7. Korzeń
- Kiedy się pojawi i gdzie? - zapytał Sasuke. Jego twarz wyrażała pełne skupienie i powagę.
- Będzie za jakieś trzy minuty. - powiadomił. - Wyjdzie za tych drzew. - wskazał na ścianę lasu na drugim brzegu rzeki.
- Rozumiem. Co robimy? - spojrzał w to miejsce.
- Czekamy. - wzruszył ramionami i przyjął względnie wyluzowaną pozę. - Jest jakieś sto metrów. - wskazał palcem na ścianę drzew. Po paru chwilach wyłonił się z niej mężczyzna w masce wilka. Jego chakra była na poziomie jonina. - Kim jesteś? - odezwał się Naruto, stając przed Sasuke.
- Moje imię nie jest ważne, Uzumaki Naruto. - odpowiedział nieznajomy bez grama emocji w głosie.
- Znasz mnie. - powiedział, ustawiając swoje ciało do walki. - Nie jesteś zwykłym ANBU. Prawda?
- Jak na dziecko jesteś bystry, chłopcze. - podszedł parę kroków do przodu i wszedł na taflę wody.
- Radzę nie podchodzić. - ostrzegł go blondyn.
- Mały, jestem joninem rangi A. Nic mi nie zrobisz. - zaśmiał się pod nosem, ale ten śmiech był bezduszny.
- Czego od nas chcesz? - spytał brunet.
- Nie od ciebie. - wskazał na Sasuke - Tylko od demona. - blondyn zmrużył oczy.
- Nudzi mnie to. Gadaj w końcu albo sam to z ciebie wyciągnę. - powiedział znudzony tą gadaniną.
- Nasz przywódca, Danzo Shimura cię wzywa. - odpowiedział z pogardą.
- Nie ufaj mu za żadne skarby. Jest z korzenia ANBU. - kazał - Ich szef chce z ciebie zrobić bezwzględną broń wioski. Bądź czujny.
- Korzeń mówisz. - powiedział i westchnął - Wiesz, nie interesuję mnie propozycja Danzo do bycia bezwzględną bronią wioski. Chyba będę musiał odmówić.
- Szykuj się. W razie kłopotów oddaj mi władzę. - powiadomił go.
- Nikt nie odmawia Danzo-sama! - warknął - Jak nie pójdziesz po dobroci, to siłą. - i ruszył na chłopca.
- Dlaczego wszyscy są tacy bezmyślni. - i stanął za mężczyzna z kunaiem pod jego szyją. - Wybacz, ale nie dosłyszałem, mówiłeś coś? - szepnął mu do ucha głosem pełnym jadu.
- Co?! Kiedy ty? - przełknął ślinę.
- Powiedz, gdzie macie kryjówkę i jakie są słabe punkty Danzo? - rozkazał lodowato.
- Nie powiem! - warknął i zaatakował go ponownie. Naruto odskoczył i stanął na tafli, unikając ukrytego kunaia. Sasuke cofnął się, by nie zostać zakładnikiem i obserwował walkę.
- Nie. To może teraz. - Naruto użył silnej iluzji na mężczyźnie. - Gadaj! - i przebił mu kolano.
- Nie! - wrzasnął i wypluł ślinę.
- Ma pieczęć na języku. - powiadomił Naruto - Złam ją, a wygada się.
- Powiedz "aaa". - powiedział z sadystycznym uśmieszkiem. Mężczyzna pokręcił głową. - Problemy. - westchnął i wbił kunai w drugie kolano. Ból spowodował, że torturowany otworzył usta. Naruto dojrzał, jaka to pieczęć. - O! To Pieczęć Milczenia... Łatwe. - Naruto zaczął składać pieczęcie i przyłożył ją do ust ANBU. - Sprawa załatwiona. A teraz gadaj, gdzie jest wasza kryjówka?!
- Nie powiem! - warknął.
- Dobra. Chciałem po dobroci. - wzruszył ramieniem - Kyuubi jest twój. - Przed mężczyzną pojawił się lis.
- Witam, masz ostatnią szansę na gadanie. - powiedział z kpiną w głosie - Jeśli nie, to wprowadzę moją chakrę do twoich kanałów, a to jest piekło w porównaniu do tego, co robił ten chłopak.
- Wprowadź ją do małego palca. - zaproponował - Zobaczy jaka to męczarnia.
- Dobry pomysł. - Kyuubi swoim ogonem dotknął małego palca u ręki ANBU. Mężczyzna zaczął wrzeszczeć, szarpać i przeklinać w niebo głosy.
- Błagam! Dość! Powiem wszystko. - mówił pomiędzy krzykiem. Kurama przestał.
- Gdzie jest wasza kryjówka? Gadaj! - rozkazał.
- Nie daleko stąd. Wystarczy, że pójdziecie w kierunku nurtu rzeki i zobaczycie czerwony pal przy brzegu, potem przejść wodę i złożyć cztery pieczęcie. - odpowiedział zachrypniętym od krzyku głosie.
- Jakie? - warknął i przyłożył ogon do całej dłoni, kiedy shinobi milczał.
- Smok - Tygrys - Ptak - Dzik. - odpowiedział szybko.
- Teraz, jakie wasz przywódca ma słabe punkty? - zabrał ogon.
- Nie wiem, przysięgam. - lis zmrużył oczy, ale odsunął się całkiem, stając obok zadowolonego dziecka.
- Wierzę. Naruto, jest twój. Wiesz co robić. - po czym zniknął.
- Wiem, wiem. Dzięki. - Naruto podszedł do mężczyzny, złożył kilka pieczęci. - Fuin! - na języku ponownie pokazała się Pieczęć Milczenia - Omoide no sōsa! - zawołał i mężczyzna stracił przytomność. Blondyn nałożył z powrotem pieczęć i wyleczył go.
- Naruto, czego się dowiedziałeś? - zapytał Sasuke, kiedy blondyn stanął obok niego, a ANBU zniknął.
- Tego, że przywódca Korzenia chce ze mnie zrobić broń. Myślą, że nie wiem o Kuramie.
- I co zrobisz? - spytał.
- Pewnie odwiedzę go i dowiem się wszystkiego. - westchnął.
- Kiedy?
- Nie wiem, kiedy dokładnie, ale wkrótce. - odpowiedział - Ale teraz, się tym nie przejmuj. Mamy ważniejsze rzeczy na głowie.
- Ważniejsze niż Korzeń? - wątpił - Niby jakie?
- Ramen! - zaśmiał się głośno - A później nasz trening. Pokażę ci kilka moich technik i pomogę w uczeniu niektórych. - złapał go za ramiona i teleportował w uliczkę za Ichiraku Ramen. Sasuke westchnął i ruszył za blondynem. - Ohayo Staruszku i Ayame-san! - Przywitał się.
- Witaj mały. Widzę, że przyprowadziłeś kolegę. - przywitała się córka szefa.
- Dwa razy ramen, proszę. - pokazał palcami ilość.
- Już się robi! - zawołał - Naruto, to twój przyjaciel?
- Tak. - odpowiedział, a staruszek się uśmiechnął.
- Cieszę się, mały. - podając dania chłopcom. - Ty jesteś pewnie ostatni z Uchiha, prawda?
- Tak. - odpowiedział oschle.
- Pewnie czułeś się samotny? - powiedział z troską w głosie Teuchi.
- Czułeś? - zdziwił się formą przeszłą. - Przecież...
- Teraz masz Naruto, można powiedzieć, że był w tej samej sytuacji co ty. Strzelam, że się rozumiecie jak nikt inny. - uśmiechnął się lekko.
- To prawda, staruszku. - oznajmił niebieskooki.
- Jedzcie, bo wam makaron zmięknie. - ponaglił ich z uśmiechem.
- Itadakimasu! - powiedział Naruto.
- Itadakimasu. - i oboje zaczęli jeść. Sasuke zaskoczony spostrzegawczością staruszka uśmiechnął się. Kiedy skończyli posiłek, Uzumaki wyciągnął żabi portfel.
- Na koszt firmy. - oznajmiła z uśmiechem Ayame.
- Naprawdę? Dziękuję Ayame-san. - zawołał mile zaskoczony - Do widzenia.
- Do widzenia chłopaki. - pożegnali się i udali się do domu Sasuke.
- Sasuke, co tak milczysz? - zwrócił na siebie jego uwagę.
- Wiesz, zastanawia mnie to, że oni jedyni w wiosce uważają nas za zwykłe dzieci, a nie jak demona i wyrzutka.
- Jak byłem mały... Staruszek zauważył mnie i poprosił, abym do niego podszedł. Lało wtedy makabrycznie. Widział, że się bałem i zawołał swoją córkę. Ona mnie przekonała, żebym coś zjadł ciepłego. Oni jedyni nigdy nie nazwali mnie inaczej jak Naruto i mały. Zawsze byli dla mnie mili i można, by powiedzieć, że się o mnie martwili. Raz się ich zapytałem, dlaczego to robią. Staruszek odpowiedział, że nie może znieść tego, jak mnie traktuje ludność. Podejrzewam, że oni doskonale wiedzą, że mam w sobie Kuramę, ale nie okazują nienawiści czy gniewu, tylko współczucie i troskę. Tak samo potraktowali ciebie. Oni są najlepszymi ludźmi, jakich spotkałem w życiu. Jestem im za to wdzięczny. - opowiedział.
- Rozumiem. - właśnie dochodzili do domu. Sasuke otworzył drzwi i weszli do środka. - Naruto, wziąć wodę?
- Tak. Jak masz jakieś owoce, też weź.
- Mogą być jabłka?
- Jasne. - Naruto przez ten czas otworzył klapę w podłodze i zszedł na dół. Sasuke wziął wszystko, co potrzeba i razem z Kuramą, który pojawił się przed wejściem podążyli za blondynem.
- Sasuke, jakie jest tu największe i najwyższe pomieszczenie? - zapytał, zmieniając się w człowieka. Lis zamiast kimona miał strój shinobi, tym razem bez rękawów i kamizelki.
- Jest takie. Tędy. - Sasuke skierował się w lewy korytarz. Znajdowały się tam schody, prowadzące w dół. Cała trójka zeszła po nich do wielkich, zbudowanych z ciemnego drewna drzwi. Czarnooki otworzył je i ich oczom ukazało się olbrzymie pomieszczenie wykute w kamieniu. W oddali było słuchać wodę.
- Sasuke tu jest woda? - zapytał zdziwiony Uzumaki.
- Tak, niewielkie jeziorko. Ten pokój służył do opanowania żywiołu ognia. Woda potrzebna była do ugaszenia ewentualnego pożaru. - wyjaśnił.
- Doskonale, ułatwiło nam to sprawę. Nie będziemy musieli wychodzić na zewnątrz, by ćwiczyć niektóre techniki. - oznajmił i rozejrzał się dokładniej po pomieszczeniu - Jest tu trochę za ciemno. - powiedział po chwili. W jego dłoni pojawiły się dwie kule białego ognia. Rzucił je wysoko, a one rozbłysły i rozpadły się na mniejsze płomyki, które przyczepiły się do sufitu, rozświetlając całą salę.
- Super Aniki! - zawołał, wpatrzony w płomienie.
- Co to za ogień? - zapytał Sasuke zaskoczony innością tego ognia.
- Jest to Lisi Ogień. - wyjaśnił chłopcom - Cóż można powiedzieć, że jestem ognistym demonem. Ten ogień jest mój i mogę go kontrolować ot, tak sobie. - powiedział z błyskiem w oczach. Ruszył delikatnie dłonią, a jeden z płomyków spadł na włosy Naruto.
- Aaa! Pomocy! Kurama ratuj! - darł się na cały głos. Lis buchnął śmiechem.
- Ten ogień nic ci nie zrobi. - powiedział wciąż lekko roześmianym głosem. Naruto skamieniał - Wystaw dłoń, to zobaczysz. - chłopiec osłupiały podniósł dłoń i biały płomyk przeskoczył z włosów na dłoń. Naruto drgnął, ale nie zrzucił go, lecz mu się przypatrywał.
- Kurama, dlaczego on nie parzy? - dopytywał się.
- Bo można tak powiedzieć, że ja mu każę. - odpowiedział - Dobra, koniec zaczynamy trening - przywołał chłopców do siebie. - Sasuke, zaczniemy od teorii. Muszę sprawdzić, jaką wiedzę posiadasz. - zwrócił się do chłopca, który kiwnął głową - Naruto, ty poćwiczysz Kongo Fusę.
- Hai! - odpowiedzieli jednocześnie. Kurama wstał, złożył kilka pieczęci i położył dłonie na ziemi.
- Doton: Doroku Gaesh! - zawołał i z ziemi, ścian oraz sufitu wysunęło się kilka ścian. - Naruto wiesz co robić, zacznij od ścian na podłodze.
- Hai! - Naruto wstał i zaczął ćwiczyć.
- Sasuke powiedz, co wiesz na temat chakry? - zapytał. Sasuke odpowiadał na zadane pytania przez godzinę, potem zaczął uczyć się chodzenia po wodzie. W międzyczasie Naruto skończył burzenie ścian i Kurama stworzył kilka klonów, które część zmienił w ofiary, a drugą w oprawców. Jego zadaniem było puszczenie łańcuchów pod ziemią i oplecenie oprawców. Po kilku godzinach treningów Kyuubi zauważył wyczerpanie chłopców. - Koniec na dziś. - oznajmił - Jutro wrócimy do tego.
- Hai! - odpowiedzieli i podeszli do lisa.
- Dziękuję Kurama-san. - lis kiwnął głową i zniknął w chmurze dymu.
- Chodź. - zwrócił się do Naruto, który był spocony i dyszał ze zmęczenia - Jesteś wyczerpany. Zostaniesz u mnie na noc. - powiedział stanowczo.
- Dzięki Sasuke. - chłopcy udali się na górę, wzięli prysznic i zjedli kolację przyrządzoną przez Naruto.
- Ja się kładę, nie wiem jak ty? - oznajmił brunet, po kilku minutach rozmowy.
- Ja w sumie też. - odpowiedział, po czym głośno ziewnął. - Dobranoc. - położył się w futonie, przygotowanym przez Uchihę.
- Dobranoc. - odpowiedział i po kilku minutach obaj smacznie spali.
Sasuke obudził się pierwszy. Kiedy spojrzał na śpiącego Naruto, jeśli można to nazwać spaniem. Chłopak leżał rozwalony na całym futonie, jego poduszka, jak i kołdra były odsunięte. Uchiha widząc jego nieokrzesanie podczas spania, zakradł się do kuchni i nalał do szklanki lodowatej wody.
- Bądź cicho. - Sasuke podskoczył wystraszony - Wybacz, ale muszę to zobaczyć.
- Kurama-san, wystraszyłeś mnie. - powiedział lekko oburzonym szeptem, ale zaraz potem uśmiechnął się do niego - Zgoda. - czarnooki razem z lisem podkradli się na palcach do chłopca i ostrożnie, chociaż szybko Sasuke wylał wodę prosto na twarz. Odskoczył, unikając zderzenia ze stopą Naruto.
- Brawo Sasuke!
- Kurama zabiję! - Sasuke i lis buchnęli śmiechem. Zdezorientowany blondyn patrzył to na Sasuke, to na Kyuubiego - Który to zrobił? - warknął - Zemszczę się Sasuke. Zobaczysz, dattebayo! - przysiągł zemstę, patrząc w oczy czarnowłosego. - Kurama, ty też pamiętaj. - Naruto wstał i złożył szybko pieczęcie - Futon: Onko-fu no Jutsu! - futon, jak i sam chłopiec po kilku sekundach byli wysuszeni.
- Wybacz. - przeprosił z szerokim uśmiechem na ustach. - Zrobię śniadanie, może być? - Naruto zastanowił się chwilę.
- Zgoda, ale robisz je przez dwa dni i może wtedy ci wybaczę. - oznajmił.
- Umowa stoi. - zgodził się - Ty idź zrobić poranną toaletę, a ja w międzyczasie zrobię jedzenie.
- Dobrze. - niebieskooki wstał i ruszył do łazienki, zabierając po drodze ubrania.
- Pomogę ci trochę. - powiedział Kyuubi, zmieniając się w człowieka - Zrobię herbaty, a ty się zajmij kanapkami.
- Dziękuję Kurama-san. - i obaj wzięli się do pracy, po kilku minutach herbata, jak i dwa talerze kanapek stały i czekały na zjedzenie.
- Sasuke, łazienka wolna. - oznajmił, wchodząc do kuchni i siadając przy stole.
- Dzięki. Jak zjem, to pójdę. - powiedział, zajadając pierwszą kanapkę. Naruto nie czekał długo i sam zaczął jeść. Po posiłku Naruto pozmywał naczynia, a Sasuke poszedł do łazienki. Po dziesięciu minutach wyszedł gotowy do wyjścia. - Idziemy? - chłopak kiwnął głową i założył byty oraz torbę. Wyszli i udali się do Akademii.
- Aniki? - pomyślał Naruto.
- Co tam młody?
- Pomożesz mi opanować następny poziom Shōsen Jutsu?
- Zgoda, ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Nauczysz Sasuke podstaw tego. - oznajmił spokojnie i pewnie.
- Zgoda.
- Naruto, wczoraj się nie pytałem, ale co to za złote łańcuchy? - zapytał brunet.
- Jest to kekkei genkai klanu Uzumaki. Kongo Fusa. Łańcuchy pieczętujące i nie tylko. - powiedział - Zauważyłeś, że wczoraj jak niszczyłem, albo owijałem klony. Oprócz silnego pieczętowania służą do defensywy i ofensywy. Jest bardzo ciężko je opanować. Mój limit jak na razie to trzy, czasem cztery. Zasięg piętnastu metrów. Kurama opowiedział mi kiedyś, jak mama potrafiła wytworzyć ponad dwadzieścia łańcuchów, na około pięćdziesiąt metrów. - opowiedział - Wiesz Sasuke, mnie ciekawią za to twoje oczy.
- To znaczy?
- Sharingan. Jestem ciekawy, kiedy go przebudzisz.
- Sam nie wiem, przebudza się w różnych momentach życia. - odpowiedział i przed chłopcami pojawił w chmurze dymu ANBU z maską dzika.
- Uzumaki Naruto, Hokage wzywa cię. Natychmiast.
- Dobrze. Sasuke może też iść? - zapytał.
- Rób, jak chcesz. - odpowiedział i zniknął.
- No to idziemy do Staruszka. - powiedział z sarkazmem.
- Czego on chce? - zastanowił się czarnowłosy.
- Nie wiem, ale podejrzewam, że będzie chodziło o Korzeń.
- Też tak myślę. - westchnął.
- Mówił natychmiast, to natychmiast. - i złapał Sasuke za ramię. Przenieśli się przed gabinet Trzeciego. Usłyszeli dwa głosy. Jeden Sarutobiego, drugi starszego mężczyzny. Naruto zapukał do drzwi.
- Wejść! - zawołał Trzeci lekko zirytowanym głosem. Chłopcy weszli do środka.
- Wzywałeś Hokage-sama. - powiedział oficjalnie blondyn i skłonił się.
- O cho, się zacznie przedstawienie. - zaśmiał się lis.
- O tak. - powiedział w myślach i również się uśmiechając.
- Naruto dobrze, że już jesteś, ale dlaczego jest z tobą Sasuke? - zdziwił i kątem oka spojrzał na mężczyznę obok siebie.
- Szliśmy razem do Akademii. - wyjaśnił spokojnie, ale zachował czujność.
- Sasuke, mógłbyś...
- Chciałbym, aby on też był przy tym, bo i tak mu o tym powiem. - przerwał Naruto.
- Zgoda. Danzo? - zapytał go Trzeci.
- Dobrze. Wiesz, kim jestem? - zapytał starzec, którego prawa połowa twarzy była zabandażowana, również jego prawa ręka była zawinięta w odzież. Wspierał się na drewnianej lasce.
- Wiem doskonale. Jesteś Danzo Shimura, dowódca Korzenia. - odpowiedział Naruto i z opanowaniem. Zdziwił tym Hiruzena.
- Skąd wiesz o tej organizacji? - zapytał podejrzliwy.
- Słyszałem tu i ówdzie. - odpowiedział wymijająco.
- Rozumiem... Mam dla ciebie propozycje. Chcę, abyś został człon...
- Nie. - przerwał - Nie dołączę do Korzenia. - zobaczył jak przywódca organizacji mruży ze wściekłości brew i oko.
- Jak śmiesz mi odmawiać?! Taki demon, jak ty...
- Danzo! - upomniał go Hokage.
- Sarutobi, dobrze wiesz...
- Przepraszam, jeśli to już koniec rozmowy o tej durnej propozycji, to chcielibyśmy już iść. - przerwał dyskusję starszych z wyczuwalnym w głosie chłodzie.
- Zamknij się demonie, powinieneś być pod moją opieką. - warknął, wściekły zachowaniem Naruto.
- Chyba rozkazami. - poprawił go Naruto z sarkazmem i sztucznie się uśmiechając.
- Świetnie młody. - pochwalił go Kurama. - Tak trzymaj.
- Dziękuję. - odpowiedział w myślach, zadowolony z przebiegu wydarzeń.
- Zamknij się! Nie masz prawa tak się do mnie odzywać! - wrzasnął. Naruto buchnął śmiechem z wściekłej miny starca, po sekundzie było słychać jeszcze jeden śmiech w gabinecie.
- Z czego się śmiejesz, nędzna hołoto?! - zwrócił się do Uchihy. Blondyn słysząc to, wściekł się i za pomocą Hiraishinu, przyłożył kunai wyciągnięty z kabury do jego szyi. Stanął przed nim.
- Przeproś go, jeśli nie chcesz umrzeć, jak i cały twój oddział, wraz z kryjówką. Tak wiem, gdzie ona jest. - ostrzegł szeptem przepełnionym jadem. Głowę ustawił tak, aby Sandaime go nie usłyszał.
- Skąd o tym wiesz?! - wrzasnął - Gadaj! Natychmiast! - patrzył na zimny błękit, który wręcz przemienił się w lód. Całkowicie nie przejął się kunaiem na jego szyi. Zaniepokoiło to blondyna, ale nie pokazał tego po sobie.
- Twój podwładny wszystko pięknie wyśpiewał. - syknął z satysfakcją, kiedy szok zaczął malować się na twarzy Danzo. - Naprawdę sądzisz, że jestem tylko słabym dzieckiem? - powiedział głośniej. - Złamałem Pieczęć Milczenia, którą zakładasz każdemu z członków. - złapał go za kołnierz, przybliżając go do swojej twarzy.
- Niemożliwe! Póki żyję, nikt...
- Halo! Kojarzysz nazwisko Uzumaki? Ostatni członek żyje i ma się dobrze. - przerwał mu blondyn z sarkazmem i wypuścił go. Sasuke parsknął śmiechem na ostatnie słowa przyjaciela, Naruto słysząc śmiech przyjaciela, uniósł kąciki warg do góry. - Chyba nie muszę przypominać, że oni specjalizowali się w pieczęciach? - powiedział chłodno i kpiąco.
- Ty... Chyba nie pozwolisz, aby ten potwór chodził ulicami naszej wioski?! - zwrócił się do Trzeciego, kompletnie nie przejmując się zachowaniem dziecka.
- Naruto uspokój się. - powiedział Hokage, wstając z fotela. - Nie powinieneś...
- Naruto, daj sobie z nim spokój. - powiedział Sasuke, znudzony już tą sytuacją. - Wisi mi, jak mnie nazywa. - niebieskooki westchnął i zabrał kunai z szyi, stając z powrotem przy chłopcu.
- Trochę mnie poniosło, wybacz Sasuke. - mruknął.
- Spoko i dzięki za obronę. - blondyn skinął głową.
- Dobrze postąpiłeś, mały. Niech wie, że możesz mu zagrozić.
- Wiem. Gdyby nie Sasuke dawno leżałby martwy.
- Dobrze, że cię powstrzymał. - chłopiec kiwnął głową na potwierdzenie słów lisiego opiekuna.
- Tak dla pamięci, więcej nie wysyłaj swoich ludzi, bo wygadają się. - powiedział, patrząc z wyższością w oko Danzo. Starzec zmrużył tylko je, nic więcej nie powiedział. - Nie jestem słabym demonem. - zaakcentował ostatnie słowo.
- Naruto. - powiedział Trzeci - Skąd wiesz tak dużo? Nie wszystko znajdziesz w bibliotece.
- Powiem tak. Wiem więcej niż wam się wydaję. Odkryłem wiele kłamstw i tajemnic. - odpowiedział spokojnym tonem. Oczy Sarutobiego, jak i oko Danzo otworzyły się szerzej. Starzec pobladł nieznacznie.
- Co wiesz?! - rozkazał Danzo i zrobił krok w przód.
- Wszystko. - odpowiedział Naruto i zaśmiał się, słysząc naglenie. Sasuke również się zaśmiał.
- Ty! - zwrócił się do bruneta. - Co on ci powiedział?
- Hym... - udał, że się zastanawia - Wszystko! - powiedział, udając ton blondyna. Shimura syknął przez zęby.
- Wychodzę nic tu po mnie. - warknął - A ty demonie, będziesz mój. - zwrócił się do blondyna.
- W twoich snach. - odpowiedział - Zabiję, jeśli raz jeszcze wyślesz po mnie i Sasuke ludzi. - wyszeptał do niego i pomachał mu na do widzenia. Danzo prychnął i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Naruto. - odezwał się Sarutobi - Chciałbym wiedzieć, dlaczego Danzo wysłał swojego człowieka po ciebie.
- To proste. - powiedział - Wczoraj wysyłając po mnie ANBU. Chciał mnie zabrać do swojej siedziby. Wiedział, że jak zniknę z ulic, to mieszkańcy będą zadowoleni. - skłamał - Jego plan nie wypalił, więc udał się do ciebie z tą idiotyczną propozycją szkolenia. - wyjaśnił - Teraz, jak się dowiedział, że wiem, co wyprawia w swojej kryjówce, to będzie mnie chciał jeszcze bardziej. Nie przejmuj się tym Staruszku. Kiedyś ci wyjaśnię dokładnie, dlaczego wiem tyle. Pozwolisz, że wrócimy na... - spojrzał na zegarek - Początek drugiej lekcji?
- Nie. - powiedział stanowczo - Zwalniam was z dzisiejszych lekcji. - oznajmił i zapalił fajkę.
- Dziękuję Staruszku. - obaj się ukłonili. - To my idziemy.
- Naruto, Sasuke. - zatrzymał ich - Jeśli Danzo spróbuje was zaatakować w jakikolwiek sposób...
- Poradzimy sobie. - przerwał Sasuke uprzejmie i skinął głową.
- Ale dziękujemy za troskę. - dopowiedział Naruto, szczerze się uśmiechając. - Do widzenia.
- Eh. - westchnął - Co ja z wami teraz mam? Do zobaczenia dzieciaki. - pożegnał się, wydmuchując dym z fajki. Chłopcy opuścili budynek.
- Świetna robota, ale teraz nie odpędzisz się od tego starego durnia. - powiedział zirytowany lis. - Z jednej strony dobrze nagadałeś, ale z drugiej będzie...
- Spokojnie lisku. - uspokoił go - Nie zaatakuje przez jakiś czas mnie, ani Sasuke, bo nie wie, co potrafię. Raczej skupi się na śledzeniu i obserwacji naszej dwójki. - wyjaśnił.
- Będziesz musiał się pilnować. - upomniał - Będziemy ćwiczyć od teraz w domu Sasuke. Wracaj Uchiha się na ciebie drze.
- Naruto! - odezwał się, machając mu przed nosem - Wróć na ziemię.
- Wybacz, rozmawiałem z Kuramą i mam wiadomość od niego.
- Jaką?
- Każdy trening będzie u ciebie w domu. - uśmiechnął się figlarnie.
- Rozumiem. Teraz pewnie Danzo, będzie nas śledził, prawda?
- To samo powiedziałem Kuramie. - powiedział zaskoczony słowami przyjaciela - Skoro mamy wolne od lekcji, to może mały trening?
- Jestem za. Kto pierwszy przy bramie? - zapytał Sasuke z uśmiechem na ustach.
- Na miejsca. - powiedział, przygotowując się do biegu. - Bez kantowania. Czysty sprint. - Sasuke kiwnął głową na potwierdzenie.
- Gotowi?
- Start! - wykrzyknęli i pomknęli do klanu Uchiha.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro