Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

59. Lisia Męczarnia

Kiedy weszli do środka, ich oczom ukazała się pokaźnej wielkości arena, na której znajdowały się różne przeszkody. Na kilku wysokich na dwadzieścia metrów pali zawieszone były liny. Fiel stała centralnie na środku i dyrygowała lisom, które umieszczały, ku zdziwieniu braci lewitujące brunatne głazy.

- Idealnie! - krzyknęła Fiel i pomachała ogonem. Lisy zajmujące się skałami zleciały na zieloną trawę obok Kapłanki, po czym z lekkim ukłonem ulotniły się szybko i dyskretnie.

- Widzę, że wszystko gotowe Fi? - odezwał się jej młodszy brat.

- O! Już jesteście... - odwróciła się do nich - Noo tak Koha... Chyba wszystko jest, co chciałam. - westchnęła i spojrzała na arenę - I jak chłopcy? - zwróciła się z uśmiechem do nich.

- Idealnie! - wykrzyknęli.

- Świetnie. No to zaczynamy. Dziś zajmiecie się Lisim Ogniem i chodzeniem w powietrzu. Może jak szybko i sprawnie opanujecie je, to Koha podszkoli was w Kenjutsu.

- Ale Aniki mówił nam, że... - zaczął blondyn.

- Wiem, co wam powiedział. - przerwała mu z lekkim uśmiechem - Owszem okłamał was, że to jest jego ogień, ale sekrety lisów są tajemnicą. Nie mógł wam jeszcze o nim dokładnie opowiedzieć. - wyjaśniła.

- Dziękujemy Fiel-san. - powiedział Sasuke - Dobrze. Od czego mamy zacząć?

- Zaczniemy od chodzenia w powietrzu. - powiedziała - Jest bardzo podobne jak chodzenie po wodzie. Wierzcie mi. - zaczęła tłumaczyć - Uruchomcie Lisi Tryb. - bracia natychmiastowo to wykonali - Patrzcie uważnie na moje łapy... A może tak będzie lepiej... - Fiel zmieniała się w człowieka, ale nie była ubrana w kimono, lecz w ciemno bordowy strój zwykłego shinobi. - A więc... Spójrzcie uważnie na stopy. - wokół stóp lisicy ukazała się tak jakby poduszka z chakry. Fiel zaczęła wchodzić jak po schodach do góry. Stanęła jakieś metr nad ziemią. - Musicie otoczyć całe stopy chakrą i zmieszać ją z chakrą znajdującą się w powietrzu. Ów chakra jest bardzo drobna, ale nie niewidzialna. Zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie jak drobniutkie kropelki złoto-białej chakry unoszą się i krążą wokół nas... - Lisica przyjrzała się chłopcom - Dobrze, otwórzcie oczy.

- Ale czad! - wykrzyknął entuzjastycznie Naruto.

- Nie z gorszy widok bracie. - mruknął brunet. Wokół chłopców lewitowały drobiny chakry, przypominające kurz.

- Skoro je widzicie, to zaczynamy. Skupcie ów chakrę i swoją na stopach. Zasada jest taka sama jak w nauce chodzenia po wodzie. Powodzenia. - lisica z uśmiechem na truskawkowych ustach zeszła na ziemię. Chłopcy kiwnęli głowami i zabrali się do ćwiczeń. Bracia starali się wejść w powietrze, ale przez pierwsze dwie godziny nic się nie udawało. Nie wspięli się nawet o kilka centymetrów. Fiel i Miri, która przybiegła kilka minut od ich rozpoczęcia miały niemały ubaw z ich miernych wyników.

- Fiel-san, dlaczego nam nie wychodzi?! - wykrzyknął z lekka sfrustrowany Naruto.

- Miri podpowiedz im. - poprosiła ją.

- Dobrze. - lisica zeszła powolnym krokiem z lewitującej skały na zieloną trawę. Wyglądała na zrelaksowaną i wyciszoną. Przez ten cały czas uważnie obserwowali ją bracia. - Rozumiecie?

- Ja chyba tak. - odpowiedział niepewnie Sasuke. Chłopak zaczął robić to samo, czyli wyciszył się i zamknął oczy, wyobraził sobie, jak wchodzi po schodach. Pół-lis wszedł o jakieś trzydzieści centymetrów go góry, po czym stracił koncentrację i wylądował z powrotem na trawie.

- Jak ty to... - zaczął zaskoczony Uzumaki i parzył na niego z lekko uchylonymi ustami.

- Zrelaksuj się Młotku. - powiedział.

- Sam jesteś młotkiem, Draniu. - fuknął na niego, ale posłuchał rady brata. Efekt był ten sam. - Udało się, dattebayo! - i runął w dół.

- No to, jak macie początek. Czekam na was tu na górze. - powiedziała Fiel i przeleciała na najwyższą skałę. - Jeszcze jedno nawet nie próbujcie wchodzić na inne skały.

- Aż tam!? To za wysoko! - wykrzyknął męczeńsko blondyn.

- Trudno. - Lisica uśmiechnęła się, wywyższając nad nimi. Uzumaki warknął jak lis, czym sam się zaskoczył. Chłopak otworzył szeroko lisie oczy.

- Co ja... - zaczął i dotknął opuszkami ust.

- Chyba mamy teraz więcej z lisa, niż z człowieka. - powiedział Sasuke i parsknął śmiechem.

- Na to wyglą... Hej! Mam pomysł! Sas użyjmy klonów. Szybciej...

- Nauczymy się tego. - dokończył za niego - Dobra myśl, Naru. - obaj złożyli pieczęcie i wokół nich stanęło po dwadzieścia replik. - Wiecie co robić. - i tak po kolejnych dwóch godzinach część klonów prawie sięgała lisic. Bracia kiwnęli głowami na zgodę i odwołali repliki.

- O cholera! - mruknął Naruto i zamknął oczy. - Kręci mi się w głowie. - zachwiał się delikatnie.

- Mnie trochę też, ale spróbujmy wejść do Fiel-san i Miri. - blondyn przytaknął Sasuke, po czym z zebraną wiedzą klonów zaczęli małymi, chwiejnymi kroczkami wspinać się do lisic. Minęło pięć minut, a chłopcy stanęli na tej samej lewitującej skale, na której siedziały ów nauczycielki.

- Udało się, dattebayo! - Uzumaki oparł dłonie na kolanach, delikatnie pochylając się do przodu. Prawą rękę podniósł w geście zwycięstwa.

- Gratuluję. - powiedziała z uśmiechem Fiel. - A teraz pora na kamyczki. Będziemy walczyć.

- Co?! Już?! - wykrzyknął blondyn. Sasuke uśmiechnął się delikatnie i bez gadania poprosił kolczyki o pomoc.

- Rusz się Młotku. - zwrócił się do brata, który westchnął cierpiętniczo. Kiedy obaj byli gotowi, Fiel zmieniła się ponownie w człowieka.

- Przygotujcie się, bo kamień zaraz sobie stąd poleci. - uśmiechnęła się. Chłopcy kiwnęli głowami i skupili się na odpowiednim zmieszaniu chakry. Fiel zauważyła, że już są gotowi i gwałtownie pozbyła się twardej oazy dla stóp. Chłopcy zachwiali się, ale nie spadli na sam dół. - Doskonale. No to dobierzcie broń i zaczynamy mały sparing. - bracia wykonali polecenie i kilka sekund później dzierżyli swoje katany. Lisica również dobyła broń. Z kolei Miri, która stała na uboczu podbiegła do innej skały.

- Ty, Fiel-san na nas dwoje? - zdziwił się Sasuke i podążył wzrokiem za Miri.

- Mam przewagę nad wami, gdyż chodzenie w powietrzu mam opanowane. - obaj kiwnęli ze zrozumieniem - Zaczynamy. Postawy! - nakazała. Chłopcy trochę chwiejnie, ale szybko przyjęli owe pozy. Lisica ruszyła powoli na nich. Obaj odparli cios, ale Naruto stracił równowagę i koncentrację, co skutkowało lekkim obniżeniem wysokości. - Naruto skup się! - ponownie natarła, ale tym razem bracia sami zaatakowali. - Dobrze! - Nagle Fiel skoczyła i stanęła do góry nogami.

- Jak ty... - blondyn nie dokończył wypowiedzi, bo musiał się schylić przed ostrzem kapłanki.

- Powietrze otacza was z każdej strony. Wykorzystajcie to. - oczy Sasuke zabłyszczały tajemniczo. Ten wzrok nie umknął Fiel. Brunet zrobił ruch, jakby chciał odbić się od ściany, tym samym wykonując cięcie z ukosa i z góry. - Dobrze Sasuke. - pochwaliła i zablokowała cios. W tej samej chwili z góry zaatakował Naruto. Fiel opadła dwa metry w dół i spojrzała na chłopców. - To było niezłe Naruto.

- Fiel-san, a czy można połączyć to z Hiraishinem? - zapytał Namikaze.

- Myślę, że tak, ale na razie tego nie próbuj. Tyczy się to was dwóch. Skupmy się na ruchach i pozycjach, jakich może dostarczyć powietrze. W tej samej chwili Fiel z zawrotną prędkością znalazła się na tym samym poziomie co chłopcy. - Blok! - nakazała i bracia wykonali ruch. Katana lisicy ostro naparła na miecze uczniów. Lisica zwiększyła siłę, co skutkowało przyklęknięciem obu. - Używam tylko powietrza. - powiedziała.

- Sas na trzy zwiększmy ilość i zróbmy sprężynę. - powiedział w myślach blondyn.

- Dobra. - zgodził się.

- Raz. - zaczął Naruto.

- Dwa. - powiedział Sasuke.

- Trzy! - wykrzyknęli i odbili się, co skutkowało uwolnieniem się spod katany nauczycielki.

- Doskonale! A teraz walczcie między sobą. Pokazałam wam kilka sztuczek i sposobów walki. Wykorzystajcie to i ruszcie głową. W powietrzu możecie robić wszystko. Każde ustawienie. - Fiel stanęła poziomo do braci. - Ogranicza was tylko wyobraźnia. Powodzenia. - po czym zmieniła się z powrotem w lisa i podleciała na skałę, gdzie siedziała Miri. Chłopcy rozpoczęli walkę. Najpierw zaczęło się spokojnie i od paru prostych ataków i kontr.

- Fiel-sama był tu... - zaczęła lisica.

- Wiem, co chciał? - przerwała.

- Z rozkazu Shikuromy-sama i Kohamarujiego-sama Mitsuhide przekazał wszystkie wieści Yangowi, który powiadomił o tym Hokage. Sanninka rozesłała wieści po pięciu nacjach. Chce zwołać Szczyt Kage. - wyszeptała bardzo cicho, by chłopcy tego nie usłyszeli, gdyż ich słuch obecnie jest bardzo wyczulony.

- Kiedy? - zapytała zdenerwowana.

- Czeka na ich odpowiedź. - oznajmiła smętnie.

- Na Złotego to źle. Jeszcze mamy inicjację naszych nowych lisków. Obyśmy zdążyli. - opuściła uszy.

- Zdążymy Fiel-sama, spójrz na nich tylko. Szybko zespolili się z kamieniami, a do tego uczą się błyskawicznie. Żaden nie odpuszcza i chce ścigać się z drugim. To jest ich siła. Wieczna braterska rywalizacja. - Kapłanka buchnęła śmiechem, co z lekka zaskoczyło młodą lisiczkę.

- Miri! Lepiej bym tego nie wymyśliła. Doskonałe porównanie. - pochwaliła i spojrzała na chłopców, którzy zdekoncentrowani spojrzeli na lisicę. - A wy co?! Wracać do walki. - machnęła ogonami i chłopcy z lekkimi uśmiechami na twarzach wrócili do sparingu. Walka chłopców z biegiem czasu stawała się coraz bardziej płynna. Dołączyły do niej skały, drewniane pale oraz liny. Po pół godzinie Fiel zauważyła, że chłopcy walczą już całkowicie płynnie i nie mają problemów z zachowaniem równowagi w powietrzu. - Dobrze! Wystarczy. - bracia spoceni i zmęczeni podeszli do lisicy. - Gratuluję, opanowaliście chodzenie w powietrzu. Obmyjcie się w wodzie i biegiem do Kohi, ale nie ziemią.

- Dziękujemy za trening Fiel-san! - chłopcy ukłonili się z uśmiechami. Kapłanka pogłaskała pochylone głowy.

- No już, na dół. - nakazała i bracia zamknęli punkty chakry w stopach, efektem tego była szybka winda w dół na trawę. Obaj udali się truchtem do białej wody. Szybko obmyli się w już chłodnej dla nich wodzie i napili jej, po czym wspięli się metr nad ziemię i biegiem ruszyli do bramy, za którą zniknęli. Do samego końca lisica miała na nich swój czujny wzrok. - Chodźmy Miri. Musimy porozmawiać z Romą o tym. - zwróciła się do niej i westchnęła. Nie podobało jej się to.

- Dobrze. - obie zeskoczyły na dół i szybkim krokiem opuściły Świątynię.

***Bracia***

- Wygram to, dattebayo! - wykrzyknął z entuzjazmem.

- Nie ma szans Usuratonkachi. - zaśmiał się głośno i trochę wysunął się na prowadzenie.

- Hej! Draniu! - wykrzyknął Naruto i dogonił go. Lisy, które mijali bracia, kręciły z politowaniem głowami albo śmiali się z nich, kiedy próbowali prześcignąć siebie nawzajem. Chłopcy mknęli w powietrzu i po kilku sekundach stanęli przy wrotach warowni. Obaj sfrustrowani mruknęli ciche przekleństwa.

- Pieprzone fatum. - warknął Sasuke i obaj otworzyli ciężkie wrota z ciemnego drewna i czarnego metalu. W progu czekał na nich Obi.

- Witam chłopcy. - przywitał się z nimi w ludzkiej postaci lis. - Do twarzy wam z kitami. - uśmiechnął się, to samo uczynili bracia. Gestem zaprosił ich do środka. - Idziemy do Kuźni Ognia. - Obi widząc niezrozumiałe spojrzenia, westchnął. - Kohamaruji-sama wam wytłumaczy. A teraz chodźmy. Idziemy na dół. - uśmiechnął się tajemniczo. Bracia milczeli. Po kilku minutach schodzenia krętymi schodami z szarego kamienia w towarzystwie białych pochodni dotarli do całkowicie czarnych wrót. - Jesteśmy. - oznajmił i otworzył je. - Kohamaruji-sama chłopcy przybyli.

- Doskonale. No, na co czekacie? Zapraszam do mojego raju. - uśmiechnął się. Bracia przekroczyli ostrożnie próg. Ich oczom ukazała wielka jaskinia, w której znajdował się biały ogień. Był na ziemi, ścianach, suficie i co rusz spadał z niego na inne lisy, jak i samych braci. Kohamaruji stał obok ogromnej misy, w której płonął ów ogień. - Podejdźcie tu i zanurzcie w niej dłonie. Nie okazujcie strachu. - powiedział spokojnie. Bracia kiwnęli głowami i wykonali polecenie, podchodząc do kamiennej misy. Spojrzeli po sobie i z lekkimi uśmiechami szybko i pewnie zanurzyli w niej dłonie. Chłopcy poczuli tylko przyjemne ciepło. - Co czujecie?

- Ciepło. - odpowiedzieli jednocześnie.

- Dobrze. Teraz postarajcie się je wyłowić. - nakazał.

- Jak? - zapytali jednocześnie.

- A tak. - Koha podszedł do misy i zanurzył ogon, po czym go wyciągnął. Na jego końcu znajdował się płomyk, który prawie od razu wpadł z powrotem. - Rozumiecie?

- Nie Koha-san. - lis zaśmiał się z miny blondyna.

- Spytacie waszych przyjaciół. - powiedział tajemniczo, po czym usiadł na kamieniu, przypominającym fotel.

- Spytać przyjaciół. - mruknął Sasuke cicho. - Naru, co byś zrobił?

- Ja... - zamyślił się i odruchowo złapał się za ucho - Kamienie. - szepnął. - Sas one są tak jakby żywe. To ich mamy użyć! Hej pomóżcie nam, proszę. - zwrócił się do kolczyków, które od razu wpadły do misy. Blondyn próbował je złapać, ale stał się nie fortuny wypadek i pośliznął się, wpadając do misy.

- Naruto! - wykrzyknął Sasuke i próbował go wyłowić. - Odezwij się! - w tej samej chwili z ognia wysunęła się ręka, która porwała Uchihę za bluzę i wepchnęła do misy. Koha parsknął śmiechem tak samo, jak Obi. Tego się nie spodziewali, że będzie kąpiel.

- Uspokój się brat. Nic ci nie będzie. - powiedział w myślach.

- Naruto?! Co się dzieje?! - wykrzyknął spanikowany.

- Kamienie tak chciały. Nie wiem, dlaczego, ale wiem jak już go wziąć... Chyba. - mruknął.

- Serio?! To niby jak? - warknął.

- Użyj ich. - powiedział tylko.

- Kryształy czy... - nie dokończył, bo one już zawisły obok kamieni Naruto. - I co teraz?

- Zdaj się na nie. - czarny i biały kamienie poleciały do dłoni swoich właścicieli i nakazały, aby wystawili je. Drugie kryształy dosłownie podniosły ogień i umieściły na dłoni, po czym wyleciały z misy. - Chyba do góry. - bracia kiwnęli głowami i wyskoczyli z misy. W ich dłoniach znajdowały się płomyki.

- Udało się! Dzięki. - blondyn zwrócił się do kolczyków, które wróciły na miejsce. Odpowiedziały nagrzaniem się. Kohamaruji kiwnął głową, co oznaczało "dobrze".

- Dziękuję. - Sasuke dotknął kamieni, które zaraz wróciły na swoje miejsce, również były ciepłe. - Koha-san, co mamy z nimi teraz zrobić. - wskazał drugą dłonią na płomień.

- A jak ty używasz ognia, Sasuke? - odpowiedział pytaniem.

- Jak ja używam... Składam pieczęcie i... - nagle brunet zrozumiał, o co chodzi. - Naruto chyba...

- Ja też wiem jak już go użyć, brat, ale nie wiem, co z tego wyniknie, dattebayo. - przerwał mu blondyn i zapatrzył się w biały ogień. Wziął głęboki wdech i wydech, zamknął przy tym oczy, kiedy je otworzył, w myślach nakazał ogniu, by przeskoczył na ramię. Z początku nic się nie działo, ale po chwili płomyk przeskoczył tylko, że na przedramię. Uzumaki podskoczył nagle. Sasuke zrozumiał również pytanie drugiego nauczyciela i poszedł za przykładem blondyna i nakazał ogniu przeskoczenie na drugą dłoń. Efektem tego było owszem przeskoczenie, ale płomyk nie skoczył we wskazane miejsce, tylko na kamienną podłogę. Tak samo, jak Naruto, podskoczył zaskoczony. Obaj nie mieli pojęcia, jak to się stało.

- Prawie się udało. - mruknęli jednocześnie.

- Co się udało? - zapytał chytrze Kohamaruji.

- Kazałem mu przeskoczyć na moje ramię, ale udało się tylko na przedramię. - powiedział Naruto.

- Ja chciałem, żeby przeskoczył na drugą dłoń. - wyjaśnił brunet i westchnął, już schylał się po płomyk, kiedy złoty kolczyk zrobił to za niego. - Dzięki. - klejnot wrócił na miejsce.

- Dobrze wam idzie. Ćwiczcie, ja pójdę przygotować dla was nowe katany. - wskazał na piec i kowadło.

- Nowe? - zadziwili się.

- Prezent ode mnie. - puścił oczko do nich i z lekkim uśmiechem odszedł. - Powodzenia! - wykrzyknął na odchodne.

- Naru może klony... - odezwał się brunet, wpatrzony w płomyk.

- Nie tym razem Sasuke-kun. - odezwał się Obi. - To musicie opanować sami.

- Szkoda, dattebayo. - mruknął, ale wzruszył ramionami. Bracia po pół godzinie stania i starania się, by płomyk wykonał polecenie, usiedli po turecku na kamiennej podłodze. Oparli się placami o siebie, dając sobie oparcie. Dwie boczne kity położyli na nogach, a środkowe posłużyły im za poduszki pod głowę. Obi uśmiechnął się na ten widok. Chłopcy w tej pozycji spędzili ponad godzinę, ale ich poprawa z opanowaniem lisiego ognia była nadal bardzo mizerna. W dalszym ciągu nie potrafili pokierować ogniem odpowiednio. Kilka minut później uszy Naruto zwróciły się w stronę wejścia, a za nim ruszyły się uszy Sasuke.

- Obi-san czy czasem Kurama nie idzie z... W sumie skądś znam ten głos, ale... - zaczął Uzumaki.

- To Czcigodna Kapłanka. - powiedział - Wasze zwierzęce zmysły działają nad wyraz poprawnie. - uśmiechnął się. Kilka minut później wrota do sali otworzyły się i ukazał się w nich Kurama, a zaraz po nim Noki.

- O! Jak mnie tu dawno nie było. - powiedziała głośno i radośnie. - Och! Obi-cchi! - wspomniany lis ukłonił się nisko.

- Witaj Czcigodna Kapłanko. - przywitał się, a w głosie było wyczuć olbrzymi szacunek.

- Nie tak oficjalnie dzieciaku. - machnęła kitami i w lisi sposób uśmiechnęła się do niego. - No, a teraz, gdzie są te moje dwa urocze pół-liski. - powiedziała i zza pleców Obiego ukazały się twarze braci. - Podejdźcie do mnie. - nakazała, chłopcy od razu do niej podeszli. Obaj czuli się bardzo niekomfortowo. Ich uszy oklapły, a kity opadły. Czuli, stojąc przed Noki duży respekt i wyższość lisicy nad innymi lisami. Czuli uległość wobec niej. - No co wam się dzieje?! - zaniepokoiła się.

- Czują twoją aurę i... - zaczął.

- A! Faktycznie! Przepraszam chłopcy. - kilka sekund później chłopcy poczuli się lżej. - Dziękuję Ra-cchi.

- Nie nazywaj mnie tak! - fuknął.

- No! Powiem tyle, że wasza dwójka jest urocza jako pół-lisy. - zignorowała rudego lisa, który mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Bracia z kolei byli lekko zażenowani słowami Noki - Już z góry czułam, że staracie się opanować Lisi Ogień. Jak wam idzie? - pogodne wyrazy twarzy braci zmieniły się na pochmurne.

- Kiepsko. - mruknęli jednocześnie i spuścili ponownie uszy.

- Ra-cchi przecież im pokazywałaś, jak go używać. - zwróciła się do niego.

- Tak, ale wątpię, że na to wpadli. - powiedział. Kurama specjalnie ruszył dłonią i z kamiennej misy wyleciały dwie kule ognia. Rudy lis zaczął kręcić ręką dookoła. Kule zaczęły wirować. Przestał ruszać dłonią, ale ruszył delikatnie palcami i popatrzył uważnie na chłopców. Ogień osadził się na głowach braci. - Rozumiecie teraz? - zapytał.

- Nie? - odpowiedzieli niepewnie.

- Aniki, jak ty to zrobiłeś? - zapytał blondyn.

- Nakierowałem go dłonią. Reszty sami musicie się domyślić. - powiedział, ruszając ponownie ręką. Kule wróciły do misy - Gdzie Koha?

- Tam. - Sasuke wskazał na lisa, który uderzał młotem o rozżarzoną do białości stal - Wykuwa nam nowe katany.

- Dobrze. Wracać do ćwiczeń. - nakazał i bracia z nowym pomysłem powrócili do walki z ogniem. Z kolei Kurama i Noki rozsiedli się wygodnie na półce skalnej i w ciszy obserwowali trening. Po kolejnych dwóch godzinach chłopcy umieli już dość sprawnie manewrować ogniem. Obaj wpadli na pomysł małej rozgrywki. Poprosili Obiego, by za pomocą ognia stworzył parę obręczy, do których chłopcy mieli zamiar celować. Szaro-czarny lis umieścił je na różnych płaszczyznach. I tak chłopcy przez kolejną godzinę opanowali w bardzo wysokim stopniu ogień. Nikt nie zwrócił uwagi, kiedy uderzenia młota kowalskiego przestały rozbrzmiewać w Kuźni.

- Jak wam idzie? - zapytał, kiedy podszedł do chłopców po przywitaniu się z Czcigodną Kapłanką i Ramą.

- Doskonale Kohamaruji-sama. - powiedział Obi.

- Dobry pomysł z obręczami. A teraz pokażcie rezultaty. - nakazał chłopcom. Obaj przygotowali w dłoniach dwie kule. Skrzydlaty lis również przygotował się. - Zaczynać. - Obi szybko ustawił pierwsze obręcze, przez które przeleciały kule. Obi w różnych miejscach i wysokościach umieszczał obręcze, przez które bracia rzucali z doskonałym celem swoje kule. - Doskonale. - pochwalił ich - Chłopcy przejdźmy się. Dziękuję Obi.

- To dla mnie przyjemność Kohamaruji-sama. - ukłonił się w podzięce.

- Gdzie idziemy? - zapytał Naruto.

- Do przodu. - odpowiedział. Bracia wzruszyli ramionami i dogonili Kohę. - Chłopcy ufacie mi? - zapytał po dwóch minutach.

- Oczywiście. - odpowiedzieli jednocześnie. W ich głosach brzmiała pewność. W tej samej chwili Koha zatrzymał się. Przed sobą miał tylko czerń. Odwrócił się do nich, stając za nimi. Bracia również odwrócili się twarzami do niego.

- Doskonale. - uśmiechnął się i uderzył braci z otwartej dłoni w pierś. Obaj zaskoczeni polecieli w tę nieprzeniknioną czerń i zniknęli w niej z wielkim krzykiem. - No to zabawa się zacznie. - mruknął z uśmiechem i wrócił do pozostałych lisów, którzy spojrzeli na niego z lekkimi uśmiechami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro