Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

97. Furia

Kimisa i Kiri ruszyli biegiem w stronę toczącej się bitwy. Chłodna zdeterminowana twarz dziewczynki i czarne łańcuchy wystające z jej krzyży mówiły tylko o jednym... Nie zbliżać się, bo zginiesz. Kiri tylko na nią rzucał okiem, a tak skupiał się na słuchu, by w razie ataku móc obronić dziecko. Kimisa zachichotała cicho, kiedy zobaczyła, jak jego uszy ruszają się na prawo i lewo.

- Spokojnie. - powiedziała - Zmysły sensoryczne mam na najwyższych obrotach. - Zielono-czarny lis westchnął, ale nie przestawał nasłuchiwać. Nieubłaganie zbliżali się do walk. Po kilku minutach dziewczynka zaczęła słyszeć pierwsze dźwięki bitwy.

- Przygotuj się. - oznajmił. Misa kiwnęła głową na znak, że rozumie. Przygotowała krótką katanę. Kiri otoczył się błyskawicą, tworząc coś w rodzaju świetlistej zbroi ze strzelającymi wyładowywaniami. Chwilę później Kimisa na ułamek sekundy zmieniała trzy czarne łańcuchy na brązowe, po czym wbiła je w ziemię, robiąc coś na przykład procy. Kiri wbiegł w pierwszych walczących i zabijał dwa potwory naraz, przecinając je świetlistym mieczem. Shinobi dziwnie na niego spojrzeli, ale kiwnęli w podziękowaniu głową. Nagle nad ich głowami przeleciała Kimisa, rozwalając kolejnych dwóch za pomocą Kongo Fusy. Mężczyzna ubrany na czerwono spojrzał na dziewczynkę z mieszanymi uczuciami. Widział z jednej strony małe dziecko, a z drugiej wojownika głodnego mordu. Dziewczynka z bojowymi okrzykami siała destrukcję nad klonami Juubiego. Atakowała i broniła jednocześnie. Przedzierała się coraz szybciej do przodu, zostawiając po sobie poćwiartowane resztki bestii i zdezorientowanych shinobi. Kiri nie czekał na innych i ruszył za nią, ubezpieczając jej plecy oraz samemu atakując. Misa instynktownie zbliżała się do Hoshigakiego, który posyłał w piach już kilkadziesiąt replik. Misa trzymała się na odpowiedniej odległości od niego, by go nie rozproszyć, ale nie na tyle daleko, by móc go w każdej chwili obronić bądź wspomóc. Kiri z obawą spoglądał na zacięty wyraz twarzy i zimno, bijące z zielonych oczu. Nie zawracała uwagi na padających shinobi, których nie udało się obronić przed atakiem oraz obronić tych, których sama próbowała.

***

Duet walczył od dobrych kilkunastu minut, siejąc spustoszenie po stronie wroga. Każdy ocalony shinobi w miarę możliwości został przebity zielonym łańcuchem i leczony, ale to była rzadkość. Dziewczynka skupiała się na likwidacji niż na leczeniu. Tym zajmowali się lisi, jak i ludzcy medycy, którzy pojawiali się znikąd. Nagle Kimi ujrzała potężny wybuch białego dymu. Skupiła na nim na chwilę uwagę. Zobaczyła dwa potężne biało-zielone ślimaki, które po kilku sekundach wybuchły na mniejsze kopie i rozpierzchły się na wszystkie strony. Obserwowała jednego, który dotknął rannego człowieka, po czym rana na oku i szyi się goi. Mężczyzna najpierw był zdezorientowany, ale potem uśmiechnął się i wrócił do walki. Akurat na tę chwilę żadnego klona nie było w jego pobliżu. Kimisa powróciła do walki i niszczenia. Kiri bronił jej tyłów, ale odwrócił się, oddalając się od niej o kilka metrów. Nagle zastygł w miejscu, kiedy zniszczył uprzednio jedną z replik.

- Uważaj! - wykrzyknął i ruszył biegiem w stronę odwróconej plecami dziewczynki. Za nią przedostał się klon Juubiego, który zabił trzech shinobi ubranych na czarno z zielonymi kamizelkami jonina. Potwór uniósł koślawą dzidę i skierował ją na nieświadomą ataku dziewczynkę. - Kimisa! - wykrzyknął i pojawił się przed brązowym ostrzem, który przeszył drobne ciało lisa na wylot. Ostatkiem sił posłał w bestie ostrza, rozczepiając ją na pół. Uzumaki odwróciła w tym samym momencie, jak lis przyjął na siebie atak. Czarne łańcuchy zniknęły. Nabity na włócznie lis runął razem z nią na ziemię. Dziewczynka padała na kolana przed jeszcze ciepłym ciałem czworonoga. Przysunęła go do siebie. Jej nogi umorusane ziemią, ubranie i dłonie pokryły się złotą krwią. Drążącymi dłońmi wyjęła dzidę.

- Kiri? - zapytała cichutko i przysunęła psyk na kolana. Z niego wypłynęła złota stróżka. - Słyszysz mnie lisku? - załkała, ale nie otrzymała żadnej odpowiedzi. - Nie! - krzyknęła zrozpaczona. Z oczu pociekły łzy. Dziewczynka przytuliła się do szyi lisa. W pewnym momencie zaczęła głośno szlochać, co przykuło uwagę kilku bestii. Kimisa nie zwróciła na nich uwagi, dopiero kiedy byli bliżej niż dwa metry. Jej chakra szalała, w ziemie wbiło się kilka czarnych łańcuchów, które oplotły czterech, miażdżąc je w drobne kawałki. Momentalnie przestała płakać. Jedynym śladem po łzach były bruzdy wyżłobione w pokrytej kurzem i ziemią twarzyczce. - Zabiję. - powiedziała, ale osoby postronnie usłyszały tylko ciche warknięcie, brzmiące nieludzko. Jej czarne przylegające do nóg spodnie oraz ciemnozielona również przylegająca do ciała koszulka z długim rękawem była umorusaną krwią lisa. Zerwał się wiatr, który poruszał jej kosmykami, które uciekły spod grubego, mocno splecionego warkocza. Najdelikatniej odsunęła od siebie martwe ciało lisa, zamykając jego oczy, które straciły swój błysk. Sięgnęła po miecz, po czym rozpłynęła w zielonym błysku, pokazując się gdzieniegdzie, niszcząc każdego klona, jakiego napotkała na swej drodze. Shinobi odsuwali jej się z drogi, widząc czysty mord w zielonych oczach i postawie. Jednymi słowy bali się dziecka, które było gotowe zamordować z zimną krwią każdego, kto się napatoczy na jej drodze. Kierował nią tylko instynkt i chakra. Zbliżyła się do Hoshigakiego, znikając w zieleni oraz pojawiając się nad Kisame, który akurat robił zamachnięcie Samehadą. Dziewczynka stanęła na mieczu, przecinając czarnym łańcuchem na pół wielkiego stwora, po czym rozpłynęła i pokazała się kilka metrów dalej, niszcząc kolejnych. Kisame stanął jak wyryty w miejscu i tylko patrzył, jak młoda Uzumaki powiększa okrąg, zostawiając za sobą martwe klony, tym samym odgraniczała Rekina od zagrożenia. Ten w końcu oprzytomniał i pognał do niej. Kimisa rzuciła na niego lodowym wzorkiem i zniknęła, owijając wokół niego zielone łańcuchy.

- Kimisa?! - uniósł głos, w którym pobrzmiewało zaskoczenie.

- Zabić. - odpowiedziała tylko i pięcioma czarnymi łańcuchami pocięła pięć klonów. - Ratować. - kolejne słowo, trzech przebitych łańcuchami, a potwory, z którymi walczyli pokonane. Ludzie byli przerażeni siłą, jaką dysponowała mała dziewczynka.

- Kimisa! - wykrzyknął Kisame i złapał dziewczynkę za ramiona. - Opanuj się mała. - powiedział spokojnie. Jej wzrok latał na wszystkie strony. Posłała brązowe łańcuchy w ziemię. Ratując trzy lisy przed niechybną śmiercią, bestie zapadły w stworzonym przez nią piasku. - Misa, Rybko spójrz na mnie. - dziewczynka drgnęła, ale łańcuchy w dalszym ciągu siały spustoszenie. - Misa, do cholery! - potrząsnął nią, ale ta tylko się wyrwała i obróciła. Uniosła dłonie, wciąż umazane złotą krwią i pokierowała łańcuchy na potężnego stwora, który miał dobre pięć metrów. Pozbyła się najpierw jego dolnych kończyn, potem górnych, a na końcu głowy. Złotymi łańcuchami zgarnęła jednocześnie dwa lisy, spod padającego cielska, od razu zmieniając na lecznicze. Hoshigaki zaklął i objął dziewczynkę od tyłu. - Rybko?- szepnął do niej - Uspokój się. - powiedział spokojnie. Wypuścił miecz z ręki i objął drugą ręką za brzuch, obracając ją i przytulając do piersi. Wbity łańcuch w klatkę piersiową Rekina nie został nawet zauważony i nie przeszkadzał. Dziewczynka ponownie drgnęła. Stała jak posag, po czym po prostu się rozpłakała. Złapała za szyję swojego opiekuna i zaczęła się trząść oraz szlochać.

- Nie ma go. - jęknęła - Nie ma liska. - szepnęła i ponownie wpadła w szloch. Rekin głaskał ją po głowie, obserwując dokładnie otoczenie. Bestie, jakość instynktownie omijali, koło które stworzyła Misa.

- Wiem, cicho Rybko. - szepnął. - Przestań płakać. - powiedział stanowczo, ale łagodnie. Dziecko podciągnęło nosem głośno, ale łzy dalej uporczywie spływały po policzkach. Kimi Wyrzuciła ręce do tyłu. Z jej pleców wysiedliły trzy czarne łańcuchy, które zniszczyły celującego w ich dwójkę włócznią. Nie zostało po nim śladu. - No już. Nic się dziecko nie dzieje. - oderwała się od niego i spojrzała pustym wzrokiem na niego i ponownie wystrzeliły łańcuchy, niszcząc i pokonując kolejne stwory.

- Zabić! - wykrzyknęła.

- Cholera. - po czym spoliczkował ją. Głowę dziewczynki odrzuciło w lewo. Duża ręka wylądowała też na ustach, rozcinając je na śnieżnobiałych ząbkach. Łańcuchy zniknęły. Dziewczynka z szoku dotknęła zaczerwionego policzka i ust. Spojrzała na palce, gdzie złota krew zmieszała się z jej własną. - Przepraszam Rybko. - przygarnął ją do siebie.

- Rekin-nisan? - szepnęła i oderwała się od niego. - Co się stało?

- Nie pamiętasz? - zdziwił się. Dziewczynka obejrzała się wkoło. - Tak, to ty to zrobiłaś. - nagle Misa zbladła.

- Kiri-san! - załkała - On... On... Mnie uratował. - padła na kolana i zakryła oczy dłońmi. Kisame przygarnął ją ponownie i wziął na ręce. W drugą złapał żywy miecz, który drgnął na jego dotyk.

- Już czas. - powiedział do miecza. - Muszę jej bronić. - przytulił małą bardziej, ta wtuliła się w zgięcie szyi i zaplątała ręce wokół niej, ale tak, żeby nie przeszkadzały w walce. Samehada zaczęła zmieniać kolor na ciemny złoty, prócz tego zwiększyła swoją wielkość oraz zmniejszyła wagę.

- Rekin-san, ja mogę... - szepnęła w kark.

- Siedź. - powiedział i ruszył przed siebie, na pierwszą bestię. Zamachnął się i przeciął ją w poprzek. - Straciłaś dużą ilość chakry, używając tej pieprzonej techniki Namikaze. - kolejna bestia runęła w połowach. Misa patrzyła tylko na to i ewentualnie posyłała jeden łańcuch w pomocy. Przy czym dostawała gniewne spojrzenie.

- Dokąd biegniesz? - powiedziała do ucha.

- Do oddziałów medycznych. Są podzielni na sektory. Gówniarz od Nary powiedział. - odpowiedział.

- Nie! - zaprotestowała i zaczęła się wyrywać, co jej się w końcu udało. - Nie zostawiaj mnie z nimi. - warknęła - Pomogę, dattemasa! - Z jej pleców wysunęły się trzy czarne łańcuccy i dwa zielone. Rekin zacisnął wargi i dłoń na rękojeści. - Wiem, co zrobiłam. - powiedziała. - Wiem.

- Dobrze, ale masz się trzymać blisko mnie. - powiedział w końcu. Kimisa kiwnęła głową i rozejrzała się po polu bitwy, a dokładniej po ludzkich zwłokach. Posłała złoty łańcuch w tamtym kierunku i wyszarpała z ciała kaburę z długim sztyletem, o lekko zakrzywionym ostrzu. Kaburę przywiązała do pasa. Kisame kiwnął głową, po czym ruszyli na potwory.

***Lisi Bracia***

Naruto niszczył, wręcz siał destrukcję nad przeciwnikiem. Cały czas skupiał się na chakrze Kimisy i jej furii. Wziął z niej przykład i korzystał z Kongo Fusy, pokonując kilkanaście stworów naraz. Sasuke tylko pokręcił głową na boki, ale zrobił jak brat. Sakura, widząc, że jej koledzy z drużyny momentalnie miażdżą siły wroga i coraz szybciej zbliżają się do głównego cielska bestii, postanowiła skupić odrobinę chakry w kończynach, po czym wystrzeliła do przodu z zawrotną prędkością. Stwory, które spotkały się z jej pieścami i nogami, zostały miażdżone. Sasuke zwrócił na to uwagę, ale Naruto wręcz przeciwnie, nawet na nią nie spojrzał i niszczył wroga nieprzerwanie. Madara patrzył na Uzumakiego z lekkim zdziwieniem, bo w jego oczach ujrzał czystą furię. Przejechał wzorkiem po ludziach, ale nie ujrzał nic, co mogło go tak rozwścieczyć. Chłopak, ukazując około dwadzieścia czarnych, jak smoła łańcuchów wyglądał jak wygłodzona krwiożercza bestia. Wiedział, że członkowie klanu Uzumaki mają takie umiejętności, ale kiedy zobaczył, że Sasuke uruchomił tę samą technikę i tę samą liczbę, wprawiało go to w większy niepokój. Teraz zdał sobie sprawę, że ta dwójka młodych przeciwników ma w sobie potężne pokłady mocy.

- Obito. - zwrócił się do ucznia. Mężczyzna spojrzał na niego jednym okiem. - Czas zaczynać pieczętowanie. - Uchiha kiwnął głową i obaj w tym samym momencie zaczęli składać identyczne pieczęcie.

- Fuin! - wykrzyknęli. Bestia zaryczała i zaczęła zmieniać formę. Bramy Torii zaczęły padać i łamać się. Ziemia zaczęła się trząść. Bestie cofały się, wracając do głównego ciała.

- Co się dzieje?! - wykrzyknął Naruto i stanął obok Sasuke. Zaraz po tym zjawił się Shikuroma, Kohamaruji i Fiel. Cała trójka była umorusana ziemią. Fiel dodatkowo miała na ubraniu złotą krew lisów, jak i czerwoną należącą do ludzi.

- Pieczętują Juubiego. - powiedział Roma - Moja rada lepiej uruchomcie wszystko, co macie do dyspozycji. Obok nich w białym dymie pojawił się Kurama, wprawiając Książęta zaskoczenie.

- Aniki! - wykrzyknął.

- Milcz Gaki. - warknął na niego i złożył dłonie jak do modlitwy. Nagle ciało Naruto i Sasuke pokryło się pomarańczowo-złotą chakrą. Bracia nawet nie zareagowali, bo nie mieli nawet żadnej szansy. Ich ciała pokryły się chakrą Bijuu.

- Kurama! - warknął Sasuke i próbował zapieczętować część chakry, ale lis mu to uniemożliwił.

- Aniki, proszę. - zaczął błagalnie blondyn.

- Wiem, że się boicie, ale już czas. Kiedy skończą pieczętowanie, nie ma możliwości, aby mnie i resztę wchłonęli, chyba że cofną się do posągu. - oznajmił - Sasuke, zawołaj Shikamaru. - chłopak wahał się. - Już! - warknął głośniej. Brunet zniknął i kilka sekund później pojawił się z chłopakiem.

- Pieczętują go? - powiedział od razu, kiedy przybył. Lis dotknął dwoma palcami czoła Nary, ukazując mu plan i osoby, które mają tu się znaleźć. - Rozumiem Kurama-sama.

- Naruto, stwórz kilka setek klonów, niech każdy klon dotknie każdego człowieka. Roześlesz moją chakrę po nich. Teraz zacznie się najgorsze. - blondyn otworzył szeroko ze zdziwienia całkowicie złote oczy z pionową źrenicą i czerwonymi obwódkami wokół nich. Dezaktywował tryb Mędrca dużo szybciej, tak samo jak oszczędzał Kinshigana.

- D-dobrze. - złożył pieczęcie i kilka setek klonów, zaczęło się ukazywać. Każde rozpoczęło proces przekazu chakry lisa. Zdezorientowani ludzie, że ich siła gwałtownie wzrosła oraz to, że chakra zregenerowała ich rany. Potężni przeciwnicy, widząc i wyczuwając zamieszanie oraz nagły wzrost siły swoich rywali stali oszołomieni. Madara nie przewidział, że Kyuubi odda swoją chakrę. Kilkanaście sekund później wszyscy shinobi stali w czerwonej powłoce, która swoim wyglądem przypominała wodę w stanie wrzenia. Powłoka w niektórych częściach ciała przybrała lisią postać. Takie jak lisie uszy na głowie, czy zdeformowane pazury.

- Shikamaru znajdź Ino i każ, by ci shinobi skłębili się w jednym miejscu, jak najbliżej Sasuke i Itachiego. Naruto znajdź brata Sasuke. - chłopak zniknął, po czym pojawił się z nim i jak się okazało z Kisame i Kimisą, siedzącą na jego ramieniu, których zgarnął przy okazji. Lis zmrużył oczy na blondyna, ale nic nie powiedział. - Sasuke, Itachi na mój sygnał stworzycie Susanoo.

- Dlaczego? - spytała Łasica.

- Powłoka wojownika ochroni przed działaniem iluzji, kiedy rozpoczną jej aktywację.

- Rozumiem. - nic więcej nie dodał. Stanął obok brata. Po kilku sekundach wezwane osoby przez Dziewięcioogoniastego zaczęły się zbierać. Między innymi byli tam Chiaki, Sakura, Ino, Kakashi, Hidan, Kankuro, Shikamaru, A, Ao, wszyscy Jinchuriki, każdy wchodził w Tryb Bijuu, kiedy się zjawiał, wszyscy Kage, nie licząc wskrzeszonych i Sarutobiego, którzy zajmowali się osłoną, trzymając Juubiego w szachu oraz Kimisą i Kisame.

- Nie będę owijał w bawełnę. - powiedział lis, kiedy wszyscy, których potrzebował, zjawili się na miejscu. - Wy musicie zostać ochronieni przed działaniem Wiecznego Tsukiyomi, bo potem, kiedy chłopcy zaczną walczyć z Shinju, was będzie obowiązywało uwolnienie wszystkich z mocy drzewa.

- Co ono robi? - zapytał Kakashi. Kurama podniósł wzrok na Hatake.

- Wysysa chakrę, uśmiercając człowieka. - powiedział. Wszyscy, jak jeden mąż zamilkli i pobledli.

- Aniki, czyli... - zaczął Uzumaki.

- Jak drzewo powstanie, a to jest już wiadome. - wskazał na znikającą bestię. - Madara i Obito wiedzą, jakich inkantacji użyć. Kiedy zajmiecie się walką z tą dwójką, ludzie będą ginąć. Nawet moja chakra ich nie uchroni. Drzewo potrzebuje się naładować chakrą. Ma jej pod dostatkiem. Liczyłem, że uda się ujarzmić Madarę i Obito przed tym, ale teraz trzeba zrobić wszystko, by jak najmniej ludzi i lisów zginęło.

- Co, jeśli nam się nie uda? - zapytał Shikamaru.

- Powolna śmierć w najskrytszej idylli waszych umysłów. Jedyną szansą na złamanie iluzji jest ścięcie drzewa albo zjedzenie owocu. - powiedział, niektórzy pobledli gwałtownie, inny zacisnęli pięści, jeszcze inny patrzyli z przerażeniem na potężnego wroga przed sobą.

- Zjedzenie? - drążył temat Nara, mimo to wiedział, do czego ten brnie, pytając Kyuubiego.

- Jeśli Madara albo Obito zje owoc chakry, to będzie pierwszy i ostatni krok do przebudzenia Kaguyi Otsutsuki. Wtedy najprawdopodobniej będą nikłe szanse na wygraną. I tylko Mędrzec wie, co się może stać. - spojrzał smutno w oczy Naruto i Sasuke, przekazując jedną myśl. Bracia zacisnęli pięści. Wtedy przegrają.

- Nie dopuszczę do tego dattebayo! - warknął Naruto.

- Ja też nie zamierzam odpuścić, Kurama. - wszyscy spojrzeli na braci, którzy z ogromną determinacją i miłością zwróconą do lisa patrzyli na niego. Prócz tego zrobili krok do przodu.

- Jak was uczyłem, że musicie panować nad emocjami?! - warknął - Mamy wojnę na Mędrca Szczęściu Ścieżek! - złapał się za nasadę nosa - Wiem do cholery, że wam ciężko. - chłopcy pojęli w mig, o co chodzi lisowi i zaczęli się uspokajać. Miał racje, jest wojna. Nie czas na opłakiwanie tego, co jeszcze nie nadeszło oraz tych, którzy już odeszli.

- Wybacz nam. - powiedział całkowicie opanowany Naruto, co nie uszło uwadze innych, jak chłopcy z wrzeszczących przeszli w chłodny spokój. Kurama kiwnął głową.

- Rama na pewno wiesz co robić? - odezwał się władca Kraju Złotego Lisa.

- Ja? - spojrzał na niego - Nawet nie mam pojęcia. Zdaję się na instynkt i wiedzę Staruszka. - uśmiechnął się do Romy, na co ten odpowiedział uśmiechem.

- Nie ma, co liczyć na większe plany. - mruknął w odpowiedzi - Shikamaru, powiedz reszcie shinobi, żeby byli jak najbliżej jakiekolwiek lisa. Nasza chakra jest całkowicie odmienna od waszej. Jej drzewo nie jest w stanie pochłonąć. Moje lisy czekają na odpowiedni sygnał. - Nara kiwnął głową i usiadł po turecku na ziemi. Ino przyłożyła dłonie do jego potylicy. Chłopak zmarszczył brwi w skupieniu, a na czole Yamanaki pojawiły się żyły. - Koha poprowadzisz najsilniejszy oddział na pierwszą linię.

- Mit-san, gdzie Obi-san? - zapytał nagle Naruto, kiedy uważniej przyjrzał się lisom.

- Niestety Naruto-oji, poległ w walce. - specjalnie użył przedrostka, by chłopak pamiętał o pozycji w wojnie. Ten zacisnął usta.

- Rozumiem. - odpowiedział sucho - Obiecuję, że osobiście rozszarpię drania i nie pozwolę, by więcej poległo moich i Sasuke przyjaciół. - pomyślał, ale pod wpływem emocji Sasuke i Kurama to słyszeli, patrząc na niego wymownie.

- Zapominasz się, braciszku. - odpowiedział mu równie wściekły brunet. - Siedzimy w tym we trójkę.

- Kuso... Wybacz, ale... - zaczął.

- Wiem młody. Nie czas na gniew i płacz. - powiedział poważnie i z naciskiem.

- Wybaczcie. - z tyłu szeregu Kimisa sprzeczała się z Rekinem w sprawie odesłania dziewczynki do szpitala. Mężczyzna zażarcie nie zgadzał się ze słowami małej. Tej drobnej kłótni przyglądali się z szeroko otwartymi oczami Mizukage oraz jej ochroniarz Ao. Kobieta przetarła oczy, czy na pewno dobrze widzi, jak Cichy Zabójca z Kiri sprzecza się z dzieckiem, siedzącym na jego rękach.

- Ile razy mam ci powtarzać Rekin-nisan, że nie ruszę się stąd. - Kisame warknął pod nosem i zasłonił wolną ręką oczy w geście złamania. Miecz zgiął się w pół, jakby w ten sposób usiadł.

- Dlaczego musisz być taka uparta, Rybko? - westchnął.

- Bo cię bardzo, bardzo lubię. - po czym przytuliła się do niego, ten ją pogłaskał po głowie.

- Jesteś znośna, ale uparta. - jej ramiona zadrżały ze śmiechu. Terumi w szoku spojrzała na resztę towarzystwa, która zbytnio się nimi nie przejęła. - Kimisa z tego co słyszę od Kyuubiego będzie znacznie gorzej. Rybko...

- Nie ma szans, dattemasa. Zostaję koniec ci kropka Kisame-nisan. - Rekin ponownie westchnął i przetarł twarz, patrząc na nią.

- Niech ci będzie, ale pod jednym warunkiem. - dziewczynka przytaknęła - Masz to wykonać niezwłocznie. - dodał. Kolejne kiwnięcie głową - Dobrze. Jak zdechnę masz spierdzielać, zrozumiano? - Misa już otwierała usta - Obiecałaś. - przerwał.

- No dobra. - mruknęła.

- Zuch Rybka. - po czym wziął ją z powrotem na ramię i poklepał po udzie.

- Oni tak zawsze? - zapytała Mei w dalszym ciągu wpatrzona na tę dwójkę z szeroko otwartymi oczami.

- Tak. - o dziwo odpowiedziała jej Tsunade. - Kimisa ma talent do zjednywania sobie najgorszych zabójców.

- Aha... - zamilkła, bo nie mogła nic na to odpowiedzieć

- Kończą. - powiadomił ich Kohamaruji, który dzięki chodzeniu w powietrzu obserwował pieczętowanie. Lisy i wszyscy spojrzeli na czerwone oko bestii, które po kilku sekundach zniknęło w Jinchurikich. Bracia na wyostrzyli wzrok i ujrzeli całkowicie odmienne postacie. Dla obcych byliby to nie ludzie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No hej :'(

Smutny rozdział. Dla mnie ciężki do pisania. Masakra dwa tyg. go pisałam. I tak uważam, że mi nie wyszedł do końca, jak chciałam to zrobić. Czuję, że to nie to i jednocześnie, że jest dobrze i co ja mam począć? Ehh coś czuję, że teraz to będą potrzebne, jak w tym rozdziale chusteczki...

No to do zobaczenia za parę dni

HQ-ś

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro