
77. Łzy
Moja mina, kiedy mam dość roboty... 😒😒😒
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
***Kurama i Naruto***
Kurama delikatnie i ostrożnie położył Naruto na łóżku, a raczej na takiej wielkiej poduszce, przypominającej posłanie zwierzaka.
- Kto śmiał... Kura-Kurama!? - wykrzyknął obcy głos osoby w średnim wieku. Mężczyzna z szoku opuścił dwie katany - Skąd się tu...
- Wybacz Chiaki. - przerwał mu - Ale mój młodszy brat potrzebuję odpoczynku. - wskazał na bladego i lekko spuchniętego na twarzy blondyna. Lis dopiero przyjrzał się mężczyźnie. Miał karmelowo-czarne włosy, w których gdzieniegdzie były siwe włosy. Miał krótką karmelową bródkę z trzema pomarańczowo-czerwonymi koralikami na jej końcu. Nosił na sobie ciemnoszarą yukatę z czarnym obi. Na plecach miał zawieszone dwie skrzyżowane kabury, do których schował broń. Lis otworzył szeroko oczy ze zdziwienia - Aż tyle lat minęło, przyjacielu. - stwierdził, niż zapytał.
- Dobijam do stu pięćdziesiątki Kurama. - uśmiechnął się. - Mam się dobrze jak na dziadka. - lis uśmiechnął się - Co mu jest? - wskazał podbródkiem na Naruto.
- Idiota powiedział parę słów za dużo i przesadziłem z siłą. - westchnął. W tej chwili mężczyzna zdzielił lisa po głowie otwartą dłonią. Kurama szybko złapał się za bolące miejsce. - To bolało! - warknął.
- Mogłeś go zabić Baka Kitsune. Jest tylko kruchym człowie... Czekaj on ma uszy i... Ogony!? - wykrzyknął zaskoczony, kiedy uważniej mu się przyjrzał - A niech mnie Noki trzaśnie! Jest pół-lisem? - Kurama tylko kiwnął głową na potwierdzenie - Krew jest lisia. Przeszedł przemianę bezproblemowo. - stwierdził, widząc zakrzepłą krew i prawie wygojone rany. Chiaki złapał się za głowę - Mimo że widzę dobrze, ale chcę się upewnić, czy czasem mnie wzrok nie myli. On jest pół-lisem, tak? - spojrzał na rudego lisa.
- Tak Chaiki. - potwierdził i uśmiechnął się delikatnie.
- Jasny Złoty! Pierwszy człowiek... On mógł zginąć idioto! - wrzasnął nagle na lisa.
- Spokojnie. - zaśmiał się - Jak zawsze nadopiekuńczy. - westchnął cicho.
- Może i tak, ale słuch mam nadal doskonały lisie. - Chiaki uśmiechnął się i podszedł do nieprzytomnego chłopca - Widzę, że powierzchowne rany mu zagoiłeś... No prawie.
- Tak, ale wiesz, że nie jestem w tym dobry. - westchnął.
- Wiem. W szafce za tobą są zioła z waszego świata. - wskazał dłonią na wiszącą dwudrzwiową szafkę - Zielony pojemnik.
- Ten? - Chiaki uniósł wzrok.
- Tak ten. - lis podał mu go. Mężczyzna szybko i sprawnie rozprowadził zieloną maź po ranach Naruto, po czym z komody obok wyjął bandaże. Chiaki owinął dokładnie rany i ułożył odpowiednio chłopca, by temu nic nie zdrętwiało - A teraz może herbaty, przyjacielu?
- Z przyjemnością. - lis uśmiechnął się. Przyjaciel Ramy poszedł do paleniska na środku pomieszczenia. Akurat nad ogniem wisiał dzbanek z wodą. Chiaki wyjął z yukaty kilka suszonych ziół, które wrzucił do wrzątku. Napar bardzo szybko nabrał zielonkawego koloru. Po kilku minutach lis i Chiaki usiedli na dwóch poduchach, przy małym stoliku, na którym były dwa wysokie gliniane kubki z parującą zieloną herbatą.
- A teraz się tłumacz, co cię tak wyprowadziło z równowagi. - zaczął szatyn i upił łyk.
- Naruto jest gadułą i często nie myśli, co mówi. Powiedział o parę słów za dużo, które mnie zraniły. - powiedział smętnie i westchnął, biorąc łyk.
- Co ten chłopak ma w sobie, że tak go pokochałeś? - zapytał szczerze zdziwiony.
- Oddał mi wolność. - odpowiedział - Jest podobny do Ashury i Ojca. Od pierwszego naszego spotkania nie bał się mnie, wręcz chciał się zaprzyjaźnić. Po kilku latach zacząłem traktować go jak brata, wręcz syna. - powiedział z miłą nostalgią.
- No proszę, więc jakiś człowiek był w stanie okazać ci miłość. - zdziwił się - No dobra koniec poważnych tematów. Jak tam twoja Fiel? Widziałeś się z nią? - puścił mu oczko.
- Owszem. Wróciliśmy do siebie. - oznajmił z szerokim uśmiechem.
- No i bardzo dobrze, stary lisie. - zaklaskał w dłonie.
- A kto tu jest stary, dziadku? - zakpił.
- Jak zwykle złośliwiec z ciebie. Nic się nie zmieniłeś. No może trochę. - zaśmiał się.
- On i jego przybrany brat mnie zmienili. - powiedział i ukradkiem spojrzał na śpiącego blondyna.
- A słyszałem, słyszałem. - pokiwał głową - Kiri wpadł do mnie. Żebyś wtedy widział moją minę... - Chiaki pokręcił głową z politowaniem na samego siebie - Opowiedział mi trochę o tobie i chłopcach. - lis skinął głową, że o tym wiedział - Kurama. - Pogodny ton głosu mężczyzny diametralnie się zmienił. Stał bardzo poważny - Wyczuwam niebezpieczeństwo. Co się dzieje?
- Zbliża się wojna. Madara... - zaczął.
- A ten to już mógł dać sobie spokój, do cholery! - przerwał mu z krzykiem i uderzył pięścią w stolik. Napoje niebezpiecznie zadrgały. Nie wiedział, że tym obudził blondyna.
- Ani... Aniki... - wyszeptał ledwie co Naruto. Kurama poderwał się na równe nogi i w kilku susach znalazł się przy nim.
- Naru? - blondyn uchylił lekko powieki, ale zaraz musiał je zamknąć, bo spojrzał centralnie na palące się światło. Syknął pod nosem i próbował usiąść. - Leż. - powiedział łagodnie i popchał go z powrotem na posłanie.
- Aniki... Ja przepraszam. - powiedział płaczliwie, mimo że miał siedemnaście lat. - Przepraszam... Ja... Ja cię zraniłem. Przepraszam Aniki. Tak bardzo cię przepraszam. - z błękitnych oczu leciały ciurkiem łzy. Kurama objął swojego Ototo i przyciągnął do siebie. Chłopak jak za dziecięcych lat przytulił się do lisa. Chiaki stanął w oddaleniu, dając choć trochę prywatności.
- Naru spokojnie. Uspokój się. - powiedział cicho i z ciepłem w głosie.
- Kurama, ja nie powinienem był tego powiedzieć. Przepraszam. - powiedział mu w kimono i podciągnął nosem. - Jestem takim idiotą.
- Wcale nie jesteś, Gaki. - poklepał go po plecach - No już mnie tak nie przepraszaj Naru. - odsunął go od siebie i spojrzał w jego błękitne oczy. - Kocham cię jak brata, a nawet jak syna Naruto, a to udało się tylko jednemu człowiekowi, znajdującemu się w tym pomieszczeniu. - niezrozumiały wzrok blondyna zaczął latać po pomieszczeniu, ale Chiaki schowany za placami Kuramy był wręcz niewidzialny. - Naru. Chiaki to pierwszy człowiek, który okazał mi przyjaźń i ochronę. Poznałem go, kiedy miał dwanaście lat. Pięćdziesiąt lat przed moim zapieczętowaniem w Mito Uzumaki, twojej prababce.
- Czy on nie powinien mieć ze sto pięćdziesiąt lat, dattebayo?! - wykrzyknął i zaraz zaczął kasłać, bo suche gardło nie pomogło w głośnym mówieniu. Kurama szybko podał mu miseczkę z wodą, którą uprzednio Chiaki postawił na szafce przy posłaniu.
- A owszem! - krzyknął i wyszedł z cienia. - Znam tego rudego drania szmat czasu. Prócz tego zaufał mi i traktował jak przyjaciela i to z wzajemnością. Zapoznał mnie z Krajem Złotego Lisa. W teorii powinienem być kupą prochu, ale dzięki pewnym ziołom Błękitnej Noki mam troszkę więcej wigoru. - po tym zaśmiał się, a z nim Kurama. Biedny Naruto tylko patrzył wielkimi błękitnymi oczyma na dwójkę starych znajomych.
- Aniki, ile masz tych sekretów, ttebayo?! - wykrzyknął, kiedy już nie mógł zrozumieć, co się tu dzieje.
- Całkiem dużo. - pogłaskał chłopca po głowie - Dasz rade wstać? - spytał i przeleciał wzrokiem szybko po ciele blondyna.
- Tak. - Naruto szybko i trochę chwiejnie wstał. Kurama go podtrzymał - Co ja mam na twarzy? - zapytał, kiedy wyczuł bandaż.
- Maść od Noki. - odpowiedział mężczyzna - Jeszcze parę minut i możesz ją zmyć. Kurama złamał ci szczękę. - westchnął - Ostro go wkurzyłeś, a teraz wypij to. - Chiaki, przez czas rozmowy nalał napoju do kubka. - To zielona herbata z białym jabłkiem. - blondyn podziękował i upił łyk.
- Pyszne. - powiedział, pozytywnie zaskoczony. - Dziękuję Chiaki-san.
- Chiaki wystarczy i proszę bardzo młody. - uśmiechnął się - Ile masz lat?
- Prawie siedemnaście. - odpowiedział - Chiaki? - zwrócił się do niego - Dlaczego masz taką dziwną chakrę? Ani lisia, ani ludzka. Mieszanka. - stwierdził.
- A widzisz. - zaczął - Nie byłem w Kraju Złotego, ale Noki przeprowadziła pewien eksperyment ze mną w roli głównej. Byłem królikiem doświadczalnym i w sumie nie żałuję tego. Stworzyła napar ze swojej krwi i mojej. W bardzo małym stopniu przypominam lisa. Mogę przeżyć kilkanaście lat dłużej niż zwykły człowiek. Strzelam, że ty i Sasuke... - lis szybko zakrył mu usta ogonem.
- To ma być niespodzianka na ich osiemnaste urodziny, Chaiki. - upomniał go, a szatyn zakasłał.
- Ty idioto! - warknął po lisiemu - Mam teraz twoje rude futro w gębie! - wystawił język i dwoma palcami wyjął włos. - Widzisz? - podsunął go mu pod nos. Kurama odepchnął rękę z lekkim obrzydzeniem. Naruto parsknął śmiechem.
- Oj, nie przesadzaj staruchu. - obaj mierzyli się wzorkiem. Jeden miał szmaragdowe oczy, a drugi krwisto pomarańczowe, ale z pewnością obie pary oczu były w pewien sposób podobne, albowiem miały niecodzienny kolor i pionowe źrenice. - Wiesz co Chiaki?
- No co? - warknął.
- Przepraszam, że wcześniej się nie odezwałem osobiście. - w głosie lisa było można wyczuć smutek i wyrzuty sumienia.
- Miałeś ważniejsze rzeczy na głowie. - wskazał na blondyna - To dobrze, że na tym zepsutym świecie jest ktoś z czystym sercem. Naruto, kiedy poznam twojego czarnowłosego brata? - zwrócił się do niego.
- Sasuke?! - Uzumaki aż się wyprostował - Jego, ale...
- No co? - powiedział - Muszę ocenić, czy się nadajecie dla tego wrednego wycioru do fajki. - wskazał na niego kciukiem i pochylił się w stronę Uzumakiego.
- Nazwij mnie tak... - zaczął ostro, ale Chiaki wtrącił się.
- No dobrze, w takim razie będzie Ra-chin. - lis zamilkł, ale zaraz dostał wypieków gniewu na twarzy. Chiaki buchnął śmiechem i złapał się za brzuch. - Jak ja dawno nie widziałem tej reakcji. - powiedział między spazmami śmiechu. - Naru-chin widzę, że tak trochę jesteś skołowany. - zaśmiał się. - Kurama uratował mnie podczas jednej z wojen, w której brałem udział. Jakoś wyszło, że należałem do wrogiej strony, ale byłem przeciwny schwytaniu Bijuu. Podczas walki. Uciekłem. Stałem się dezerterem. Moi towarzysze broni, że się tak wyrażę, postanowili mnie zabić, kiedy wykrzykiwałem im w twarz, że Ogony są nieszkodliwie. O dziwo wtedy zaatakował nas Kurama. Ja od razu się poddałem. Ten rudzielec coś we mnie zobaczył i ocalił od śmierci. I tak o to staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Minęło pięćdziesiąt lat, zanim go zapieczętowali. Bardzo to przeżyłem. Chciałem zabić Jinchurikiego, ale kiedy usłyszałem, że on też może zniknąć... Nie mogłem tego zrobić. I tak przez te wszystkie lata mieszkam w tym domu, właściwie norze. Tu spędziliśmy te wszystkie lata. - spojrzał na rudego lisa - Naruto żaden shinobi nie ma pojęcia, że takie miejsce istnieje. Obecnie znajdujemy się w Kraju Trawy. Przy granicach z Krajem Wodospadu i Ognia. - błękitne oczy z pionową źrenicą otworzyły się szeroko w zaskoczeniu.
- Serio, dattebayo!? - wykrzyknął - Tak blisko Kraju Ognia. - mruknął pod nosem - Aniki, dlaczego nas do niego nie zabrałeś? - zapytał lisa z lekkim wyrzutem w głosie.
- Nie było, kiedy. Mieliście treningi, a teraz wojna się zbliża. - wzruszył ramionami - Jakoś tak mi się przypomniał i do niego się przeniosłem. - wskazał kciukiem Chiakiego. - Przy okazji się go zwerbuje. - powiedział. Mężczyzna zakrztusił się herbatą, którą właśnie pił. Naruto, który siedział najbliżej, klepnął go parę razy między łopatkami.
- Ja na wojnę!? Do reszty zgłupiałeś!? - warknął po lisiemu.
- Nie, mówię poważnie przyjacielu - powiedział spokojnie - Rozerwiesz się przynajmniej.
- Ty... Myślisz, że skostniałem przez te sto lat?! Wolne żarty pokonam cię w walce na katany. - Naruto wyczuł zbliżający się pojedynek.
- Wybaczcie mi, że przerywam, ale nasza dwójka powinna być w Kraju Żelaza na naradzie. - powiedział i dwie pary oczu, przesiąknięte złością i wyzwaniem spojrzały na spokojnego blondyna z bandażem owiniętym na twarzy. W tej samej chwili obaj uderzyli pięścią w stół i kliknęli językami.
- Masz racje Ototo. Nie czas na szczeniackie zabawy. - zgodził się z nim niechętnie.
- Młody ma rację. Musicie wracać. - oznajmił, a w jego głosie można było usłyszeć smutek.
- Chiaki przecież się spotkamy. - pocieszył go i złapał za ramię. - Jesteś mi przyjacielem. Chcę odnowić przyjaźń.
- Dziękuję Kurama. - mężczyzna złapał go za dłoń, trzymającą go za ramię - Naruto ocaliłeś Kuramę od zguby. Dziękuję. - zwrócił się do zaskoczonego nastolatka.
- Ja właściwie nic nie zrobiłem. - zaczął się drapać po karku zawstydzony.
- Bo uwierzę... - burknął pod nosem - Przez wieki Kurama był nienawidzony przez ludzi, ze względu na chakrę i moc. Tylko nieliczni byli dla niego ważni. Skoro po stu latach więzienia znalazł spokój i swoje uczucia. To nie jestem w stanie ci podziękować. Zwróciłeś mi przyjaciela. - szatyn złapał go za ramiona - Dziękuję Naruto-ouji. - mrugnął do niego i uśmiechnął się szeroko, ukazując lekko wystające kły.
- Skąd... - zaczął.
- Kiri. A teraz zmiatajcie stąd. - wstał, a razem z nim pozostała dwójka - Macie wojnę do wygrania. I z przyjemnością się rozerwę Rama. - spojrzał na lisa z błyskiem w oku.
- Dziękuję, to do zobaczenia. - Kurama podszedł do niego i przytulił - Dobrze cię znowu widzieć.
- Ciebie też. - odpowiedział i odwzajemnił uścisk - Naruto, możesz już to ściągnąć. - wskazał na bandaże, kiedy Kurama wrócił obok Ototo. Chłopak kiwnął tylko głową - Do zobaczenia przyjaciele. - lis i książę unieśli dłonie, po czym zniknęli.
***Sala Narad po wyjściu Mifune***
Po godzinie do sali wrócił wódz samurajów w towarzystwie dwóch doradców. Urakakim i łysym mężczyzną z blizną na prawym oku i tatuażem smoka nad drugim. Miał na sobie grafitową yukatę z obi w kolorze zgniłej zieleni oraz filetowym paskiem na dole yukaty. Na szyi nosił długi czerwony szalik, który zakrywał mu usta. Przy bokach posiadał dwie kabury z katanami.
- To jest Okisuke. Mój drugi zastępca. - przedstawił towarzysza - Drodzy Kage. - zaczął - Ogłosiłem moim ludziom sytuację i postanowiliśmy, że od dziś, Kraj Żelaza i jego samuraje przyłączą się do wojny w obronie swojej wolności i pokoju. - oznajmił Mifune w bardzo uroczysty sposób. Z szeregu Kage wysunęła się Tsunade i podeszła do samuraja.
- Dziękuję za twoje wsparcie Mifune-sama. - ukłoniła się delikatnie - Postaram się szybko i dokładnie streścić dotychczasowe ustaleni... - w tej samej chwili do pomieszczenia zjawili się Naruto z Kuramą. Mifune pobladł na widok blondyna i jego prawdziwej formy. Przed zniknięciem Uzumakiego, Kurama schował jego lisie oznaki na wszelki wypadek, ale w domu Chiakiego było to zbędne. Naruto stał przed Mifune w pół-lisiej postaci.
- Na Mędrca! - warknął Kurama - Mifune wybacz, że tak nagle widzisz Naruto w takim stanie, ale...
- On jest potworem. - przerwał mu spokojnie - Zrobiłeś z porządnego...
- Wypraszam sobie. - przerwał tym razem Naruto - Owszem jestem pół-lisem i nie jestem człowiekiem, ale mam ludzkie uczucia. Mam dość takiego traktowania. Jakbym chciał, to już byś nie żył, więc proszę wybaczyć mój ton, ale mamy wojnę do wygrania. I z tego, co widzę, samuraje przyłączają się do walki, co mnie bardzo cieszy. - powiedział pewnie i z wdzięcznością w głosie.
- Nie wydaję mi się, żebyś był na tyle silny, by pokonać Madarę i jego druhów. - powiedział spokojnie, co inni by z pewnością krzyczeli i wyzywali księcia.
- Nie warto już tego ukrywać. - mruknął pod nosem i uwolnił lisią chakrę. Prawie każdy w sali zachłysnął się powietrzem. Wyjątkami byli Shukaku, Gyuuki i Kurama oraz Mitsuhide. - To jest poziom Madary... - oznajmił i zwiększył ilość chakry - A to mój i mojego brata. Niektórzy pobledli, inni patrzyli z przerażeniem na tę złotą chakrę, która pokryła ciało blondyna. - Mifune-sama zwolniłem wszystkie punktu tenketsu. O to cały ja. Widzę, że ledwie stoicie. - powiedział i szybko wrócił do poprzedniego stanu. Kilku odetchnęło. - Jak widzisz Mifune-sama, nie zamierzam przegrać. A teraz się zastanów, gdybym ja i mój brat należeli do Madary i jego spółki? - zapytał retorycznie, bo każdy znał dokładnie odpowiedź. - Proszę mnie... Nas nie oceniać przez pryzmat dzieci. Ja i Sasuke musieliśmy w bardzo młodym wieku dorosnąć. Ja demon, rzekomy morderca mojego ojca, potwór musiał radzić sobie sam. Byłem katowany, prawie mnie zabili, ale się nie poddałem. Mam Sasuke, Kuramę... Mam rodzinę. - wskazał na shinobi z Konohy - Sasuke nie miał lżej. Itachi, jego własny brat wybił praktycznie cały klan. Sas stał się wyrzutkiem, był gardzony i pomiatany przez mieszkańców. Chciał kroczyć drogą zemsty i nienawiści. Ani on, ani ja nie dążyliśmy do zemsty na Konosze. Chcieliśmy ochronić Bijuu przed wami, ludźmi. Kurama, Sasuke i ja stworzyliśmy dom dla Bijuu i ich Jinchuriki. Nikt nie chce z wami walczyć. Każdy chce pokoju. Mifune-sama? - zwrócił się centralnie do dowódcy. - Wiem, że obawiasz się naszej siły, którą dysponujemy, ale ta siła będzie zwrócona przeciw wrogowi. - Naruto parsknął śmiechem nagle - Proszę wybaczyć. - uśmiechnął się - Nie byłbyś w stanie mnie pokonać. Moja szybkość znacznie przekracza twoje zmysły, siłę i doświadczenie, mimo że jestem gorszym szermierzem od Sasuke. Pokonałbym cię w parę sekund. - oznajmił - A teraz czas na ustalanie strategii. - powiedział tym razem do wszystkich. Doradcy się otrząsnęli i to dosłownie, bo Kankuro, Kurotsuchi i Chōjūrō potrząsnęli głowami. Kage usiedli przed mapą, a Shikaku wraz z Gaarą i Minato zaczęli objaśniać plan, który rozpoczęli w Konosze. I tak zaczęło się planowanie i rozkładanie sił w poszczególnych miejscach.
***Sasuke***
- Sasuke, czy słyszałeś jakie miejsca będą polem bitwy? - zapytał Obito.
- Słyszałem, że las, morze i niziny, tylko że nie wiem, w którym miejscu. - odpowiedział. Cała szóstka znajdowała się w wielkim i wysokim pomieszczeniu, na którego środku znajdował się okrągły stół z mapą na nim. Była identyczna, co mapa znajdująca się w sali narad. Sasuke ujrzał zaznaczone punkty, prawie identyczne na mapie u Kage. Zgadzało się morze i las. Niziny również były, ale kilka kilometrów od znaczonego miejsca przez Gaarę. - Co się tu znajduje? - wskazał na zaznaczony punkt na nizinach.
- Lekkie wzgórze pozwoli nam na atak z góry. - powiedział Madara. - W tym miejscu znajdują się skały, które posłużą nam za otoczenie przeciwnika, gdyby znalazł się tu. - wskazał dokładnie punkt, w którym będą się znajdować ludzie pięciu wiosek. - Dlaczego pytasz?
- Bo muszę wiedzieć, na jakim terenie mogę się zmierzyć z blondynem. Jeśli trafi się nizina, to obaj będziemy mieć równe szanse, jeśli morze, to on będzie miał nade mną przewagę. Ja za to mam przewagę w lesie. - wskazywał poszczególne punkty na mapie. - Jeśli tu stoczę walkę, mam szansę go pokonać, ale jeśli zmierzymy się na morzu. Mogę przegrać. Jego atutem jest woda i powietrze, moim ogień i błyskawica. Las daje mi możliwość walki z ukrycia i wzniecenia pożaru, co zwiększy moje siły. - Sasuke opowiadał takie bajeczki, że reszta była w to zasłuchana, jakby brunet był jakimś prorokiem. - Kluczem będzie to miejsce. - wskazał na las i niziny, które zaraz wypadają po lesie. Ja bym tu zgromadził część sił.
- Czy oni wiedzą jaką armią dysponujemy? - spytał Madara.
- Nie za bardzo. Naruto udało się ciebie prześwietlić, ale uzyskał tylko strzępy informacji. Oni spekulują, że około stu tysięcy takich jak on posiadacie. - wskazał na Białego Zetsu. Orochimaru i Madara uśmiechnęli się.
- To się przeliczą. - powiedział - Kiedy on mnie mógł prześwietlić? - zapytał spokojnie.
- Kiedy złapałeś go w Tsukuyomi. Ty byłeś zajęty torturami, a on starał się rozgryźć wasz plan.
- Szpiedzy? - zapytał.
- Tak, ale nie mogli wejść do kryjówki. - odpowiedział.
- Tak jak myślałem. - mruknął - Czułem na sobie wzrok, kiedy wychodziłem z kryjówki.
- Co jeszcze wiedzą? - spytał Orochimaru.
- Że tworzycie jakąś specjalną armię shinobi. - powiedział z chłodnym opanowaniem i spokojem.
- To dobrze. Gdzie jeszcze myślisz, że będą czekać? - spytał Orochimaru.
- Tu i tu. - wskazał na mapie bardzo zbliżone odległości, gdzie będą jednostki wiosek.
- Jednostka komunikacyjna? - zapytał Obito.
- Nie wiem. - odpowiedział i spojrzał na Uchihę, ten tylko kiwnął głową.
***
Obie grupy przeciwników szykowały strategie. Wbrew pozorom były do siebie zbliżone, a raczej to Sasuke wszystko dyktował Naruto, który wygłaszał wiadomości na forum Kage. Każdy wiedział, że wygrają, ale woleli nie wychwalać dnia przed zachodem słońca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro