Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

r. 21. Przeklęta pieczęć

Spotkanie z Kirito trochę ją uspokoiło i dodało siły na dalsze próby zachowania człowieczeństwa, jak i własnej tożsamości, wobec wymagań stawianych przez resztę dorosłych, z którymi miała kontakt w bazie. Dzięki temu kolejny trening z Danzo, który odbył się następnego dnia, nie był czymś, co znów mogło przyprawić ją o wiele negatywnych myśli, a elementem konspiracji, traktowanym przez nią niejako jak prawdziwa misja w największej tajności.

Jej motywacja dodawała autentyczności hardej i niezłomnej postawie, którą już przecież tak wiele razy udało jej się pokazywać, a która stopniałaby, gdyby ciężkie emocje nabyte przez ostatnich kilka dni, głównie przez wypowiedzi nowego trenera, puściły w niekontrolowany sposób. Sama się temu dziwiła, ale mimo zwykłej postawy Danzo, bez żadnych hamulców, współczucia czy łagodności, czuła pewność siebie i niebywałą zawziętość, które wróciły do niej wraz z wyznaniami zaufanego mistrza i okazanym przez niego wsparciem.

Dzień więc mijał przewidywalnie, dając poczucie stabilności i względnego bezpieczeństwa aż do momentu, w którym Shimura pierwszy raz zdecydował o tym, aby skrócić jej trening. Mężczyzna odesłał ją do celi jeszcze na długo przed kolacją, co tak ją zaskoczyło, że nie mogła przestać myśleć o tym, czemu podjął taką decyzję. W końcu wiedziała, że trening był dla niego bardzo ważnym stałym elementem i wykorzystywał jego każdą chwilę do maksimum, nie zważając na samopoczucie obiektu 058. Jeszcze nigdy nie puścił jej nawet kilka minut przed czasem, a co dopiero kilka godzin.

Z pewną dezorientacją siedziała w celi i choć ciągnęło ją do głębszego odpoczynku, to ostatecznie zabrała się do nauki, wertując kolejne rozdziały ksiąg o sztuce ninja. To był jedyny pomysł, który według Wery mógł uzasadnić decyzję starszego pana - nadrobienie materiału, ponieważ praktycznie zawsze uważał, że dziewczynka jest z nim do tyłu, choć przecież mocno się starała, aby chłonąć jak najwięcej wiedzy, mimo tego, że nadal jej tempo czytania nie było tak szybkie i płynne, jak by chciała.

Po kilku godzinach z silnego skupienia na nauce wyrwał ją dźwięk przesuwania metalowej zasuwy zasłaniającej otwór, którym zawsze podawano jedzenie. Przez to, jak bardzo nietypowym wydarzeniem było zwolnienie z treningu przez Danzo, straciła poczucie czasu i kolacja, mimo swojej regularnej godziny, po prostu ją zaskoczyła. Moment ten jednak trochę pozwolił jej się rozluźnić, bo zrozumiała, że jeśli jest już tak późno, to możliwe, iż starszy pan naprawdę nie miał innej motywacji niż odesłanie w ramach czasu na naukę.

Z lżejszymi myślami zjadła posiłek i już miała wrócić do książek, kiedy do celi weszła pracownica bazy, aby odebrać tacę. Było to o tyle niestandardowe, że już od dłuższego czasu zabierano naczynia w taki sam sposób, w jaki zostawiano je pełne. Większe zdziwienie wywarł jednak na brązowowłosej fakt, że kiedy tylko kobieta wyszła nie zamknęła za sobą drzwi, a chwilę później pojawił się w nich Orochimaru.

Jego widok bardzo ją zaskoczył, a postawa zaniepokoiła. Wpatrywał się w nią bez słowa, lekko się uśmiechając.

– Orochimaru-sensei...? – powiedziała niepewnie, nie wiedząc, jak ma się zachować. Bardzo chciała poczuć pewność siebie przy nowym trenerze tak, jak potrafiła czasem w obecności Danzo, jednak jedyne, co ją ogarniało, to strach.

Mężczyzna nie wydobył z siebie żadnego dźwięku, tylko przeciągnął swoim długim językiem po wargach. Wera nie mogła opanować paniki, choć starała się wmawiać sobie, że wężooki wcale nie chce zrobić jej krzywdy. Mimo wszystko znów czuła się przy nim jak ofiara, zwierzę, które ma zostać upolowane.

Oddech dziewczynki przyspieszył, a chęć ucieczki wzmogła się w momencie, kiedy zdarzyło się coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Szyja białoskórego wydłużyła się w nienaturalny sposób, a jego głowa niebezpiecznie zbliżała się w jej kierunku.

Wera instynktownie zaczęła cofać się w stronę ściany, ale kiedy dotknęła jej plecami nie miała już żadnej drogi ucieczki. Wobec przerażenia dopiero silniejsze uczucie zimna wróciło jej trzeźwość umysłu i chciała jakoś zareagować, jakoś się wymknąć, ale Orochimaru był o wiele szybszy. Jego kły zatopiły się w najbliższej mu kończynie brązowowłosej, na prawej nodze tuż powyżej kostki.

Dziewczynka krzyknęła i szarpnęła nogą, ale wężooki już zwolnił ucisk szczęk, a jego głowa szybko wróciła na swoje miejsce. W tym momencie czarnooka zapewne w szoku i związanym z nim przypływie większej pewności siebie zaczęłaby obrzucać nowego trenera pytaniami o to, co i czemu zrobił, ale nie była w stanie tego dokonać. Od miejsca ugryzienia po jej ciele zaczął się rozprzestrzeniać koszmarny ból, który sprawiał wrażenie, jakby rozsadzał naczynia krwionośne od środka palącą cieczą. Brązowowłosa przypomniała sobie dzień, w którym wstrzyknięto jej element drewna. Ten ból był zupełnie inny, jednak w złości i bezsilności o to, jakie decyzje wobec niej podejmują dorośli z bazy, życzyła sobie, aby tym razem substancja była na przekór wszystkiemu gwarantem śmierci.

Nie myślała teraz o Kirito i o tym, jak bardzo się dla niej poświęca, jak ważną jest dla niego jednostką. Jej umysł zaczęła zalewać fala uczucia, którego nigdy nie czuła aż tak mocno, jak teraz - nienawiści. Nie potrafiła skupić się na żadnych pozytywnych myślach, bo przed oczami przelatywały jej same negatywnie nacechowane wspomnienia.

Nienawiść jakby eksplodowała i coraz bardziej się napędzała. Wera czuła ją do Danzo, który rozkazał zabrać ją z osady, zamknął ją w celi, naraził jej życie w ramach eksperymentu i bezwzględnie szkolił ją na swoje narzędzie. Czuła ją też w stosunku do Orochimaru, który porwał Kirito i jego siostrę, a także po części ją okłamał i zawiódł nadzieję właśnie w tym momencie. Czuła nienawiść do ciotki Buruki, do innych ludzi z osady, do domniemanego złodzieja owiec, pracowników bazy i zamaskowanych shinobi. A przede wszystkim czuła nienawiść do samej siebie.

Miała dość tego, że była delikatna i wrażliwa, że nie potrafiła sama sobie poradzić, że nie była w stanie obronić swojej przyjaciółki. Nienawidziła się za to, że narażała życie swojego mistrza, że nie umiała szybko się uczyć, że nie była zdolna, że się w ogóle urodziła.

Nie potrafiła zahamować tego uczucia, a zrozumiała to dopiero w momencie, kiedy poczuła nienawiść do tych, na których jej zależało. Nienawidziła Kirito za to, że nie potrafił jej stąd wyciągnąć, nienawidziła Tamashi, że przyjęła na siebie cios. Nienawidziła Warane, która nie powstrzymała swojej wnuczki od okropnych zachowań, nienawidziła rodziców, którzy dali się zabić.

Te myśli ją ocuciły. Czuła, jakby nie należały do niej będąc wyolbrzymieniem, bo wcale tak nie uważała. Jednak jej własna wola została zachwiana. Mimo chęci zahamowania pędzącej do gigantycznych rozmiarów nienawiści była to jakby kropla wobec przestworu ognia. Długo nie dała rady walczyć. W końcu opadła z sił. Przestała stawiać opór. Ogarnęła ją wszechobecna nienawiść niczym ciemność, której nie była w stanie rozproszyć.

Nawet nie zauważyła, kiedy wężooki opuścił jej celę z uśmiechem na twarzy. Nie przejmował się zwijającą się z bólu istotką. Takich obiektów miał na pęczki i jedynym jego uczuciem była niezmierna ciekawość, jak jego eksperyment zadziała tym razem. Gdyby dziecko umarło wiedział, że i tak dzięki temu szybciej potwierdzi lub zaprzeczy tezie o jego niezwykłych oczach, co z pewnością zadowoli także samego Danzo.

-------------

Zapadła noc. Ciemności zdawały się nieprzeniknione, bo nie rozpraszał ich nawet blask księżyca, gdyż niebo zasnuwały gęste chmury.

Kiedy wrócił w celi panowała cisza. Z tegoco dowiedział się od wysyłanych wcześniej pod pomieszczenie podwładnych krzykidziecka ustały po ponad dwóch godzinach. Zastanawiał się czy ma szukać ciała, czy jednak zmienionego fizycznie obiektu. Sprawdził celę oświetlając jej zakątki nikłym światłem świeczki. Co prawda z pewnością byłby w stanie odnaleźć dziewczynkę innymi zmysłami, jednak przede wszystkim chciał zobaczyć, jaki wygląd dała jej przeklęta pieczęć, jeśli organizm jej nie odrzucił.

Podłoga zdawała się pusta, co spowodowało, że na jego twarzy pojawił się uśmiech fascynacji. Przeżyła. Wytrwała z niej sztuka.

Siedziała skulona na suficie, przytrzymując się chakrą. Nienawiść pulsowała w jej umyśle jednostajnie, co sprawiało złudzenie spokoju. Jednak to skumulowane uczucie było gotowe, aby wybuchnąć, znaleźć ujście w czynach. Potrzebowała jedynie ukierunkowanego bodźca, a stało się nim wejście wężookiego do jej celi.

Umysł dziewczynki skupił się całkowicie na obiekcie nienawiści. Wszystkie wspomnienia i związane z nimi negatywne emocje mocniej paliły ją od środka, jakby podgrzewając krew pulsującą w żyłach. Osoba, jaką stała się po ugryzieniu Orochimaru, postawiła sobie za cel zabicie go, a potem każdej istoty, do której czuje nienawiść. Odepchnęła się mocno od sufitu i runęła wprost na nowego trenera.

Ten tylko uśmiechnął się szerzej, robiąc unik. Nie miał się czego obawiać ze strony tak niedoświadczonej kunoichi nawet, jeśli używała jego własnej pieczęci.

Teraz już rozumiał, czemu od razu nie zauważył Wery w ciemnościach. Jej ciało musiało przyjąć zupełnie czarny kolor. Po ruchu powietrza, dźwięku podczas ataku, a także domniemanych zdolnościach obiektu zorientował się, że przyjęły się u niego cechy nietoperza. Był pewien, że wyrosły jej skrzydła i zastanawiał się, jakie inne modyfikacje przeszło jej ciało. Nie był w stanie jednak wszystkiego dostrzec, bo podczas gwałtownego uniku trzymana w dłoni świeca zgasła. Dotychczasowe szybkie obserwacje na ten moment mu wystarczały, a wszystko zamierzał dokładniej sprawdzić kolejnego dnia podczas treningu.

Wera upadła na podłogę i przeturlała się kawałek dalej, amortyzując pęd ciała. Rozpierała ją nienawiść, która sprawiła, że zaraz znów była gotowa do ataku. Była bardzo zdeterminowana, żeby osiągnąć swój cel.

Mimo adrenaliny spowodowanej uczuciem nienawiści nadal gdzieś w środku tkwiła prawdziwa wola brązowowłosej. Wcześniej poddała się, czując, że nie da rady powstrzymać emocji, jednak teraz, kiedy jej ciało mimowolnie biegło w stronę Orochimaru w celu uśmiercenia go, coś sprawiło, że jej wola stała się silniejsza. Owszem, darzyła nowego trenera niechęcią z wielu powodów, jednak za nic w świecie nie chciała go zabić. Nie chciała nikogo zabijać. Nie chciała dać ponieść się emocjom tak, jak wtedy, kiedy trzymała na rękach nieprzytomną Tamashi, gromiąc nienawistnym wzrokiem ich napastnika, który chwilę później wylądował na drzewie zmieniając się w krwawą miazgę.

To jednak nie wystarczyło, aby powstrzymać przeklętą pieczęć. Dziewczynka toczyła wewnętrzną walkę, którą białoskóry zobaczył dopiero w momencie, kiedy zamiast wymierzyć cios przystanęła, łapiąc się za głowę. Wyglądało to tak, jakby próbowała obudzić się ze złego snu.

Jednak nienawiść napędzająca przeklętą pieczęć nie dała się tak łatwo stłumić. Jedno szarpnięcie głową i znów przejęła władzę nad ciałem dziewczynki. W ciszy wpatrywała się nienawistnym wzrokiem w Orochimaru. Księżyc dosłownie na moment przebił się przez chmury oświetlając wnętrze celi, odbijając się w czerwonych, kocich oczach brązowowłosej. Białoskóry był już pewien, że ma ona duże błoniaste nietoperze uszy i domniemywał, że pieczęć kombinowana uaktywniła głównie geny dwóch zwierząt. Na myśl o tym przeszedł go dreszcz ekscytacji.

W oczach Wery widać było chęć zabijania, ale kiedy znów chciała ruszyć do ataku część umysłu pozbawiona nienawiści ujawniła się ponownie i sprawiła, że brązowowłosa aż kucnęła, zakrywając twarz dłonią. Psychiczna potyczka była trudna, ale tym razem wolna wola dziewczynki zdawała się o wiele bardziej zdeterminowana, aby walczyć do końca.

Mimo to z pewnością przegrałaby wobec ogromu nienawiści podsycanej mocno przez przeklętą pieczęć, gdyby nie desperacka decyzja, którą podjęła. Z wielkim trudem uniosła obie dłonie na wysokość twarzy i zdecydowanym ruchem wbiła w policzki ostre pazury. Zaciskając zęby z otrzeźwiającego bólu przecięła skórę ciągnąc palce w dół. Poczuła, że to pomaga i wiedziała, że mimo, iż raniła samą siebie, to była pierwsza tak skuteczna kontra wobec napędzanej pieczęcią nienawiści.

Krew spływała jej po dłoniach i skapywała na posadzkę, a Wera oddychała głęboko nadal nie wierząc w to, że udało jej się wyrwać z czegoś na kształt transu. Czuła pot spływający po jej ciele, który był wynikiem tej wewnętrznej i jakże trudnej bitwy z samą sobą. Pieczęć zaczęła się wycofywać.

W przypływie świadomości podjęła kolejną szybką i spontaniczną decyzję. Wiedziała, że za nic nie chce zabić nowego trenera, a nie miała pojęcia, czy za moment nienawiść znów nie przejmie nad nią władzy, dlatego też wykonała kilka pieczęci i dotknęła podłogi, z której chwilę później wyrosła mała, drewniana klatka. Wera ledwo się w niej mieściła, ale miała nadzieję, że dzięki temu nie da rady zaatakować Orochimaru pod wpływem nowej mocy.

– Zostaw mnie samą. Proszę... – wyszeptała zdecydowanym głosem w stronę białoskórego. Dopiero te słowa ocuciły go ze zdumienia. Co prawda niewiele jego obiektów przeżyło testowaną przeklętą pieczęć, ale żaden z nich nie stawiał tak silnego oporu. Ba, każdy jakby przyjmował tę moc mimo niepewności i niepełnej samokontroli. Orochimaru jeszcze nie wiedział czy ma to traktować jako problem, ale obok zaskoczenia czuł też fascynację.

Po chwili opuścił celę Wery, choć nie przez wzgląd na jej prośbę, a to, iż nie sądził, że może dowiedzieć się czegoś więcej w tym momencie. Zebrał już część informacji i wiedział, że niebawem uzupełni je o kolejne. Obiekt 058 zaczynał mieć coraz pokaźniejszą kartotekę w jego katalogu. Orochimaru sprawdzał jego potencjał i cały czas kalkulował czy bardziej zależy mu na zyskaniu pewności co do klanowych oczu, czy może zdobyciu nowego podwładnego o ciekawych zdolnościach. W grę wchodziła również walka nie o człowieka, a jedynie o jego właściwości, jako obiektu badań. Zimna wojna między Danzo a Orochimaru trwała w najlepsze, a dziewczynka była tylko jednym z wielu istnień, o które toczyła się gra.

-------------

Rano obudziła się na długo przed śniadaniem. Noc była dla niej wyczerpująca nie tylko przez zmagania z nową mocą, ale także dlatego, że po zamknięciu samej siebie w klatce starała się czuwać, aby ponownie nie dać się ponieść destrukcyjnym emocjom, których nie kontrolowała. Przez to w końcu usnęła w dość niewygodnej pozycji nawet nie orientując się, kiedy to nastąpiło.

Po przebudzeniu pół przytomna odwołała technikę i przeczołgała się ledwo na swoją pryczę, żeby jeszcze pospać, jednak mimo niewyspania nie potrafiła już odejść do krainy snów. Na początku była tym trochę rozgoryczona, ale ostatecznie się z tym pogodziła. W końcu sama domyślała się, czemu jej organizm nie potrafi 'odpłynąć'. Ciało cały czas dawało znać, że coś jest nie tak pulsującym bólem.

Noc spędzona w małej drewnianej klatce przyprawiła brązowowłosą o bolesne odgniecenia, a płynąca w jej ciele krew nadal sprawiała niemały dyskomfort przy każdym uderzeniu serca, choć to uczucie zupełnie nie równało się temu, co musiała przeżywać podczas działania czegoś przekazanego ugryzieniem przez Orochimaru. Poza tym jej ciało było znacznie wyziębione przez tak długie siedzenie na zimnej posadzce. Nie pomagał też fakt, że przez gwałtowną przemianę jej bluzka została rozdarta na plecach, co powodowało, że było jej jeszcze chłodniej. Miała nadzieję, że i tym razem ktoś przyjdzie i zaszyje jej ubranie tak, jak po nocy zmagania się pierwszy raz z elementem drewna.

Mimowolnie wróciła do wspomnień poprzedniego wieczora. Pamiętała, jak jej błogi nastrój przesłonił paniczny strach, który okazał się całkowicie uzasadniony. Zmarszczyła brwi na samo wspomnienie nowego trenera i jego zachowania. Pałała do tego człowieka niepokojem i nieufnością, ale nadal nie potrafiła całkowicie go skreślić wobec drobnych niestandardowo miłych gestów, które wykonał w jej kierunku. Nie rozumiała jego motywów, bo wiele jego działań wydawało się sprzecznych. Zwracał się do niej po imieniu i nazwał uczennicą, ale zaatakował ją i siłą przekazał moc, chociaż wcześniej nawet o tych planach nie wspominał. Chciał tym pomóc czarnookiej czy robił to z egoistycznych pobudek? Wera nie miała pojęcia, ale dla bezpieczeństwa wolała trzymać stronę swojego zaufanego mistrza, który ostrzegł ją przed nowym trenerem.

Zacisnęła dłonie na materiale spodni. Ten gest zabolał ją nie tylko przez wzgląd na odbijający się echem w organizmie przepływ krwi, ale także ze względu na to, że w koniuszkach palców zaszła zmiana jej ciała podczas przejęcia kontroli nowej mocy nad prawdziwą osobowością dziewczynki. Taki sam ból ćmił w jej uszach, na plecach, koniuszkach stóp i w dziąsłach. Próbowała sobie przypomnieć, co dokładnie zaszło podczas przemiany, ale nie była tego pewna. Z przeżytego szoku nie miała pojęcia, co było snem, a co jawą.

Zdawało jej się, że w jednym z pierwszych przebłysków świadomości i kontroli nad ciałem dotknęła ucha, które sprawiało wrażenie błoniastego, z kształtu w ogóle nie przypominającego ludzkiego. Palce też z pewnością miały ostre szpony zamiast paznokci, a w ustach czuła dłuższe kły. Wzrok również wydawał jej się o wiele lepszy, gdyż łatwiej dostrzegała wszystko w ciemności.

Mimo przepełniającej jej wtedy mocy, jakby dostała znaczny zastrzyk chakry, wcale nie czuła się pewna i silna, a raczej zagubiona i przestraszona, tym bardziej, że nad jej ciałem kontrolę całkowicie przejęła nienawiść.

Zamknęła oczy. Miała ochotę zaklinać rzeczywistość jak gdy zaaplikowano jej element drewna, jednak tym razem nie potrafiła się oszukiwać. Mentalnie szykowała się na to, że jej nowy trener będzie chciał, aby realnie używała tej mocy podczas treningów.

Na samą myśl o tym ogarnął ją niepokój o to, czy nie straci kontroli, co wydawało się nieuniknione, gdyż zdawało się, że moc działała w ścisłym powiązaniu z uczuciem nienawiści. Obiecała sobie jednak, że za wszelką cenę będzie próbować nad tym zapanować.

Jej ciało przeszywał jeszcze jeden ból mocniejszy od wszystkich. Promieniował on od miejsca nad prawą kostką. Dziewczynka postanowiła przyjrzeć się ranom po ugryzieniu Orochimaru. Delikatnie dotykała nogę, aby nie sprawiać sobie jeszcze większego bólu. Miejsca po kłach wcale nie były duże, ale za to sprawiały wrażenie głębokich. Krew zdołała już dostatecznie skrzepnąć, aby nie cieknąć z ran, i Wera miała nadzieję, że niebawem wszystko się zagoi i nie będzie po nich śladu. Ból zdawał się nieproporcjonalny do wielkości obrażeń, ale domyślała się, że to sprawka tego, co zostało do jej ciała zaaplikowane. Po zewnętrznej stronie nogi widniał teraz czarny znak składający się z trzech identycznych symboli przypominających krople. Dziewczynka pamiętała, że taki sam widniał na szyi Anko, jej pierwszej rywalki.

Nie przypominała sobie jednak, aby fioletowowłosa wyglądała na owładniętą niekontrolowaną żądzą krwi i nienawiścią. To pozwalało jej mieć nadzieję, że może jest sposób, aby ową pieczęć ujarzmić mimo ogromu jej mocy.

W tym momencie przeszedł ją dreszcz, kiedy wspomnieniami wróciła do momentu, w którym udało jej się przejąć kontrolę nad własnym ciałem. Wiedziała, jak głębokie rany sobie zadała i aż bała się dotknąć własnej twarzy. Co prawda mocno dziwiło ją to, iż policzki bolały jedynie niewiele mocniej niż reszta ciała, ale pamiętała, że z szoku człowiekowi mogą się zdawać różne rzeczy i inaczej odczuwa się podstawowe bodźce. Kiedyś, będąc jeszcze w osadzie, przecięła sobie głęboko stopę o poszarpane drewno odrzucone niedbale przez cieślę. Rana była na tyle poważna, że lokalna medyczka, pani Iworu, założyła jej aż siedem szwów. Wbrew temu Wera nie czuła bólu aż tak mocno, jak teoretycznie powinna, co zrozumiała po kilku godzinach, kiedy emocje zaczęły u niej opadać i ból się wzmagał. Co prawda dzięki delikatności i wprawie medyczki wszystko zagoiło się wtedy bardzo ładnie, ale mimo wszystko dziewczynka pamiętała, jak była przestrzegana o możliwości wdania się zakażenia. Bała się, czy teraz ktoś się nią zajmie tak dobrze, jak rodzima osadniczka.

Przemogła się, aby w końcu sprawdzić, w jakim stanie jest jej twarz. Położyła palce delikatnie na policzkach, ale ze zdziwieniem pod opuszkami poczuła tylko płytko skrzepniętą krew. Miała dziwne przeczucie, że gdyby ją zmyła policzki zostałyby bez żadnej rysy, jakby krwawe smugi były tylko na nich namalowane. Czyżby to zdarzenie też było inne niż je pamiętała?

Szczerze zaniepokoiła się o swoje wspomnienia, bo choć była pewna, że podczas przypływu nienawiści była całkowicie świadoma, mimo braku władzy nad ciałem, to jednak bała się, czy aby w pewnym momencie zupełnie nie była sobą. Czy podczas domniemanego snu naprawdę spała, czy może ciało znów przejęła nienawistna strona, działająca bez żadnych hamulców? Miała nadzieję, że jednak do tego nie doszło. Pocieszała ją myśl o klatce, która po przebudzeniu się nadal była nienaruszona.

Tak spędziła kilka godzin leżąc na pryczy. Wbrew sobie próbowała zostawić wszelkie myśli gdzieś z boku i skupić się choćby na nudnym suficie celi, aby odpocząć od wszystkiego. Z ulgą zauważyła, że czas powoli niwelował ból jej ciała. Zastanawiała się, czy używając pieczęci również za każdym razem będzie cierpiała tak, jak w przypadku używania elementu drewna.

Kiedy podniosła rękę, aby przetrzeć oczy, poczuła, jak zakrzepnięta krew kruszy się na jej policzkach i z łatwością od nich odpada. Mimo racjonalnego lęku o naruszenie ran miała silne przeczucie, że nic się nie stanie, kiedy pozbędzie się tej wierzchniej warstwy krwi, jeśli zrobi to delikatnie. Idąc za tą myślą powoli usuwała zakrzepniętą posokę z twarzy. Kiedy uznała, że to koniec, przesunęła powoli opuszkami palców, badając skórę w tych miejscach, aczkolwiek nadal nie wyczuwała żadnych zmian charakterystycznych dla świeżych ran. Dlatego też mocno zaczęła wątpić w realność tego, co pamiętała z tamtej nocy.

Śniadanie podano i odebrano naczynia po nim zgodnie z harmonogramem, jednak długo nie pojawił się nikt, kto miałby zaprowadzić dziewczynkę na trening. Było to znów czymś niestandardowym i instynktownie niepokoiła się, co to może oznaczać. Pełna niepewności zdecydowała się wstać na nogi i przejść do drzwi celi, aby nasłuchiwać kroków. Wtedy też zorientowała się, że mimo, iż pulsujący ból całego ciała był już minimalny, to noga bolała od ugryzienia niemiłosiernie przy każdym kroku. Mimo tego i tak z zawzięciem przemieściła się po pomieszczeniu, choć dokonała tego bardzo powoli i niezdarnie.

Opierając się o drzwi prędzej zmorzył ją sen niż dotarły do jej uszu dźwięki kroków kogoś kręcącego się tuż przy celi. Jednak kiedy je już usłyszała udało jej się w ostatnim momencie szybko odsunąć odrobinę, aby zrobić miejsce osobie wchodzącej. Drzwi jednak wcale nie zostały otwarte, bo okazało się, że przyniesiono tylko kolejny posiłek.

Dziewczynka zupełnie nie rozumiała, czemu aż tak długi czas nikt po nią nie posyłał, bo choć przypominało jej to pierwsze tygodnie spędzone w celi, kiedy jeszcze zupełnie nie znała zamiarów dorosłych i była mylnie przekonana o tym, że została ukarana więzieniem za zabójstwo złodzieja owiec, to jednak czuła, że to już nie wróci, gdyż dorośli bardzo naciskali na wykorzystanie jak największej ilości czasu na jej trening. Jadła obiad intensywnie o tym rozmyślając.

W końcu po odbiorze tacy po posiłku w jej celi pojawił się jeden z mężczyzn pracujących w bazie. Wera już miała zamiar po prostu za nim wyjść jednak on nie ruszył się z miejsca, a jego mina wyrażała niezadowolenie.

– Jeszcze się nie przebrałaś? Pospiesz się, bo Orochimaru-sama już na Ciebie czeka. Eh... – westchnął zrezygnowany i opuścił celę. Brązowowłosa była zupełnie zdumiona jego zachowaniem. Przecież nigdy nikt nie kazał jej się przebierać, bo nie miała żadnych innych ubrań niż te, w których zabrano ją z osady. Kiedy był czas prania zawsze wysyłano do niej kobietę, która zabierała ciuchy i dawała jej koc, a wracała kilka godzin później z czystymi i wyschniętymi ubraniami.

Dziewczynka wodziła wzrokiem po celi, starając się odnaleźć domniemane ciuchy. Zdawało jej się, że podczas tej wypowiedzi mężczyzna na moment spojrzał na miejsce przy jej pryczy. Ze zdziwieniem zorientowała się, że rzeczywiście leżą tam czarne i niebieskie materiały zwinięte w kostkę, a także najprawdziwsze buty, których dziewczynka nie dostrzegła do tej pory najpewniej przez natłok myśli i zajęcie zupełnie innymi sprawami niż otoczenie. Była przekonana, że tych przedmiotów nie było jeszcze ubiegłego wieczora, więc domyśliła się, że ktoś musiał je przynieść kiedy spała.

Z zachwytem oglądała swój nowy strój, który składał się z bluzki z krótkim rękawem i niezbyt długich leginsów w czarnym kolorze. Ich materiał był dla dziewczynki o wiele przyjemniejszy w dotyku niż ten, z którego była uszyta jej dotychczasowa garderoba. Zaraz założyła je na siebie nadal nie mogąc uwierzyć w to, że dostała nowe ubranie, bo choć rzeczywiście było bardzo wygodne, to dziwnym uczuciem był przeskok między długimi rękawami i nogawkami, a takimi o wiele krótszymi i bardziej przylegającymi do ciała.

Poza podstawowym ubraniem czekała na nią także granatowa bluza z czarnymi znaczeniami przypominającymi kły umiejscowionymi na ramionach. To skojarzenie trochę ją zmroziło, ale bardziej w tym momencie doskwierał jej chłód odkrytych rąk, więc zarzuciła na siebie także tą część garderoby. Bluza wydawała jej się o wiele wygodniejsza i bardziej przystępna niż poprzednie ciuchy, więc mimo wątpliwości co do symboliki znaczeń postanowiła jej nie ściągać.

Ostatnim elementem były czarne, wysokie buty, sięgające jej prawie do kolan. Było to jej pierwsze własne obuwie w życiu, dlatego zakładała je niepewnie. Co prawda kiedyś próbowała chodzić w sandałach babci Warane, ale były one dla niej zupełnie za duże, dlatego szybko zrezygnowała z tej komicznej przymiarki dokonanej poza zasięgiem wzroku ciotki Buruki. Teraz już we własnych butach czuła się o wiele bardziej niekomfortowo, jak na pierwszy raz, jednak próbowała skupić się na pozytywnych stronach ich noszenia, jakimi były chociażby izolacja od zimnej podłogi czy osłona przed potencjalnymi urazami.

Miała wrażenie, jakby ubierała się dość długo, jednak pracownik bazy wcale nie upominał się o nią głośnym pukaniem, jak z pewnością by postąpił, gdyby się niecierpliwił. Czarnooką to zdziwiło, ale zaraz postanowiła sama otworzyć drzwi do swojej celi. Kiedyś próbowała już tego dokonać, ale zawsze wiedziała, że drzwi są zamknięte na cztery spusty i nie da rady sama ich otworzyć. Teraz jednak mogła tego spróbować, bo była prawie pewna, że mężczyzna ich w ten sposób nie zamykał.

Powoli podeszła do drzwi, nadal kulejąc na jedną nogę. Zagryzła zęby i próbowała ignorować ból, co niekoniecznie jej się udawało. Dosięgnęła do metalowej klamki, która znajdowała się nieco ponad jej głową i nacisnęła ją obiema rączkami najmocniej, jak potrafiła. Uchwyt co prawda ustąpił, ale drzwi były na tyle solidne, że dziewczynka musiała się mocniej zaprzeć, żeby je choć trochę uchylić.

Zaraz poczuła, jak siła z drugiej strony otwiera drzwi swobodniej i po chwili zobaczyła przed sobą pracownika bazy, który najwidoczniej czatował na nią tuż przy celi. Zauważyła chwilowe zdziwienie na jego twarzy, najpewniej dlatego, że wcale nie spodziewał się, iż obiekt zrobi coś bez jego wyraźnego polecenia, ale zaraz znów przyjął prawie kamienny wyraz oblicza.

– Idziemy – oznajmił. Zamknął za nią drzwi i oboje ruszyli korytarzem w stronę najbliższego włazu prowadzącego na powierzchnię.

-------------

Na miejscu czekał na nią zapowiadany przez mężczyznę wężooki. Dziewczynka sama się sobie dziwiła, ale wydarzenia minionego wieczoru i nocy sprawiły, że strach względem Orochimaru zamiast wzrosnąć bardzo zmalał. To tak, jakby czuła, że przeżyła najgorszy scenariusz i miała przeświadczenie, że już nic gorszego z jego strony jej nie spotka, choć przecież tak naprawdę nie znała zupełnie zamiarów białoskórego.

W jego obecności, mimo delikatnego dreszczu niepokoju, czuła się w miarę spokojna najpewniej przez to, że jej organizm był zmęczony i spowalniał większość jej wirujących zazwyczaj myśli.

Stała więc przed nim ośmielając się nawet spojrzeć mu prosto w twarz. Jej przymglone spojrzenie mogło sprawiać wrażenie lekceważącego i zdenerwować trenera, ale czarnooka zupełnie o tym nie pomyślała. Przez moment miała wrażenie, że dojrzała w oczach Orochimaru błysk zdumienia, choć nie była pewna, czy jej niedospany umysł nie płata jej figlów.

Białoskóry rzeczywiście na początku był zaskoczony, że słowa jego podwładnego, którego nocą wysłał do celi dziewczynki, aby zostawić przygotowane dla niej ubrania, były jak najbardziej prawdziwe. Ów pracownik miał zdolności medyczne i jednym z jego zadań było również opatrzenie obiektu 058 właśnie po wybryku z przeoraniem policzków pazurami. Jednak nie było czego odkażać czy zszywać, bo rany po prostu zniknęły. Na ich miejscu, jak zaraportował medyk, znalazły się czarne linie, po trzy na każdym policzku, co zgadzałoby się z ilością wcześniejszych krwawych bruzd.

Orochimaru musiał zobaczyć to na własne oczy, aby upewnić się, że jest to coś, co podejrzewał. Zakładał, że pod wpływem silnych emocji dziewczynka nieświadomie stworzyła bardzo prymitywną pieczęć, jakich się już w świecie shinobi na co dzień nie stosowało. Były one co prawda dość słabe i nietrwałe, ale miały jedną istotną właściwość. Zdjąć je potrafiła tylko osoba, która je wykonała.

To mogło nieco skomplikować plany wężookiego, ale nie zamierzał on przedwcześnie przewidywać niepowodzenia, gdyż tak naprawdę jeszcze nie wiedział, co zapieczętowała brązowowłosa. Podejrzewał, że wcale nie zablokowała jego pieczęci, a przynajmniej nie całkowicie, bo medyk wspomniał mu, że czarny symbol wyglądał tak, jak powinien.

Przeszedł go dreszcz ekscytacji. Zaraz będzie mógł podziwiać swoje dzieło w pełnej okazałości.

Był to dla niego nie lada sukces, bo nad własną pieczęcią pracował już kilka lat i dopiero niedawno pierwszemu obiektowi - Anko - udało się przyjąć jej moc. Do ciała fioletowowłosej zaaplikował własne geny oraz gen węża. Tym razem jednak znów skusił się na mieszankę genów różnych zwierząt, jakby czerpiąc niepokojącą satysfakcję z obserwowania, jakie przyjmą się tym razem, jeśli oczywiście obiekt przeżyje.

– Witaj, Wero. Wczoraj zrealizowałem część tego, co Ci obiecałem. Przekazałem Ci coś, czego nie nauczyłby Cię nikt inny. Posiadasz teraz moją pieczęć. Posiadasz moc, której możesz użyć jak tylko chcesz – zaśmiał się pod nosem wiedząc, jak złudne są te słowa. Nawet używając mocy pieczęci na poziomie Anko bez problemu daliby radę powstrzymać ją przed ucieczką z bazy czy spowodowaniem czyjejś śmierci. Mimo to starał się brzmieć tak, jakby w swojej łaskawości obdarzył niezwykłą mocą biedną uczennicę, aby jej pomóc.

Dziewczynka w milczeniu słuchała jego słów. Tym razem nie potrafiła zignorować jego śmiechu czy postawy, wobec dających nadzieję wyrażeń. Miała przeczucie, że mężczyzna wcale nie miał tak altruistycznych intencji.

– Ale na moich treningach chcę, abyś była posłuszna moim poleceniom. Nauczę Cię, jak używać tej mocy i jeśli się postarasz, to może uda Ci się tego dokonać – ciągnął spokojnie, choć w jego głosie nadal pobrzmiewał dość władczy ton. – Użyj jej! – rozkazał mocnym szeptem, a jego oczy rozszerzyły się gwałtownie.

Brązowowłosa przestraszyła się tego polecenia, bo choć wiedziała, że do tego dojdzie to w głębi serca miała nadzieję, że jak najpóźniej, a nie już na początku treningu. Zdawała sobie sprawę z tego, że opór niczego nie da, bo rozkazy dorosłych w bazie nie znosiły sprzeciwów.

– Jak... Jak mam to zrobić? – zapytała lekko drżącym głosem. To była jej pierwsza w życiu pieczęć i choć już o nich czytała, to nie miała pojęcia, jak to jest być ich właścicielem. Orochimaru lekko uśmiechnął się na jej słowa.

– Znasz jej położenie. Wyobraź ją sobie i skup się na tym miejscu. Na pewno poczujesz jej moc, która tylko czeka na uwolnienie. Otwórz ją siłą woli i daj się ponieść emocjom, które Cię wypełnią – tłumaczył białoskóry z fascynacją w głosie. W takich momentach był niecierpliwy, ale rozumiał, że jeśli ponagli uczennicę bez wyjaśnień tylko opóźni rozwój wydarzeń.

Dziewczynka wpatrywała się w jeden punkt niewidzącym wzrokiem, próbując wykonać polecenia trenera, zaczynając od wizualizacji. Choć na początku miała wątpliwości, czy naprawdę wyobrażenie pozwoli jej poczuć prawdziwą moc zamkniętą w pieczęci, chwilę później zrozumiała, że to jak najbardziej realne. Nie potrafiłaby tego wyjaśnić, ale przed oczami widziała pieczęć i emanującą z jej głębi chakrę i czuła, że jest w stanie jej mentalnie dotknąć. W skupieniu zamknęła oczy.

Kiedy tylko tego dokonała w zasięgu swojego umysłu, poczuła, jak pieczęć niejako rozlewa się po jej ciele. Nie było to jednak uczucie bolesne, jak tamtego wieczoru. Bardziej przypominało gęsią skórkę lub mrowienie, które zaczęło się od prawej nogi i powoli rozprzestrzeniało się na resztę ciała.

Z całych sił starała się pamiętać o tym, aby blokować nienawiść. Tym razem jednak wcale jej nie czuła. Była tym zdumiona i sądziła, że próba myślenia tylko o wspomnieniach pozytywnych poskutkowała.

Mrowienie wzmagało się w tych miejscach, co zeszłej nocy. Koniuszki palców, uszy, plecy i dziąsła, a także oczy, sprawiały wrażenie swędzenia. Brązowowłosa próbowała ignorować chęć podrapania się, aby nie stracić nad sobą kontroli. Coś się w jej ciele zmieniało, czuła to, jednak odważyła się otworzyć oczy dopiero, jak zorientowała się, że nadmiar chakry się ustabilizował, więc najpewniej pieczęć została otwarta na dobre.

Pierwszym, co zobaczyła, była jej szara skóra, a także ostre paznokcie u rąk i stóp i choć były to jej własne części ciała, to jednak nadal nie potrafiła uwierzyć, że tak zmienione naprawdę należą wciąż do niej.

Omiotła również zęby językiem i znów poczuła bardziej spiczaste kły. Przypominając sobie wydarzenia poprzedniej nocy odruchowo położyła dłonie na głowie, delikatnie szukając błoniastych uszu. Bardzo się zdziwiła, bo owszem, uszy zmieniły swoją formę z ludzkiej na zwierzęcą, jednak były one zupełnie włochate i przyjemne w dotyku.

Ta mocna zmiana od zapamiętanego stanu rzeczy sprawiła, że dziewczynka przypominała sobie, iż przy poprzedniej przemianie wydawało jej się, że jej skóra przyjęła czarną, nie zaś szarą barwę. Zupełnie tego nie rozumiała, ale przez myśl jej przeszło, że może to kolejny dowód na to, że jej wspomnienia z nocy są zafałszowane szokiem.

Najważniejsze było dla niej mimo wszystko nie to, że nie czuje dużego bólu, a nawet że podejrzewa u siebie zmianę wspomnień. Najmocniej czuła ulgę rozumiejąc, że tym razem zdusiła nienawiść w zarodku i ma całkowitą kontrolę nad własnym ciałem.

Dla Orochimaru przemiana dziewczynki nie była jednak tak optymistyczna. Już kiedy brązowowłosa odblokowywała przeklętą pieczęć, a jej ciało zaczęły oplatać czarne wstęgi z małymi ozdobnikami do złudzenia przypominającymi kolczaste ciernie, czuł, że założona przez niego technika ma o wiele mniejszą moc niż tej nocy, kiedy uczennica owładnięta przez nienawiść straciła władzę nad swoimi czynami.

Tym razem pieczęć nie tylko osłabła, ale obudziła inne zwierzęce geny niż uprzednio. Białoskóry dostrzegł u Wery uszy przypominające wilcze oraz niewielkie skrzydła porośnięte sierścią. Oczy zdawały się nadal być kocie, choć zmieniły swą barwę z czerwonej na turkusową. Jedynym niezmiennym elementem przemiany były skrzydła, na które wykonano specjalne otwory w materiałach bluzki i bluzy osłonięte zakładkami. Gdyby wyrosły w innym miejscu nowe ubrania z pewnością uległyby rozdarciu. Wężooki zlecił stworzenie specjalnego ubrania dla swojej uczennicy, dostosowanego do właściwości jej pierwszej przemiany, którą widział nocą. Czarna skóra zgrywałaby się z czarnym strojem, więc byłby to świetny kamuflaż nocą. Granatowy odcień bluzy miał imitować nocne niebo. Teraz jednak to nie miało znaczenia, bo skóra obiektu 058 przybrała szary odcień.

Trener zacisnął zęby, a na jego usta cisnęło się przekleństwo, które powstrzymał. Zrozumiał, że prymitywna pieczęć może nie zablokowała działania, ale znacznie zmniejszyła moc tej przeklętej. Na dodatek był pewien, że dziewczynka nie będzie w stanie jej odwołać, bo nie posiada praktyki w zakładaniu pieczęci, a co dopiero ich rozwiązywaniu.

Jego początkowa fascynacja zgasła, przekuwając się w lekkie rozczarowanie, a także zmianę planów. Miał zamiar dać obiektowi 058 szansę, jednak wiedział, że powoli kończą mu się opcje i czas. Danzo wyznaczył go z zamiarem ujawnienia wzrokowego kekkei genkai, co jak na razie szło niepomyślnie. Wspólnik powoli zaczynał się niecierpliwić, choć nie ujawniał tego bezpośrednimi upomnieniami, a częstszym wzywaniem Orochimaru do składania świeżych raportów. Nienawiść napędzająca przeklętą pieczęć miała być kluczem do zmuszenia Wery do aktywowania Sharingana i poprzedniej nocy przez chwilę miał nadzieję, że mu się udało, dopóki nie ujrzał zwyczajnych, kocich źrenic.

Postanowił jednak zostawić tę sprawę w spokoju i szukać kolejnych wyjść, choć czuł, że już przestawało mu zależeć. Jego niecierpliwość wzięła górę i podświadomie nawet podczas interesowania się właściwościami obiektu 058 miał na oku kolejne osoby, na które przekierowywał swoją atencję. Nie mógł nic poradzić na to, że klan Uchiha go po prostu fascynował, a w tym momencie zaczął powątpiewać, czy dziewczynka rzeczywiście z niego pochodzi, jeśli Sharingan nadal się nie ujawnił. A w wiosce liścia dorastało wiele młodych uzdolnionych osób o tych oczach, których potencjał był dla Orochimaru niezaprzeczalny.

Nie miał zamiaru porzucać treningu nowej podwładnej, jednak już nie stawiał jej tak wysoko, jak wcześniej, kiedy miał nadzieję na spełnienie własnych oczekiwań. Teraz czuł, że przestało mu nawet zależeć tak bardzo na tym, aby uchronić ją od zabicia, które co jakiś czas wspominał Danzo jako opcję. W końcu obaj byli bardzo ciekawi tego, czy teoria o dziecku Agashi i Rojina jest prawdziwa, a czas, który mijał im na czekaniu, wystawiał ich cierpliwość na próbę, a także wzmagał ich ambicje, aż w końcu coraz bardziej skłaniali się ku temu, aby zbadać oczy dziecka samodzielnie. Bo czym byłoby jedno stracone życie małej istotki wobec skarbu, jakim są oczy z domniemaną niezwykłą kombinacją kekkei genkai konohańskich klanów? Gdyby zaś okazało się, że nie jest ona osobą, za którą ją uważają, tym bardziej nie będzie szkoda zwykłych oczu i równie zwykłego życia. Wiele dzieci umiera w bazie każdego dnia i jest to ofiara, jaką obaj z Danzo zaakceptowali.

W Orochimaru pojawiła się tylko nutka żalu o to, że w takim wypadku straciłby potencjalną podwładną nie tylko posiadającą jego pieczęć, ale także element drewna. Przez tę myśl zaczął rozważać pewną opcję, która pozwalałaby zabrać dziewczynkę na własność poza kontrolą Danzo. Zdrada kiełkowała w jego głowie, a że był mistrzem pozorów i knucia mimo uznawania tej opcji za ostateczną i niekoniecznie wartą zachodu, przez pewien czas powoli obmyślał coraz to doskonalsze możliwe rozwiązanie. Nie wiedział jednak, jaka będzie jego ostateczna decyzja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro