Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•Drugie spotkanie II•

Ino Yamanaka
Kilka ostatnich dni spędziłaś na spotykaniu się z Kotetsu i Izumo, aby nadrobić stracony czas oraz zbieraniu sił po kilkuletniej misji. Bardzo stęskniłaś się za Konohą i rodziną, dlatego chciałaś się nimi nacieszyć przez dłuższy czas, lecz Piąta miała co do ciebie inne plany.

Z samego rana przez okno w twojej sypialni wpadł ANBU z wiadomością od Hokage, abyś jak najszybciej zjawiła się w jej gabinecie. W niezbyt dobrym nastroju zjadłaś pospiesznie śniadanie, a każdy z domowników widząc twój podły humor, omijał cię szerokim łukiem.

Głośno ziewając zapukałaś do drzwi Kage, wchodząc do środka po jej wcześniejszym pozwoleniu. Nie była sama. Zaraz obok jej biurka stał wysoki czarnowłosy jonnin z papierosem w ustach, które uniosły się w szerokim uśmiechu kiedy cię rozpoznał.

— Wzywałaś Hokage-sama — skłoniłaś się przed nią i zawadiacko uśmiechnęłaś do Sarutobiego. — Kopę lat Asuma, zapuściłeś brodę.

— Jak ty wypiękniałaś [__]! — mężczyzna podszedł do ciebie i zamknął w swoich ogromnych ramionach, podnosząc przy tym w powietrze. — Hokage-sama bardzo cię wychwaliła za twoją misje! Moja zdolna uczennica.

— Uczennica?

Kiedy udało ci się wydostać z niedźwiedziego uścisku, spojrzałaś tam skąd dochodził głos, a twoja twarz rozpromieniła się widząc ostatnio poznaną trójkę. Po ostatnim spotkaniu w knajpce, natknęliście się na chłopców z drużyny Yamanaki i tak wyszło, że resztę dnia spędziłaś z nimi. Bardzo ich polubiłaś, a z Chojim mogłabyś dyskutować na temat prze najróżniejszych dań bez końca.

Choji jak zwykle zajadał się paczką chipsów, Shikamaru ze znudzeniem przysłuchiwał się rozmowie, lecz doskonale wiedziałaś, że analizuje i przetwarza wszystkie informacje jakie się przewinęły, a Ino wyczekując odpowiedzi, robiła dziurę w głowę swojego senseia. Asuma zarzucił ci rękę na ramiona i wyszczerzył się do swoich podopiecznych.

— Przed wami miałem swoją pierwszą drużynę i to do niej należała [__]. — pokiwałaś głową potwierdzając jego słowa i puściłaś oczko blondynce. Od kiedy cię dostrzegła jej spojrzenia cały czas wracały do twojej sylwetki. Pokręciłaś jednak głową. Nie po to tutaj jesteście.

— Dlaczego zostaliśmy wezwani? — zapytałaś, dostrzegając jak Tsunade powoli traci cierpliwość.

— Cieszę się, że nareszcie ktoś zaczął ten temat. Mam dla was misję rangi A. Początkowo wysłana miała być tylko drużyna dziesiąta, jednak po otrzymaniu kilku dodatkowych informacji, postanowiłam, że dla ostrożności wyślę jeszcze jednego jonnina. Wiem, że dopiero co wróciłaś [__], ale jesteś najodpowiedniejszą osobą do tego zadania.

— Nie mam żadnego problemu Hokage-sama. Kiedy wyruszamy? — odebrałaś od Piątej zwój ze wszystkimi szczegółami na temat misji i aż zagwizdałaś. Uniosłaś brew, taksując wzrokiem trójkę młodszych shinobi — Jesteś pewna Tsunade-sama, że dwóch jonninów i trójka chunninów wystarczy? To jest co najmniej misja rangi S.

— Poradzą sobie, zobaczysz, poza tym właśnie dlatego ty zostałaś wybrana. Twoim zadaniem jest tylko sprowadzić całą czwórkę — rzuciła ostre spojrzenie Asumie. — całych i zdrowych z powrotem do wioski. Wszystko jasne? W takim razie możecie odejść.

Skłoniliście się blondynce i opuściliście jej biuro. Cmoknęłaś niezadowolona. Nie byłaś zbyt dobra w niańczeniu innych, a tu nagle zostajesz wysłana na misje, z trójką dzieciaków i niezbyt rozgarniętym senseiem.

— Nie masz się czym martwić [__]! Jako dowódca wszystkim się zajmę. — Asuma pokrzepiająco położył ci dłoń na plecach, wskazując na siebie kciukiem.

— Jako kto? — parsknęłaś i rzuciłaś mężczyźnie zwój w twarz. — Hokage-sama wyznaczyła mnie jako kapitana.

Sarutobi z niedowierzeniem przeczytał zwój, a jego papieros wysunął się spomiędzy warg. Idąca obok ciebie Ino zaśmiała się i objęła twoje ramię, przyciągając cię bliżej siebie. Uniosłaś pytająco brew.

— W takim razie powinnam się do ciebie zwracać [__]-sensei? — mruknęła ci do ucha i uśmiechnęła niewinnie.

Zmrużyłaś oczy dostrzegając gierki młodszej dziewczyny. Byłaś tylko pare lat starsza od trójki nastolatków, dlatego nie widziałaś potrzeby, aby w ten sposób się do ciebie zwracano. Nie umknęło ci to, że niebieskooka zwróciła się tylko w swoim imieniu.

— Jeśli tak lubisz, nie mam nic przeciwko — nachyliłaś się nad Ino, zniżając swój głos. Z satysfakcją poczułaś zaciskającą się dłoń na swoim przedramieniu. Blondynka nieskutecznie starała się zakryć kwitnące rumieńce na policzkach swoją grzywką. — To co drużyno? Spotykamy się za pół godziny przy bramie głównej. Nie spóźnijcie się! Do zobaczenia Ino.

— T-tak, na razie!

Shikamaru Nara
Leżąc bez ruchu na środku polany, zastanawiałaś się dlaczego wciąż na niej jesteś. Od kilku godzin bez żadnego celu spałaś lub obserwowałaś przyrodę otaczającą cię z każdej strony.

Miałaś nadzieję, że uda ci się tutaj spotkać Shikamaru, lecz twój plan nie wypalił. Chciałaś poznać go nieco bliżej, wydawał ci się interesujący i był w drużynie twojego brata. Poza tym jego towarzystwo było miłą odmianą od hałaśliwego Kiby. A jak na złość przez te kilka dni nie udało ci się go zobaczyć. Przez trzy dni uparcie chodziłaś na tę polanę i przez trzy dni miałaś nadzieje, że jednak Narze wpadnie pomysł na odpoczynek pod ogromnym drzewem.

— Trudno, chyba już nie przyjdzie — z westchnieniem wstałaś i przeciągnęłaś zdrętwiałe mięśnie. Strzepnęłaś kępki trawy, które zaczepiły się o twoje ubrania i wróciłaś do wioski.

Z uśmiechem witałaś się z zaczepiających cię ludźmi, co chwile zatrzymując się na krótką pogawędkę ze znanymi ci osobami. Jako córka Trzeciego byłaś znana i lubiana, zawsze mogłaś liczyć na przyjazne traktowanie i pomoc, lecz przez większość czasu bywało to uciążliwe. Nie mogłaś wyjść na spokojny spacer w samotności, aby chociażby jeden mieszkaniec Konohy ci nie przeszkodził.

Tak się zamyśliłaś, że nie dostrzegłaś stojącego przed tobą chłopaka. Wpadłaś na niego, niemal się przewracając. Pomasowałaś nos, który ucierpiał przy starciu z zieloną kamizelką.

— Ałć — burknęłaś, unosząc wzrok na czarnowłosego shinobi. Początkowo z irytacją odwrócił się chcąc zwrócić uwagę osobie, która go popchnęła, jednak kiedy rozpoznał cię, jego wzrok nieco złagodniał. Wsadził dłonie do kieszeni. — Shikamaru?

— Myślałem, że tamten upadek na polanie był przypadkiem. Jednak rzeczywiście jesteś ciamajdą.

— Hej! Nie jestem ciamajdą — tupnęłaś nogą, patrząc uparcie w jego brązowe oczy. Niemal od razu odpuściłaś pod naciskiem jego wzroku. Shikamaru z ciekawością spoglądał na twoje czerwieniące się uszy. Kącik ust lekko uniósł się  ku górze. — Tak w ogóle, dlaczego stałeś na środku drogi? To twoja wina, że na ciebie wpadłam. Znowu.

— Jesteś upierdliwa.

— Co? Dokąd ty się niby wybierasz? Nie ignoruj mnie, Shikamaru! Zaczekaj na mnie!

Brązowooki z rozbawieniem obserwował twoje nieudolne starania w zwróceniu jego uwagi. Dreptałaś za nim nawołując go coraz to dziwniejszymi nazwami, gdy młody Nara nagle się zatrzymał, przez co znowu prawie na niego wpadłaś. Rozejrzałaś się, rozpoznając szyld swojej ulubionej knajpki barbecue.

— Po co tu przyszedłeś?

— Jak ludzie są głodni to chodzą coś zjeść. Idziesz? — zerknął na ciebie przez ramię, aby upewnić się, że za nim idziesz. Puls mu przyspieszył, kiedy w podskokach do niego doszłaś i pociągnęłaś do najbliższego stolika. Nie spodziewał się, że tak szybko dasz się namówić.

Sabaku no Gaara
Twoja ostatnia kradzież okazała się strzałem w dziesiątkę. Nie dość, że wyszłaś z niej bez szwanku, to pieniądze, które zdobyłaś wystarczyły dla dzieciaków na zakup nowych książek i ubrań. Od kiedy w Sunie został wybrany nowy Kazekage, coraz trudniej było ci wtopić się w tło. Wcześniej na ulicach często wybuchały bójki czy zamieszki, które sprzyjały ci w twoich interesach.

Potrząsnęłaś głową i trzymając jedną ręką torbę pełną nowiutkich rzeczy, drugą zaciskałaś na małej rączce jasnowłosej dziewczynki, która z szerokim uśmiechem opowiadała ci jak jej starszy brat Arata, pociął specjalny papierek podarowany mu przez ciebie za pomocą chakry. Chłopiec jest naprawdę zdolny i szybko przyswaja informacje. Najwidoczniej jego naturą chakry jest wiatr. Wiele to ułatwia, zważając na to, że jedną z twoich specjalności jest właśnie wiatr.

— I wtedy powiedział, że będzie tak samo silny jak ty siostrzyczko! — dziewczynka pisnęła, wlepiając w ciebie swoje ogromne, czekoladowe oczy. — Ja też kiedyś będę jak ty!

— Ja wcale nie jestem taka silna jak myślicie — podrapałaś się niezręcznie po głowie. — Wy możecie być znacznie lepsi Hana, pamiętaj.

— Nie-e, siostrzyczka jest najsilniejsza w wiosce! Sama nam mówiłaś, że nie wolno kłamać! — tupnęła oburzona swoją drobną stópką o piasek.

Rozczulona zachowaniem małej chciałaś wziąć ją na ręce, jednak nie mogłaś. Ktoś pociągnął cię gwałtownie do tyłu, aż upadłaś na plecy. Zaćmiło cię na moment, lecz słysząc płacz Hany, złość w tobie zawrzała i zerwałaś się na równe nogi. Ogromny facet trzymał blondynkę za włosy, nie dbając o delikatność. Przerażona dziewczyna nie wiedziała co się dzieje, trzęsła się i z paniką patrzyła na ciebie prosząc o pomoc.

— Wypuść ją w tej chwili, albo odetnę ci wszystkie palce i każe zeżreć.

— Jaka groźna, aż się przestraszyłem! — obleśny uśmiech pojawił się na twarzy mężczyzny. Od razu go rozpoznałaś. Był to jeden z osiłków, który został wysłany za tobą w pogoń. Zrobiłaś krok w ich stronę. — a-a-a nie podchodź.

Silne dłonie zacisnęły się na twoim ramieniu, zatrzymując w miejscu. Drugi wielkolud z równie obrzydliwym uśmiechem spoglądał znad twojego ramienia.

— Przyszliśmy po pieniądze, które ukradłaś szefowi. Oddaj je, a my znikniemy.

— Najpierw ją wypuścicie — wskazałaś na zapłakaną Hanę. — Ona nie ma z tym nic wspólnego.

— Wręcz przeciwnie, bardzo dużo! Oddaj co ukradłaś, a małej nic się nie stanie.

Gorączkowo myślałaś nad rozwiązaniem, aż do głowy wpadł ci pewien pomysł. Ryzykowny, ale dawał szanse Hanie na ucieczkę. Musiałaś ich jakoś zagadać.

— Niestety wszystko już wydałam — dyskretnie sięgnęłaś do kieszonki z senbonami, wyciągając kilka z nich. — Ale mam coś innego.

Rzuciłaś bronią w punkty witalne mężczyzny, paraliżując jego ruchy.

— Hana uciekaj! Znajdź Aratę i Osamu.

Mała nie chciała cię zostawiać, ale widząc twój nieznoszący sprzeciwu wzrok, zrobiła to co kazałaś. Nie musząc się już powstrzymywać, wykręciłaś rękę drugiego z nich, tym samym uwalniając się. Niestety był twardszy niż jego kolega po fachu. Wstał, od razu rzucając się na ciebie. Zgrabnie i zwinnie unikałaś jego pięści, kiedy zostałaś zatrzymana przez ścianę. Wredny uśmieszek zawitał na twarz mężczyzny.

— Masz na co zasłużyłaś złodziejko.

Zamknęłaś oczy, gotowa na ostateczny cios, który jednak nie nadszedł. Uchyliłaś jedno oko i nie zobaczyłaś nic. Otoczyła cię ciemność, a kiedy wyciągnęłaś przed siebie dłoń, poczułaś, że jest to piasek.

— No to są chyba jakieś jaja — spotkać tego samego chłopaka co ostatnim razem. Ty to masz szczęście. — Hej, możesz mnie wypuścić?

Jak na zawołanie ściana opadła. Aż zagwizdałaś, widząc nieprzytomnych i związanych napastników.

— Nieźle ich urządziłeś. Gaara, jeśli dobrze pamiętam? — uśmiechnęłaś się i podeszłaś do stojącego po środku tego armagedonu czerwonowłosego chłopaka.

Skinął głową, zaplatając dłonie za plecami.

— Naprawdę nie wiesz kim jestem? — zapytał, marszcząc lekko brwi, a ty zmieszałaś się, nie wiedząc o co mu chodzi.

— Yyy Gaarą? Który mnie uratował? Dwa razy? — zaśmiałaś się, podnosząc swoje zakupy.

— Jestem... — zawachał się. Wolał na razie pozostać przy swoim imieniu. — nieważne. Co się tutaj stało?

— Ah, wiesz to trochę delikatna sprawa — zaśmiałaś się niezręcznie. — można powiedzieć, że niedokończone porachunki. Ale to nie jest teraz ważne. Muszę znaleść dzieciaki.

— Masz dzieci? — zdziwił się miętowooki. Wyglądałaś na osobę w jego wieku.

— Nie, nie! — parsknęłaś i zerknęłaś na chłopaka. — nie jesteśmy spokrewnieni, ale są dla mnie jak rodzeństwo.

— W takim razie pomogę ci ich szukać.

— Naprawdę? Jesteś milszy niż wyglądasz Gaara!

— ...dziękuje?

Itachi Uchiha
Po spędzeniu kilku godzin na zapoznaniu się z członkami Akatsuki i samą kryjówką, padałaś ze zmęczenia. Konan pokazała ci twój nowy pokój, który bardzo ci się spodobał i kazała porządnie wypocząć. Bez żadnego ale posłuchałaś jej rady i zasnęłaś od razu gdy tylko zetknęłaś swoją głowę z poduszką. W pomieszczeniu było tylko jednoosobowe łóżko, szafa i mały stolik z dwoma krzesłami. Ciasno, ale przytulnie.

Obudziłaś się wypoczęta i pełna energii. Na samym początku byłaś nastawiona do całej tej organizacji negatywnie. Członków znałaś tylko z plotek i historyjek, a opinie na ich temat nie zachęcały do bliższego poznania.

Będąc już jednak na miejscu, na własnej skórze przekonałaś się, że są oni naprawdę sympatycznymi ludźmi. No dobra, ludźmi, rekinem i lalką, ale to szczegół. Wszyscy przypadli ci do gustu, z każdym miałaś temat do pogadania, lecz z jedną osobą rozmawiało ci się najlepiej. Itachi wkupił się w twoje łaski przez dango.

— Dzień dobry wszystkim! — raźnym krokiem weszłaś do kuchni, w której były cztery osoby.

— Cześć [__] — wybełkotał Deidara z pełnymi ustami, krzywo się przy tym uśmiechając. Leżący twarzą w talerzu Hidan machnął ręką, a Kisame szczerząc swoje ostre kły podał ci kubek z gorącą herbatą, który z wdzięcznością przyjęłaś.

— Dzień dobry [__] — Itachi spojrzał na ciebie swoimi onyksowymi tęczówkami.

Usiadłaś pomiędzy Uchihą a Deidarą, zwijając z talerza blondyna kanapkę.

— Ej!

— Dzięki Dei — uśmiechnęłaś się do niego, i napiłaś się herbaty. — Macie dzisiaj jakieś plany?

— Hidan i Kakuzu mają misję, Sasori gdzieś wywiał, więc ja zostaję w bazie, a Itachi i Kisame dopiero co z jednej wrócili. — wyliczał niebieskooki.

Pokiwałaś głową ze zrozumieniem. W pomieszczeniu przez dłuższą chwile panowała cisza, przerywana pochrapywaniem Jashinisty. Przyjrzałaś się Itachiemu. Dużo słyszałaś o sławnym klanie Uchiha, jednak nigdy nie widziałaś żadnego z nich. Chciałaś zobaczyć jego oczy. Te oczy.

— Itachi? — ułożyłaś głowę na dłoni i nachyliłaś się w jego stronę. — Pokażesz mi swoje oczy?

Shinobi uniósł swoje spojrzenie skupione do tej pory na parującym napoju, na ciebie. Zmrużyłaś oczy wciąż widząc przed sobą onyksowe tęczówki.

— Itachi pokaż mi sharingany — uśmiechnęłaś się delikatnie. Czarnowłosy zamrugał zbity z tropu. — Chcę je zobaczyć.

Pozostała dwójka zerkała na siebie nerwowo, nie wiedząc co robić.

— Dlaczego chcesz je zobaczyć [__]? — napił się herbaty.

— Tak po prostu — wzruszyłaś ramionami. — od zawsze ciekawił mnie ich wygląd.

Zaczynałaś mieć coraz większe wątpliwości czy dobrze zrobiłaś tak nagle wyskakując z tą prośbą. Koniec końców nie znacie się długo, zaledwie jeden dzień, a ty wychodzisz z takim niecodziennym pytaniem.

— Pokaże ci.

— Naprawdę!? — krzyknęłaś z niedowierzeniem, nie spodziewałaś się, że tak szybko ulegnie.

— Ale nie dzisiaj.

Jęknęłaś rozczarowana, opadając na ramię Deidary. Przez ten gest nie dostrzegłaś drobnego, ledwo widocznego uśmiechu, który pojawił się na twarzy Uchihy.

Madara Uchiha
Od załatwienia Hashiramie porządnej orzeźwiającej kąpieli w rzece minęły dwa dni, a ty z małymi wyrzutami sumienia zmieniałaś właśnie zimny okład na czole przyjaciela. Wasza zabawa nie skończyła się zbyt dobrze. Ty przez chodzenie w mokrych włosach dostałaś tylko lekki katar, ale Hashirama złapał straszliwe przeziębienie. Wiedząc, że po części z twojej winy chłopak leży osłabiony w łóżku, chciałaś się zrehabilitować i oznajmiłaś wszystkim domowniką, że to ty się nim zajmiesz.

W ten sposób wylądowaliście leżąc wspólnie pod warstwami kocy, otoczeni murem z poduszek. Co jakiś czas sprawdzałaś czy gorączka spada, zmieniałaś okłady lub leciałaś po coś do picia.

— [__]-chan nie powinnaś tak ze mną leżeć — Hashirama zaszczękał zębami, na przekór swoim słowom wtulając się w ciebie. Byłaś cieplejsza niż wszystkie koce pod którymi był zakopany. — Tylko ci się pogorszy.

— Czyli mam sobie iść? — burknęłaś, odklejając od siebie wiotkie ramiona Senju. Wygrzebałaś się z łóżka i stanęłaś na równe nogi. Uśmiechnęłaś się, widząc wystające ręce przyjaciela.

— Nieee, wróć do mniee! — zapłakał.

— Przyniosę ci coś do picia. Spokojnie, nigdzie się nie wybieram.

Zeszłaś na dół, kierując się prosto do kuchni. Uważałaś, aby nie potknąć się o znacznie za długie nogawki spodni od piżamy. Hashirama pożyczył ci swoje ciuszki, stwierdzając, że w twoich będzie mu się niewygodnie do ciebie tulić.

— [__]? Co ty tu robisz? — znany ci głos dosięgnął twoich uszu. Odwróciłaś się, napotykając czarne, hipnotyzujące oczy. Uśmiechnęłaś się i pociągnęłaś nosem.

— Witaj Madara, a jak myślisz? Pomagam temu głupkowi zdrowieć, a ty?

— Słyszałem, że rozłożyła go choroba. Przyszedłem go odwiedzić.

Kiwnęłaś głową na znak, że rozumiesz i sięgnęłaś po szklanki. Przeklnęłaś pod nosem, kiedy nie mogłaś dosięgnąć półki. Na domiar złego zakręciło ci się w głowie i gdyby nie szybka reakcja Uchihy, wylądowałabyś na ziemi.

— Widzę, że z tobą nie jest lepiej. — uśmiechnął się, sadzając cię na kuchennym blacie. Sam bez problemu wziął trzy szklanki i nalał do nich wody. Wywróciłaś oczami.

— To zwykły katar, nie przesadzajmy — mruknęłaś, jednak czułaś, że zaczyna brakować ci sił. — Nie boisz się, że się od nas zarazisz?

— Jestem Uchiha, my nie przegramy z żadną chorobą.

Parsknęłaś śmiechem na jego słowa. Duma tego klanu była niewyobrażalna, a Madara był najdumniejszym jego przedstawicielem jakiego udało ci się poznać.

— Dasz radę wejść sama czy ci pomóc? — kącik ust Madary uniósł się ku górze, na co prychnęłaś.

— Dam sobie radę sama.

Czarnowłosy puścić cię pierwszą, aby w razie wypadku, móc cię asekurować i złapać gdybyś zasłabła. Denerwował cię jego brak wiary w twoją siłę, lecz z drugiej strony poczułaś ciepło rozlewające się po twoim ciele, zdając sobie sprawę, że ten szorstki shinobi martwił się o ciebie i twoje zdrowie.

— Madara! — krzyknął Hashirama zrywającą się do siadu, szybko tego żałując, gdy gardło straszliwie go zapiekło.

— Dureń — szepnęłaś i w kilku krokach znalazłaś się obok niego, na nowo mocząc kawałek szmatki w misce zimnej wody. Uderzyłaś go okładem w czoło, zmuszając aby ponownie się położył.

— Twoja pielęgniarka nie jest zbyt delikatna Hashirama — zauważył czarnowłosy, patrzą jak twoje policzki zalewają się rumieńcami.

— Yhym — zgodził się. — ale za to jest ciepła i daje mi się przytulić! A to nigdy się nie zdaża, muszę korzystać póki mogę!

Wywróciłaś oczami, wdrapując się do swojego kącika przy ścianie. Poklepałaś miejsce obok siebie

— Chodź niezniszczalny Uchiho. Takie przyziemne choroby się ciebie nie imają, prawda? — wredny uśmieszek rozjaśnił twoją rumianą twarz.

Madara, nie chcąc tracić w twoich oczach, położył się obok was, w ten sposób spędzając z wami resztę dnia.

A kilka dni później, wraz z Hashiramą zawitaliście w progi klanu Uchiha, przynosząc ze sobą leki i smakołyki dla chorego Madary.

◇────◇────◇────◇────◇

Zostawcie po sobie gwiazdkę i komentarz!! Bardzo mnie motywują i pokazują, że wam się podoba ♥︎♥︎

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro