Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

r. 20. Skrawki niewiedzy

Z głębokiego snu obudził ją dopiero dźwięk tacy z jedzeniem wsuwanej po podłodze do wnętrza celi. Choć była to dość nagła i nieprzyjemna pobudka, to jej gwałtowność sprawiła, że brązowowłosa momentalnie zapomniała o tym, co tak bardzo niepokoiło ją we śnie. Zdezorientowana i z poczuciem niedospania zabrała się jednak za posiłek bez ociągania.

Przez cały czas błądziła myślami po wydarzeniach dnia poprzedniego i wszystkich swoich wątpliwościach, a kiedy uświadomiła sobie, że dziś kolej na trening z Kirito humor od razu jej się poprawił. Zmotywowana szybciej zjadła posiłek i już planowała, jakie pytania zada swojemu mistrzowi. W końcu on mógł wiedzieć o wiele więcej, a nawet bez wtajemniczenia w plany Danzo miał szansę lepiej domyślić się, co też starszy pan, a jego przełożony, planuje.

Niebawem po dziewczynkę przyszedł, jak zwykle, jeden z pracowników bazy, który miał ją zaprowadzić w odpowiednie miejsce. Po drodze nic nie różniło się od rutyny, dlatego Wera mogła znów zatopić się w myślach, idąc posłusznie za prowadzącym ją mężczyzną. W pewnym momencie niestety w jej głowie zaświtała nieprzyjemna migawka wspomnień z ostatniego treningu z Kirito. Brązowowłosa automatycznie skrzywiła się z dezaprobatą. Zupełnie nie miała ochoty, aby znowu udawać i mocno prosiła w myślach o to, żeby tego dnia nikt ich nie obserwował.

Wychodząc jednak na powierzchnię poczuła uderzające ją uczucie niepokoju, które skojarzyło się jej z tamtym dniem. Pełna wątpliwości w panice wodziła wzrokiem po okolicy, szukając usilnie swojego kochanego mistrza. Nawet nie zauważyła, że prowadzący ją pracownik bazy zawrócił już do włazu, zostawiając ją samą.

Kiedy usłyszała nieopodal siebie szelest uginanej krokami trawy odwróciła się szybko w tamtym kierunku, z wielką nadzieją na zobaczenie tego, którego szukała. Niestety sylwetka osoby, która wyszła zza drzew przyprawiła ją nie o ulgę, a o kolejne wątpliwości, a nawet czysty strach. Przed nią stał domniemany mistrz Anko - dziewczynki, z którą walczyła dnia poprzedniego.

Białoskóry wpatrywał się w nią intensywnie wzrokiem, który powodował u niej niepokój i ciarki strachu. Miała ochotę uciec stąd jak najszybciej, nawołując swojego nauczyciela. Czuła się jak ofiara w zasięgu drapieżnika. Strach jednak na tyle ją sparaliżował, że nawet nie ruszyła się z miejsca. Nie wydobyła też żadnego dźwięku, powstrzymując się, aby przypadkiem nie wydać konspiracji jej i Kirito. Ugryzła się w język, by nie złamać tego postanowienia i zachować choć częściową trzeźwość umysłu.

– Witaj, obiekcie 058... A może powinienem powiedzieć Wero Uchiha – odezwał się wężooki zachrypniętym głosem. Czarnooką przeszedł dreszcz. Czuła się coraz bardziej przerażona będąc sam na sam z tym człowiekiem. Od paniki ocaliło ją zdziwienie wywołane nie tylko faktem, że mężczyzna zwrócił się do niej po imieniu, ale także tym, że powiedział to dziwne słowo, którego znaczenia, a tym bardziej związku z nią samą, nie rozumiała. Nie chciała jednak pytać o to wszystko tego obcego jej shinobi. Zbyt wiele sygnałów nie pozwalało jej jeszcze mu zaufać. Postanowiła, że będą to kolejne pytania, które zada Kirito.

Kiedy tylko ta myśl zakiełkowała jej w głowie dziewczynkę ogarnął nieopisany lęk. Jeśli zaprowadzono ją do kogoś innego w dzień, kiedy powinna trenować ze swoim mistrzem, to czy to oznacza, że białoskóry ma go zastąpić? Brązowowłosa nie chciała wierzyć w taki scenariusz, dlatego znów usilnie zaczęła wodzić wzrokiem po najbliższej okolicy, aby dostrzec sowią maskę. W panice i niepewności nie mogła się powstrzymać przed zadaniem pytania, mimo, że za odezwanie się bez takiego polecenia u Danzo z pewnością nie obyłoby się to bez kary cielesnej lub surowego zgromienia wzrokiem.

– Gdzie jest Kirito-sensei? – spytała, nie patrząc na mężczyznę. Ten zaśmiał się pod nosem złowieszczo.

– Nie przejmuj się, nie jestem jego zastępcą, a Twoim nowym trenerem – na te słowa dziewczynka jednocześnie poczuła ulgę i następną falę niepokoju. Kolejny trener? Czy to była zmiana, którą przeczuwała? – Danzo-sama zapewniał, że masz potencjał. Podczas sparingu pokonałaś swoją rywalkę, więc nie mam już ku temu wątpliwości.

Wera w tym momencie pożałowała swojej wygranej i tego, że nie może cofnąć czasu, aby tym razem przegrać. Owszem, z pewnością jej wynik nie spodobałby się starszemu panu, ale czy będąc na zwycięskiej pozycji uniknęła kary? Niestety koleje losu są nieodwracalne i czarnooka dobitnie zdawała sobie z tego sprawę.

– Poza tym – ciągnął czarnowłosy – obaj zgodnie stwierdziliśmy, że potrzebny jest ktoś, kto pomoże Ci okiełznać Twoje niezwykłe moce skryte we wzroku.

Orochimaru najpewniej dostrzegł zaskoczenie na twarzy brązowowłosej, bo uśmiechnął się pod nosem, przeczuwając sukces swojej manipulacji, na którą właśnie nadarzyła się idealna wręcz okazja.

– Widzisz, klany, z których pochodzą Twoi rodzice, mają tego rodzaju moce, różne od siebie. Jest wielu, którzy pożądają ich tajemnicy, a Ty... Cóż, Ty łączysz je obie. Świat dawno nie widział podobnej mieszanki. Dlatego ktoś był tak zdeterminowany, aby Ci ją odebrać.

Wera słuchała słów białoskórego shinobi z taką zachłannością, że nawet nie zauważyła, jak z przejęcia wstrzymuje powietrze. Z jednej strony bardzo nie podobało jej się to, o czym mówi, bo choć niewiele z tego rozumiała, to czuła coraz większy niepokój spowodowany nowymi informacjami. Z drugiej strony jednak chciała wiedzieć więcej, bo był to pierwszy dorosły w bazie poza Kirito, który zdecydował się jej aż tyle wyjawić. Dziewczynka wśród szumu myśli nawet nie zastanawiała się nad jego motywami, a pęd niepewności coraz bardziej rozrastał się w jej umyśle.

– Tak bardzo zdeterminowany, że najpierw zabił Twoich rodziców, a później chciał zabić i Ciebie – na czarnooką spadł psychiczny cios, który wstrząsnął nią aż do szpiku kości. Dotarło do niej to, co chciał jej przekazać białoskóry. To z jej powodu rodzice, a później Tamashi, stracili życie.

Poczuła się słabo i z nadmiaru emocji zakręciło jej się w głowie. Nie potrafiła uspokoić oddechu. Chciało jej się płakać i krzyczeć. Była jednak na tyle zszokowana, a jednocześnie przyzwyczajona do już dość umiejętnego krycia gwałtownych reakcji, że z zewnątrz wyglądała po prostu na roztrzęsioną. Tej sposobności nie omieszkał wykorzystać wężooki, który był przekonany, że wszystko idzie po jego myśli.

– Nie byłaś bezpieczna wśród zwyczajnych ludzi, dlatego daliśmy Ci schronienie. Teraz nic Ci nie grozi, a Ty możesz rozwijać swoje niezwykłe moce i inne umiejętności. A ja jestem po to, aby Ci w tym pomóc – mówił z charyzmą, chcąc zdobyć zaufanie dziewczynki. – Od dziś będziesz moją uczennicą. Jeśli stanie się cokolwiek nadzwyczajnego związanego z Twoimi oczami, powiedz mi o tym, a ja Ci wszystko wyjaśnię. Taka moc może na początku przerażać, ale wiedz, że da Ci dużą siłę, a pewnie tego chcesz, prawda? Czy do tej pory poczułaś jakąś moc płynącą ze wzroku? – dopytywał, bacznie obserwując reakcje Wery.

Ta jednak wyglądała na głęboko skupioną. I choć Orochimaru sądził, że dziewczynka stara się sobie przypomnieć, czy takie sytuacje miały miejsce, to jednak tak naprawdę była ona na tyle przytłoczona nadmiarem informacji, że nie za bardzo kontaktowała i jego pytania były dla niej dziwną przerwą w tym potoku słów, który odbijał się echem w jej skołowanej myślami główce.

– Nie... – odpowiedziała prawie automatycznie w zamyśleniu. Jej głos był bardzo słaby, bo choć czarnooka była uczona przez starszego pana wyraźnego i głośnego odpowiadania na pytania, to jednak teraz zupełnie nie myślała o zasadach.

Białoskóry widząc to, jak wielkie wywarł na niej wrażenie, postanowił zakończyć przedstawienie.

– Wszystko przed nami. Na treningach zajmiemy się póki co innymi rzeczami, których nie uczył Cię jeszcze nikt. Ale o tym powiem na naszych kolejnych spotkaniach... – oznajmił tajemniczo. Nie chciał jeszcze wyjawiać, co planował dla obiektu 058, choć w środku czuł, jak bardzo się tym ekscytuje. – Na dzisiaj masz za to zasłużony odpoczynek, w ramach nagrody za wygraną walkę wczorajszego dnia – powiedział, a zaraz pojawiła się przy nich pracownica bazy, która zaprowadziła dziewczynkę z powrotem do celi. Zanim obie dotarły do włazu Wera nie mogła się pozbyć wrażenia, że białoskóry shinobi odprowadza ją wzrokiem. Przeszedł ją zimny dreszcz, a w głowie pojawiło się pytanie o to, czy powinna zaufać nowemu trenerowi.

---------

Zastanawiała się nad tym całe popołudnie. Miała dość mieszanych odczuć, które kłębiły się w jej umyśle podczas analizy wszystkich za i przeciw. Czarnowłosy zdawał się wysyłać sprzeczne sygnały, które nie pozwalały jej jednoznacznie określić, jakie są jego prawdziwe zamiary.

Z jednej strony dużo jej wyjawił i zdawało się, że obchodzi go jej los, tym bardziej, że nie upierał się przy przedmiotowym nazywaniu jej obiektem, jednak z drugiej strony dziewczynka czuła coś, co zauważała podświadomie w jego zachowaniu i słyszała w jego głosie. Coś, co powodowało chęć zachowania bezpiecznego dystansu od wężookiego.

Nadal nie mogła też uwierzyć w to, jak wielkie brzemię musi udźwignąć, jeśli naprawdę to przez nią zginęło tyle ważnych dla niej osób. Czuła się z tym tak okropnie, że łzy spływały jej po policzkach, kiedy tylko o tym myślała. Miała wyrzuty sumienia, bo choć to nie od jej decyzji zależało zachowanie zabójcy, to żałowała, że nie ograniczył się do zabicia tylko jej, a tym samym oszczędzenia reszty istnień.

Zresztą nadal nie pojmowała, czemu ostatecznie nie została zabita, jeśli istotnie to o moc jej oczu chodziło. Ktoś zabił jej rodziców, ale ją oszczędził, bo znaleźli ją w drewnianym domku drwale, jak opowiadała jej babcia Warane. A incydent z Tamashi zdawał jej się dość niejasny, bo napastnik był jednocześnie trochę chaotyczny w działaniach, ale i zbyt dobrze przygotowany do ewentualnego ataku, bo posiadał przy sobie nóż. Mimo to brązowowłosa nie mogła uwierzyć, że był to shinobi. Wcale na niego nie wyglądał, nie miał ze sobą specjalnej broni, a słysząc krzyk po prostu się spłoszył. Trudno jej było połączyć ten obraz z dość bezwzględnymi w działaniach i zimnokrwistymi shinobi pod pieczą Danzo.

Wątpliwości było zbyt wiele, a ona wiedziała, że sama ich nie rozwieje, będąc rozdarta między nieprzyjemnymi podejrzeniami, a nadzieją na kolejną osobę, która pomoże jej przetrwać w bazie. Postanowiła więc zająć swoje myśli czymś innym, zagłębiając się w lekturę kolejnych informacji o sztuce shinobi. I choć spędziła nad książkami czas do późna, natłok wrażeń nadal dawał o sobie znać podczas nauki, a także snów, które nawiedziły ją tej nocy.

---------

Kiedy kolejnego dnia przemierzała korytarze podziemnej bazy pod opieką jednego z jej pracowników, czuła, jakby powtarzało się wszystko, co działo się wczoraj. Bała się, że po wyjściu na powierzchnię, gdzie zawsze odbywały się treningi z Kirito, znów ujrzy wężookiego. Dlatego poczuła tak ogromną ulgę, gdy jej lęki nie znalazły pokrycia w rzeczywistości, bo wśród drzew czekał na nią mężczyzna o sowiej masce.

Te kilka dni było dla dziewczynki emocjonalnie wyczerpujące, choć sama nie była tego w pełni świadoma. Jednak reakcja jej organizmu mówiła sama za siebie. Kiedy pracownik bazy odchodził jej oczy szkliły się od łez, a kiedy w końcu zostali sami i Kirito zdjął swoją maskę, Wera nie potrafiła już dużej powstrzymywać się od płaczu.

Choć większość osób w bazie traktowało ją i inne młode osoby, jak obiekty bez prawa do uczuć, to jednak to nie sprawiało, że naprawdę przestawały być ludźmi. Czarnooka nadal była dzieckiem i choć z całych sił próbowała przystosować się do świata dorosłych i jego wymagań, nie była w stanie wszystkiego zrozumieć, przewidzieć i przede wszystkim przetrwać lub w jakiś sposób uodpornić się na negatywne sytuacje, złe warunki i przedmiotowe traktowanie.

Płakała więc z bezsilności i wszystkiego, co trzymała w sobie przez te dwa dni spędzone bez jedynego człowieka, któremu ufała. Na jego widok po prostu uświadomiła sobie, jak bardzo chciałaby, żeby zawsze był przy niej, żeby nie musieli więcej przed nikim udawać. Chciała namiastki zwyczajnego życia, choć tak naprawdę nie wiedziała do końca, czym ono jest, bo nigdy go w pełni nie doświadczyła.

Kirito nie spodziewał się takiej reakcji swojej uczennicy, ale mimo to poczuł, że wie, co powinien zrobić. Była to dawno zaniechana, ale jednak zapamiętana, więc niejako automatyczna reakcja. Podszedł i przytulił do siebie dziewczynkę, tak, jak kiedyś pocieszał swoją młodszą siostrę.

– Przepraszam. Wiedz, że było to dla mnie ciężką próbą, aby odzywać się do Ciebie w taki sposób. Mam nadzieję, że pamiętasz, że to tylko gra, a ja nie miałem tego na myśli. Tak naprawdę jestem z Ciebie dumny. Świetnie się spisałaś. Wymagałem czegoś ponad Twoje siły, bo tego oczekuje ode mnie Danzo-sama – wyjaśnił, sądząc, że Wera płacze głównie przez sytuację z ich poprzedniego treningu, kiedy pojawił się tajemniczy obserwator. Nie mylił się całkowicie, bo ten nieprzyjemny zwrot akcji sprawił, że dziewczynka czuła się bardzo nieswojo i po prostu samotnie.

– Dlaczego nas obserwował? – spytała z żalem czarnooka, powoli opanowując potok łez.

– Nie mam pojęcia... Niestety Danzo-sama nie mówi mi o wszystkich swoich planach dotyczących Ciebie. Dlatego też nie powiadomiłem Cię o tym, że będziesz mieć nowego trenera. Sam dowiedziałem się o tym niewiele wcześniej od Ciebie – wyznał z poczuciem niemocy. Cały czas miał nadzieję na realną pomoc w ucieczce Wery z bazy, ale to wymagało zebrania większej ilości informacji, co tak naprawdę nie zawsze było możliwe, w obliczu tajnej organizacji wszystkiego przez dwóch głównych zwierzchników podziemnego kompleksu.

– To wszystko moja wina... – powiedziała brązowowłosa, a w jej oczach znów pojawiły się łzy. – Ten wężooki pan obserwował moją walkę. Gdybym nie wygrała, to pewnie nie chciałby, żebym została jego uczennicą. Nic nie rozumiem... Przecież Anko walczyła lepiej ode mnie... – wyjaśniała dość chaotycznie, aż jej głos w końcu się załamał ze smutku. Z nadmiaru emocji automatycznie zacisnęła piąstki na materiale kamizelki mistrza.

Kirito zaniepokoiła wzmianka o walce oraz człowieku o wężowych oczach. Doskonale znał tę personę i lękał się, co też skłoniło Danzo do współpracy z długowłosym. Wiedział, że musi uspokoić roztrzęsioną uczennicę, żeby móc wyciągnąć od niej więcej informacji, aby bardziej orientować się w zaistniałej sytuacji i wiedzieć, jak na nią zareagować.

Położył dłoń na główce brązowowłosej i powoli kucnął, żeby zniżyć się na jej wysokość i złapać z nią kontakt wzrokowy, aby dodać jej otuchy. W końcu nie była w tym wszystkim sama, więc chciał dać jej tyle emocjonalnego wsparcia, ile tylko potrafił.

– To nie Twoja wina, jestem tego pewny. Dałaś z siebie wszystko, a to była Twoja pierwsza prawdziwa walka. Jestem dumny, że sobie z tym poradziłaś – mówił, uśmiechając się do niej pogodnie. Chciał znaleźć choć trochę pozytywne strony zaistniałych sytuacji, aby skupić na nich uwagę Wery i tym ją uspokoić. Trudno było znaleźć owe dobre rzeczy w działaniach osób z bazy, szczególnie Danzo, jednak Hisawa był zdeterminowany, aby tego dokonać dla dobra swojej uczennicy. Dziewczynka mu zaufała, a on stał się dla niej nadzieją i bezpieczną przystanią wobec przytłaczającego ją świata dorosłych.

– Mistrzu, czy... Czy pomożesz też Anko? – zapytała niepewnie, bo odkąd tylko wspomniała o swojej fioletowowłosej rywalce nie mogła przestać myśleć o tym, że ona również może chcieć się uwolnić z tego miejsca, które przypominało więzienie.

Na jej słowa Kirito jednak nie odpowiedział od razu. Przez chwilę w zamyśleniu patrzył w dal, zastanawiając się nad tym, jak wyjaśnić dziecku niesprawiedliwe koleje losu.

– Anko nie potrzebuje pomocy. Ona nie mieszka w bazie, a Orochimaru traktuje ją o wiele lepiej niż inne obiekty... – powiedział, a dziewczynka patrzyła na niego z niedowierzaniem. Z jednej strony brązowowłosa przeczuwała, że z jej rywalką jest trochę inaczej, ale tak naprawdę nie sądziła, że Anko jest tu bezpieczna i wiedzie zwyczajne życie poza bazą. Poczuła się zbita z tropu, ale czuła też ulgę, że fioletowowłosa jednak nie jest w żaden sposób zagrożona.

– Orochimaru... – wyszeptała Wera, kiedy dotarło do niej, że Kirito wyjawił jej imię nowego trenera. Na wspomnienie o nim przeszedł ją zimny dreszcz. Dziewczynka uważała, że aparycja, głos i sposób bycia, a teraz także imię mężczyzny, tworzyły mieszankę tak niepokojącą, że nie mogła się pozbyć tego nieprzyjemnego wrażenia, kiedy tylko wspominała go w myślach.

Po jej reakcji niebieskooki zrozumiał, że jego uczennica przyjęła do wiadomości informacje o tym, że Anko nic nie grozi. Bezpieczeństwo rywalki było dla niej najważniejsze i nic więcej się teraz nie liczyło. Jej uwagę zwrócił jednak wężooki, co pozwoliło Kirito zacząć rozmowę o wydarzeniach z dnia poprzedniego. Bał się, co też planuje białoskóry wobec dziewczynki. On i Danzo nigdy nie dzielili ze sobą pieczy nad obiektami, a wybierając je i przyjmując do siebie prawie jak na własność, zawsze musieli czerpać z tego dla siebie jakąś korzyść.

– Tak, właśnie tak ma na imię Twój nowy trener. To on niegdyś porwał mnie i Shinę, moją siostrę... – wyznał ze smutkiem. Nie chciał mówić dziewczynce o drastycznych i niebezpiecznych eksperymentach Orochimaru, które mogłyby wywołać u niej panikę, ale wiedział, że musi ją w jakiś sposób przed nim przestrzec. I to mu się udało, ponieważ ta wiadomość zrobiła na Werze duże wrażenie. Mimo mieszanych uczuć co do białoskórego, które spowodowane były małymi elementami wyglądającymi na pozytywne w świetle tego, jak surowy i rygorystyczny był dla niej chociażby Danzo, w tym momencie szala przechyliła się na niekorzyść Orochimaru. Dziewczynka czuła, że nie powinna mu zaufać. – Jak się zachowywał względem Ciebie? Nic Ci nie zrobił? – dopytywał Kirito z troską w głosie. Brązowowłosa na te słowa pokręciła przecząco głową.

– Nie, ale... – zaczęła, jakby jakaś myśl nie dawała jej spokoju. Z nerwów zacisnęła piąstki na materiale spodni. Kirito słuchał uważnie, bojąc się o to, jakie słowa mogą zaraz paść. – Czy z moimi oczami jest coś nie tak? – zapytała, próbując powstrzymać się od płaczu. Wszystkie informacje posłyszane od Orochimaru nadal odbijały się echem w jej głowie i były dla niej nie do zniesienia.

– Wszystko z nimi w porządku – odparł trochę zakłopotany niebieskooki. Domyślał się, że temat ten poruszył z nią Danzo lub długowłosy, dlatego zdecydował się, aby wyjaśnić tę sprawę tym bardziej, jeśli usłyszane słowa spowodowały u niej takie dziwne wątpliwości. – Po prostu Danzo podejrzewa, że mogą mieć one niezwykłą moc, gdyby okazało się, że jesteś zaginioną córką pary, która kilka lat temu uciekła z Konohy. Była to kobieta z klanu Hyuuga i mężczyzna z klanu Uchiha – Wera przysłuchiwała mu się zaintrygowana, słysząc znajome słowo wspomniane uprzednio przez Orochimaru, które w końcu zaczęło mieć dla niej sens. Dzięki temu jej skrajne emocje mocno opadły. – Oba te klany posiadają niezwykłe oczy: Hyuuga białe, nazwane Byakugan, a Uchiha czerwone, zwane Sharingan. Moc ta przechodzi z rodziców na dzieci, jednak dawno nie zdarzyła się mieszanka tak różnych krwi, więc nie wiadomo, czy potomek tych uciekinierów odziedziczył niezwykłe oczy, a jeśli tak, to które z nich – po tych słowach spojrzał wprost na swoją uczennicę. – Twój przypuszczalny wiek pasuje do zaistniałych wydarzeń, wygląd także, jednak takie cechy wyglądu nie są rzadko spotykane u ludzi pochodzących z Kraju Ognia, więc to jeszcze niczego nie przesądza. Poza tym Twoje oczy jeszcze z tego co wiem nie zdołały się ujawnić, jeśli rzeczywiście je posiadasz - po tym wyjaśnieniu zrobił krótką pauzę, aby dać uczennicy moment na przetrawienie swoich słów. – Kto powiedział Ci o tych oczach?

– Orochimaru-sama – odparła w zamyśleniu. Ufając Kirito wiedziała, że ten powiedział jej całą prawdę, jednak w tym świetle słowa nowego trenera stawały się mieć w sobie zbyt wiele niejasności i niedopowiedzeń. Nie rozumiała, czemu mówił do niej z taką pewnością, jakby wiedział, kim ona jest i co potrafi. Czyżby sam tkwił w błędzie?

– Zadawał Ci o nie pytania? – Wera pokiwała główką twierdząco, co znów zaniepokoiło jej mistrza. – Co mu powiedziałaś?

– Że nic takiego nie zauważyłam – zapewniła czarnooka. Jej mistrz odetchnął z ulgą. Gdyby brązowowłosa dała komukolwiek w bazie powód do podejrzeń, że naprawdę ma niezwykłe oczy, wtedy z pewnością zainteresowanie nią bardzo by wzrosło, wzmożonoby ostrożność i sowia maska czuł, że wszystko to właściwie udaremniałoby plany uwolnienia dziewczynki.

– A czy to prawda? – zapytał ostrożnie Kirito. Wera wahała się z odpowiedzią, ale w końcu zdecydowała się mówić.

– Nie wiem, czy to ważne, ale tego dnia, kiedy ten człowiek zaatakował Tamashi – mówiła w zamyśleniu, patrząc niewidzącym wzrokiem – uczucia miały kolory – to stwierdzenie trochę zdziwiło jej mistrza, ale czuł, że wie, o co może chodzić.

Dziewczynka mocno się skupiła, żeby o niczym nie zapomnieć i niczego nie pomieszać w swoich wyjaśnieniach. Choć to bolało musiała cofnąć się wspomnieniami do tamtych wydarzeń.

– Czułam fioletową nienawiść, a potem czerwony smutek. One wpływały na mój wzrok, jakby dawały jakąś siłę. Nie mam pojęcia, czy to ma sens – Kirito, choć na początku miał nadzieję, że czarnooka po prostu miała takie wrażenia z powodu nadmiaru emocji, to jednak teraz miał ku wątpliwości.

Pamiętał, że kobieta z osady, choć nie pamiętała dokładnie tego, co widziała, to jednak uparcie twierdziła, że w dziewczynkę wstąpił demon, który objawił się w jej odmiennej od zwyczajnej barwie oczu. I choć byłoby to mocnym dowodem, to jednak tak naprawdę było tylko przesłanką, zeznaniem jednej osoby, która i tak nie była zbyt wiarygodna. Korzeń miał pobieżne informacje o tej osadzie i sowia maska wiedział o nienawiści jej mieszkańców do shinobi. Nie zdziwiłby się więc, gdyby kobieta wymyśliła ten szczegół tylko po to, żeby zdobyć zainteresowanie podwładnych Danzo, którzy odwiedzili tę osadę wiele lat wcześniej oferując swoją pomoc, gdyby mieszkańcy mieli jakiekolwiek problemy z obcymi ninja. A mimo znalezionych w okolicach osady zwłok mężczyzny nie było właściwie żadnych przesłanek co do tego, kto dokonał zabójstwa. Jedynymi świadkami zdarzenia były Wera i jej przyjaciółka. Dlatego wzmianka o zmienionych oczach była teoretycznie dobrym pretekstem, żeby pozbyć się dziecka, które okazało się być potomkiem shinobi.

Teraz jednak Kirito zrozumiał, że on i jego przełożeni mogli źle zinterpretować całe zajście. Nic nie było pewne, jednak słowa brązowowłosej o poczuciu kumulowanej w oczach energii, kolorach i powiązanych z nimi uczuciach sprawiły, że nabrał pewnych podejrzeń. Sądził, że dziewczynka ma Sharingana, jednak dziwił się na fioletową barwę oraz dopasowanie do niej nienawiści, choć zdawało mu się, że to właśnie o niej zawsze wspominano, że jest potrzebna do aktywowania szkarłatnych oczu. Mimo wielu pytań bez odpowiedzi wiedział, że musi zakazać uczennicy wspominania komukolwiek o swoich przeczuciach w tym temacie.

– Rozumiem... Też nie wiem, czy to ma znaczenie, ale pod żadnym pozorem nikomu o tym nie wspominaj, dobrze? – lekko zaniepokojona Wera energicznie pokiwała głową. Nie wiedziała dokładnie, czego domyślał się jej mistrz, ale wierzyła, że jeśli jej czegoś zabronił, to ma ku temu ważne powody.

Zastanawiając się znów nad tym wszystkim, a szczególnie nad możliwością pochodzenia z klanów ninja o nadzwyczajnych oczach, dziewczynka przypomniała sobie słowa Orochimaru o ataku na jej rodziców i nią samą. Czuła, że ten element układanki pasuje za bardzo do tego, co sądził wężooki. W końcu babcia Warane była pewna, że jej rodzice byli zbiegłymi shinobi z Konohy. Czy był to jedynie zbieg okoliczności?

Musiała zapytać mistrza także o mężczyznę, który aż do dnia wczorajszego był w oczach dziewczynki złodziejem owiec, a także jej największym wyrzutem sumienia, bo nadal miała poczucie, że zabiła go jakąś mocą, której jeszcze nie znała i tym samym jej nie kontrolowała. Czy Orochimaru mówił prawdę o tym, że ten, który zranił Tamashi, był shinobi?

– Kirito-sensei – zwróciła się do niego niepewnie. – Czy człowiek, który zranił moją przyjaciółkę był ninja? – jej mistrz chwilę wstrzymywał się z odpowiedzią, zastanawiając się, czy ta wiadomość tylko nie wzbudzi w uczennicy niepokoju.

– Tak. W jego ciele wyczułem ślady chakry – ta informacja istotnie była dla Wery nieprzyjemnym szokiem, bo choć usłyszała ją wcześniej od Orochimaru, to nie ufała mu i po przeprowadzonej z mistrzem rozmowie miała nadzieję, że ta informacja również nie była do końca prawdą. Niestety okazało się, że tym razem wężooki nie blefował.

Silne emocje znów uderzyły w czarnooką. Zacisnęła piąstki, a jej oddech przyspieszył. W jej głowie dudniły myśli o tym, że to przez nią zginęli jej bliscy.

– Ale sądzę, że to nie Ty go zabiłaś. Co prawda niekontrolowana moc niezwykłych oczu, jeśli je posiadasz, mogła potencjalnie tego dokonać, jednak jest też możliwość, że ktoś inny zareagował. Poza Twoją chakrą czułem w tej osadzie jeszcze jedną, trochę mocniejszą, jednak mogła należeć tylko do wyczerpanego ninja lub do dziecka – tłumaczył, ale Wera nie potrafiła się całkowicie skupić na sensie jego słów, kiedy ciężar odpowiedzialności za śmierć innych osób stał się dla niej nagle tak przytłaczający, że nie była w stanie go udźwignąć.

– Nawet, jeśli go nie zabiłam, to przeze mnie umarli moi rodzice. Przeze mnie zginęła Tama-chan! Wszystko przez moje głupie oczy! Nie chcę ich! Nie chcę... – krzyczała w rozpaczy i złości, a po jej policzkach spływały potoki łez. Kirito nie czekał nawet chwili i ponownie mocno ją do siebie przytulił. Czuł, jak łkanie wstrząsa jej małym ciałkiem. Wzbierała w nim gorycz z powodu tego, jak wiele musiała przejść jego uczennica, a jak niewiele w stosunku do wszystkich negatywnych sytuacji on sam mógł jej dopomóc. Uderzyła go własna bezsilność, ale jednocześnie narastała też niezłomna motywacja, że choćby nie wiem co się stało, wywiąże się ze swojej obietnicy zwrócenia jej wolności. W końcu odezwał się do niej spokojnym, ale stanowczym głosem.

– Nie zabiłaś ich. To nie Twoja wina, że urodziłaś się z taką mocą, jeśli rzeczywiście ją posiadasz. Winny jest ten, kto z chęci jej zdobycia popełnił tak okropne czyny. Ktokolwiek to był, nie zasługuje na miano shinobi – zakończył szeptem. Słowa mistrza powoli uspokajały Werę, jednak jeszcze trochę czasu minęło, zanim przestała płakać. Kirito delikatnie głaskał jej brązowe włosy. Ten gest, jak i jego obecność, sprawiały, że czuła, jakby przejął on część jej ciężaru. Choć nadal w jej głowie majaczyło poczucie winy i niesprawiedliwości, to słowa mistrza zaprzeczające jej winie dawały jej pewnego rodzaju ulgę.

W jego ramionach była bezpieczna. Przy nim nie musiała grać hardej, nie musiała niczego ukrywać, ani się bać. W tej chwili nie była ani shinobi, ani obiektem, ani niczyim rywalem. Nareszcie mogła choć przez moment być po prostu pocieszanym przez dorosłego dzieckiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro