Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

r. 22. Wolna od nienawiści

Kirito odkąd podjął decyzję o pomocy czarnookiej dziewczynce, każdego dnia, kiedy nie widział jej podczas treningów, bał się o jej los. Wiedział, że Wera bardzo się stara, aby być silną dla niego, jednak znając podejście Danzo do obiektów nie mógł być pewien, że jego zachowanie w końcu jej nie złamie. Jego strach o podopieczną wzrósł jednak diametralnie, kiedy nowym trenerem brązowowłosej okazał się być sam Orochimaru.

Pamiętał reakcję dziewczynki po pierwszym osobistym spotkaniu z białoskórym i miał przeczucie, że to, jak ją traktował i o czym jej powiedział, musiało mieć jakiś ukryty cel. Czyżby wszystko miało napędzać silne emocje, które mogłyby uaktywnić niezwykłe oczy? A może chciał zdobyć jej zaufanie, aby czarnooka była w przyszłości bardziej posłuszna jemu niż Danzo? Kirito nie miał ku temu pewności, ale wiedział, że musi być czujny, aby w razie potrzeby zainterweniować, na ile może, by jego uczennica była bardziej bezpieczna.

Zagryzł wargę, sprawiając sobie ból, czego nikt nie był w stanie zobaczyć nie tylko dlatego, że był sam, ale też z tego względu, że jego twarz zasłaniała sowia maska. Czuł bezsilność, bo mimo wielkiej chęci pomocy dziewczynce był ograniczony przez własną sytuację i działania innych osób, o wiele bardziej wpływowych od niego. Aczkolwiek nie miał zamiaru się poddawać. Musiał robić, co w jego mocy, a w dogodnym momencie postarać się jeszcze bardziej, z całych sił, aby umożliwić małej ucieczkę.

Rozmyślał nad tym oczekując na pojawienie się pracownika bazy, prowadzącego jego podopieczną. Zadecydował, że pierwszym, co zrobi, kiedy zostaną sami, to wypyta ją o kolejny trening z Orochimaru. Był wewnętrznie zmotywowany, aby podjąć nawet bardzo ryzykowną i dramatyczną próbę uwolnienia Wery z bazy, gdyby okazało się, że wężooki również znęca się nad nią fizycznie i psychicznie, jak Danzo. Do tej pory Kirito miał silne wyrzuty sumienia, że nie potrafi ocalić jej przed niszczącymi działaniami Shimury. Kolejnej osoby dokładającej się do jej bólu nie potrafiłby zdzierżyć. Tym bardziej osoby tak perfidnej i bezwzględnej, jak Orochimaru.

Hisawa czuł, że dawny uraz związany z porwaniem jego i Shiny przez długowłosego nadal bolał niczym świeża rana, co jeszcze potęgowało jego niechęć i strach przed tym, jakie ma zamiary względem dziewczynki. Czekał więc z niepokojem, martwiąc się, jak poszedł podopiecznej trening pod okiem Orochimaru, który miał miejsce poprzedniego dnia.

Pełen wątpliwości, ale nadal zewnętrznie starając się zachować pozory zamkniętej na uczucia marionetki wykonującej jedynie rozkazy przełożonego, wypatrywał oczekiwanych osób pośród drzew. Miał wrażenie, że trening już powinien się rozpocząć, dlatego poczuł niepokój. Z rezygnacją zamknął oczy, skupiając się mocniej na swoich umiejętnościach sensorycznych. One przynajmniej nie miały w drzewach i innych elementach otoczenia żadnego ograniczenia, w przeciwieństwie do wzroku.

Chwilę później z ulgą wyczuł dwa znajome źródła chakry, które zbliżały się w jego kierunku. Tak bardzo skupił się na obserwowaniu ich wyczuwaniem sensorycznym, że dopiero, kiedy pracownik bazy odszedł, Kirito zorientował się, że powinien w końcu otworzyć oczy.

Zostali sami, dlatego mężczyzna powinien był zdjąć sowią maskę, aby dać znać uczennicy, że może zachowywać się mniej formalnie, ale tego nie zrobił. Zastygł w zaskoczeniu, widząc tak wiele zmian w wizerunku dziewczynki. Miała na sobie zupełnie nowe ubranie, a na jej policzkach widniały po trzy dość cienkie czarne kreski, które zdaniem Kirito z pewnością były pieczęcią.

Zmiany te na pierwszy rzut oka nie wydawały się niczym niepokojącym, jednak niebieskooki wiedział, że musiały być one wynikiem decyzji Danzo i Orochimaru i to właśnie przyprawiło go o nieprzyjemne myśli. Nowy, bardziej solidny strój dostawały obiekty, które przeszły już pierwszy etap pobytu w bazie, czyli przeżyły eksperymenty, wykazywały potencjał i posłuszeństwo, a także zostały wstępnie zaakceptowane przez dwóch zwierzchników podziemnego kompleksu.

Kirito obawiał się, że to znak, iż biorą dziewczynkę coraz bardziej na poważnie, więc możliwe, że niedługo zadecydują, czyją będzie własnością: Korzenia czy Orochimaru. Każda z tych opcji odcinała sowią maskę od dalszych treningów, a więc jakichkolwiek kontaktów z uczennicą.

Przewidywania te coraz bardziej napawały go niepokojem i sprzeciwem. Oblała go też fala smutku, kiedy pomyślał, że zauważona przez niego pieczęć najpewniej jest kolejną mocą, którą dali czarnookiej siłą, bez jej przyzwolenia.

Patrząc na nią zastygły w bezruchu dopiero natrafiając na jej wzrok zorientował się, że o czymś zapomniał. Maska nadal widniała na jego twarzy, przez co dziewczynka bała się, że ich wspólny trening już od początku znowu będzie przez kogoś obserwowany.

Westchnął, zdejmując powoli maskę i próbując się opanować. Nie powinien dać po sobie poznać, że coś jest nie tak. W końcu z pewnością Wera może cieszyć się chociaż z nowego ubrania, które wydaje się o wiele cieplejsze i porządniejsze niż to, jakie nosiła przedtem.

– Kirito-sensei... Wszystko w porządku? – zapytała w końcu niepewnie, kiedy zrozumiała, że jednak naprawdę są sami i nie ma się czego obawiać. Coś w zachowaniu mistrza martwiło ją. Chciała wiedzieć, czy było to zwyczajne zamyślenie, czy może coś go trapi.

– Tak. Po prostu Ty... – zaczął nie do końca wiedząc jeszcze, jak się wytłumaczyć nie zdradzając swoich nieprzyjemnych przeczuć. Zanim jednak znalazł odpowiednie słowa czarnooka przemówiła, bo reakcja mistrza nagle przypomniała jej o tym, że jeszcze nie opowiadała mu o ostatnich wydarzeniach. Tym razem samo poczucie, że poradziła sobie w kryzysowej sytuacji i ulga z tym związana, sprawiły, że nie czuła paniki i rozpaczy, które ukoić potrafił tylko Kirito.

– Ach! – wyrwało jej się z powodu nagłego zrozumienia sytuacji. – Wczoraj dostałam nowe ubrania. Są w sumie wygodne, ale muszę się jeszcze do nich przyzwyczaić – wyjaśniła, spoglądając na swój strój, ostatecznie zatrzymując wzrok na butach.

Mężczyzna wyczuł, że w jej oczach jest to dobra zmiana, dlatego mimo tego, co przeczuwał, postanowił pozwolić jej się z tego cieszyć. Jego serce ścisnęło się na samo wspomnienie widywanych do tej pory bosych stópek dziewczynki. Nie potrafił teraz powiedzieć jej, że wbrew pozorom nie są to pozytywne znaki.

– Rozumiem... – powiedział, wdziewając ukrywający niepewność uśmiech. Zaraz jednak jego mina znów przyjęła zatroskany wyraz. – Czy tą pieczęć kazał Ci stworzyć Orochimru? – zapytał łagodnie, wskazując sugestywnie na własne policzki. Dziewczynka już w myślach podziwiała, jak szybko mistrz domyślił się o istnieniu pieczęci, choć zasłaniały ją wysokie buty, ale widząc jego gest bardzo się zdziwiła. Zaraz przypomniała sobie wydarzenia poprzedniej nocy i jej elementy, które uznała za sen. Teraz miała co do tego wątpliwości.

– Pieczęć? – zapytała cicho, unosząc niepewnie ręce na wysokość policzków. W żaden sposób nie mogła zobaczyć swojego odbicia, ale orientując się o tym Kirito zaraz wykonał kilka szybkich układów dłoni, po czym uwolnił technikę. Swoją drogą czarnooka nie rozumiała, czemu owe gesty, tak jak i znaki na ciele, również mianowano pieczęciami.

– Suiton: Wodne zwierciadło! [jap. Mizu Kagami]

Kiedy wystawił przed siebie otwartą dłoń, między nim a Werą pojawiła się owalna tafla wody lewitująca w powietrzu. Zwierciadło naprawdę dobrze odbijało obraz, dlatego brązowowłosa na początku zastygła w zachwycie obserwując technikę mistrza. Zaraz jednak dojrzała w wodzie swoją twarz, na co otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. Na jej policzkach faktycznie widniały czarne znaki. Nie przypominały one jednak żadnej skomplikowanej pieczęci ograniczającej lub zawierającej moc, o których dziewczynka jakiś czas temu czytała.

Niebieskooki w końcu odwołał technikę, a przed nim znów ukazała się pełna zdziwienia twarz podopiecznej. Zrozumiał, że nikt nawet nie powiedział jej o istnieniu tej pieczęci, co mimo wszystko zdawało się brązowowłosemu podejrzane, bo wiedział, że taką blokadę może nałożyć tylko ten, na czyim ciele ma ona powstać. Czy dokonano więc tego podstępem?

– Czyli to nie był sen... – wyszeptała Wera, wpatrując się w otoczenie niewidzącym wzrokiem.

– Sen? – powtórzył Kirito, chcąc zrozumieć, co ma na myśli czarnooka. Ta spojrzała na swojego mistrza, na chwilę wyrywając się ze wspomnień. Widząc jego zatroskany wzrok wiedziała, że musi mu to opowiedzieć mniej chaotycznie, aby wszystko pojął. Spojrzała w dół, zbierając myśli i próbując poukładać sobie to, co powinna powiedzieć.

– Po prostu... Przedwczoraj wieczorem przyszedł do mnie Orochimaru-sensei. Nie wiedziałam czemu, ale bardzo się go bałam. Potem... Potem mnie ugryzł – powiedziała, po czym usiadła, aby zdjąć prawego buta. Niebieskooki od razu zauważył zaczerwienioną i opuchniętą nogę w okolicach kostki. Tam też, po zewnętrznej stronie, widniała pieczęć, którą już dobrze znał. – Nie rozumiałam, co się ze mną dzieje i czułam tylko nienawiść. Wtedy przypomniałam sobie o tym, czego nauczył mnie kiedyś Mistrz: że żeby wrócić do siebie trzeba mocno o tym myśleć, wykonać gwałtowny ruch lub zadać sobie ból. Musiałam próbować wszystkiego, bo nic nie dawało rady. Udało mi się tylko sprawić, że złapałam się w pewnej chwili za głowę. Dlatego wbiłam paznokcie w policzki. Bałam się, że zaraz znowu stracę kontrolę. Ale ból pomógł. Ze strachu aż za bardzo chciałam być świadoma i rozdarłam mocno skórę – w tym momencie Wera dotknęła delikatnie dłonią policzka, nadal nie mogąc uwierzyć, że nie ma tam ani śladu po ranach. – Potem sama się tego przestraszyłam, ale nic już nie mogłam poradzić, a rano moje policzki były jak dawniej, więc pomyślałam, że to nie było wspomnienie, tylko sen.

Kirito słuchał z uwagą słów podopiecznej. Teraz był już pewny, z czym mają do czynienia.

– Wydaje mi się, że pod wpływem silnych emocji podświadomie stworzyłaś pierwotną pieczęć i je w niej zamknęłaś. Podejrzewam, że tym uczuciem była nienawiść. Czy od tamtej pory zdarzyło Ci się ją poczuć? – na słowa mistrza dziewczynka była coraz bardziej zdumiona. Sama stworzyła swoją pierwszą w życiu pieczęć. 'Pierwotna' zdawało się być niekoniecznie określeniem czegoś specjalnie skomplikowanego, ale brązowowłosa nadal dziwiła się, że w ogóle była w stanie wykonać jakąkolwiek, tym bardziej nieświadomie.

– N-nie – odpowiedziała po chwili namysłu orientując się, że rzeczywiście nie potrafiła jej później poczuć względem czarnowłosego trenera, ani wcale nie poczuła jej podczas pierwszego kontrolowanego użycia przeklętej pieczęci. Do tej pory była przekonana, że po prostu udało jej się opanować i zachować spokój, ale teraz zrozumiała, że to nie była tylko zasługa jej treningów samokontroli. – Kirito-sensei, czym jest pierwotna pieczęć? – zapytała zaciekawiona. Co prawda zdawało jej się, że gdzieś już spotkała się z tym pojęciem, ale zupełnie nie pamiętała, co ono oznaczało i czym się różniło od innych pieczęci, o których wiedziała więcej. Niebieskooki co prawda nie był w tym ekspertem, jednak podstawowa edukacja w podziemnych bazach zapewniła mu akurat taką wiedzę. Domyślał się, że Wera również prędzej czy później przeczytałaby o pieczęci w księgach, z których się uczyła, ale postanowił jednak poświęcić chwilę czasu, aby wyjaśnić jej pokrótce to pojęcie.

– Jest to rodzaj pieczęci, która powstała prawdopodobnie jako pierwsza w świecie shinobi. Bo widzisz, ninja nie istnieli od zawsze i jak głoszą legendy, kiedy pierwsze osoby posiadły chakrę szukały sposobów, aby jej używać. Wtedy nie istniały jeszcze pieczęcie, ale według jednej z historii kiedy pewien shinobi doznał wielkiej rozpaczy po śmierci bliskiej osoby, tak bardzo chciał się pozbyć tego przeważającego uczucia, że nieświadomie stworzył właśnie pierwszą pierwotną pieczęć. Od tamtej pory nie mógł już poczuć żadnego smutku – dziewczynka wsłuchiwała się w jego słowa z fascynacją. Przez jej głowę przelatywało wiele pytań, których nie omieszkała zadać.

– Niesamowite! Czyli shinobi mogą pieczętować swoje emocje? – Kirito zdumiał się jej ekscytacją, ale zaraz cierpliwie tłumaczył dalej.

– Tak. Ale w dzisiejszych czasach mało kto używa tego rozwiązania – oznajmił.

– Czemu? Myślałam, że każdy by chciał móc pozbyć się nieprzyjemnych emocji – odparła z zawodem w głosie. Słuchając tej historii sądziła, że takie magiczne rozwiązanie byłoby idealne dla ludzi z jakiegoś powodu cierpiących psychicznie. Teraz też jednak zrozumiała, czemu nie wiedziała więcej o pojęciu prymitywnej pieczęci. Jeśli nie była używana w dzisiejszych czasach dziewczynka domyśliła się, że Danzo wcale nie będzie od niej tej wiedzy wymagał, dlatego zupełnie pominęła rozwinięcie tego rozdziału. W tym momencie jednak tego żałowała, bo czuła, że swoimi lukami w wiedzy może zawieść swojego mistrza.

– Cóż... Pewnie masz rację, ale ludziom potrzebne są różne emocje. Każda z nich jakoś nas dopełnia i czegoś nas uczy o sobie. Zapieczętowanie którejś z nich jest trochę ucieczką od problemu, ale i pozbawieniem się części człowieczeństwa. Podobno osoby używające takich pieczęci nawet w większych ilościach zachowywały się tak, jakby były nieobecne i nie do końca były sobą – wyjaśnił. – Kiedyś sam przez chwilę myślałem, aby zapieczętować swój smutek po stracie Shiny. Ale... tak naprawdę cieszę się, że czuję tęsknotę po niej, bo to przypomina mi o tym, jak bardzo była mi bliska. Pieczętując to uczucie straciłbym część tego, kim jestem.

Wera była pod wrażeniem słów mistrza. Jego spojrzenie na ten temat sprawiło, że też zaczęła rozważać go pod tym kątem. Czy naprawdę zdecydowałaby się na zapieczętowanie smutku po stracie Tamashi i innych przykrościach, jakie doznała? Czy wtedy nadal byłaby sobą? Poczuła mocne wątpliwości, dlatego zrozumiała, że pewne emocje, choć bolesne, były dla niej czymś cennym, co ją ukształtowało i stało się jej nieodłączną częścią.

– Czyli... powinnam zdjąć tę pieczęć? – zapytała rezolutnie z poważną miną. Kirito nie spodziewał się tego, jednak uznał, że istotnie wypadałoby się nad tym zastanowić. Może pieczęć w jakiś sposób ograniczała rozwój emocjonalny czarnookiej, gdyż nie mogła zmierzyć się, pogodzić i zniwelować własnej nienawiści, jednak ta bariera jednocześnie ochraniała ją przed poważną manipulacją ze strony Orochimaru.

– Możesz zdjąć ją w każdej chwili, bo nie ma w tym podobno nic trudnego, jednak... jeśli to zrobisz, to nienawiść znów będzie mogła przejąć nad Tobą kontrolę podczas używania przeklętej pieczęci. Sądzę, że to na ten moment zbyt niebezpieczne – mówił z troską w oczach. Zmartwiły go jednak kolejne myśli, które zaprzeczały słuszności jego decyzji. – Z drugiej strony jeśli jej nie odwołasz Twój nowy trener na pewno nie będzie z tego zadowolony. Najpewniej bez nienawiści jego pieczęć stanie się bezużyteczna lub bardzo słaba – w tym momencie dziewczynka zrozumiała, dlaczego czuła o wiele łagodniejszą moc podczas pierwszego kontrolowanego użycia przeklętej pieczęci.

– Orochimaru-sensei już kazał mi jej użyć. Zadziałała. Teraz rozumiem, czemu wyglądał mimo to na niezadowolonego... – powiedziała, spuszczając wzrok trochę ze smutkiem, bo przez chwilę poczuła, że pod kolejnym względem była dla kogoś niewystarczająca. Zaraz jednak udało jej się spojrzeć na Kirito. – Ale to ulga, że ta moc działa nawet bez nienawiści. Wydaje mi się, że Anko też jej tak mocno nie odczuwała – mówiła w zamyśleniu.

Niebieskooki nagle zamarł. Wcześniej nie brał tego pod uwagę, jednak co, jeśli tym razem Wera sama poprosiła kogoś o moc, aby siłą dorównać dziewczynce, którą podziwiała?

– Czy Ty... chciałaś mieć, jak ona, przeklętą pieczęć? – zapytał niepewnie. Z jednej strony wiedział, że to przecież nic złego, z drugiej jednak pamiętał, jak często brązowowłosa dawała wszystkim znać o tym, że wcale nie chce być shinobi. Czy w końcu się poddała i pogodziła z czekającym ją losem?

– Nie, zupełnie nie – zaprzeczyła, jednocześnie kręcąc główką. Na jej twarzy znów pojawił się smutek. – O nic nie prosiłam, a oni o nic nie pytali. Nadal jestem obiektem, chociaż Orochimaru-sensei mówi do mnie po imieniu – wyszeptała. – Ale... – jej policzki zapłonęły, a w oczach pojawił się błysk zawzięcia. – teraz już cieszę się, że dostałam nową moc. Dzięki niej będę silniejsza i silniejsza, aż w końcu będę mogła ochronić siebie i mistrza, Kirito-sensei! – oświadczyła z szerokim uśmiechem. W jej oczach nadal widać było, ile kosztują ją wszystkie zdobyte w bazie doświadczenia. Bólu nie mógł zasłonić nawet wielki optymizm, ale czuć było bijącą od niej motywację. Z całej siły chciała dążyć do tego celu, a może nawet miała nadzieję, że osiągnąwszy go naprawdę będzie mogła być szczęśliwa.

Kirito bardzo poruszyło to nagłe wyznanie. Miał wrażenie, że dziewczynka wzięła sobie mocno do serca jego dawne słowa.

"Jednak nadal jest coś, co możemy zrobić, aby ich śmierć nie poszła na marne. Możemy stawać się silniejsi każdego dnia, aby móc ochronić kolejne ważne osoby, które pojawią się w naszym życiu."

Teraz dopiero zrozumiał, jak bardzo się zmieniła od momentu, kiedy ich drogi skrzyżowały się po raz pierwszy. Jeszcze kilkanaście tygodni temu widział w niej biedną, roztrzęsioną i wystraszoną do szpiku kości istotkę z oczami pełnymi łez. Aktualnie patrzył na dziewczynkę, która nie ma zamiaru się poddawać i uparcie chce dążyć ku lepszej przyszłości, na przekór swojemu przeznaczeniu.

-----------

Mimo to Kirito nie potrafił przestać martwić się o swoją podopieczną, choć na pewno pocieszała go jej postawa i hart ducha. Postanowił jednak nadal być czujnym na decyzje jej oprawców, szczególnie Orochimaru. Zupełnie mu nie ufał, a jego działania zdawały się diametralnie różnić od tego, w jaki sposób zazwyczaj Danzo traktuje obiekty i jak zleca innym, aby je traktowano. Wężooki mógł dowolnie zachowywać się tylko względem własnych podopiecznych, co sugerowało, że możliwe, iż w przyszłości to on weźmie pod swoje skrzydła Werę na stałe. Shimura z pewnością nie pozwoliłby mu spoufalać się z jego podopiecznymi, ani dawać im większej swobody. Gdyby Orochimaru naprawdę jawnie łamał ten zakaz, musiał się liczyć z tym, że szybko pożegna się z obowiązkiem trenera.

Tak się jednak nie działo. Czas mijał, a białoskóry nadal prowadził treningi Wery. Przez ten okres nauczył ją sprawniejszego posługiwania się krótkim mieczem, co było wymogiem, aby stać się częścią Korzenia. Ta decyzja znów przyprawiła Kirito o konsternację i nie mógł być już pewny tego, że dziewczynka trafi pod zwierzchnictwo Orochimaru.

Poza tym ćwiczył z nią użytkowanie przeklętej pieczęci, z której, mimo jej o wiele mniejszej mocy, wężooki chciał uzyskać jak największy potencjał. Jak przewidywał, przez uaktywnienie się innych genów skrzydła wyrastające z pleców dziewczynki były zupełnie nieprzydatne. Tylko z kształtu je przypominały, ale tak naprawdę były dodatkowym, dość ciężkim elementem ciała, pokrytym futrem. Na szczęście znalazł i dla nich zastosowanie, bo choć nie potrafiły unieść swojej właścicielki, to mogły pomóc zachować równowagę podczas walki.

W końcu sprawił też, że jego uczennica potrafiła wejść na drugi poziom owej pieczęci, który szczerze napawał go samozachwytem i swego rodzaju triumfem, mimo uprzedniej porażki z nieprzewidzianą przeszkodą, jaką była prymitywna, pierwotna pieczęć hamująca, jak się domyślał, nienawiść. W tej formie ciało i futerko Wery zmieniało kolor na biały, a przy jej oczach pojawiały się niebieskie znaczenia, podobne do tych, które na twarzy posiadał Orochimaru.

Podczas treningów wężooki nadal próbował zdobywać zaufanie uczennicy, traktując ją bardziej wyrozumiale i zwracając się do niej bezpośrednio po imieniu, nie zaś po numerze obiektu. Uważał, że zacieśniając ich więź łatwiej mu będzie wywołać w niej skrajne emocje, które mimo, iż nie były nienawiścią, miały jakąś szansę uaktywnić Sharingana, albo przekonać ją do tego, aby sama zdjęła pierwotną pieczęć. W jej zachowaniu jednak mimo wszelkich starań czuł dystans, który skracał się bardzo nieznacznie, dlatego postanowił podjąć decyzję o kolejnym kroku, który mógłby wszystko przyspieszyć. Danzo zaczynał się niecierpliwić, a przy tym był bardzo upierdliwy i nieprzejednany, kiedy Orochimaru przekonywał go, że do wszystkiego potrzeba czasu.

Postanowił dać dziewczynce dużą nadzieję, aby zaraz potem doświadczyła mocnego zawodu i utraty wiary we własne zdolności. Z zadziwiająco miłym tonem i czymś, co miało przypominać uśmiech, oznajmił brązowowłosej, że chce nauczyć ją kolejnej ważnej techniki, mianowicie techniki przywołania. W tym celu przyniósł specjalny zwój i nakazał uczennicy, aby podpisała go w pustym miejscu własną krwią. Obiecywał jej, że dzięki temu będzie w stanie przyzywać węże. Nie wspomniał jednak o tym, że podpisując zwój nie będzie już ona w stanie dowiedzieć się, jaki gatunek przyzywanych zwierząt jest jej przeznaczony, gdyby okazało się, że nie są nim gady kontrolowane przez Orochimaru.

Tę decyzję zaaprobował również Danzo, ponieważ kiedy podczas przyswajania wiedzy o sztuce ninja obiekt 058 natrafiłby na materiały o zasadach działania techniki przywołania, mógłby skorzystać z możliwości, jaką daje wykonanie jej bez podpisywania kontraktu. Wtedy to osoba przyzywająca właściwie sama zostaje przyzwana wstecznie wprost do miejsca, gdzie żyje większość populacji zwierząt ninja jej przeznaczonych. Dzięki temu brązowowłosa mogłaby uciec z bazy i zupełnie nikt nie mógłby dopilnować, aby do tego nie doszło. Podpisanie kontraktu z wężami zupełnie uniemożliwiało jej ten ruch. Kolejne próby przyzwania sprawiłyby tylko, że albo istotnie przywołałaby gada, albo zupełnie nic.

Wera bez oporów podpisała zwój, a chwilę potem posłusznie spróbowała użyć techniki przywołania na polecenie trenera. Niestety, na co liczył Orochimaru, dziewczynce nie udało się przyzwać nawet małego zaskrońca. Wężooki mimo tego, że starał się ją fikcyjnie pocieszyć, w rzeczywistości próbował jej wyperswadować, że nie ma talentu do tego, aby użyć tej techniki. Wspomniał nawet, aby nie mówiła o tym Danzo, gdyż on z pewnością będzie nią mocno zawiedziony, a nawet zły.

Białoskóry mówił coraz więcej, aby nakręcić w dziewczynce poczucie smutku i rezygnacji. Z napięciem obserwował jej reakcje oraz oczy, w których miał nadzieję dostrzec przebudzonego Sharingana. Ze zdziwieniem i wewnętrznym rozgoryczeniem zrozumiał jednak, że nic takiego nie będzie miało miejsca. W końcu musiał ukrócić swoje próby manipulacji, bo jeszcze parę słów, a był pewien, że na wierzch wyjdą jego prawdziwe intencje, a nie chciał stracić zaufania uczennicy, jeśli cel nie został jeszcze osiągnięty. Nie mógł zrozumieć, czemu jego starania znów się nie powiodły.

Jednak ani on, ani Danzo, nie wzięli pod uwagę faktu, że mimo narzuconego dziewczynce szybkiego tempa nauki wcale nie ujarzmią jej ciekawości co do kolejnych rozdziałów. Wera dzięki tej przekornej cesze zgłębiła wiedzę na temat przywoływania zwierząt ninja wcześniej niż przewidywał w kolejności przekazany jej program. Z całych sił więc starała się, aby podczas wykonywania poleceń z nią związanych, wydawanych przez Orochimaru, nie dać po sobie poznać, że wie więcej niż powinna.

Czarnookiej trudno było wykonać żądania wężookiego tym bardziej, że Kirito niedawno przedstawił jej użycie owej techniki, jako najbezpieczniejszą możliwość ucieczki na wolność. I choć brązowowłosa starała się przełożyć ten moment jak najdalej, gdyż oznaczałby on jej rozstanie się z sowią maską najpewniej na zawsze, teraz tego żałowała. Wiedziała, że swoim lękiem przed utratą kontaktu z jedyną bliską jej osobą całkowicie zniszczyła owy plan. W końcu nie mogła odmówić wykonania polecenia Orochimaru, bo ten nabrałby podejrzeń, a na pewno zrozumiałby, że Wera, wbrew temu, jak posłuszną grała, zastanawia się nad swoim losem, a więc najpewniej ma nadzieję na to, że nie zostanie w bazie na zawsze. Nie mogła do tego dopuścić. Mistrz przestrzegał ją o tym, że zwracanie na siebie większej uwagi nie będzie dobrym krokiem.

Prawidłowo wykonana konspiracja nie mogła jednak uchronić dziewczynki przed zachłannością i niecierpliwością Danzo. Miał on poczucie, że minęło już zbyt dużo czasu, a on chciał w końcu wiedzieć, być całkowicie pewnym, czy obiekt 058 jest dzieckiem Agashi Hyuugi i Rojina Uchihy. Dotychczasowe próby podejmowane przez wężookiego, aby to potwierdzić lub temu zaprzeczyć, stawiały na to, że krew płynąca w żyłach dziewczynki nie pochodzi z tych konohańskich klanów lub po prostu, mimo uzdolnionych rodziców, te moce się wzajemnie wyeliminowały. Według Orochimaru ostatnia opcja wchodziła w grę, a żartobliwie popierał ją tym, że klany te pałają do siebie dużą niechęcią, więc może nawet genetyka się temu podporządkowała.

Aczkolwiek Shimura nadal trwał przy swoim. Mimo wielu negatywnych przesłanek obsesyjnie wręcz chciał potwierdzić bądź wykluczyć możliwość posiadania przez brązowowłosą niezwykłych oczu, a całkowitą pewność mógłby mieć tylko, gdyby owe zdolności się ujawniły lub gdyby wykazały to wyniki badań bezpośrednio na oczach odebranych dziecku.

Próba z techniką przywołania była przedostatnim bardziej zwyczajnym pomysłem Orochimaru na to, jak owe oczy wywołać.Teraz był pewien, że gdy tylko złoży raport Danzo, będą musieli podjąć kroki,aby zrealizować bardziej drastyczny pomysł, który byłby ostatnią szansą w tej rozgrywce. Gdy i ten plan miał zawieść, wężooki nawet nie łudził się, że Shimura cofnie się przed wydaniem obiektowi 058 wyroku śmierci.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro