Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

r. 29. Pomoc z dobrego serca

Z mocno bijącym sercem schowała się za ścianą jednego z budynków, obok których przebiegała. Próbowała zmylić pościg, jeśli ktoś zdecydowałby się za nią pobiec. Musiała ratować się bardziej nieoczywistymi, krętymi ścieżkami niż szybkością, bo, zgodnie z poleceniem mistrza, tuż po przekroczeniu bram Konohy powinna zachowywać się jak osoba nieposiadająca chakry i zdolności shinobi. Wykonanie tego zadania utrudniała jej znajomość wioski tylko z opisów mistrza, a także strach, który sprawiał, że instynktownie przyspieszała i była o krok od wykorzystania umiejętności zdobytych w podziemnych bazach. Na szczęście w głowie nadal dźwięczał jej głos Kirito, który przypominał się jej w chwilach większej dezorientacji i zwątpienia. Może ona mogła popełnić błąd, ale mistrz z pewnością wiedział, co robić. Rozumiała, że musi mu zwyczajnie zaufać.

Jej oddech był nierówny. Dała się ponieść emocjom, a gdy to zrozumiała nieco się przestraszyła i skarciła w myślach. Ninja powinien być powściągliwy w wyrażaniu swoich wewnętrznych przeżyć. Tak przynajmniej uczono ją w podziemnych bazach i choć zasada ta budziła w niej sprzeciw, to musiała się podporządkować, inaczej czekała ją kara. Aż do tej pory. Teraz mogła być dzieckiem, które po prostu przestraszyło się dorosłych i uciekło. Była wolna. Dopiero w takich momentach coraz mocniej to sobie uświadamiała.

Zacisnęła dłoń w pięść, wyrażając swoją motywację. Czuła, że jest gotowa, aby wykonać kolejną część planu mistrza.

Jej zapędy ostygły jednak szybko, gdy usłyszała nieopodal obce ludzkie głosy. Były zbyt blisko, więc zaniepokojona cofnęła się w głąb uliczki, do której wbiegła. W obecności innych osób nie było jednak niczego dziwnego czy podejrzanego. Po prostu dziewczynka nie była przyzwyczajona do tłumów. Nawet w jej rodzimej osadzie było na tyle dużo miejsca i niewielu mieszkańców, że nie dało się odczuć, jak ich liczba przytłacza. Konoha zdawała się być zupełnie inna. Tu, mimo sporych obszarów, ludzi było tak dużo, że trudno było nie szturchnąć kogoś ramieniem przechodząc przez tłum.

Wera zdawała sobie jednak sprawę, że powinna wyjść ze swojego ukrycia. Musi nawiązać kontakt z mieszkańcami wioski, aby uzyskać od nich pomoc. Zamknęła oczy, zła na siebie, że tak łatwo poczuła niepewność. Zbierając w sobie motywację postawiła kilka pewnych kroków i poszła w stronę tłocznej ulicy, starając się myśleć jedynie o wskazówkach Kirito.

Pierwszą z ważnych rzeczy, na które mistrz zwrócił jej uwagę, była obserwacja. Kiedy więc znalazła się wśród ludzi wodziła wzrokiem dookoła, starając się zauważyć to, co mogłoby jej pomóc. Na początku jednak jej uwaga szybko została odwrócona. Na ulicy działo się tak wiele, było tak gwarno, a intensywne barwy przyciągały wzrok. Niektórzy gdzieś się spieszyli, inni powoli przechadzali się, obserwując wystawione na kramach towary, a jeszcze inni rozmawiali z napotkanymi ludźmi. Byli wśród nich zarówno dorośli, jak i osoby młodsze, także poniżej wieku czarnookiej. Ich twarze wyrażały różne emocje: ktoś się kłócił, ktoś targował, ktoś się śmiał. Działo się tyle, że Wera nie potrafiła objąć wszystkiego. Może nie były to realia znane dziewczynce, jednak jej oczy błysnęły ekscytacją na to nowe doświadczenie. Na chwilę strach został odsunięty na bok.

A najwspanialsze było dla niej to, że nikt nie zwracał na nią większej uwagi, na co miał nadzieję Kirito. W tym miejscu było wielu cywilów, ale i shinobi, więc jej obecność nie była niczym dziwnym mimo, że nikt nie miał prawa jej kojarzyć. Stała się częścią kolorowego tłumu i to sprawiło jej niemałą ulgę. Widziała coraz więcej osób w strojach bardzo podobnych do tych, które pamiętała u Orochimaru, jak i strażników wioski, jednak to utwierdziło ją w przekonaniu, że najpewniej nie oznacza to konspiracji, a jedynie symbolizuje przynależność do tego miejsca. Co prawda nadal czuła wobec obcych shinobi w takich ubraniach pewien strach, ale łatwiej udawało się jej go racjonalizować.

Determinacja wzrosła, a Wera, powoli oswajając się z wszechobecnym gwarem, próbowała wyłowić okazje, o których wspominał jej mistrz.

Zgodnie z jego planem podopieczna powinna znaleźć osoby, którym mogłaby służyć pomocą. Nie każdy dostrzega ludzi w potrzebie, tym bardziej w pośpiechu lub w tłumie. Gdyby jednak dziewczynka była w stanie im pomóc, z pewnością okazaliby w jakiś sposób swoją wdzięczność. Kirito wierzył w to, że czystość intencji uczennicy sprawi, że wzbudzi ona zaufanie. Co prawda wiedział, że Wera potraktuje jego słowa jak misję, ale jednocześnie był pewien, że wrażliwość nie pozwoli jej patrzeć na to jedynie z takiej zdystansowanej perspektywy. Liczył na to, że ktoś przejrzy jej sytuację, jako sieroty wojennej i weźmie ją pod swoje skrzydła.

Pouczył ją też, aby nie wymagała za pomoc niczego w zamian. Ważne było, aby ludzie odwdzięczali się z własnej inicjatywy, bo to znaczyłoby najpewniej o ich dobroduszności. Poza tym uczulił ją na bezinteresowność działań, choć wiedział, że dziewczynka jest typem osoby, który bardziej wymaga od siebie niż od innych. Dlatego właśnie, mimo długich przygotowań do ucieczki, ogromnie bał się o jej los na wolności, gdzie miał jeszcze mniejszy wpływ na to, co ją spotka. Równocześnie rozumiał, że pobyt w podziemnych bazach wcale nie jest dla niej dobry, a w Wiosce Liścia najpewniej nie może się wydarzyć nic gorszego ponad to, co ją spotkało do tej pory. Ba, o wiele większe prawdopodobieństwo było, iż zdarzy się coś, co pozytywnie odmieni jej życie i sprawi, że poczuje, czym jest prawdziwa rodzina.

Nie minęło kilka minut, a dziewczynka zauważyła, jak pewnej pani wypadł z kieszeni portfel. Ta nawet tego nie zauważyła i niczego nieświadoma szła dalej przed siebie. Wera poczuła, że to jej szansa. Szybko ruszyła przez tłum i zręcznie zabrała z ziemi portfel uważając, żeby nikt przypadkiem na nią nie wpadł. Bez problemu udało jej się dogonić właścicielkę zguby.

– Przepraszam – zaczęła, starając się mówić dość głośno, aby kobieta ją usłyszała. Nie mając innego pomysłu, by zwrócić na siebie uwagę, pociągnęła ją delikatnie za materiał ubrania. Na to na szczęście zareagowała, odwracając się w stronę dziewczynki. Widok dziecka ją zdziwił, bo nie miała pojęcia, o co może chodzić. Miała obawę, że to kolejna sierota wojenna żebrząca o pieniądze. Już szykowała w głowie wymówkę, kiedy dziewczynka się odezwała: – Chyba to pani zgubiła. – To mówiąc uniosła wyżej trzymany w rękach portfel.

Na jego widok wzrok kobiety się zmienił. Zdumiała się, ale zaraz poczuła też ulgę. Dziecko niczego od niej nie chciało, a jedynie uczciwie przyniosło jej zgubę. Uśmiechnęła się do niej miło, odbierając swoją własność. Zaraz sprawdziła zawartość portfela. Nic z niego nie ubyło, więc odetchnęła z ulgą.

– Dziękuję – powiedziała z wdzięcznością, na co dziewczynka lekko się uśmiechnęła i kiwnęła głową, jakby na pożegnanie. Poczuła się tak dobrze, że mogła komuś pomóc, dlatego jej motywacja wzrastała i czym prędzej chciała szukać kolejnej osoby, która by jej potrzebowała.

Odwróciła się, idąc powoli, wyostrzając swój wzrok i słuch, kiedy ponownie usłyszała głos napotkanej kobiety.

– Poczekaj! – zawołała właścicielka portfela. Po chwili namysłu zdecydowała, że da choć jedną monetę dziecku, które jej pomogło. Uznała, że powinna nagrodzić za tak szlachetny czyn, aby ten młody człowiek chciał dokonywać podobnych w przyszłości i żeby poczuł, iż jest to godne docenienia. – To dla Ciebie – oznajmiła z uśmiechem, podając dziewczynce pieniądze. Zaraz po tym wróciła do swoich spraw, kierując się do kolejnego interesującego ją stoiska.

Wera przez moment wpatrywała się w swoją zdobycz. Co prawda nie była pewna, co powinna z nią zrobić, ale uznała, że może się jej jeszcze przydać, tym bardziej, jeśli był to podarek od nieznajomej. Schowała więc ją do kieszeni, po czym wróciła do obserwacji.

Czas jej się dłużył nie tylko dlatego, że nie dostrzegała kolejnych okazji do pomocy, ale też z tego powodu, że we znaki coraz bardziej dawały jej się głód i zmęczenie po całonocnej wędrówce. Co chwilę przecierała oczy, które mimowolnie same zaczęły jej się zamykać. Nie chciała jednak odpuścić wykonywania swojej misji. W końcu dopiero ją zaczęła. Mimo to wyczerpanie nie dawało jej spokoju.

Otrzeźwiła ją dopiero nagła sytuacja, którą zauważyła. Pewien chłopiec biegł do swojego rodzica, ale potknął się o kamień. Na szczęście ciało Wery zareagowało instynktownie i dzięki swoim umiejętnościom, jak i temu, że stała dość blisko całego zajścia, udało jej się złapać upadającego, zanim jego twarz spotkała się z ziemią.

Niewiele osób w ogóle zauważyło całą sytuację, jednak dziewczynka najbardziej skupiła się na reakcji chłopca. Ten na początku znieruchomiał, jednak kiedy Wera odstawiła go tak, żeby stabilnie się utrzymał, spojrzał na nią z podziwem.

– To było niezłe! Moja mama powiedziałaby, że masz refleks! – mówił z ekscytacją wywoływaną ulgą po tej chwili szoku.

– Goro! – zawołał ktoś z tłumu, a chłopiec poznał głos swojego taty. Zanim jednak ruszył w jego stronę szybko zaczął szperać w kieszeniach. Zaraz znalazł w nich to, czego szukał.

– Dziękuję – powiedział, podając dziewczynce batona, po czym uśmiechnął się szeroko i pobiegł dalej.

Wera nie zdążyła zareagować na zaistniałą sytuację, a zmęczenie w tym zupełnie nie pomagało. Patrzyła przez chwilę za chłopcem, po czym spojrzała na kolejny prezent. Po krótkim namyśle udała się w bardziej spokojne miejsce. Wybrała park, w którym czuła się o wiele swobodniej, najpewniej przez mniejszy ruch, a więc większy spokój. Poza tym obecność natury, kojarząca jej się podświadomie z błogimi chwilami spędzonymi w obecności Tamashi, wpływała na nią kojąco.

Brzuch burczał jej niemiłosiernie, dlatego odpakowała batona i zjadła go zachłannie. Mimo powtarzania sobie w głowie, że powinna kontynuować powierzoną przez mistrza misję, nie miała w sobie na tyle siły, aby udać się ponownie w stronę bardziej zaludnionych miejsc. Znajdując się na granicy snu i jawy przeczołgała się na porośniętą mchem ziemię w cieniu rozłożystego drzewa, złożyła bluzę, układając ją pod głową jako poduszkę i zasnęła.

------

Obudziły ją dopiero promienie popołudniowego słońca, którym udało się przedrzeć przez gęsto rosnące liście i gałęzie. W pierwszym odruchu zamrugała oczami, przyglądając się otoczeniu, chłonąc przyjemne odcienie zieleni i brązu. Było jej tak błogo i przyjemnie. Zasnęła w miejscu zdecydowanie wygodniejszym niż jej cela czy pokój w osadzie. Spało jej się nawet wygodniej niż na stogu siana. Dłuższy pobyt na świeżym powietrzu zdecydowanie jej sprzyjał.

Powoli się podniosła i przeciągnęła. Była trochę zdezorientowana, bo w jej głowie nadal majaczyła rutyna zachowywana w podziemnych bazach, jednak gdy tylko przypomniała sobie o swojej misji powierzonej przez mistrza, zaraz nieprzyjemne uczucia zostały rozwiane. Zregenerowana siła objawiała się żądnym upustu wigorem.

Zabrała z ziemi bluzę, przewiązała ją w pasie i zacierając ślady po swojej obecności najlepiej, jak umiała, opuściła park, uważnie lustrując okolicę. Nadal bała się, że w wiosce dostrzeże kogoś, kto może jej zagrażać, jednak starała się sobie powtarzać, że jeśli Kirito ją tutaj wysłał, to nie powinno się to wydarzyć. A przynajmniej chciała w to wierzyć.

Wróciła na tę samą ulicę, która o tej porze była jeszcze bardziej zaludniona. Tym razem Wera starała się być szczególnie bystra w swoich obserwacjach. Poza tym postanowiła przejść się po okolicy, zamiast czekać na okazję w jednym, znanym jej miejscu. Dzięki temu istotnie szybciej napotkała osoby, którym mogła pomóc, a dzięki swojej wewnętrznej motywacji łatwiej było jej podjąć decyzję, by do kogoś podejść i oferować pomocną dłoń.

Takim to sposobem pomagała nosić ludziom ciężkie torby lub skrzynki, zabawiała znudzone dzieci towarzyszące rodzicom w zakupach, odnajdywała zgubione rzeczy, przyprowadzała przestraszone zwierzęta, które z niepokojem szukały swoich właścicieli, wcześniej spłoszone nagłym hałasem lub skuszone zapachem smacznego jedzenia. Większość ludzi odwdzięczała się dobrym słowem, niektórzy dawali dziewczynce drobne pieniądze lub coś do jedzenia. Rzadko zdarzało się, aby ktoś zupełnie zignorował jej pomoc lub ją odrzucił.

Gdy ludzie zaobserwowali dobre chęci dziecka, w pewnym momencie sami zaczęli je do siebie wołać, od razu oferując coś w zamian, jeśli zadanie okazało się dla niego wykonalne i się na nie zgadzało. Każdy domyślał się po znakach na jego policzkach, że może być ono shinobi, dlatego pytano je również o wyzwania, których nie mógłby wykonać zwyczajny człowiek, ale wtedy Wera odmawiała. Mimo wszystko w sercu nadal czuła sprzeciw wobec tego, co jej uczyniono. Zrobiono z niej kunoichi wbrew jej woli i to w dość drastyczny sposób. W końcu czarnooka jeszcze kilka miesięcy wcześniej chciała stać się ninja, gdy z Tamashi snuły wspólne marzenia o przyszłości. Utrata duchowej siostry sprawiła jednak, że owe marzenia i plany całkowicie straciły na wartości w oczach dziewczynki. Dlatego była bardzo wdzięczna swojemu mistrzowi za szansę życia, w którym mogła się poruszać, jakby była osobą bez chakry i doświadczenia w walce.

Nikt nie mógł mieć pojęcia o tym, co przeszła, dlatego jej reakcja wywoływała zdziwienie, więc najczęściej ludzie tylko wzruszali ramionami i odpuszczali bez urazy czy złości. Niektórzy w takich momentach zastanawiali się, czy może jednak dziecko wcale nie jest shinobi, a oni wymagają od niego wręcz cudów, więc wewnętrznie byli trochę zawstydzeni swoimi prośbami. Aczkolwiek tłumaczyli sobie w myślach, że przecież wiele wskazywało na takie specjalne umiejętności. W końcu wydawało się dość silne, zręczne i spostrzegawcze, jak na swój wiek. Nikt jednak nie odważył się je o to zapytać. Oblicze dziewczynki stawało się smutne za każdą taką prośbą, jak i własną odmową. Wracało jednak do radosnego, zmotywowanego wyglądu, gdy tylko kolejna osoba poprosiła ją o pomoc, która zdecydowanie była dla niej do wykonania.

I tak nastał wieczór. Ulice powoli pustoszały, sprzedawcy składali swoje kramy i udawali się na spoczynek. Ta pora dnia, w porównaniu z intensywnie spędzonymi ostatnimi godzinami, wydała się dziewczynce bardzo spokojna. Postanowiła jednak pomagać innym jak najdłużej może. Nie chciała zawieść swojego mistrza, a przecież jeszcze nie udało jej się osiągnąć planowanego celu. Wiedziała jednak, że jest to dopiero pierwszy dzień i wszystko jeszcze przed nią.

Na samo wspomnienie Kirito poczuła się bardziej samotnie. To prawda, ludzie w wiosce, których spotkała, wydawali się w większości bardzo mili, ale nie patrzyli na nią tak, jak jej mistrz. Zdecydowanie cieszyli się z pomocy i tego, że mogą dać coś w zamian, ale nic poza tym. Nikt nie przejął się nią na tyle, aby z ciekawości nawiązać rozmowę, aby ją poznać. Ona sama patrzyła co prawda z wielkim zainteresowaniem na wszystkich ludzi i ich zwyczaje, ale również nie potrafiła się przemóc, aby próbować z kimś nawiązać nić porozumienia. Przypomniała sobie jednak, jak długo rozwijała się jej znajomość z mistrzem i napełniła swoje serce nadzieją. Na takie rzeczy potrzeba czasu, więc postanowiła uzbroić się w cierpliwość oraz uwagę, aby nie przegapić osoby, której naprawdę by na niej zależało.

Tym razem postanowiła zatrzymać się na terenie zielonym bliżej głównych ulic, na których za dnia pomagała. Znalazła ustronne miejsce i choć nie było ono tak dobrze zakryte ze wszystkich stron przed wzrokiem ludzi, to jednak uznała, że to powinno wystarczyć. Czuła się już trochę bezpieczniej, bo do tej pory nic złego jej się w murach wioski nie przytrafiło. Od bram Konohy nikt jej nawet nie gonił, a w trakcie dnia żaden shinobi w stroju podobnym do Orochimaru nie zachowywał się wobec niej podejrzanie.

Postanowiła więc przejrzeć swoje łupy. Większość i tak już zdążyła spożytkować, gdyż najczęściej w nagrodę dostawała jedzenie sprzedawane na straganach, dlatego na głód nie mogła narzekać. Poza tym dostała trochę pieniędzy, które ledwo mieściłyby się w jej kieszeni, ale szczęśliwym trafem za pomoc sprzedawcy pewnego stoiska mogła wybrać sobie jedną ze sprzedawanych przez niego portmonetek. Ostatecznie zdecydowała się na jedną z tych przypominających zwierzęta, przedstawiającą sowę. Gdy na nią spojrzała od razu pomyślała o swoim mistrzu, dlatego czuła, że nie może wybrać żadnej innej, tylko właśnie tę.

Z drugiej kieszeni wysypała jeszcze nienapoczętego lizaka, ptasie pióro i fikuśny breloczek w kształcie kwiatu wiśni. Oprócz łakocia nie miała pojęcia, do czego przyda jej się reszta rzeczy, ale i tak bardzo się cieszyła, że stały się jej własnością. Czuła, że zostały podarowane z dobrą myślą i to było dla niej największą wartością.

Spakowała swoje zdobycze z powrotem do kieszeni bluzy i zaczęła szykować się do spania, choć wiedziała, że o tej porze jeszcze nie uśnie. Złożyła bluzę tak, aby niczego nie zniszczyć, ale jednocześnie móc położyć na niej głowę, by nic nie upijało. To może nie do końca się udało, ale nadal w porównaniu z twardą poduszką z celi to zawiniątko wydawało się dość wygodne. W końcu ułożyła się na plecach, patrząc w gwiazdy, które już było widać na prawie bezchmurnym niebie.

----

W tym samym czasie nieopodal przechodziła pewna staruszka, która właśnie wracała do domu od znajomej. Co prawda pierwotnie wybrała się na zakupy, ale gdy już miała wracać z pełnymi torbami zagadała się z dawno nie widzianą osobą, a że ta zaprosiła ją do siebie na herbatę, nie mogła odmówić. Tak im się dobrze rozmawiało, że nie zauważyła, jak na zewnątrz robi się już ciemno. Szykując się do wyjścia żałowała, iż nie pilnowała upływającego czasu, mimo tego, jak mile go spędziła, aczkolwiek później, idąc do domu ulicami Konohy, zmieniła zdanie. Noc zapowiadała się urokliwie i szło jej się naprawdę przyjemnie. Powietrze było niezbyt chłodne, pogoda bezwietrzna, a w tle słychać było cykady. Na dodatek na niebie pięknie malowały się gwiazdy, co tylko dopełniało przyjemnych doznań staruszki. Nie mogły tego zepsuć nawet ciężkie torby, które zaczynały upijać jej dłonie. Uznała, że w razie potrzeby zatrzyma się, aby chwilę odpocząć.

W pewnym momencie stanęła więc, kładąc zakupy na ziemi. Wzięła głęboki oddech, bo wbrew temu, co o sobie sądziła, jej kondycja powoli słabła. Od razu we wspomnieniach zarysowała jej się postać córki, która, na zmianę z wnuczką, oferowała kobiecie pomoc w dźwiganiu ciężarów. Tym razem jednak akurat obie z nich były zajęte swoimi sprawami i nie mogły pomóc staruszce. Ta nie miała do nich o to żalu, bo wiedziała, że wykonują ważne dla siebie zadania. Była z nich zwyczajnie dumna.

Dźwięk stawianych na ziemi toreb z zakupami przykuł uwagę Wery. Od razu podniosła się i uważnie spojrzała na okolicę. Kilka kroków od miejsca, w którym się ukryła, spostrzegła sylwetkę starszej osoby. Nie wiedziała, czy dobrze rozumie zaistniałą sytuację, ale postanowiła, mimo późnej pory, zapytać, czy mogłaby jakoś pomóc. Wiedziała, że dla człowieka w podeszłym wieku noszenie ciężkich rzeczy nie jest czymś łatwym i wskazanym. Pamiętała, jak nie raz dostawała od ciotki Buruki polecenie, aby przenieść coś dla babci Warane.

Czarnooka nie chciała przestraszyć kobiety, dlatego postanowiła jasno dać znać o swojej obecności. Najpierw głośno ziewnęła, po czym wstała, zakładając na ramiona bluzę, starając się przy okazji zahaczać o liście i gałązki, aby trochę poszeleścić.

Staruszka bardzo zdziwiła się czyjąś obecnością, ale, zgodnie z zamiarem Wery, nie przestraszyła się, tylko zastygła w bezruchu i z zaciekawieniem śledziła rozwój wydarzeń. Na początku nie była pewna, skąd dochodzą dźwięki i miała przypuszczenie, iż jest to sprawka jakiegoś zwierzęcia. Potem dostrzegła sylwetkę dziewczynki i przyglądała jej się w niemałym zdumieniu. Po bluzie i włosach poznała dziecko, które zauważyła tego dnia przy straganach. Rozmawiała już wtedy ze znajomą i w pewnym momencie powiedziały nawet o osobliwym zachowaniu młodej osóbki kilka słów. Były nieco rozbawione zapałem, z jakim ofiarowała swoją pomoc, a jednocześnie chwaliły, że młodzi ludzie nadal zdobywają się na takie gesty. Może ten temat nie zaprzątał staruszce zbyt długo myśli, ale też była to sytuacja o tyle niestandardowa, że zapadła jej w pamięć.

– Przepraszam, mogłabym pani jakoś pomóc? – zapytała Wera, a gdy kobieta wśród swoich zawładniętych zdumieniem i pytaniami myśli nie pojęła, że dziewczynka czeka na odpowiedź, dodała, wskazując palcem na torby: – Wyglądają na ciężkie, ale ja bez problemu dam radę.

To sprawiło, że kobieta w końcu odzyskała mowę.

– T-tak. Byłabym bardzo wdzięczna – odpowiedziała niepewnie po chwili namysłu. Dla czarnookiej jej zgoda była jak wydane polecenie, dlatego zaraz podbiegła do pakunków i wzięła je w ręce. Staruszka znów nie mogła wyjść ze zdziwienia, jak tak niepozorne dziecko może bez problemu podnieść torby, które dla niej samej były problematyczne. Co prawda jej wnuczka również z taką łatwością nosiła zakupy, ale ona była trochę starsza od brązowowłosej.

Wera zdecydowanym wzrokiem i lekkim skinieniem głowy dała znać, że jest gotowa, a staruszka tym razem od razu oderwała się od własnych myśli i na to zareagowała.

Prowadziła dziecko w stronę swojego domu, a przez całą drogę pewne wątpliwości nie dawały jej spokoju. Była pewna, że słyszała wcześniej jego ziewnięcie, więc czy spało ono na zewnątrz? Staruszka nie widziała innego wyjścia, bo co dziecko mogło robić tam o tej porze? Gdzie są jego rodzice i czy zgadzają się na coś takiego?

Wtedy pojęła, że może właśnie w tym sęk. Może owe dziecko nie posiada opiekunów. Na tę myśl przejął ją smutek i współczucie względem brązowowłosej osóbki. Wiedziała, że wojna odbiera nie jednemu członków rodziny i sama się o tym zdążyła przekonać na własnej skórze. Gdyby nie potyczki między shinobi jej mąż nadal by żył. Co prawda sam był ninja, jednak w spokojniejszych czasach o wiele trudniej zginąć ma misjach. Wojna jednak zbiera obfite żniwo i nad nikim się nie lituje.

Szły w milczeniu, a Wera, mimo tego, jak bardzo ciekawiła ją Konoha, raczej zwracała mocno uwagę na swoją towarzyszkę. Jej mglisty zamyślony wzrok nie zmieniał się, choć dziewczynka co jakiś czas na nią zerkała. Zastanawiała się, co też może trapić staruszkę, ale nie czuła, że powinna o to pytać. Sama wiedziała, że o pewnych rzeczach trudno komuś opowiedzieć, tym bardziej obcemu o sprawach dla siebie ciężkich.

W końcu dotarły do domu starszej kobiety. Wpuściła dziecko do środka prosząc, aby postawiło torby w kuchni. Idąc przez dom brązowowłosa zastanawiała się nad tym, czy ktoś jeszcze tu mieszka, bo podejrzewała to po ilości pomieszczeń. W ostatniej chwili powstrzymała się od pytania, przypominając sobie, że jest już późno i pewnie staruszka będzie chciała iść spać. Uznała więc, że grzecznie poczeka na ewentualne dodatkowe prośby, choć prędzej spodziewała się i liczyła na zdawkowe podziękowania i pożegnanie, aby ona również mogła się udać na spoczynek do swojej kryjówki. Zastanawiała się, czy może po drodze nie widziała nawet bardziej odpowiedniego miejsca na dobrze ukryte legowisko.

Słowa kobiety zatrzymały ją jednak na dłużej niż mogła się spodziewać.

– Bardzo Ci dziękuję, kochanie – zaczęła uprzejmym tonem. – Chciałabym Ci się jakoś odwdzięczyć, ale moja propozycja nie jest czymś materialnym. – Wera słuchała jej z uwagą, zastanawiając się, o co też może chodzić. Czyżby chciała odwdzięczyć się uściskiem, a może powiedzieć coś przydatnego, jakąś złotą radę? – Jeśli się zgodzisz, to z chęcią przenocuję Cię, jako gościa. Moje dwie kochane duszyczki akurat są na misjach i najpewniej nie będzie ich kilka dni. Dom bez nich wydaje się naprawdę pusty i bardzo doceniłabym czyjeś towarzystwo.

Dziewczynce rozbłysły oczy na tą propozycję. Nie wiedziała, czy bardziej przepełnia ją nadzieja i radość, czy wzruszenie. Nie chciała jednak rozpłakać się przy nieznajomej ani zniechęcić jej do swojej obecności, dlatego szybko pokręciła głową, aby opanować łzy, po czym wdziała na twarz uśmiech, mimo szklących się oczu i odpowiedziała:

– Zgadzam się.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro