Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

r. 38. Wyśnione zasługi

Obecność tajemniczej dziewczynki zadziwiająco szybko stała się dla grupy Ayo w jakimś stopniu normalnością. Pierwsze dni były najtrudniejsze, jednak potem każdy przyzwyczaił się do niej, jako tymczasowego mieszkańca domku na drzewie.

Duża gra trwała i podekscytowane wagą zadania dzieci starały się zdobywać informacje, nie zwracając na siebie uwagi. Nie zawsze się to udawało, choć każde sądziło, że wykonuje swoje zadanie bez zarzutu. Na szczęście wiele ich wybryków dorośli zrzucali na karb dziecięcych dziwactw i nie zawracano sobie szczególnie głowy ich specyficznymi pytaniami czy konspiracyjnymi zachowaniami. Dzieci zaś rozpierała duma, że mogą uczestniczyć w czymś tak ważnym. A zdecydowanie ważne wydawało się szukanie domu dla odrzuconej przez społeczność osoby.

Bynajmniej nie było to równoznaczne ze stworzeniem więzi z Werą, które mogłyby być w jakiś sposób dodatkową motywacją.

Grupa była dość podzielona, jeśli chodzi o zachowania względem nowej koleżanki. Niektóre osoby wolały wrócić do zajęć i zabaw we własnym gronie, ignorując małą kunoichi, której wycofanie odbierano czasem jako niechęć lub poczucie wyższości. Trudno było ją zrozumieć, a jej postawa przywodziła na myśl, iż może czuć się, jakby była starsza i dojrzalsza niż cała reszta, choć naprawdę wcale tak nie było. Bardzo dawno nie miała ciągłego kontaktu z osobami w podobnym do siebie wieku i nie do końca potrafiła się w tym odnaleźć. Wbrew pozorom nie czuła się od nikogo lepsza. Wręcz przeciwnie. Miała przeczucie, że odstaje od reszty i psuje wszystkim zabawę, nie mogąc zostawić za sobą lęków i wątpliwości, aby bez reszty zatopić się w wirze psot i wygłupów.

Niektóre dzieci chciały ją bliżej poznać, ale były zbyt nieśmiałe, aby oderwać się od grupy i do niej podejść. Jedną z osób w takiej sytuacji była Umako, która poza tym zastanawiała się, czy powinna się kolegować z dziewczynką, której okazała nieufność ze względu na wcześniejszą sytuację z bratem. Mimo to wiedziała, że zrobiła to tylko ze względu na Yukio, a gdy on przestał się jej bać, speszyła się i zrozumiała, że nie ma powodu, aby czuć do niej jakąkolwiek wrogość. Czy jednak dzieci nie będą plotkować na ten temat, jeśli teraz zmieni zdanie i będzie chciała poznać tajemniczą dziewczynkę?

Kilka osób z grupy było zafascynowanych sylwetką małej kunoichi, a ich grad pytań i prośby o pokazanie kolejnych „sztuczek ninja" wystarczały za wszystkich. Wera czuła się przytłoczona ich atencją tym bardziej, że nie miała ochoty opowiadać o sobie zbyt wielu szczegółów, nie mówiąc już o pokazywaniu swoich umiejętności shinobi, których nadal nie potrafiła w pełni zaakceptować, a wymagania otoczenia przywodziły jej na myśl żądania Danzo i Orochimaru. Poza tym już podczas uwolnienia przeklętej pieczęci bała się, że ktoś z Korzenia znajdzie się w pobliżu i ją wytropi, co na szczęście się nie stało, ale wiedziała, że nie chce już używać chakry bez prawdziwej potrzeby.

Dzieci nie potrafiły tego pojąć. Dla nich jej zachowanie było wyniosłe, mimo tego, co wiedziały z rozmowy dziewczynki z Zinanem. Trudno sobie uświadomić, jak ciężkie są dla kogoś dane przeżycia, jeśli widzi się je jedynie ze swojej perspektywy. No bo jak można nie lubić popisywać się swoimi umiejętnościami i nie chcieć używać ich do zabawy? Przecież teraz nikt już nad nią nie stoi, nikt jej nie każe. Ba, okazywany jest jej podziw! Więc czemu nadal odmawia?

Dlatego właśnie Wera najlepiej czuła się w obecności Ayomi i Zinana, którym nie przeszkadzało jej milczenie i stonowany styl bycia. Ayo nadal była zafascynowana jej osobą, ale nie naciskała i niczego od niej nie wymagała, zadowalając się tym, co mogła zaobserwować lub usłyszeć w rozmowie. Kiedy kunoichi zdecydowała się jej powiedzieć jakiś detal z przeszłości, nawet niewiele znaczący, dziewczynka czuła się obdarzona zaufaniem, a to było przyjemne niczym uhonorowanie mozolnie zdobytą nagrodą.

Zinan zaś mimo, że zdawał sobie sprawę z tego, jak wielu rzeczy nie wie o nowej koleżance, miał wrażenie, iż nie musi ich wiedzieć, aby poczuć do niej sympatię i budować znajomość. Poza tym wyczuwał pewne sprawy po jej zachowaniu, przez co również w jakiś sposób ją poznawał. Słowa są może bardziej bezpośrednie, ale nie zawsze potrafią opisać to, co się dzieje w człowieku - z takiego założenia wychodził.

– Pff, ale z Ciebie nudziara... – skomentował obrażony Saburo. Na różne sposoby próbował już przekonać Werę, aby pokazała mu moc ninja, ale za każdym razem odmawiała albo zbywała go milczeniem i wzrokiem zbitego psa. Chłopca to tylko bardziej irytowało. Nie miała powodu, aby nie wykonać jego prośby. Gdyby było inaczej, powinna się odezwać, wyznać przyczynę, kiedy o to pyta.

Włożył ręce do kieszeni i odszedł. Przez moment jeszcze miał nadzieję, że takie zachowanie na tyle poirytuje kunoichi, że zawoła go i jednak pokaże mu jakąś sztuczkę. Nic z tego.

Jego skupiony na fochu humor poszedł w niepamięć, gdy tylko dołączył do zabawy z resztą grupy. Właśnie jeden z chłopców popisywał się swoimi umiejętnościami manewrowania kendamą i czujni obserwatorzy czekali na swoją kolej, na wykonanie lepszych sztuczek. Drewniana kulka podskakiwała w powietrzu, odbijając się od wgłębień grubego trzonka, a jej szybkie ruchy ograniczał jedynie sznurek i umiejętności użytkownika. Kto zostanie mistrzem podwórka? Emocje sięgały zenitu.

Zabawy, od momentu przyjęcia Wery w drewnianym domku, zaczęły się częściej odbywać w bezpiecznym dla niej miejscu, z dala od wzroku przechodniów czy wyglądających przez okna domu Ayo rodziców. Zakątek na tyłach posesji wydawał się do tego idealny: z jednej strony osłonięty wysokim płotem, z drugiej grubym konarem drzewa oraz rzędem nieregularnie rosnących krzewów wiecznie zielonej skrzydlicy.

Mimo tak sprzyjających warunków mała kunoichi rzadko brała czynny udział w zabawach. Częściej zyskiwała przykaz sędziowania od wspaniałomyślnej Ayomi, która dostrzegała, że Wera nie czuje się jeszcze na tyle swobodnie, aby zawsze być chętna do zabawy. Dziewczynka była jej za to w duchu ogromnie wdzięczna. Zdecydowanie wolała obserwować rywalizacje i współprace, gry zręcznościowe i zupełne improwizacje, niż w nich uczestniczyć. Czasem nawet udało jej się szczerze uśmiechnąć, jak widziała prawdziwe więzi i szczęście wypisane na twarzach innych dzieci. Wtedy na moment zapominała o szukających jej shinobi, o niebezpieczeństwie grożącym mistrzowi, o niechęci mieszkańców Konohy. Było to słodkie uczucie, którego nie dało się niczym zastąpić.

Tak właśnie się czuła tamtej chwili, gdy Saburo odszedł do reszty grupy. Tam czuł się dostrzegany, akceptowany, radosny i beztroski. Nawet, jeśli nie zawsze zachowywał się do Wery z wyrozumiałością, przyjemnie jej było zobaczyć jego miłe oblicze, które ukazywał innym osobom. Wyobrażała sobie, że kiedyś mogłaby się z nimi wszystkimi właśnie tak bawić, nie myśląc o niczym innym. Ale czy to możliwe? Czy nadejdzie czas, gdy zaakceptuje ją ktoś poza Ayomi i Zinanem? Trudno jej było sobie to wyobrazić, ale nadal istniała w niej pewna nadzieja. Tym mocniejsza, że miała wrażenie, iż Umako i kilka innych osób patrzyło na nią bardziej przyjaznym okiem, choć jeszcze tego nie pokazywały czynami.

Wera spróbowała się nieco rozluźnić. Oparła się plecami o drzewo, zamknęła oczy i lekko odchyliła głowę, oddychając głęboko świeżym powietrzem. Z przyzwyczajenia użyła umiejętności sensora, aby sprawdzić otoczenie.

Szybko tego pożałowała. Wyczuła źródło chakry stosunkowo niedaleko, bo tuż za płotem, kilka metrów od siebie. Mimo dreszczu, który przebiegł jej ciało, zachowała zimną krew. Źródło było jedno i niewielkie, więc najpewniej nie należało do osoby dorosłej. Poza tym miała przewagę w postaci świadków, którzy zdecydowanie nie byliby cicho, gdyby pojawiło się jakieś zagrożenie.

Spod przymkniętych powiek spoglądała badawczo w miejsce, gdzie znajdował się tajemniczy ktoś. Rzeczywiście miała wrażenie, że w szparze między deskami płotu dostrzega czyjąś sylwetkę. Musiał to być umyślny obserwator, bo zerkał co jakiś czas, tylko na krótko, a potem znów chował się na dłuższą chwilę. Wera zamknęła oczy, skupiając się na chakrze osoby z zewnątrz. Miała pewność, że nie może być to przypadkowy przechodzień, który akurat tam postanowił zawiązać sobie sznurówkę. Ktoś obserwował podwórko Ayomi. Ktoś najpewniej obserwował właśnie ją.

Zastanawiała się, jak powinna się zachować. Wyjście na ulicę do tajemniczego obserwatora odpadało. Zniknie z zasięgu wzroku znanych jej osób, wtedy może stać się wszystko. Poza tym zauważy ją najpewniej więcej obcych ludzi, a przecież zależało jej, aby plan Ayo i Zinana, co do ukrycia jej do momentu znalezienia dla niej nowego domu, poszedł pomyślnie.

Podniosła się ze swojego wygodnego miejsca i podeszła kilka kroków w sobie tylko znanym kierunku. Dwójka dzieci zauważyła jej ruch, a ich uwaga sprawiła, że inne również powiodły wzrokiem za Werą.

– Co ona robi? – zapytała ze zdziwieniem jedna z dziewczynek. Nikt nie potrafił odpowiedzieć na jej pytanie. Ktoś pokręcił głową z irytacją. Przydałoby się, żeby czasem się odezwała. O dziwo właśnie to zrobiła, jednak jej słowa nie były skierowane do żadnego z dzieci z grupy Ayo, co przyjęto ogólnym zdziwieniem i zainteresowaniem.

– Wyjdź z ukrycia – zawołała niezbyt głośno, ale rozkazująco i dobitnie. – Wiem, że tam jesteś!

Przybrała hardą postawę, ukrywając swój strach. Nie chciała, aby tajemniczy obserwator czuł nad nią przewagę. Jeśli to jedynie zaciekawiony plotkami młody shinobi, już ona się postara, aby nie pisnął nikomu o tym, co tutaj widział. Gorzej byłoby, gdyby okazał się on osobą dorosłą, ale Wera była zdeterminowana, aby poradzić sobie z każdym. Póki ma szanse, będzie walczyć o swoje. Bronić tego, co zdobył dla niej Mistrz. Nie pozwoli, aby tak pożądana przez Korzeń informacja wymknęła się na światło dzienne, gdy ona mogła jakkolwiek temu zapobiec.

Kakashi wzdrygnął się. Zauważyła go. Zaklął w myślach. A tak dobrze mu szło.

Zbierając informacje o wcale-nie-szpiegu wędrował głównie po dzielnicach cywilów i wypytywał o niego napotkanych ludzi. Większość wiedziała o kogo chodzi i bez problemu udzielała informacji, jakby lękając się, że każde ich zatajenie zostanie odebrane jako współpraca z tajemniczą, niebezpieczną osobą. Jeśli shinobi zapuszczają się w takie miejsca, to nie bez powodu. Dlatego ludzie byli raczej wylewni, czasem okazywali niepokój, innym razem lekceważący stosunek do całej sytuacji. Każda jednak wzmianka o interakcjach z nie-szpiegiem była dla Kakashiego bardzo istotna, bo doprowadzała go do celu.

Ostatnim razem widziano tę osobę kilka dni wcześniej, jak chodziła od domu do domu oferując pomoc. Potwierdziły to trzy sąsiadujące ze sobą osoby. Niestety na tym trop się urywał i to młodego Hatake dość frustrowało. Jego ojciec został wysłany akurat na dłuższą misję i Kakashi miał nadzieję zdobyć podczas jego nieobecności tyle informacji, że gdy wróci, to będzie miał wyniki, o których warto porozmawiać. Wyobrażał sobie, jak pyta Sakumo o to, czy powinien powiadomić o wszystkim ANBU, a jego odpowiedź jest tylko formalnością. Potem tajne jednostki doceniają jego wysiłek i proponują członkostwo, a on wspaniałomyślnie odmawia, sugerując, że najpierw powinien skończyć edukację w Akademii Ninja.

Z tą motywacją wyruszył na przeszpiegi dnia kolejnego i znów pewnie zostałby z niczym, gdyby nie chłopiec, który, zapytany o nie-szpiega, dziwnie zbladł i dukając bezsensowne wymówki zwyczajnie uciekł. Kakashi był pewien, że musi sprawdzić ten trop.

I tak właśnie znalazł się dwa dni później przy podwórku Ayomi. Trochę czasu zajęło mu, aby odnaleźć chłopca, a potem go śledzić. Tym bardziej, że robił po drodze bardzo nieszczególne i nudne rzeczy: spędzał czas z rodzicami, poszedł do dziadków, zajmował się młodszą siostrą. Kakashi już chciał odpuścić, ale następny dzień okazał się być już inny, finalnie owocny.

Najpewniej właśnie przez spotkanie zadającego zbyt konkretne pytania shinobi, rzeczony chłopiec szedł do Ayomi zestresowany. Oglądał się na wszystkie strony, bojąc się, czy aby ktoś go nie śledzi. I śledził, owszem, ale chłopiec nie był w stanie tego zauważyć. Kakashi bardzo dobrze się ukrywał, był cichy i ostrożny. I to go zgubiło, bo był tak pewny swojej niewidoczności dla oka cywili, że nie spodziewał się wykrycia nawet przez nie-szpiega.

Gdy dziewczynka się do niego odezwała, skarcił się w myślach. Nie powinien był tyle obserwować jak na pierwszy raz. Tym bardziej, że już dowiedział się o istotnych faktach, czyli o tym, gdzie szpieg przebywa, a poza tym że wcale nie był chłopcem, jak wielu plotkowało. Z wieścią o miejscu pobytu tajemniczej osoby ANBU na pewno przyjęłoby go z otwartymi ramionami. Co go więc podkusiło, żeby zaobserwować coś więcej?

Zastanawiał się, czy uciec. Spodziewał się, że ta osoba, jeśli się ukrywa, raczej nie będzie go gonić. Ale to będzie wyglądało, jakby stchórzył. A przecież się jej nie boi. Poza tym czy będzie mieć kiedykolwiek lepszą możliwość, aby z nie-szpiegiem zwyczajnie porozmawiać? Tego nie mógł być pewien. Zmiana miejsca pobytu zawsze wchodzi w grę, jak zresztą głosiły plotki i w nie akurat wierzył, bo znalazł parę dowodów na ich potwierdzenie w postaci bardzo dobrze ukrytych niewielkich kryjówek, które wyśledził Pakkun. A jeśli zaszyje się tym razem tak, że już jej nie wytropi albo, co pewniejsze, będzie uciekać w nieskończoność i nigdy nie zgodzi się porozmawiać?

Czy tak czują się shinobi na prawdziwej misji? Stresował się, czy będzie w stanie poprowadzić rozmowę dyplomatycznie. Był na siebie mocno wkurzony, że został wykryty. Targały nim wątpliwości, jak postąpić, aby jego własna misja zakończyła się sukcesem.

Wszystkie te emocje schował pod maską pozornej obojętności. Bez problemu przeskoczył przez wyższy od siebie co najmniej dwukrotnie płot, a lądując na ziemi już wyglądał na opanowanego, jakby zupełnie nie był poruszony tym, że został zauważony.

– Aaa, zamaskowany bandyta! Czyhałeś na mój domek na drzewie? Niegodziwiec... – zawołała z oburzeniem i naganą Ayomi, wskazując obcego jej chłopca palcem. Wbrew temu, co powiedziała, cała sytuacja jej pochlebiała. W końcu mogła udowodnić kunoichi, że ludzie naprawdę zagrażają jej miejscu zabaw, choć jeszcze kilka dni temu było to zdecydowanie spore wyolbrzymienie. Teraz wydawało się przyjemnie realistyczne. Wyobraziła sobie, jak wspaniale byłoby się bawić w obronę drewnianego domku, ciskając w przeciwników przypadkowymi przedmiotami.

Kakashi spojrzał na nią z dezaprobatą, jakby miała nie po kolei w głowie. Uważał, że zdecydowanie się zagalopowała, a przecież dopiero co zdążyła się odezwać. Zero kultury, ale przede wszystkim domysłu.

– Nie obchodzi mnie Twój domek na drzewie – odpowiedział beznamiętnie. – Chodziło mi o nią – sprecyzował, przenosząc oceniający, pewny siebie wzrok na Werę.

– Trzymaj się z daleka od mojego ochroniarza! – rzuciła ostrzeżenie Ayo, jednak chłopiec postanowił uciąć tę dyskusję, zanim dobrze się nie zaczęła. Cel misji był poza tym, co akurat ona mogła mu powiedzieć.

– Kim jesteś? Kto Cię tu przysłał? – zapytała hardo Wera, z nerwów nieświadomie zaciskając pięści. Co prawda kamień spadł jej z serca, gdy zobaczyła osobę w podobnym do siebie wieku, a nie dorosłego, ale nadal nie wiedziała, czy będzie w stanie sobie z nią tak poradzić, jak by chciała.

– Nazywam się Kakashi Hatake. A Ty? – odpowiedział posłusznie, uznając, że tak właśnie zachowałby się odpowiedzialny dorosły. Informacja za informację. Jej nic nie dadzą wiadomości o nim, ale jemu o niej już tak. Wystarczy stworzyć pozory porozumienia, jak podczas mediacji z osobą, która jest niebezpieczna dla otoczenia. Ktoś obdarzy Cię zaufaniem i choć z Twojej strony to głównie gra, jednak misja dzięki temu zostanie pomyślnie wykonana.

– Nie chcę odpowiadać na Twoje pytanie. To Ty mnie obserwowałeś i ja chcę wiedzieć, co tu robisz. Kto Cię tu wysłał? – elokwentnie odmówiła Wera, której odwagi dodawał gniew pomieszany ze strachem. On już wie, gdzie się ukrywa. A co, jeśli teraz ucieknie i komuś o tym powie? Nie mogła do tego dopuścić. Z naciskiem ponowiła pytanie, nie ustępując o krok.

Tego się nie spodziewał. Dziewczynka zbiła go z tropu i nieco pomieszała szyki. Wielkie myśli o mediacji właśnie upadły, a on zastanawiał się, czemu wydaje się taka zawzięta i uparta. Jeśli nie chce wyjawić nawet swojego imienia, to czy wyjawi cokolwiek bardziej znaczącego? Intensywnie zastanawiał się nad tym, jaką taktykę obrać, aby poprowadzić rozmowę po jego myśli i wyjść z obcego podwórka zwycięsko, bogatym w kolejne informacje, cenne dla tajnych służb Konohy.

– Nikt mnie tu nie przysłał – odpowiedział w geście pozornego posłuszeństwa. Małej kunoichi ulżyło. A więc chłopiec przyszedł tu jedynie z własnej ciekawości. – Ale informacje o Tobie mogę przekazać ANBU...

Te słowa zburzyły chwilową ulgę i na powrót wprowadziły Werę w stan wytężonego skupienia i strachu. Nie wiedziała do końca, czym jest ANBU, ale przekazywanie informacji komukolwiek brzmiało niepokojąco. Zmiana była tak gwałtowna i nieoczekiwana, że dziewczynka nie potrafiła całkowicie ukryć szoku, jaki u niej wywołała.

Kakashi przyjął jej reakcję z pewnym triumfem. Tym razem on zdobył przewagę i to poczucie zdecydowanie bardziej mu pasowało niż pozycja osoby przyłapanej na gorącym uczynku. Dawało wrażenie całkowitej kontroli nad sytuacją.

Wzmianka o ANBU zaalarmowała Zinana, który do tej pory starał się być jedynie słuchaczem i nie ingerować w sprawę, która go właściwie nie dotyczyła. Wmieszanie w rozmowę sił specjalnych shinobi Konohy zmieniało ten stan rzeczy diametralnie. Jeśli zamaskowany chłopiec zdradzi im, gdzie aktualnie przebywa Wera, w całą aferę zostanie wplątana Ayomi i jej rodzina, a także każda osoba należąca do jej grupy odwiedzająca domek na drzewie. Nie było opcji, aby wyprzeć się wiedzy o nowej lokatorce tego miejsca.

Pomijając fakt, jak gwałtowne reakcje rodziców przewidywał Zinan, gdyby tak nagle dowiedzieli się prawdy, ale jeśli mała kunoichi naprawdę nadal była uznawana za szpiega i plotki na temat decyzji Hokage są prawdziwe, to ich rodziny poniosą surowe konsekwencje. Chłopiec nie mógł na to pozwolić.

Podszedł bliżej rozmawiających, stanął nieopodal Wery z założonymi rękami, a na twarz wdział najbardziej potępiający wyraz, na jaki mógł się zdobyć. Musi wybić temu zuchwałemu podglądaczowi cudzych podwórek tak koszmarny pomysł!

W głowie Wery roiło się od mocno niepokojących myśli. Za nic w świecie nie chciała, aby tak łatwo upadł plan jej Mistrza. Tym bardziej wobec pomocy, jakiej obiecał udzielić jej Zinan razem z resztą grupy. Nie mogła zrozumieć, jakie ten chłopiec może mieć pobudki, aby chcieć to wszystko zniszczyć. Jaki miał w tym interes? W środku aż się w niej gotowało.

Jej gniew i chęć protestu były tak mocne, że bez problemu wyobrażała sobie sposoby, w jakie może powstrzymać chłopca od wykonania podjętej decyzji. Wśród nich widniały również te dość ostateczne i drastyczne, jak dotkliwe pobicie, dopóki nie obieca, że tego nie zrobi, czy połamanie kończyn. Zdecydowanie nic przyjemnego i dziewczynka nie chciałaby nikomu wyrządzać takiej krzywdy, ale czuła się w desperacji. Pomińmy fakt, że pewnie gdyby musiała realnie wykonać któreś z tych wyobrażeń, nie potrafiłaby się przemóc do takiej przemocy, ale w tym momencie miała wrażenie, że gdy będzie musiała, to zrobi wszystko. Powstrzymywały ją głównie okoliczności, ponieważ nie chciałaby, aby dzieci z grupy Ayo zaczęły się jej na powrót bać, kiedy dopiero się z nią trochę oswoiły.

– Nie zrobię tego tylko, jeśli udowodnisz mi, że nie jesteś szpiegiem – dodał po dłuższej chwili Kakashi. Ta oferta spiorunowała Werę. Czyli jednak jest inna opcja. Wszystkie mordercze myśli opuściły ją momentalnie, skupiając motywację na wykonaniu warunku zamaskowanego chłopca. Przytaknęła głową z całym zdecydowaniem.

– Jak mam to zrobić? – zapytała, gotowa na wszystko.

Hatake się zmieszał. Wcale nie obmyślił żadnego sposobu na potwierdzenie założenia o nie-szpiegu.

– Nie mam pojęcia... To chyba Ty powinnaś wiedzieć, skoro nie jesteś szpiegiem... – rzucił zbity z tropu.

Mimo nonsensu w jego wypowiedzi Wera uznała, że w sumie musi być w tym jakaś racja. Nic jej jednak od razu nie przychodziło do głowy, dlatego po chwili usiadła na trawie, zamknęła oczy i w wielkim skupieniu zabrała się za rozmyślania na temat jakichkolwiek opcji.

– Czy ona... medytuje?

– Może zbiera chakrę... – szeptały między sobą dzieci, które teraz już zupełnie porzuciły zabawę i zebrały się obserwować, co się właściwie dzieje. Konfrontacja dwóch shinobi wydawała się nader ciekawa i nieprzewidywalna. Podekscytowany Saburo miał nadzieję na zobaczenie technik ninja w akcji.

Czas mijał i mimo, że wcale nie upływało go dużo, wszystkim zebranym zdecydowanie się dłużył. Zinan czekał na odpowiedź Wery w napięciu, bo jednak od tego zależało bezpieczeństwo ich wszystkich.

– Głupi jesteś! – obraziła zamaskowanego chłopca Ayomi. Nie mogła wytrzymać z nerwów. Może nie do końca wiedziała, o co się to wszystko rozgrywa, ale czuła, że sytuacja nie jest ani trochę komfortowa. – Ja mam dowód na to, że Wera nie jest szpiegiem!

Zinan wstrzymał oddech. Ayo ma dowód? Niesamowite, ale istotnie może uratować całą sytuację! Z niecierpliwością czekał na to, co powie.

– Ona mi to wyjawiła, a na pewno by mnie nie okłamała! – oznajmiła przekonana, że to całkowicie zamknie temat i wszystkich niebotycznie zaskoczy swoją błyskotliwością, mówiąc to, na co nikt inny by nie wpadł. Z zadowoleniem zauważyła, że Kakashi wygląda na zupełnie zamurowanego. Tylko czemu Zinan ma taką zawiedzioną minę?

– Czyli ma na imię Wera? – zapytał cicho Hatake, niejako sam do siebie. Nie spodziewał się, że tak łatwo uda mu się zdobyć tę informację. Zastanawiał się, czy to prawdziwe imię, czy tylko wymyślone, bo nie brzmiało zbyt wiarygodnie. Może jednak dziewczynka nie była wobec tych dzieci tak prawdomówna, jak im się wydawało?

Ayomi spojrzała na niego ze zgrozą. Nie mogła uwierzyć, że tak podstępnie została zmuszona do wyjawienia tego, czego kunoichi nie chciała powiedzieć! Spojrzała na Zinana wzrokiem pełnym rozpaczy.

– Ja... ja nie chciałam... – wydukała ze smutkiem.

– Nic się nie stało – odezwała się Wera, która w końcu przestała „medytować". Położyła dłoń na ramieniu dziewczynki, chcąc dodać jej otuchy. – Nie mam pojęcia, jak udowodnić Ci, że nie jestem szpiegiem – zwróciła się do Kakashiego. – Jeśli powiesz mi, co konkretnie mam zrobić lub powiedzieć, to mogę to zrobić, ale teraz nie mam pomysłu. Daj mi czas – wyznała szczerze, choć nie bez poczucia porażki. Nie mogła wpaść na żaden sensowny pomysł, ale była nadal zmotywowana, aby w przeciągu kolejnych dni myśleć nad sposobem, jak udowodnić swoją niewinność.

Zinana przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Wera zawiodła. Czy wobec tego teraz ten chłopiec będzie miał jakiekolwiek przeciwwskazania, aby zrealizować swój pomysł?

– Poczekaj! Mogę zaświadczyć, że przez cały czas, jak tutaj była, nikogo nie śledziła ani niczego w wiosce nie obserwowała. Cały czas ktoś z nas z nią był i będzie. Pilnujemy jej! – zarzekał się, aby w jakiś sposób udobruchać zamaskowanego chłopca. On jednak spojrzał na niego surowym wzrokiem.

– Czy była tu od momentu, kiedy przyszła do wioski?

– Nie – odpowiedział z pewnym oporem, bo domyślał się, do czego Kakashi może zmierzać.

– To jak możesz ręczyć za to, że na pewno nie szpiegowała?

Zinan zacisnął zęby i przeklął mocno w myślach. Poczuł się przegranym i choć miał ochotę walczyć, czuł się bezsilny, zarówno słowem, jak i fizycznie, bo czy mógł się równać nawet z kimś młodszym od siebie, ale będącym shinobi?

– Nic tu po mnie – skomentował Kakashi, po czym odwrócił się na pięcie i niespiesznie ruszył w stronę płotu. Już miał zamiar przygotować się do skoku, kiedy poczuł, jak coś niemiłosiernie mocno ciągnie go za szalik. Miał wrażenie, że zaczyna brakować mu tchu.

Nie zauważył nawet, kiedy pojawiła się przy nim tajemnicza dziewczynka. Była szybka i niemożliwie cicha. Próbował lekko odwrócić głowę w jej kierunku, choć kosztowało go to trochę wysiłku.

Jej mina była śmiertelnie poważna, a z oczu wyzierała nieodgadniona pustka, której Kakashi nie mógł zrozumieć, ale wzbudziła w nim prawdziwy strach. Pierwszy raz widział człowieka tak bardzo gotowego na wszystko, nieobliczalnego. Wera wzrostem nieco górowała nad chłopcem, co jeszcze podbijało mroczny efekt.

Nie mogła temu zaradzić. Jej ruchy były prawie automatyczne, jakby instynkt shinobi podejmował decyzje za nią. Gdyby nie paniczny strach, co będzie, jeśli ten zamaskowany chłopiec powie komuś o tym, gdzie się znajduje, gdyby nie wizja zniszczonego planu mistrza Kirito i powrotu do podziemnych baz, na pewno trzęsłyby jej się ręce. Ale ona miała pewny uścisk i nie zamierzała go zwalniać, dopóki... no właśnie, dopóki co? Co zamierzała zrobić? Czy naprawdę chce użyć swoich umiejętności ninja, aby kogoś zranić i to jedynie z własnych, samolubnych pobudek?

Mimo pierwszego szoku w Kakashim również obudziły się mechanizmy obronne. Jego spojrzenie z pełnego strachu zmieniło się w opanowane i pewne, ciało również nie pozostało bezczynne. Ojciec już od małego uczył go sztuk walki, więc udało mu się wykręcić i uderzyć ręką w dłoń dziewczynki. Zgodnie z jego przewidywaniami, na które zresztą liczył, zaskoczona Wera otworzyła pięść i puściła go wolno.

Wtedy nieco oprzytomniała. Zalało ją nieprzyjemne uczucie, jakby zrobiła coś złego. Przecież chłopiec jej nie atakował, a ona próbowała zrobić mu krzywdę. Widziała, jak się dusi, a jednak nadal trzymała uchwyt. Teraz nie mogła się pogodzić z tą brutalnością i zszokowana stała, wpatrując się pusto przed siebie.

– Spokojnie, dam Ci czas – oznajmił, a jego głos nie zadrżał ani trochę cieniem przeżytych emocji. Odwrócił się od Wery, zrobił swobodny krok w kierunku płotu, ale przed skokiem jeszcze się zatrzymał. – Ja też może spróbuję zastanowić się nad odpowiedzią – oznajmił, po czym zniknął za ogrodzeniem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro