r. 42. Kamishibai
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
Duża Gra Ayomi co prawda toczyła się pełną parą, przy zaangażowaniu prawie wszystkich dzieci z grupy (wyjątek stanowił Yukio, który był zdecydowanie za mały na takie sprytne manewry), ale Zinana dotykały coraz to kolejne przeszkody w jej realizacji. Ich pierwszym, entuzjastycznym planem, było po prostu znalezienie osób, które nie mogły mieć dzieci i zastanawiały się nad adopcją oraz takich, których dzieci już wyrosły i opuściły dom, więc znają się one na wychowaniu i może byłyby chętne przygarnąć kogoś pod swój dach, aby w ich miejscu nie było tak pusto, cicho i samotnie. Sęk w tym, że raczej przyjęłyby one do siebie zwyczajne dziecko, a nie shinobi. Tym bardziej nie takiego o wątpliwej reputacji.
A o małej kunoichi krążyły już rozmaite plotki. Zniknęła na dłuższy czas z oczu ludzi, ale legendy o niej rozrastały się niekontrolowanie. Każdy słyszał co najmniej o jednej z wieści: o ucieczce przed wartownikami, podejrzeniu o szpiegowanie Konohy, rzekomych nieczystych intencjach w pomaganiu ludziom w potrzebie, uratowaniu dziecka, ataku na rodzinę (bo tak wielu interpretowało to, że wystraszyła matkę z dzieckiem; podobno przegonili ją dopiero dzielni właściciele straganów), a także najświeższej pogłosce, o pobiciu bezbronnego mężczyzny, który wracał sobie do domu po wyjściu z baru (plotki, jak to plotki, nie były jasne; niektóre sugerowały, że jednak kogoś przed nim uratowała).
Zinan zdawał sobie sprawę, że wybrane przez nich podczas rozeznania osoby dorosłe mogą po wstępnej rozmowie zadeklarować chęć poznania Wery, ale był pewien, że gdy ją rozpoznają po jej charakterystycznych cechach, będą w stanie bardzo szybko zmienić zdanie. Martwił się, że takim sposobem zostaną bez żadnych opcji, bo kandydaci zwyczajnie się wycofają.
Pewnego dnia podzielił się z grupą swoimi obawami, mając nadzieję na jakieś niespodziewane pomysły, na które jeszcze nie udało mu się wpaść.
– To głupie, jeśli ktoś się zasugeruje plotkami. Przecież powinno się kogoś poznać, zanim się go oceni... – odezwał się zniesmaczony Saburo.
– Pamiętam, że był taki ktoś, kto wycofał się z domku na drzewie siejąc panikę przed nieznajomą osobą... Och, to chyba byłeś Ty! – skomentowała ironicznie Umako, bo denerwowała ją hipokryzja chłopca. Ona sama nie wiedziała na początku, jak się względem Wery zachować i nie brzmiała zbyt uprzejmie, ale pamiętała o tym i dlatego nie chciała zgrywać eksperta, choć teraz zrobiłaby inaczej.
Saburo się speszył i udawał nieco obrażonego, ale istotnie czuł się głupio, że wtedy tak zareagował. Czasem nieświadomy lęk przed tym, co nieznane i potencjalnie niebezpieczne, bierze nad człowiekiem górę, jeśli nad tym nie zapanuje myślą.
– No dobrze... Ktoś ma jakieś pomysły? Nie ma złych odpowiedzi. Każda może się przydać – zachęcał Zinan, starając się przejść do konkretów.
Padło kilka propozycji. Masaharu powiedział, że można narysować plakaty z wizerunkiem uśmiechniętej Wery i poprosić, aby ktoś chętny do adopcji się do nich zgłosił, żeby nie musieli go szukać. Ayomi zaproponowała, że pokażą na placu zabaw, jak grzecznie dziewczynka spędza z nimi czas i że czują się przy niej bezpiecznie. Yayoi zasugerowała, że powinni poprosić o pomoc Hokage, bo chodzi w końcu o kunoichi.
Niestety żadna z nich nie rozwiązywała do końca kwestii podejścia mieszkańców Konohy do „tajemniczego małego szpiega".
– Szkoda, że to nie jest takie proste, jak w kamishibai... – westchnęła po dłuższej ciszy jedna z dziewczynek imieniem Yunna. – Mój tata codziennie pokazuje mi taki teatr przed pójściem spać i tam są naprawdę niezwykłe historie! – rozmarzyła się. Wyobraziła sobie, jak rodzic siedzi za drewnianym okienkiem z rozchylonymi drzwiczkami i pokazuje niezwykłe ilustracje, które po stronie przedstawiającego mają opisaną historię. Widowisko uważała za przeżycie niezwykłe, lepsze od zwykłego słuchania czytanej książki. – Nie raz miałam tak, że najpierw jakiś bohater wydał mi się podejrzany i dziwny, a potem okazywał się ciekawą postacią, którą bardzo polubiłam.
Ta wypowiedź wydawała się niepozorna, ale Zinanowi pojawił się w głowie pewien pomysł. Uznał, że nie uniesie się od razu entuzjazmem, tylko na spokojnie przemyśli, czy w ogóle ma rację bytu. Nie minęło jednak kilka minut, kiedy głos nader odkrywczo zabrała Ayomi.
– Teatr, zrobimy teatr! – wykrzyknęła, ku niezadowoleniu Zinana i zdumieniu reszty grupy. – Pokażemy wszystkim, że Wera jest dobra i wtedy na pewno każdy ją polubi i będzie miała w końcu dom!
– Myślisz, że to serio tak zadziała...? – zapytała sceptycznie Yayoi, jednak nie złośliwie, bo naprawdę zastanawiała się, czy uda się tak wpłynąć na dorosłych.
– Wtąpisz w to? – zapytała zdenerwowana takim gadaniem Ayo, czym bardzo zaskoczyła starszą dziewczynkę, która sens przekręconego przez nią słowa zrozumiała dopiero po chwili.
– Ayomi! – upomniał młodszą koleżankę Zinan, chcąc zahamować tę wymianę zdań. Niepotrzebne im były teraz sprzeczki. – Jeśli dobrze to zaplanujemy, może się udać.
Jego słowa ucieszyły Ayo niezmiernie, aż zaklaskała w dłonie, a w jej oczach pojawiła się ekscytacja. Na moment jeszcze odwróciła się do Yayoi i pokazała jej triumfalnie język, co nie spodobało się starszej dziewczynce, ale mała trzpiotka tym się nie przejmowała. Zaraz przemówiła do całej grupy, wcielając się w rolę przywódczyni.
– Tajna misja pod ktyrponimem „Teatr jak kamishibai", rozpoczęta! – zawołała, a prawie wszyscy zawtórowali jej z entuzjazmem.
– W porządku – podjął Zinan, a głosy raptem ucichły, bo dzieci wiedziały, że ich starszy kolega ma coś ważnego do powiedzenia. – W takim razie będziemy musieli rozdzielić między siebie zadania oraz zastanowić się nad miejscem, gdzie nasze przedstawienie się odbędzie. Ja zajmę się scenariuszem – zadeklarował, uznając, że dzięki temu, iż zna historię dziewczynki najlepiej, uda mu się ją właściwie opisać. Postanowił dać z siebie wszystko, aby teatr spełnił swoją rolę i wywołał w dorosłych jakieś emocje, a co za tym idzie, zmienił ich spojrzenie na Werę.
– Ja mogę zająć się dekoracjami sceny – zgłosiła się Umako, która miała wrażenie, że jeśli ona się nie ośmieli, nikt się nie zgłosi tak od razu.
– Dobrze – zgodził się Zinan. – Yayoi, będziesz mogła jej w tym pomóc?
– Tak – nie do końca chętnie, ale zgodziła się pytana. Właściwie gdyby nie podejście starszego chłopca do całej sprawy, wcale nie chciałaby się w coś takiego angażować.
– Saburo, czy moglibyście razem z Masaharu zająć się tworzeniem plakatów i ulotek? Jak skończycie, wszyscy pomożemy wam je rozwieszać – zaproponował najstarszy chłopiec, mając na uwadze, jak bardzo obaj koledzy lubią rysować. Pomysł rzeczywiście im się spodobał.
– Super! – zawołał Saburo.
– Pewnie! Nawet sami damy radę wszystko rozwiesić i rozdać! – dodał Masaharu. Spojrzeli na siebie chichotając. Oboje już snuli plany co do tego, jak zareklamują przedstawienie i jaka będzie przy tym przednia zabawa.
– Ayomi, a Ty czym chciałabyś się zająć? – zapytał Zinan. Zauważył jednak, że koleżanka wydaje się zmieszana. Wyglądała, jakby bardzo chciała coś zaproponować, ale zupełnie nie wiedziała co. Chłopiec postanowił jej w tym trochę pomóc. – Czy mogłabyś z Yunną załatwić kostiumy?
Słysząc te słowa dziewczynka się nagle rozpromieniła. No tak! Kostiumy!
– Taak! Damy sobie radę, prawda, Yunna? – zagaiła Ayo, spoglądając na starszą koleżankę, a ta przytaknęła energicznie głową. – Moja mama szyje wspaniałe ciuchy i ma pełno materiałów. Na pewno nie obrazi się, jak kilka sobie na chwilę pożyczę!
Zinan popatrzył na nagle rozgadanych i planujących kolegów i koleżanki, a jego twarz rozjaśnił uśmiech. Serce zaś przeszyła ulga. Udało się. Stworzyli szansę, aby misja ze znalezieniem domu małej kunoichi się powiodła. Teraz tylko grunt, aby wykorzystać tę szansę najlepiej, jak się da.
--------------------
Kwestia miejsca, w którym odbędzie się przedstawienie, została rozwiązana dość szybko i o dziwo jednogłośnie. Propozycję podała Ayomi, upierając się przy wcześniej upatrzonym przez siebie placu zabaw. Wybrała go co prawda ze względu na osobiste preferencje, bo uwielbiała spędzać tam czas prawie tak mocno, jak w domku na drzewie, ale miejsce to posiadało więcej walorów, których potrzebowali do akcji „teatr".
Przede wszystkim był to jedyny duży plac zabaw w okolicy, więc łatwiej było go opisać na plakatach i ulotkach tak, żeby mieszkańcy od razu wiedzieli, że o to miejsce chodzi. Drugą bardzo istotną sprawą było to, iż mieścił się on w parku. Był otoczony ze wszystkich stron ścieżkami, dalej drzewami, a takie warunki przypominały teatr, bo skupiały uwagę na placu zabaw, jak na scenie. Widownia mogła stać dookoła i każdy będzie miał dobry, ale także unikatowy widok na rozgrywaną sztukę.
Ostatnim plusem był fakt, że miejsce to widać było z daleka, gdy tylko stanęło się przed furtką podwórka Ayomi. Nie będzie trzeba kluczyć po całej dzielnicy, aby się tam dostać, będąc narażonym na niepotrzebną uwagę skierowaną w stronę małej kunoichi. Potrzebowali skupienia wszystkich na sztuce i to tam ludzie mieli na dziewczynkę spojrzeć, choć z zupełnie innej perspektywy niż dotychczas.
Przygotowania ruszyły niezwłocznie. Nie spieszono się przesadnie, ale nadawano pracy przyjemne tempo. Każdy dokładał coś od siebie, kiedy miał największe ku temu chęci i czas, a pomiędzy wszystkim, na rozluźnienie i odpoczynek, a także dla niepoznaki, wracano do codziennej zabawy.
Zinan zalecał, aby osoby, które nie są akurat przydzielone do pilnowania Wery, chodziły na plac zabaw, aby dokładniej poznać miejsce, w którym miała odbyć się sztuka. Mimo, że dzieciom wydawało się, iż znają ten teren na wylot, gdy zajmowały się obchodem, między zabawą na drewnianych konstrukcjach, okazywało się, że poznawały nowe zakamarki lub zauważały elementy, które mogłyby się przydać podczas przedstawienia albo wręcz przeciwnie: należało na nie uważać, aby nie zrobić sobie przypadkiem krzywdy.
Wszelkie uwagi i obserwacje były najważniejsze dla Zinana, który oprócz pisania scenariusza starał się wszystko koordynować. Taka rola całkowicie mu pasowała, czuł się, jak w swoim żywiole. Podczas wymyślania fabuły konsultował się z grupą, ale przede wszystkim z Werą. Odbywał z nią długie rozmowy, dzięki którym wpadał na coraz to trafniejsze pomysły na przedstawienie tego, co sobie wyobraził.
Nawet Yayoi czerpała frajdę z przygotowywania dekoracji. Miała co do tego więcej uwag niż sama Umako, ale jednocześnie wymyślała wiele ciekawych rozwiązań, które warto było docenić. Okazało się też, że dwójka rysowników ma zupełnie inne wizje plakatu, ale dzięki radom Zinana udało się połączyć oba pomysły, więc Masaharu i Saburo zgodnie zabrali się do tworzenia.
Na szczęście kostiumy wcale nie wymagały aż tak wielu materiałów, jak wyobrażała sobie Ayo. Co prawda jej wizje były bogate, robione z rozmachem, ale po konsultacji z Yunną doszła do wniosku, że rzeczywiście warto się skupić na tym, aby dane stroje wzmacniały emocje widowni i pomagały w rozróżnieniu postaci, a należało pamiętać, że historia wcale nie była o jakichś bogatych osobach, które przykładały wielką uwagę do tego, co na sobie noszą. Wychodziło więc na to, że można jedynie delikatnie przerobić niektóre części garderoby albo dołożyć istotne dodatki, aby przekazać to, co trzeba.
Yukio nie był co prawda realnie zaangażowany w to, co działo się dookoła, ale na swój dziecięcy sposób interesował się wszystkim, co przykuło jego uwagę. Tworzył tym mały chaos, jednak na tyle uroczy i nieszkodliwy, że wszyscy mu wybaczali. Poza tym jego obecność często wprowadzała luźniejszą i bardziej zabawną atmosferę nawet, jeśli lekko wydłużała prace nad przedstawieniem.
Każdy miał swoją rolę w całym przedsięwzięciu i każdy dawał z siebie tyle, ile potrafił.
-------------
Od momentu podjęcia decyzji o spektaklu Wera znacznie przygasła. Osoby, które to zauważyły, przypisywały to raczej stresowi przed wystąpieniem przed publiką. W końcu aby wszystko się powiodło, dziewczynka musiała zagrać główną rolę i jak najlepiej się zaprezentować, a to nie musiało być dla niej łatwe i przyjemne. Co nie zmieniało faktu, iż było konieczne, aby poprawić w oczach społeczności wizerunek jej samej, a nie wykreowanej postaci, granej przez kogoś innego. Ludzie niestety nie zawsze są tacy domyślni, poza tym często mają tendencję przypisywać cechy, które zauważą, tak więc łatwiej im polubić aktora, kiedy zagra pozytywną postać, choć nie znają jego prawdziwej osobowości.
Owszem, dziewczynka nieco przejmowała się tym, czy uda jej się wszystko zapamiętać i czy ze strachu niczego nie pomyli, ale Zinan ją uspokoił, że Yayoi zadeklarowała się być osobą podpowiadającą aktorom tekst, czyli suflerką.
Gnębiło ją jednak coś innego. Jej smutek dostrzegała Ayomi i w końcu udało jej się o to zapytać, kiedy zostały sam na sam i nikt im nie przeszkadzał.
– Wera-chan – zagaiła dziewczynka, aby zwrócić na siebie uwagę Wery. Ta od razu podniosła na nią wzrok. – Wydajesz się smutna... Coś się stało? Boisz się występowania?
Mała kunoichi pokiwała głową. Starała się nie rozwijać tematu, aby nie niepokoić Ayomi. W końcu wiele dla niej zrobiła i robiła dalej, dlatego bardzo nie chciała przysparzać jej problemów. Mimo wszystko nie mogła całkowicie zagłuszyć rosnących w niej wątpliwości i lęków.
– Będzie dobrze, zobaczysz! Nawet nie zauważysz, a już będzie po. Wszyscy będą klaskać i ludzie się będą ustawiać w kolejce, żeby Cię przygranąć! – pocieszała ją, jak zwykle coś przekręcając, choć Wera od razu ją zrozumiała.
Chętnie by jej przytaknęła i może nawet spróbowałaby się uśmiechnąć, ale czuła, że nie potrafi jej oszukiwać. Wlepiła wzrok w podłogę, lekko zaciskając dłonie na materiale leginsów. Walczyła z samą sobą, biorąc pod uwagę za i przeciw wyjawianiu Ayomi tego, co ją gryzło. W końcu jednak się przełamała.
– Ja... A co, jeśli nie będę potrafiła pokazać się tak, żeby ludziom się podobało i nadal będą się mnie bać? – zapytała, a z jej słów wydzierał autentyczny niepokój. Bardzo doceniała zapał i entuzjazm grupy, ale dla nich to przedstawienie było zabawą, zaś dla niej czymś, co stanowiło o jej dalszych losach. Co, jeśli się nie uda?
– Musieliby mieć serce z kamienia, żeby Cię nie polubić. Zinan na pewno pisze piękny scenariusz i trzeba być niewrażliwcem całkowitym, jeśli się nie zrozumie tego, co przedstawimy – skomentowała z pełnym przekonaniem Ayomi. Co prawda wiedziała, że czasem dorośli zachowują się głupio i niczego nie ogarniają, ale miała nadzieję, że wśród widowni takich osób nie będzie lub przynajmniej nie będą one większością. – Poza tym nawet, jeśli nikogo nie znajdziemy, to wtedy poproszę o pomoc wujka, pamiętasz? On to już na pewno znajdzie genialne rozwiązanie, nie ma innej opcji! – zapewniała.
Ku własnemu zdumieniu słowa Ayo w jakiś sposób uspokoiły małą kunoichi. A przecież nadal niczego nie gwarantowały, nic nie zmieniły w tym, co miało się wydarzyć. Ale były to słowa pewne swego, nieustępliwe i dające pewien komfort. Pokazywały, że młodszej dziewczynce naprawdę zależy na losie Wery.
Ayomi istotnie przez cały ten czas bardzo ją polubiła. Na początku był to bardziej podziw i ciekawość, jednak kiedy coraz bardziej się poznawały, stało się to czymś na kształt mocnego koleżeństwa, a może nawet zalążek prawdziwej przyjaźni. Obie lubiły spędzać ze sobą czas i rozmawiać, choć różniły się charakterami i podejściem do wszystkiego wokół. Wera dostrzegała w niej trochę siebie z przeszłości, kiedy jeszcze mieszkała z Tamashi w osadzie i miała tendencję do dokazywania.
– Mam pomysł! – zawołała Ayo, wyrywając towarzyszkę z rozmyślań. Nie zdobyła się na wyjaśnienia, przeszła do czynów. Pobiegła do komody, otworzyła szufladę i czegoś w niej z zapałem szukała.
Wera cierpliwie czekała na rozwój wydarzeń. Wiedziała, że zadawanie pytań w takim momencie nie ma sensu, bo młodsza dziewczynka jest zbyt skupiona na tym, co robi, a wtedy nic do niej nie dociera.
– Jest! – oświadczyła radośnie Ayomi, wyjmując jakiś niewielki przedmiot. Zaraz złapała oprócz niego także kilka innych rzeczy, które potem okazały się być igłą i nitką. – Jeśli się zgodzisz, to trochę odmienię Twoje ubrania – zaproponowała, pokazując koleżance znalezisko: kwiatową naszywkę. – Myślę, że jak będą mniej ponure, to ludzie inaczej na Ciebie popatrzą. Mogę? – zapytała, wyciągając rękę po granatową bluzę. Mała kunoichi wiedziała, że Ayo za nie przepada za tą częścią jej garderoby, bo już kiedyś powiedziała jej, że czarne elementy przypominają jej wyszczerzone kły.
Starsza dziewczynka właściwie nie była szczególnie przywiązana do swojego stroju. Kiedy otrzymała go w podziemnych bazach cieszyła się głównie z butów i bluzy, ze względu na ich wygodę, ale wiedziała, że owe ubranie miało na celu lepsze zamaskowanie jej podczas walki z przeciwnikiem, więc nie było podarowane z troski o nią. Zrozumiała to, kiedy zaczęła się zastanawiać, czemu jej Mistrz był tak smutny, gdy pierwszy raz zobaczył ją w tym przebraniu.
Dlatego z chęcią zgodziła się na zapowiedziane przez Ayomi poprawki. Jedyną wątpliwość, jaką poczuła dopiero, gdy przekazała jej bluzę, było to, iż mimo wszystko była to w jakiś sposób pamiątka związana z Mistrzem Kirito. Ciężka okazywała się świadomość, że nie posiadała właściwie niczego innego, co by jej o nim przypominało.
– Tadam! – Zadowolona Ayo pokazała skończone dzieło, po kilkunastu minutach cierpliwej, wytężonej pracy. Dla wprawionej osoby byłoby to proste i o wiele szybsze, ale dziewczynka dopiero uczyła się szyć, dlatego nawet mimo poświęconego czasu nitka wcale specjalnie zgrabnie się nie układała, choć przynajmniej mocno trzymała naszywkę na bluzie. – Od razu lepiej, prawda?
– Śliczne są... – wyszeptała Wera, dotykając delikatnie naszytych kwiatów. Mimo specyficznej nitkowej oprawy nic nie zaćmiło ich misternego piękna.
– Hsh, mama wyszywa same śliczne rzeczy! Ja też kiedyś będę tak potrafić! Ale i tak już mi nieźle wychodzi. Pokażę Ci...
Przyniosła jeszcze kilka kolorowych nici i zabrała się za wyszywanie własnych kwiatów na innej części materiału bluzy, konkretniej na złowieszczych „kłach". Po dłuższym czasie, kilku ukłuciach i poprawkach, dzieło Ayomi zostało skończone. Co prawda prezentowało się dość nietypowo i bardzo trudno było zgadnąć, co przedstawia, ale pokazała je z niemałą dumą.
– Proszę, proszę, załóż – poganiała, oddając bluzę w ręce starszej koleżanki. Ponaglana mimo wszystko zakładała ją powoli i ostrożnie, choć widziała ekscytację i niecierpliwość emanujące z postawy Ayomi. Wolała jednak przez przypadek niczego nie zepsuć. Jak się okazało, wszystko się dobrze trzymało i o żadne nitki nie zahaczyła.
Wtedy do domku na drzewie po linowej drabince wdrapał się Saburo.
– Hej, masz może pożyczyć cienki pędzelek? – zapytał, bo akurat z Masaharu pracowali nad swoimi plakatami.
– Och, dobrze, że jesteś! – uznała Ayomi, ignorując pytanie chłopca. Już chciał się dopomnieć o swoje, ale nie dała mu dojść do głosu. Zresztą był nieco ciekawy, czemu młodsza koleżanka nagle cieszy się na jego widok. – Co sądzisz? – To mówiąc dziewczynka wyciągnęła rękę, prezentując siedzącą na podłodze Werę.
– Co „co sądzę"? Mam teraz ją oceniać czy coś? – Saburo zupełnie nie mógł zrozumieć o co chodzi. Grał poirytowanego, aby ukryć swoje zmieszanie.
– Głupku, strój jej oceń! Poprawiłam go! – oznajmiła poddenerwowana ignorancją kolegi Ayo.
– Naprawdę? – zapytał ze szczerym zdziwieniem i zainteresowaniem. Zaczął się intensywnie wpatrywać, aby zauważyć wspominane przez dziewczynkę różnice. Zajęło to chwilę, co jeszcze bardziej ją denerwowało. – Och, rzeczywiście! Jakieś kolorowe kleksy...
– Jakie kleksy? To są kwiaty! Nie widzisz?
– Ach, no, tutaj to rzeczywiście – przyznał Saburo, kiedy Wera pokazała skrawek z dziełem mamy Ayomi.
– A moje to niby co? – niecierpliwiła się autorka wyszywanych kwiatków. W jej oczach pojawiły się łzy, bo naprawdę potrzebowała, aby ktoś choć trochę ją docenił. Tymczasem sukces mamy zaćmiewał wszystkie jej starania.
– N- – chłopiec już miał się odezwać, ale w słowo weszła mu Wera.
– Są piękne. Bardzo mi się podobają – powiedziała, delikatnie gładząc dzieło Ayomi. Może nie było tak dopracowane, jak twór Satomi, ale było stworzone prosto z serca i mała kunoichi czuła to całą sobą. Spojrzała na młodszą dziewczynkę z wdzięcznością, ciepło się uśmiechając.
Ayo na chwilę zaniemówiła, bo jeszcze nigdy nie widziała Wery tak szczerze uśmiechniętej. Przez to miała poczucie, że jej słowa są równie prawdziwe, co pokazywane emocje.
– Dziękuję! – zawołała i w porywie chwili wzruszenia energicznie ruszyła, żeby przytulić starszą koleżankę. Mała kunoichi nie spodziewała się takiego gestu, ale ku własnemu zdziwieniu udało jej się jakoś odnaleźć w tej niestandardowej sytuacji. Lekko pogłaskała pociągającą nosem Ayomi, starając się ją uspokoić. Czy tak właśnie czuje się starsze rodzeństwo?
– Baby... Najpierw krzyk, potem płacz... I o co? O jakieś głupie kwiatki... – skomentował Saburo, który nadal nie potrafił zrozumieć tego, co się zadziało. Co prawda raczej wynikało to z wejścia w środku rozmowy dziewczynek oraz nieznajomości ich relacji, ale jemu przyszło do głowy tylko takie pierwsze, proste rozwiązanie tego, dlaczego czuje się taki skołowany.
– Głupie kwiatki?! To ciekawe, co niby mądrego Ty masz na tym plakacie! – powiedziała z gniewem Ayomi, odrywając się od małej kunoichi.
– Jeszcze nic, bo potrzebuję Twojego pędzla, o który Cię prosiłem – skwitował z przekąsem Saburo.
– To Ci go nie dam i nadal będziesz miał nic!
– Co?! Nie bądź taka! No przepraszam... że nie widzę w tych nitkach żadnych kwiatków. Auć! – zawołał, kiedy oberwał rzuconym przez Ayomi grubym pędzlem, który właśnie wygrzebała z szuflady. – Chciałem taki z cienką końcówką... – złożył zażalenie, kiedy zauważył, co upadło na podłogę.
– Wcale mnie to nie obchodzi! Nie dostaniesz innego! – krzyczała bardzo wkurzona zachowaniem kolegi Ayomi.
I tak zaczęła się jedna z wielu w tym okresie kłótni, które co prawda były burzliwe, ale nie okazywały się specjalnie poważne i szkodliwe dla żadnego dziecka w grupie. Wiele osób ponosiły emocje, bo brały one zadanie na poważnie, zaś niektórzy woleli sobie ze wszystkiego żartować. Na szczęście nad dobrem wspólnego dzieła czuwał Zinan, który spory rozwiązywał i prosił o spokojne rozmowy prowadzące w stronę rozwiązania konfliktu.
Od tamtej pory Wera czuła się o wiele lepiej, jakby była znów pełna prawdziwej nadziei. Czasem udawało jej się uśmiechnąć, a ku zdumieniu Zinana dziewczynka pomagała we wszystkich zadaniach, jakich mogła, choć wcześniej przydzielił jej jedynie konsultacje, a także również mocno angażowała się w łagodzenie grupowych sporów.
-------------
Niecałe dwa tygodnie później cały projekt powoli chylił się ku końcowi. Zbierano wszystkie elementy w jedną całość i coraz dokładniej planowano wydarzenie w plenerze. Nie pozostawało nic innego niż ustalić dzień, w którym odbędzie się przedstawienie.
Na drodze do wyczekiwanego finału stanął im festiwal Hanabi i Zinan uświadamiał to sobie dobitnie, gdy ten temat zaczął pojawiać się nagminnie podczas rozmów wśród grupy, choć do tej pory nic tak bardzo nie absorbowało dzieci niż teatr. Festiwal fajerwerków był bardzo lubiany, a że odbywał się raz do roku, czekano na niego z niecierpliwością. Chłopiec co prawda za nim nie przepadał z wielu powodów, ale musiał przyznać, że gdyby nie huk, śmieci i zapach spalenizny, to pokazy same w sobie były naprawdę zjawiskowe.
Nie mógł więc mieć nikomu za złe, że uwaga większości skupiała się właśnie na tym, co ma nadejść. Domyślał się, że tak, jak w grupie czy wśród bliskich ten temat jest numerem jeden, najprawdopodobniej jest tak na większą skalę, czyli na całą Konohę. Wobec tego podjął decyzję, iż akcja teatr zostanie zrealizowana dopiero po festiwalu Hanabi.
– Co? Czemu tak późno? Przecież już wszystko prawie mamy gotowe, wyrobimy się przed! – zabrał głos Masaharu, który podczas pracy przy projekcie stał się pewniejszy siebie.
– Racja, już przecież kończymy! – poparł go gorliwie Saburo.
Zinan westchnął głęboko.
– Jeśli ogłosilibyśmy nasz spektakl przed festiwalem, niewiele osób zwróciłoby na nasze wysiłki uwagę. Praktycznie wszyscy są zaaferowani pokazem fajerwerków. Nie o to nam chodzi, żeby teatr obejrzało parę osób. Poza tym mam wrażenie, że Wy też macie tym zajęte głowy.
Nikt tego nie skomentował. Rzeczywiście, nie można było zaprzeczyć temu, co powiedział Zinan, bo była to prawda. Wszystkie dzieci z grupy nie myślały o niczym innym, tylko o Hanabi: planowały stroje, smakołyki i upominki, jakie kupią na straganach, z kim pójdą i kogo spotkają. Trzeba było przyznać, że pomysł z terminem po festiwalu w świetle tego faktu wydawał się rozsądny.
Ayomi spojrzała na Werę. Właściwie zupełnie zgadzała się ze starszym chłopcem i jedyną jej wątpliwością było, czy dla niej nie będzie niekomfortowe znów dłużej czekać. Ona jednak nie wyglądała na zaniepokojoną i choć zazwyczaj trudno było przedrzeć się przez jej klasycznie spokojną pozę, to jednak młodsza dziewczynka już potrafiła zauważyć sygnały świadczące o złym samopoczuciu towarzyszki.
– Hanabi będzie prawie za tydzień, prawda? To nie tak długo. Myślę, że nie będzie problemu, żeby zrobić spektakl dopiero potem, Wera-chan? Przynajmniej lepiej się przegotujemy – skomentowała Ayo, włączając małą kunoichi w debatę i niejako podsumowując rozmowę. Zaskoczyła tym Zinana i to nie ze względu na kolejne oryginalnie przekręcone słowo. Uśmiechnął się lekko pod nosem. Coraz częściej dało się w dziewczynce dojrzeć prawdziwie charyzmatyczną liderkę.
-------------------
Czas pozostały do festiwalu minął w luźniejszej atmosferze. Do projektu spektaklu wprowadzano ostatnie poprawki, a większość czasu zajmowały rozmowy o zbliżających się wydarzeniach i zabawy.
W przeddzień Hanabi całej grupie udało się spotkać wieczorem w domku na drzewie, a ekscytacja świętowaniem i pokazami fajerwerków sięgała zenitu. Panował gwar, bo wszyscy na raz wymieniali się ostatnimi zmianami planów i spekulacjami co do tego co, jak i gdzie się odbędzie.
Intensywne rozmowy tak wszystkich zmęczyły, że niedługo później nawet na chwilę zapadła całkowita cisza. Dzieci siedziały albo leżały, zatopione w myślach o przyszłości.
– Właściwie, jak już jesteśmy w temacie Hanabi... – wśród ciszy zabrzmiał dziewczęcy głos.
– Tak, Yayoi? – zachęcił do dokończenia myśli Zinan.
– Kto wtedy popilnuje Wery? Wiem, że już jej bardziej ufamy, ale ten szarowłosy chłopiec może nam coś zarzucić, jeśli zostawimy ją samą... – przedstawiła zauważony problem dziewczynka. Chociaż nie zdawała sobie sprawy z tego, że Wera nie powinna zostać sama z poważniejszego powodu, to jednak dzięki jej skrupulatności i trzymaniu się zasad zwróciła uwagę na to, o czym nikt wcześniej nie pomyślał.
– Czemu mówisz o tym dopiero teraz?! – zawołała z wyrzutem Ayomi. Jej złość była skierowana w starszą koleżankę, ale tak naprawdę dziewczynka była po prostu przestraszona tym, że coś może pójść nie tak, bo istotnie zupełnie o tym zapomnieli.
– Bałam się, że ktoś znowu oskarży mnie o robienie czegoś w złych intencjach! – zdobyła się na bardzo szczerą odpowiedź Yayoi, a w jej oczach zaszkliły się łzy. Istotnie zastanawiała się nad tematem wcześniej, ale wiedziała, że wiele osób uważa, iż jest do Wery uprzedzona i choć na początku istotnie tak było, teraz minęło, tymczasem łatka nadal z nią została. Było jej z tego powodu zwyczajnie przykro, bo nie wiedziała już, co powinna zrobić.
Zinan zacisnął zęby. Wyrzucał sobie w myślach, czemu na to nie wpadł. Co mogło mu zaćmić umysł, że zapomniał o tak istotnej rzeczy? Naturalnie zaczął zastanawiać się nad rozwiązaniem, ale czuł, że przez to, iż festiwal miał mieć miejsce dnia następnego, opcje zdecydowanie kurczyły się tak, jak czas na ich przemyślenie.
Chłopiec był skory zadeklarować się, że zostanie z małą kunoichi, bo nie zależało mu na uczestnictwie w Hanabi, ale wiedział, że jeśli powie swoim rodzicom, że jednak nie chce wybrać się z nimi na miasto, od razu wyczują, że coś jest nie tak. Pewnie będą się o niego martwić i może nawet uznają, że zostaną w domu razem z nim, żeby nie czuł się samotnie, kiedy wszyscy świętują. Nie, ten pomysł niestety zdecydowanie odpadał.
Atmosfera zrobiła się gęstsza. Wszyscy wyczuwali, że problem jest dość poważny i dopóki go nie rozwiążą, będzie wisieć nad nimi widmo niedokończonej sprawy, która przecież ich wszystkich dotyczy. Nastał moment wytężonego poszukiwania czegoś, co całą sytuację uratuje.
Ayomi zerkała na każdego z osobna, skonsternowana. Miała wrażenie, że ich miny są nietęgie, więc wiedziała, że nie mają żadnych dobrych pomysłów. Nawet Zinan był w przysłowiowej kropce i wyglądał na bardzo niezadowolonego z tego powodu.
I nagle jej umysł przeszyła myśl, która jawiła się, jako idealne rozwiązanie.
– Wiem! Poproszę o pomoc Reiko-chan! – wypaliła niczym natchniona. Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni, nie wiedząc, kim jest wspomniana przez dziewczynkę osoba i czy wobec tego to jest pomysł, który warto brać pod uwagę. Zinan też nie pamiętał tego imienia, ale zaraz domyślił się, kogo Ayo może mieć na myśli.
– Czy to Twoja przyjaciółka z biblioteki? – zapytał, na co Ayomi energicznie przytaknęła głową. Chłopiec lekko westchnął. Już wcześniej tłumaczył młodszej koleżance, że nie powinni mówić o małej kunoichi osobom pobocznym, ale w tej sytuacji czuł, że nie mają lepszego wyjścia. Tym bardziej, że niedługo i tak Wera się ujawni, kiedy tylko zrealizują przedstawienie. Co prawda nie był pewien, czy może zaufać jakiejś obcej dziewczynce, której nigdy nie widział na oczy, ale jeśli Ayo za nią ręczyła... No cóż, widocznie trzeba zaryzykować. – Skąd wiesz, że się zgodzi? Może mieć jakieś plany w związku z festiwalem.
– Ona się boi fajerwerków. Rodzice pozwalają jej zostać wtedy w domu i czytać książki – poinformowała dziewczynka. Niedawno z nią o tym rozmawiała, dlatego była pewna tego, co planuje. Jeszcze wtedy namawiała ją, żeby razem poszły na festiwal, bo chciała spędzić z nią czas poza biblioteką, ale teraz ten aspekt wydawał się bardzo sprzyjający.
– Myślisz, że się zgodzi, jak jej powiesz, komu ma towarzyszyć? – dopytywał Zinan. Musiał być pewien, że ten pomysł ma jakikolwiek sens.
– Tak! Ona jest shinobi i niczego się nie boi. To dlatego wcześniej chciałam jej powiedzieć o tym, że jest u nas Wera. Ona od początku jej broniła, kiedy jeszcze myślałam, że jest szpiegiem-kitsune – wyznała Ayomi. Dobrze pamiętała, jak z ekscytacją opowiadała przyjaciółce o plotkach na temat tajemniczego dziecka, na co Reiko ze stoickim spokojem informowała, że wolałaby poznać je osobiście, bez uprzedzeń, żeby go nie oceniać pochopnie, jedynie przez pryzmat tego, co mówią ludzie. Najpewniej sama doświadczyła, ile zmienić potrafią plotki, choć nie mają w sobie szczerej prawdy.
– W porządku. W takim razie jutro jak najszybciej pójdziesz do niej i poprosisz ją o pomoc. Musimy mieć pewność, że się zgodzi – po dłuższej chwili namysłu podjął decyzję Zinan.
Ayo miała ochotę skakać, tak bardzo nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę. W końcu będzie mogła wyznać przyjaciółce długo skrywaną tajemnicę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro