zobaczyła siedzącą przy stoliku Reiko. Dziewczynka w wielkim skupieniu studiowała trzymaną w ręku kartkę, obracając ją we wszystkie strony. Szczęśliwa na widok przyjaciółki Ayomi nawet nie zorientowała się, że poskładany na kilka części świstek papieru wydaje się dziwnie znajomy.

— Hej! Dawnośmy się nie widziały! — zawołała na powitanie. — Patrz, co dla Ciebie mam!

Reiko otrząsnęła się z zamyślenia, zaskoczona zaistniałą sytuacją. Jej głowę zaprzątała nieodgadniona treść liściku oraz stres przed zapytaniem o nią przyjaciółki. Poza tym nie spodziewała się od niej żadnego upominku, tymczasem Ayomi wyciągała w jej stronę piękne, nowe hachimaki. Uświadamiając sobie tak miły gest, na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec.

— J-ja... Ayomi... B-bardzo Ci dziękuję! Nie zasługuję na to... — wyjąkała, przyjmując opaskę. Trzymała ją niepewnie w dłoniach, nie mogąc uwierzyć, że jest jej własnością. Jej znaczenie... na pewno nie było przypadkowe. Teraz musi, oj tak, musi dać radę i pokonać swój strach! Nie było innego wyjścia z taką pulą szczęścia i wsparcia.

— Co? Niby dlaczego? Skromna jesteś Reiko-chan, ale wiedziej ją na głowę i noś z dumą, bo należy teraz do Ciebie! — Ayomi niezgrabnie próbowała przekonać przyjaciółkę do swojego podarku, wplatając w swoją wypowiedź elementy niedawno przeczytanej przez nie wspólnie książki.

— Ayo-chan... — zaczęła bardzo poważnie Reiko, przenosząc wzrok na Ayomi, która momentalnie zastygła, czując się nieswojo. Czyżby coś przeskrobała? Czy hachimaki było nietrafionym pomysłem, mimo pierwszego wrażenia? — Czy coś... Czy coś się stało? — zapytała speszona kunoichi. — Zostawiłaś dla mnie wiadomość, ale zrozumiałam tylko, że potrzebujesz pomocy... Przepraszam, przeczytasz mi, co napisałaś?

------

Przestraszona nie na żarty, blada jak papier, nie mogła wyjść z szoku przez dobrych kilka minut. Reiko zaczęła się o nią poważnie martwić i zastanawiać się, czy w liściku nie chodziło właśnie o jakieś nowo nabyte dolegliwości fizyczne. Przyniosła jej kubek zimnej wody i starała się złapać z nią jakiś kontakt. Całkowita cisza i brak reakcji na jej słowa przeraziły ją nie na żarty. Dopiero kiedy zdecydowała się pójść po pomoc do bibliotekarki, Ayomi ją zatrzymała.

Udało im się szczerze porozmawiać, a opanowanie Reiko pomogło Ayo się uspokoić. Obie obwiniały się o to, jak wszystko się potoczyło.

— Teraz rozumiem... Wczoraj przyszłam tylko wymienić książki i nie planowałam zostawać na dłużej. Przepraszam, że Ci o tym nie powiedziałam...

— Przestań, Reiko-chan! Ja też mogłam to lepiej rozgrać! — zapewniała z ogniem w oczach Ayomi, chcąc zatrzymać bijące od przyjaciółki smutek i poczucie winy. Sama przed sobą musiała przyznać, że rady Zinana mogłyby zapobiec tej katastrofie. Teraz żałowała, że nie słuchała go wtedy zbyt dokładnie i uważała jego gadaninę za zupełnie zbyteczną.

Westchnęły synchronicznie.

— Myślisz, że ten chłopak, o którym mi wspominałaś, narobi Wam jakichś kłopotów? — zapytała Reiko.

— Zamaskowany podejrzaniec? Z nim to nigdy nic nie wiadomo...

— To moja wina, przepraszam...

— Jeszcze raz powiesz „przepraszam", a sobie stąd pójdę! — zagroziła Ayomi. Starsza dziewczynka nie spodziewała się po niej tak stanowczej reakcji i aż się wyprostowała, jakby dostawała rozkaz. Automatycznie znów miała ochotę przeprosić, ale udało jej się zdusić słowo, zanim uciekło z jej ust, więc wydobyła z siebie tylko gwałtowne syknięcie.

— Ayo-chan?

— Hm?

— Myślisz, że Wera po tym wszystkim nadal miałaby ochotę mnie poznać? — niepewnie podpytywała Reiko.

Ayomi uśmiechnęła się na to pytanie. Była pewna, że zna na nie odpowiedź.

— No ba! A co Ty myślałaś? Ona jest bardzo wrozumiała i miła. Czasem trochę zbyt poważna, jak się opowiada jakieś śmieszne żarty albo podczas zabawy i w ogóle, ale to nic takiego! Poza tym... — zaczęła, zawieszając na chwilę głos, chcąc zbudować napięcie — na pewno cieszyłaby się z poznania jakiegoś przyjaźniejszego ninja niż Kakashi — oświadczyła, mrugając porozumiewawczo, choć Reiko nadal nie do końca czuła się wtajemniczona. Usłyszała jednorazowo dość sporo informacji i wiedziała, że jeszcze musi je sobie poukładać. Poza tym zgodnie z własnymi zasadami, wolałaby kogoś poznać niż oceniać po cudzych wrażeniach.

— Przeprosisz ją ode mnie?

— Uhm. Od siebie więcej, ale od Ciebie też mogę — zgodziła się z powagą Ayomi. — Będziesz tutaj jutro czy masz zapas książek?

— Będę. Dwanaście dwanaście — poinformowała Reiko, używając swojej metody na nakłonienie przyjaciółki do nauki odczytywania godzin na zegarze. Wiedziała, że Ayo uwielbia się popisywać, co potwierdzało się, kiedy z wielką determinacją próbowała pokazać, że nie potrzebuje mówienia położenia wskazówek, bo wie, co to dokładnie oznacza.

— Phi, to było proste — oznajmiła, podnosząc się z miejsca. Ruszyła w stronę drzwi, nie odwracając się za siebie. — Więc widzimy się jutro w samo popołudnie!

----------------

Wspinając się po raz drugi po linowej drabince, w zdecydowanie wolniejszym tempie niż poprzednio, powtarzała sobie, w jaki sposób przeprosić małą kunoichi. Niestety za każdym razem wersja ulegała zmianie, przez co czuła się podenerwowana. Było jej niemożliwie głupio, że sprawa, za którą była odpowiedzialna, zakończyła się klęską. Co, jeśli wściubiający nos w nie swoje sprawy Kakashi znowu przyjdzie i będzie wypytywał akurat o tamtą noc? To wszystko jej wina...

Co, jeśli Zinan się dowie? Spotkała go razem z innymi dziećmi, gdy wracała z wujkiem do domu, i pozwoliła im wejść na podwórko. Była pewna, że jeszcze nie rozmawiał z Werą, ale jego wzrok wydawał się podejrzliwy, jakby winę miała wypisaną na twarzy.

Wdrapała się na drewniany podest domku na drzewie i przez moskitierę dostrzegła siedzącą w środku Werę. Nie spała, tak zresztą, jak jej psi kompan.

Chwilę wahała się przed wejściem do środka, coraz bardziej obawiając się tej rozmowy. Przepełniał ją żal i poczucie winy, a także świadomość, że kogoś zawiodła. Nie bała się reakcji Wery, nie spodziewała się po niej złości, ale po prostu nie mogła znieść myśli, że to przez nią nocą została zupełnie sama. Pamiętała wystraszony wzrok małej kunoichi, kiedy musiała ją opuścić.

Nie cofnęła się, aby zejść, tylko dlatego, że Wera odwróciła się i dostrzegła jej obecność. Ten ruch był tak precyzyjny, a wzrok dziewczynki pozbawiony zaskoczenia, że Ayomi była prawie pewna, iż została zauważona już wcześniej. Pewnie mała kunoichi wyczuła ją jakimś zmysłem, jakiego nie posiadali zwyczajni ludzie.

Prawda była zgoła inna, choć istotnie Wera spojrzała na Ayo bardzo świadomie. To dzięki Misuro, który wyczuł wchodzącą, dowiedziała się o tym, kto się do nich zbliża.

Nie patrzyła na młodszą dziewczynkę z wyrzutem, którego Ayomi mogłaby się obawiać, a ze zwykłą ciekawością, czemu jeszcze nie weszła do środka. Gestem dłoni zaprosiła ją do siebie, chcąc spędzić czas w jej obecności.

Ayo zdecydowała się przyjąć zaproszenie. Zacisnęła usta, nie mogąc odpędzić się od wyrzutów sumienia.

— Ayomi-san... Co się stało? — zapytała Wera z troską, kiedy dziewczynka stanęła przed nią, mnąc w dłoniach materiał sukienki. Nie potrafiła spojrzeć jej w twarz, dlatego usilnie wbijała spojrzenie w podłogę. Nawet nie wiedziała, kiedy w jej oczach pojawiły się łzy, a gardło zaczął ściskać smutek. Słowa Wery sprawiły, że już nie mogła trzymać emocji na uwięzi.

— Bardzo Cię przepraszam... Nie chciałam... Reiko też nie chciała, ale to moja wina, że nie przyszła do Ciebie... Przepraszam... — powiedziała zapłakana. Jej małym ciałkiem wstrząsał szloch, a łkanie zastąpiło słowa. Było jej tak bardzo źle!

— Szzz, już wszystko w porządku... Nic się nie stało... — szeptała Wera, kiedy zamknęła Ayomi w uścisku. Próbowała dać jej takie poczucie bezpieczeństwa, jakie jej samej w przeszłości okazali inni. Przypomniała sobie bliskość Warane, Itamiego, Daitan i mistrza Kirito, ich uspokajające głosy i bijące od nich ciepło.

Miała nadzieję, że mimo braku wprawy uda jej się choć trochę pocieszyć Ayo. Głaskała ją delikatnie, pozwalając jej się wypłakać, cierpliwie przy niej trwając.

Łkanie i drżenie powoli ustawały, aż w końcu oddech Ayomi stał się głębszy i mniej gwałtowny. W pewnym momencie oderwała się od Wery, wycierając policzki. Spojrzała na nią już spokojniej, choć wzrok nadal miała pełen smutku.

— Przeze mnie musiałaś być sama całą noc... i pewnie się bałaś... — mówiła, pociągając nosem.

Wera podała jej chusteczkę, która została przyjęta z wdzięcznością. Ayomi było głupio, bo czuła, jakby nie zasługiwała na taką wyrozumiałość. Przed sobą miała ostoję spokoju, mimo że według niej mała kunoichi miała powody, aby się złościć lub mieć pretensje.

— Nie byłam sama. Był ze mną Misuro — zwróciła uwagę Wera, wskazując spacerującego wokół nich psa. Wypowiedziane imię od razu zaintrygowało Ayomi, a sama wiadomość ogromnie jej ulżyła, jakby ciężki kamień spadł jej z serca. Czuła, jak coś w niej odtaje, sprawia, że może znów będzie w stanie się uśmiechnąć, patrząc na małą kunoichi. Może wcale aż tak mocno jej nie zawiodła.

— O, nadałaś mu imię? Nareszcie! Teraz łatwiej będzie do niego wołać — skomentowała Ayomi, mówiąc lekko przez nos. Potrzebowała dłuższej chwili, aby dojść do siebie.

Wera pokręciła przecząco głową.

— Nie. Po prostu dowiedziałam się, że jego imię tak właśnie brzmi — wytłumaczyła dość niejasno, przez co nieco tajemniczo. W takich momentach Ayo wracała do swojej teorii o tym, że lokatorka domku na drzewie ma w sobie coś z kitsune.

— Acha... — powiedziała Ayomi, udając, że wszystko rozumie. — Misuro — zwróciła się do psa. Na dźwięk swojego imienia przystanął, a jego ucho drgnęło, po czym ustawiło się w kierunku, skąd usłyszał głos dziewczynki. Biorąc to za dobry znak, kontynuowała — będę mogła Cię kiedyś pogłaskać?

Nie zareagował. Wypowiedziała te słowa z dziecięcą nadzieją, ale po chwili zreflektowała się, że nie powinna wierzyć w to, że zwierzę zrozumie. Tym bardziej że nawet jeśli by zrozumiało, nie musiałoby się zgadzać na jej propozycję. Zresztą i tak nie mogło jej odpowiedzieć, prawda?

Po dłuższej chwili Misuro odwrócił głowę w jej stronę, potem podszedł i przycisnął pysk do jej dłoni. Dziewczynka była w tak wielkim szoku, że na początku nie potrafiła zareagować na zabiegi futrzaka. Kiedy pierwsze zdumienie opadło, na jej twarzy pojawiła się wielka radość, a gdy pies istotnie pozwolił się pogłaskać, zaśmiała się ze szczęścia.

Dzięki małej kunoichi i Misuro przestała przesadnie obwiniać się o to, co zaszło. Czuła się lekka jak piórko.

— Wera-chan? — odezwała się po chwili milczenia. Na jej policzkach widniały lekkie rumieńce, tym razem z radości, zajmując miejsce tych spowodowanych trudnymi emocjami i płaczem.

— Hmm? — mruknęła starsza dziewczynka, dając znać, że słucha.

— Mogłabyś nie mówić o niczym Zinanowi? — zapytała z nadzieją Ayomi. Wolałaby uniknąć przewidywanej reprymendy i zawiedzionego wzroku przyjaciela.

— Ayomi-san...? — Wera cicho próbowała zwrócić na siebie jej uwagę. Młodsza dziewczynka, zdziwiona brakiem odpowiedzi, w końcu oderwała wzrok od głaskanego psa. Miał tak przyjemne w dotyku futro, że nie chciała odrywać od niego swoich dłoni.

Mała kunoichi wcale nie patrzyła na swoją rozmówczynię. Spoglądała dalej, ponad nią. Skłoniło to Ayo, żeby obejrzeć się za siebie.

W drzwiach stał Zinan. Wspiął się do domku na drzewie, gdy tylko usłyszał alarmujące płaczliwe zawodzenie Ayomi. Zachowywał się bardzo cicho, nie wiedząc, co tam zastanie.

— Czego macie mi nie mówić? — zapytał z powagą, zakładając ręce. Jego twarz wydawała się surowa, ale przez jego minę przebijało się coś, co nie pozwalało do końca uwierzyć w jego kategoryczność. Mimo to Ayomi struchlała.

Westchnął przeciągle, tracąc powoli pozowaną zatwardziałość. Zamknął oczy, chwilę się nad czymś zastanawiając.

— Reiko-san nie udało się tutaj dotrzeć, prawda? — odgadł, a Ayo nie mogła zrozumieć, jak do tego doszedł. — Ech, mogliśmy to rozegrać inaczej... — żałował.

Teraz uważał, że mieli też inne opcje. Dla bezpieczeństwa Wery byłby w stanie chociażby zapytać tego bezczelnego Hatake, czy mógłby z nią wtedy zostać. Był jedną z niewielu osób wtajemniczonych w tę sprawę i z jego podejrzeniami teoretycznie miałby motyw, żeby przemyśleć wykonanie prośby. Niestety wtedy przez stres Zinan się zablokował. Czuł, jakby sytuacja była bez wyjścia. Czasu mało, a możliwości nikłe. Tylko dlatego zgodził się na niepewny pomysł Ayomi. Było mu wstyd, że zostawił na jej barkach tak dużą odpowiedzialność.

— Przepraszam Was obie. Ayo, powinienem był Ci bardziej pomóc w realizacji planu. Wera... Cieszę się, że nic Ci się nie stało — zwrócił się do nich po kolei, patrząc im prosto w oczy, z pokorą schylając głowę.

Mała kunoichi odpowiedziała mu tym samym gestem. Nie była zła na to, co się wydarzyło. Raczej przejmowała się tym, że jest dla dzieci nie lada problemem, a w aspekcie jej potrzeby czyjejś obecności jest dodatkowo bardzo od wszystkich uzależniona. Była jednak wdzięczna, że żadne z dzieci nie dawało jej tego odczuć na co dzień. Wszyscy traktowali ją po prostu jak koleżankę z podwórka, a nie ciężar, z którym jakoś muszą sobie poradzić.

Ayomi siedziała zdumiona takim obrotem sytuacji. Jeszcze chwilę temu uważała, że wszystko jest jej winą, a teraz nawet Zinan twierdził, że nie! Uśmiechnęła się z wielkiej ulgi i zadowolenia. Co prawda nie rozumiała tego, co chłopiec powiedział do Wery, bo niby co miałoby się wydarzyć, ale nie poświęciła temu więcej przemyśleń.

Miała ochotę płakać, ale ze szczęścia.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro