Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Kiedy jest ranny/a II•

Ino Yamanaka
Zabiegana od kilku dni nie mogłaś znaleść czasu dla siebie i swoich przyjaciół. Zwłaszcza dla Ino co niemiłosiernie cię irytowało. Tak dawno jej nie widziałaś, że miałaś wrażenie jakby minęły wieki od waszego ostatniego spotkania.

Tsunade znalazła ci wiele zajęć tak jak i dzisiejszego dnia. Miałaś dostarczyć kilka ważnych zwojów Starszyźnie oraz jonninom, i jak na złość wszyscy gdzieś ci umykali.  Załatwienie wszystkiego zajęło ci niemal pół dnia.

Przeciągnęłaś obolałe kończyny i przymknęłaś na chwilę oczy. Rozkoszowałaś się ostatnimi promieniami słońca, aż nagle wpadłaś na pomysł, aby zrobić niespodziankę młodszej przyjaciółce i odwiedzić ją w kwiaciarni, w której często pomagała mamie.

Z szerokim uśmiechem pokierowałaś swoje kroki w stronę sklepiku. Bez pośpiechu przemierzałaś drogi Konohy, aż dostrzegłaś szyld z napisem „Kwiaciarnia Yamanaka".

Bez wachania weszłaś do środka, dostrzegając zgrabną sylwetkę blondynki, która próbowała położyć szklany wazon z kwiatkami na jedną z wyższych półek. Otworzyłaś usta, aby się przywitać, kiedy to palce kunoichi omsknęły się z powierzchni, a wazon zaczął spadać na ziemię.
Doskoczyłaś do dziewczyny, ciągnąć ją w drugą stronę. Szkło rozbiło się, a jego kawałki poleciały w różne kierunki.

— Wszystko w porządku Ino? Jesteś cała? — odgarnęłaś grzywkę z twarzy zdezorientowanej nastolatki. Pokiwała delikatnie głową i chciała wstać, gdy krótkie syknięcie wyrwało się z jej ust.

— Chyba jednak nie [__]. Skaleczyłam sobie nogę.

— Chodź, oprzyj się na mnie — niebieskooka posłusznie chwyciła cię za ramię i wspólnie dokuśtykałyście do krzesła za sklepową ladą. — Pokaż.

Ino odsunęła materiał swojej fioletowej spódnicy, ukazując poharataną łydkę całą we krwi. Gdzie nie gdzie wciąż było widać kawałki szkła.

— Ahh, porządnie dostałaś — westchnęłaś i ułożyłaś dłonie nad ranami dziewczyny.

— Czy blizny mi zostaną? — zapytała z przejęciem, chwytając cię za rękę. Uśmiechnęłaś się do niej uspokajająco i oddałaś uścisk.

— Nie martw się Ino, zadbam abyś wciąż była piękna, choć nawet blizny nie odebrałyby ci twojego uroku — mrugnęłaś do czerwonej jak piwonia blondynki i zaczęłaś uleczać rany.

— D-długo jeszcze — Yamanaka zaklęła, słysząc jak głos jej się załamał. Dlaczego musiałaś być taka onieśmielająca?

— Już kończę Piękna.

— Nie mów tak!

— Dlaczego? Przecież jesteś piękna, Piękna? — udałaś zaskoczenie.

— Nieprawda! Jest wiele ładniejszych dziewczyn w Wiosce... — burknęła, zakładając ramiona pod biustem.

— Ale dla mnie jesteś najpiękniejsza — posłałaś jej pełen powagi wzrok, aby zaraz uśmiechnąć się szeroko. — Skończyłam! Nie została ani jedna blizna.

— Dziękuje [__] — odpowiedziała ci tym samym.

— Wszystko dla mojej Pięknej.

Shikamaru Nara
Siedziałaś przy kuchennym stole, razem z Kurenai, zawzięcie opowiadającą ci o ostatniej wizycie u ginekologa. Od dłuższego czasu czułaś, że coś się działo między ową kunoichi a Asumą.

Podpuszczałaś brata na wiele sposobów, aby wyjawił ci kilka szczegółów, lecz milczał jak zaklęty. W ten sposób twoim następnym celem została Yuhi. Szczęście jakie zaatakowało cię gdy dowiedziałaś się, że kobieta spodziewa się dziecka było nie do opisania.

Od tamtej chwili Kurenai została stałą bywalczynią w waszym domu, i tak jak teraz, spędzałyście czas na wspólnych rozmowach i zajadaniu się smakołykami.

— Nie mogę się doczekać aż wróci Asuma — westchnęła Yuhi, wpychając dwa ciastka do buzi. Uśmiechnęłaś się dyskretnie na jej wilczy apetyt. — chcę już my pokazać zdjęcia małej, które dostałam od pani ginekolog!

— Za niedługo wrócą, Shikamaru wysłał mi zwój, w którym pisał, że powinni pojawić się na dniach. — odparłaś uspokajająco.

— Shikamaru, co? Teraz już wiem dlaczego Asuma chodzi ostatnimi czasy wściekły jak osa — Kurenai zaśmiała się, widząc twoją zdezorientowaną minę.

— Nie rozumiem — odpowiedziałaś i nim doczekałaś się odpowiedzi, usłyszałaś huk w korytarzu. Zerwałaś się wyciągając kunai z kabury i pilnując Kurenai, wychyliłaś się, sprawdzając kto narobił takiego hałasu. — Asuma ośle musisz nas tak straszyć? — burknęłaś, dostrzegając wielkie cielsko brata.

Zmarszczyłaś brwi, widząc również Shikamaru, który z grymasem na twarzy podpierał wyższego, aby i on i sensei się nie przewrócili. Od razu odskoczyłaś do boku przyjaciela, pomagając mu dojść do kuchni. Usadowiłaś go na jednym z krzeseł i pomogłaś ustać Asumie.

— Dlaczego nie poszliście od razu do szpitala?! — krzyknęłaś zdenerwowana, nie wiedząc, o którego z nich martwić się bardziej. Kurenai położyła ci dłoń na ramieniu i kiwnęła głową na Narę. Posłałaś jej wdzięczny wzrok i klęknęłaś przy brunecie, dokładnie oglądając go z każdej strony.

— Chciałem najpierw zobaczyć moją córeczkę... — krzywy uśmiech pojawił się na ustach Sarutobiego, lecz znikł równie szybko. Kurenai strzeliła go dłoniom po głowie i objęła pod bokiem.

— Jesteś głupi Asuma. Co z tego, że zobaczysz małą na kawałku papieru jak nie dożyjesz aby zobaczyć ją po narodzinach? — zwróciła mu uwagę Kurenai, zaraz się do ciebie odwracając. — zabieram go do szpitala, a ty zajmij się Shikamaru — puściła ci porozumiewawcze oczko a ty spłonęłaś rumieńcem.

— Gdzie cię boli? — uniosłaś wzrok na milczącego Shikę. Nie odezwał się ani raz od kiedy wszedł do domu. Bez przerwy uważnie ci się przyglądał, co niesamowicie cię peszyło. — Shikamaru!

— Klatka piersiowa — sapnął w końcu, opadając na oparcie krzesła. Szybko zsunęłaś z niego kamizelkę i zamarłaś widząc dwa rozcięcia na czarnym golfie. — Spokojnie, to nic strasznego, zwykle cięcia kunaiem.

Burknęłaś coś pod nosem i błyskawicznie przyniosłaś leki i bandaże. Rozcięłaś golf chłopaka do końca, starając się zbyt nie przyglądać jego mięśniom. Zajęłaś się nakładaniem maści na rany.

— Myślałam, że jesteście bardziej odpowidzialni. Głupi brat, jak on was pilnował? — ledwo powstrzymałaś się przed powiedzeniem ciebie zamiast was. W ostatniej chwili ugryzłaś się w język.

— Hej, już w porządku. Nie przejmuj się, to jest upierdliwe.

Parsknęłaś słysząc zirytowanie w głosie Shiki. Zawiązałaś ostatni supełek na klatce chłopaka i uśmiechnęłaś się już spokojniejsza.

— Gotowe!

— Dziękuje [__] — Nara potarmosił cię po głowie, unosząc kącik ust do góry.

Sabaku no Gaara
Od kiedy dowiedziałaś się, że Gaara jest Kazekage, nic nie zmieniło się w waszej relacji, co bardzo uszczęśliwiło miętowookiego. Obawiał się, że wasza przyjaźń ulegnie pogorszeniu lub całkowicie zostanie zakończona. Na szczęście nie byłaś typem człowieka, który zważa na tytuły i rangi, nawet w chwilach gdy szacunek do owych tytułów był nakazany.

Ale cóż, właśnie za to Gaara uwielbiał cię najbardziej. Poza tym dbałaś o tych na kim ci zależało bez względu na wszystko i to w tobie cenił.

Dlatego gdy usłyszałaś, że Gaara został porwany przez Akatsuki, prawie zemdlałaś. Chciałaś od razu ruszyć mu na pomoc, jednak zostałaś zatrzymana przez Kankuro, którego czerwonowłosy zdążył poprosić, aby trzymał cię zdala od kłopotów. W ten sposób spędziłaś kilka dni w niewiedzy, na zamartwianiu się o chłopaka. Byłaś przestraszona i wściekła w tej samej chwili, a gdy nie pozwolono ci zobaczyć się z przyjacielem od razy po jego powrocie, myślałaś, że rozsadzi cię od środka.

— Słuchaj no skarbie — uderzyłaś jednego ze stróżujących shinobi palcem wskazującym w klatkę piersiową. — Jeśli nie wpuścić mnie w ciągu dziesięciu sekund do środka, twoja twarz zaraz pozamiata ten korytarz, zrozumiałeś?

Shinobi zachwiał się i rozbieganym wzrokiem szukał wsparcia u starszego ninja, który przyglądał się wam z rozbawieniem, oparty o ścianę przy drzwiach. Jako jeden ze starszych doskonale cię znał i wiedział o twojej przyjaźni z Sabaku. Byłaś częstym bywalcem w tym budynku oraz biurze kage. Większość doskonale o tym wiedziała i nie zatrzymywali cię, chyba, że wystąpiło nagłe lub poważne spotkanie z ważnymi gośćmi.

— N-niestety nie m-mogę pozwolić...

— Słucham? — uśmiechnęłaś się najsztuczniej jak tylko mogłaś, aż rozbolały cię policzki. Już miałaś znokautować zestresowanego chłopaka, kiedy to drzwi do biura Gaary otworzyły się, a w nich ukazało się bledsze niż zwykle oblicze miętowookiego.

— Mogłabyś nie grozić moim shinobi [__]? Nabawi się przez ciebie nerwicy jak ostatni. — skinął dwójce mężczyzn głową. — Przepuście ją.

— No nareszcie Gaara, ileż muszę czekać! — wyrzuciłaś teatralnie dłońmi w powietrze i mijając jednego z ochroniarzy szepnęła mu. — Wrócimy do tego jak wyjdę.

— [__] masz go nie bić.

— Tak jest Kazekage-sama! — zaakcentowałaś tytuł przyjaciela i zamknęłaś za sobą drzwi.

W jednej chwili maska pewnej siebie spadła z twojej twarzy, a widoczne w twoich oczach zmartwienie i ulga ujrzały światło dziennie. Przytuliłaś się do Gaary z całej siły, nie mając w planach opuszczać go na krok przez najbliższy tydzień.

— Nawet nie wiesz jak ja się o ciebie martwiłam — wybełkotałaś w jego klatkę piersiową i uniosłaś głowę, aby móc spojrzeć w miętowe tęczówki chłopaka. — Już nic cię nie boli? Wszystko w porządku? Jesteś strasznie blady, jadłeś coś? Lepiej usiąść, nie przemęczaj się zbytnio... dlaczego się tak uśmiechasz?

— Jesteś urocza kiedy się martwisz — wyznał bez ogródek, podziwiając kwitnące na twoich policzkach rumieńce. Cofnęłaś się na bezpieczną odległość, pretensjonalnie wskazując na niego palcem.

— Gaara!

— Słucham [__] — uśmiechnął się, siadając w swoim miękkim fotelu.

— Nie mówi się takich rzeczy! — warknęłaś, lecz szybko przypomniałaś sobie o czymś. Zaczęłaś szperać w swojej torbie, aż znalazłaś to czego szukałaś. Schludnie związane pudełeczko. — Masz, Hana pomagała mi piec. Mają dużo węglowodanów i kalorii.

— Dziękuje [__], przekaż moje podziękowania również Hanię i chłopcom. — Gaara od razu wziął się za rozpakowywanie prezentu. Zaciągnął się smakowitym zapachem ciasteczek. — dołączysz się do mnie?

— Pewnie, że tak, kocham ciastka!

Itachi Uchiha
Ze znudzeniem po raz kolejny zmieniłaś pozycje w jakiej siedziałaś. Od kilku godzin zmuszona byłaś zostać w kryjówce sama, gdyż po twoim ostatnim wypadzie skończyłaś ze skręconą kostką, w skutek czego nie miałaś żadnych zadań do wykonania. Nie mogłaś nawet z kim porozmawiać, gdyż Pain wysłał wszystkich na swoje misje, a do niego samego nie miałaś odwagi pójść.

Z tego co pamiętałaś pierwsi mieli pokazać się Kisame i Itachi, jednak najwidoczniej niezbyt im się spieszyło.

— Jak nuuudno — wyjęczałaś, przeklinając pod nosem Tobiego, który obraził się na ciebie za to, że nie chciałaś się z nim ostatnio pobawić oraz porządnie na niego nawrzeszczałaś, i na złość poukrywał wszystkie twoje książki.  — Poczekaj tylko, aż będę w pełni sprawna...

Huk dobiegający od głównego wejścia do kryjówki wybudził cię z obmyślania zemsty na zamaskowanym shinobi i pokuśtykałaś sprawdzić co te dźwięki wydało.

Uśmiech rozjaśnił twoją twarz dostrzegając ogromne cielsko rekino-podobnego, przeklinającego okropną pogodę jaka ich zastała.

— Kisame! — podparłaś się o ścianę, nie mogąc podejść bliżej. Noga dawała się we znaki. — coś ty taki naburmuszony? Podobno ryby lubią wodę. — zaśmiałaś się, rozglądając za drugim przyjacielem, który wciąż skrywał się za Hoshigakim.

— To nie jest dobra pora na żarty [__] — westchnął, z bólem zsuwając z siebie płaszcz. Rozszerzyłaś oczy, dostrzegając potłuczone ciało mężczyzny, który ubiegł twoje nasuwające się pytanie. — Nasi przeciwnicy okazali się lepsi niż sądziliśmy. Ja to jeszcze nic, ale Itachi porządnie się nadwyrężył.

Ignorując pulsujący ból w kostce ominęłaś dziwnie uśmiechniętego Kisame, dopadając do zgarbionego Uchihy.

— Itachi jesteś cały? — zapytałaś przejęta.

— Nic mi nie jest [__]. Po co tutaj przyszłaś? Nie powinnaś nadwyrężać nogi.

— Chrzanić moją nogę, ważne jest teraz jak czujesz się ty — powiedziałaś twardo, siłą unosząc jego twarz. Zamarłaś widząc wypływającą krew z oczu czarnowłosego. — Nic ci nie jest, co? A to na twojej twarzy to może sok pomidorowy?

— [__].

— Nic nie mów, idziemy do mnie. Muszę cię naprawić. A ty Sardynko masz się zgłosić zaraz po nim — pogroziłaś obydwum mężczyzną palcem. Kisame zaprezentował swoje ostre zęby i skinął głową, mówiąc „tak jest szefie".

Niemal wrzuciłaś Uchihę do pokoju i usadziłaś na swoim łóżku. Wyciągnęłaś jakąś starą koszulkę i podarłaś ją, mocząc ją w wodzie.

— Jak do tego doszło? — delikatnymi ruchami zmywałaś krew z twarzy chłopaka. Jak zwykle jego niewzruszona postawa nie zmieniała się nawet podczas bólu.

— Drobne komplikacje.

— Drobny to napewno nie będzie łomot jaki ci sprawie za twoją nieostrożność. Musisz dbać o swoje oczy Itachi...— fuknęłaś, zaczynajac uzdrawiać sharingany Itachiego. Były w tragicznym stanie już przed walką, jednak regularnie mu je uleczałaś. Dzięki temu jego wzrok przestał się pogarszać, a nawet nieco poprawił.

— Wiem — odparł cicho. Wywróciłaś na to oczami i spięłaś się lekko, nagle czując jego ciepłą dłoń na swoim policzku. — I będę. Nie martw się na zapas [__]. — Odsunął dłoń od twojej twarzy, aby zaraz dwoma palcami uderzyć cię delikatnie w czoło.

— Ałć — burknęłaś.

— Dziękuje za pomoc.

— To nic wielkiego — wymamrotałaś speszona. Cieszyłaś się, że Uchiha ma zamknięte oczy. Przynajmniej nie dostrzegł pokaźnych rumieńcy malujących się na twoich policzkach. — A teraz nie gadaj i daj mi się skupić!

Madara Uchiha
Przeciągnęłaś się, strzelając kośćmi w ramionach i plecach, zastałymi przez długie siedzenie przy ladzie w kwiaciarni. Kochałaś kwiaty i wszelakich rodzajów rośliny, jednak pracę na kasie i zmuszanie się do ciągłego uśmiechania, było męczące i stroniłaś od tego jak od ognia. Twoje głośne protesty zdały się na nic, a ty wylądowałaś na kilka godzin w kwiaciarni.

Zadziwiająco długo wytrzymałaś nie wpadając w irytację, lecz i to musiało się dzisiejszego dnia zepsuć.

— [__]-chan — przez przeszklone drzwi sklepu wpadł rozweselony Hashirama, totalnie ignorujący to, że sekundy wcześniej nie trafił w wejście, a szklaną witrynę. Już czułaś zbliżającą się migrenę. — Mam straszliwe kłopoty!

— To dlaczego się tak cieszysz?

— Bo dowiedziałem się czegoś wspaniałego!

— Poczekaj, powoli — chwyciłaś się pod boki. — Komu podpadłeś, co zrobiłeś, dlaczego to zrobiłeś i dlaczego jesteś takim głupcem.

— [__]-chan, nie jestem głupi — sprzeciwił się Senju, nadymając policzki, chcąc zmusić cię do cofnięcia swoich słów. Nic z tego.

— Mówisz czy nie? — wywróciłaś oczami.

— Dobrze, już dobrze! Musisz skryć mnie przed Madarą! Straszliwe go zdenerwowałem i w skutek niefortunnych zdarzeń uległ małemu wypadkowi i szuka mnie po całej Wiosce — zapłakał, tuląc się do ciebie. Zrezygnowane westchnięcie wyrwało się z twoich ust i odkleiłaś od siebie przyjaciela.

— Czym go wkurzyłeś? I czy stało mu się coś poważnego? — z niewiadomych przyczyn martwiłaś się o czarnowłosego mężczyznę. Hashirama szybko rozwiał twoje wątpliwości, kręcąc przecząco głową. — W takim razie, czym sobie na jego gniew zasłużyłeś?

— Cóż... — podrapał się po głowie zakłopotany. — zapytałem go o jedną rzecz, której nie byłem pewny, lecz przypuszczałem ową teorie, która okazała się prawdą i w skutek mojego podekscytowania i podniecenia owym tematem wymsknęło mi się to i owo...

— Hashi—

— Hashiraaaamaaa! — ze wściekłym rykiem do kwiaciarni wparował Madara, dyszący ze zmęczenia. Wskazał na wtulającego się na kolanach w twój brzuch szatyna, aż tobie przeszły ciarki po plecach. Protekcyjne położyłaś dłoń na plecach przyjaciela a drugą głaskałaś go po głowie.

— Madara spokojnie, nie krzycz — upomniałaś drugiego przyjaciela, skanując go od góry do dołu. Zamrugałaś widząc skapującą na podłogę krew. Westchnęłaś przeciągłe i wyminęłaś trzęsącego się Senju i ladę. — Co ci się stało?

— Co Hashirama ci powiedział?

— To jest teraz nie—

— Co ci powiedział.

— Nic konkretnego, jak zwykle. Tylko tyle, że coś ci powiedział, palnął głupoty i cię wkurzył. Dasz mi teraz obejrzeć twoją ranę?

Skinął niemal niewidocznie głową i usiadł na podsunięty przez ciebie stołku. Skrzywiłaś się widząc duże rozcięcie na głowie. Albo dostał szpadlem po głowie lub uderzył się o kamień. Tak, stawiałaś na to drugie. Ułożyłaś dłonie nad rozcięciem i zaczęła je uleczać.

— Nie wiem o co poszło, ale chce wiedzieć jak mój Uchiha skończył z rozwaloną głową — zażartowałaś, zerkając znacząco na Hashiramę, aby ci to wyjaśnił. Zanim zdążył otworzyć usta, odezwał się Madara.

— Potknąłem się i uderzyłem o kamień. Tylko tyle, prawda?— burknął, wciąż zabijając Senju wzrokiem. Spiął się nieznacznie na to jak go określiłaś.

— Hashirama?

— T-tak było, nie kłamie!

Zmrużyłaś oczy, wyczuwając jedną wielką ściemę. Czegoś ci nie mówili i strasznie cię to denerwowało. Wolałaś jednak nie drążyć tematu. Sklep twojej matki powinien pozostać w całości, a gdy mężczyźni się rozochocą, to mógłby po nim pozostać tylko gruz.

— Powiedzmy, że wam wierze — zaczęłaś, zadowolona ze swojej pracy. Ułożyłaś dłonie na spiętych barkach Uchihy i nachyliłaś się nad jego uchem. — Masz tak więcej nie robić. Nie mam ochoty zamartwiać się czy żyjesz czy nie, Panie Niezniszczalny Uchiho. Rozumiemy się?

Madara był w stanie jedynie pokiwać głową. Głos ugrzązł mu w gardle, odmawiając posłuszeństwa a twarz buchła falą gorąco.

◇────◇────◇────◇────◇

[powtórzenie z tamtego rozdziału, gdyby ktoś nie widział!] na moim profilu często piszę z zapytaniem o różne sprawy, typu który rozdział chcielibyście przeczytać najpierw czy jaką wersję historii wolelibyście. Dlatego zapraszam od czasu do czasu tam zajrzeć lub zostawić follow!

Pytanie do czytelnika: Co skłoniło was do obejrzenia Naruto?

[mnie szczerze nakłoniły ff na wattpadzie i zaciekawiło mnie to całe uniwersum + KAKASHI HATAKE... to wszystko jego wina]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro