48. Lisia Moc
- Pain przegrałeś. - powiedział Kurama i wskazał na niego ostrzem katany. - Okrążmy go. Naru zostajesz. - lisy z niewyobrażalną prędkością okrążyły Paina. - Teraz! - wszyscy w idealnej synchronizacji uderzyli w Tendō.
- Shinra Tensei! - wykrzyknął i cała czwórka została odrzucona na kilkadziesiąt metrów. Lisy i Naruto wylądowali na nogach. Po raz kolejny ruszyli na niego. Efekt był ten sam, ale z tą różnicą, że Uzumaki użył Hiraishinu i kopnął Paina.
- Doton: Doryūheki! - w czasie lotu Tendō ukazała się olbrzymia ściana ziemi, a raczej ściany, przez które przeciwnik się przebijał. - Nic wam nie jest? - spytał, kiedy lisy podeszły do niego.
- Nie Naru-chan. - odpowiedział Kohamaruji i otrzepał swój strój. - Tylko mam ochotę go zatłuc. - warknął. - Mój strój. - jęknął. Pozostała trójka się zaśmiała.
- Bierzmy się za niego. Naruto. - powiedział rudy lis i wskazał głową na Paina, który właśnie wyszedł ze ściany.
- Już się robi. - zrozumiał przesłanie - Kongo Fusa! - złote łańcuchy pochwyciły Paina i zaczęły go przyciągać w stronę nadstawionych czterech katan.
- Banshō Ten'in! - technika poderwała Naruto i skierowała na katany. Lisy natychmiastowo odsunęły broń, a Kurama złapał blondyna.
- Nic ci nie jest?! - zapytał z troską.
- Co za bydle! Zabiję gnoja! - warknął i zniknął pozostawiając pomarańczowy błysk. Naruto raz się pojawiał, a raz znikał z oczu wszystkim. Nagle tak jakby pokazywały się jego repliki, które raz po raz znikały i pojawiły się w innym miejscu.
- Niesamowite! - wykrzyknął lis. - On ulepszył Hiraishin. Powiela sam siebie.
- To nie klony?! - wykrzyknęła zaskoczona Fiel.
- O cholera! Zajebisty widok. - Koha złapał się za głowę. Blondyn raz po raz atakował Tendō, który w ostatniej chwili sparował cios. Kontrataki Paina na nic nie zdały, bo za każdym razem Naruto znikał i atakował z innej strony. Główna Ścieżka musiała skupić się na obronie. W pewnym momencie atak Namikaze się powiódł i Tendō kopnięty w twarz poleciał w stronę lisów, które zaskoczone w ostatniej chwili odskoczyły. Zdyszany Naruto stanął obok nich.
- To było cholernie zajebisty widok! - wykrzyknął zielono-czarny lis i klepnął po plecach blondyna.
- Dzięki. - odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Zadziwiasz mnie mały. A to jest rzadkością mnie tak zaskoczyć. - powiedział Kyuubi.
- To prawda. - potwierdziła Fiel. - Rama, twój Jinchuriki jest potężny.
- Nie tylko ja. Zamierzam tego nauczyć Sasuke. Nie będzie gorszy. Nie pozwolę. - powiedział i westchnął głośno.
- Jak na to wpadłeś? - zapytała lisica.
- Ni jak. Po prostu przenosiłem się z miejsca na miejsce na krótkich odległościach. - oznajmił.
- Ale to było niebywale szybko. - powiedział Kohamaruji.
- Jakoś wysz... - w tej samej chwili Naruto został odepchnięty i rzucony dość spory kawałek od pola bitewnego.
- Naruto! - wykrzyknął Kurama i już miał ruszyć mu z pomocą.
- Chibaku Tensei!* - Pain wypowiedział nową technikę i wszystkie trzy lisy zostały poderwane w górę, a ziemia, na której stali zaczęła się kruszyć i wznosić razem z nimi. Kawałki skał zaczęły pokrywać ciała lisów, którzy nic nie mogli na to poradzić.
- Aniki! - wydarł się Naruto i wskoczył na jedną ze skał, które zmierzały do Kuramy. - Raiton! - katana pokryła się naturą błyskawicy. Przeciął skałę, ale to tylko pogorszyło sprawę.
- Naruto! Walcz! Nie poddawaj się! - wykrzyknął po raz ostatni lis, zanim skała pokrywała go całego.
- Aniki! Słyszysz mnie?! Aniki! - wykrzykiwał w myślach. - Kurwa! - przyłożył dłoń do pieczęci i próbował przysłać Kuramę do niej, ale nic z tego. Wkurwiony oraz zrozpaczony wylądował na ziemi i spojrzał w górę. W powietrzu utrzymywały się trzy wielkie kule. - Pain zapłacisz mi za to! Wypuść ich! - warknął wściekły.
- Poddaj się, a ich wypuszczę. - powiedział.
- Nie poddam się. Nie tego by oni chcieli. Zabije cię i ręcznie ich stamtąd wyciągnę. Chociażbym musiał zginąć. - powiedział i zaatakował w szale Paina.
***Uzushiogakure***
Od momentu, kiedy Naruto i Kurama przenieśli się do Konohy, Sasuke wraz z Kushiną i Itachim rozpoczęli przygotowania do obrony wioski. Młody Uchiha nie mógł zawieść Naruto. Obiecał, że się nimi zaopiekuje i obroni. Nie pozwoli na to, żeby coś im się stało. Przygotowania zaczęły się od zniknięcia blondyna i lisa. Wszystko już trwa od prawie półtora godziny, zanim Sasuke się zwrócił się z pytaniem do Kushiny.
- Kushina-san czy byłabyś w stanie wzmocnić razem z resztą klanu barierę waszymi pieczęciami?
- Jeszcze się pytasz. - warknęła. Ona również była wściekła, bo nie podobało jej się zachowanie Akatsuki, o której dowiedziała się od braci Uchiha. - Oczywiście się tym zajmie skarbie. - odwróciła się i biegiem ruszyła do grupki z jej klanu. Po chwili cała szóstka pobiegła w różne kierunki. Sasuke i Itachi wszystko obserwowali, gdyż raz po raz ktoś zawołał towarzysza. Nagle z każdej strony bariery ukazała się Kongo Fusa, która zaczęła się wić we wszystkie strony bariery. Część wbiła się w ziemię.
- Sharingan! - powiedział Sasuke - Niesamowity widok. - spojrzał pod nogi.
- Co widzisz? - zapytał Itachi.
- Łańcuchy, tak jakby wtapiają się w barierę Bijuu. Znikają. - wyjaśnił. - Teraz wiem, dlaczego są mistrzami Fuinjutsu. - powiedział i dezaktywował dojutsu. Chwycił brata i przeniósł się do Kushiny, która siedziała po turecku. Jej dłonie były złożone jak do modlitwy. Wokół niej ukazały się czarne symbole i napisy. Oczy miała zamknięte. Łańcuchy wychodziły z jej pleców i kierowały się w głąb ziemi.
- Sasuke, Itachi. Osoby, które zajęły się wzmocnieniem bariery, nie mogą się ruszyć z miejsca. Jeśli to się stanie, proces zostanie przerwany. - powiedziała.
- Rozumiemy Kushina-san. Dziękuję. - odpowiedział młodszy brunet.
- Później, jak wszystko się skończy. - powiedziała i się uśmiechnęła. - Bierzcie się do roboty.
- Dobrze. - odpowiedział tym razem Itachi. - Sasuke. - brunet złapał brata i zniknęli w błękitnym błysku.
- Obrona w porządku? - zapytał Kokuo, który podbiegł do braci Uchiha.
- Tak. Klan Uzumaki w umocnił barierę. - odpowiedział Sasuke.
- Wiem. Wyczułem to. To naprawdę silny klan. Niewielu byłoby w stanie zrobić coś takiego. - powiedział z podziwem.
- Wiem Kokuo-san. A jak Bijuu? - spytał.
- Gotowe na wszystko. Dmuchamy na zimno. Nie boimy się. Każdy z nas wie, że Naruto i lis pokonają tego całego Paina. Dzieciak jest bardziej uparty od Kuramy. - westchnął i się uśmiechnął.
- Bardziej uparty? Kurama-san? - zdziwił się Sasuke. Delfin zaśmiał się.
- Kiedy Mędrzec Sześciu Ścieżek nas stworzył. To właśnie Kurama był podobny zachowaniem do Naruto. Zawsze robił wszystko po swojemu i ciągle się kłócił ze Staruszkiem. Teraz Naruto ma doskonałego opiekuna. Wbrew pozorom Kurama był z nas najbardziej opiekuńczy, ale w równym stopniu był samolubem i egoistą. - powiedział z lekkim nostalgicznym uśmiechem.
- Jak Naru się o tym dowie, to buchnie niepohamowanym śmiechem. - powiedział Sasuke i szeroko się uśmiechnął.
- Z pewnością. To mogę zagwarantować. - odpowiedział. W tej samej chwili odwrócił głowę w stronę lasu. - Przepraszam, ale Han mnie wzywa.
- Nie szkodzi. Dziękuję Kokuo-san. - Delfin kiwnął głową i odszedł od braci.
- Nie wiedziałem, że oni są aż tacy ludzcy. - odezwał się po długim milczeniu Itachi.
- Serio?! - zdziwił się Sasuke. - Chyba za krótko tu jesteś, żeby tego nie zauważyć.
- Na to wygląda. - uśmiechnął się. - Wiesz co się dzieje z... - nagle bracia usłyszeli wybuch.
- Co jest... - zaczął.
- To z Konohy. - przerwał mu Itachi - Zaczęło się.
- Nie daj się Naruto. - pomyślał Sasuke do siebie.
- Itachi, Sasuke co to było? - zdyszana Fuu wylądowała obok braci.
- Walka się zaczęła. - powiedział młody Uchiha.
- Cholerka! Musi być ostro. - powiedziała, po tonie można było zrozumieć nie żart, lecz obawy.
- Spokojnie Fuu, Naru i Kurama-san wiedzą co robią. - pocieszył ją i ścisnął ją delikatnie za ramię. Itachi był zdumiony zachowaniem brata. Nie spodziewał się po nim takiej troski. - Leć... - usłyszeli kolejne wybuchy. - Kuso... - warknął. - Leć do Chomei-san.
- Dobrze. - dziewczyna odleciała.
- Roshi-san! - wykrzyknął Sasuke, kiedy go ujrzał.
- Sasuke, co się tam dzieje? - zapytał i kliknął, kiedy usłyszeli kolejny huk wybuchu.
- Walka się rozpoczęła. - westchnął.
- A Naruto? Jest ranny? - zapytał spokojnie.
- Jeszcze nie jest. - powiedział.
- Skąd to możesz wiedzieć? - odezwał się Łasica.
- Jesteśmy połączeni. - odpowiedział i spojrzał w oczy bratu.
- W jakim sensie? - zainteresował się.
- On czuje mój fizyczny ból i na odwrót, ale nawet jeśli ktoś by mnie zranił. Naru dalej normalnie funkcjonuje. Bez żadnych przeszkód. - wyjaśnił.
- To tak można? - zdziwił się.
- Jak widać, tak. - odpowiedział. - Dobra. Mniejsza z tym. Roshi-san czy...
- Zapasy do ewentualnej ucieczki są gotowe i zapieczętowane w zwojach. Przed chwilą skończyłem je rozdawać. - starszy człowiek spojrzał na siedzących pod granicą bariery Uzumakich. - Są niesamowici. Pełne skupienie i nic ich stamtąd nie ruszy.
- Tak. - uśmiechnął się brunet. - Czy Isobu-san i Yagura...
- Spokojnie Sasuke. Wszystko jest w pełni gotowe i sprawdzone. Teraz trzeba tylko czekać na ich powrót. - uspokoił go. - Chodźcie, napijmy się herbaty. - wskazał dłonią na palenisko i kamienne ławy. - Będziemy wiedzieć, kiedy się obronić czy zaatakować. Wasza trójka zrobiła już zbyt wiele dla nas. Zapewniliście nam dom i spokój. Nadejdzie czas, że to my będziemy musieli was bronić.
- Dziękuję Roshi-san. - cała trójka usiadła na ławach. Po kilku sekundach dołączyła Nii, Matatabi, Utakata, Son Goku, Chomei, Kisame z Kimisą, którą właśnie ściągał z ramion oraz Kazunari, która przyniosła kubki z ciepłą zieloną herbatą. Rozdała ją każdemu.
- Drogie dzieci. - zwróciła się do zebranych.
- Taki młody to ja już nie jestem Kazunari. - zażartował Roshi.
- A ty się zamknij rudy capie. - warknęła, ale uśmiechnęła się. - To nie było do ciebie. - rudy starzec zaśmiał się z nim parę osób. - Wiem, że się martwicie o Naruto i Kuramę, ale nie macie o co. Znam Kushinę i widzę jej zachowanie i charakter w jego synu. On wygra i wszystko będzie w porządku. - w tej samej chwili przybiegły bliźniaki. Aki usiadł obok Sasuke, a Ami obok Itachiego. Sasuke klepnął chłopca w plecy i coś szepnął mu na ucho, w tej samej chwili na twarzy bliźniaka pojawił się mały uśmiech. Chłopiec zerwał się i pobiegł do domu.
- Gdzie on pobiegał Sasuke-nichan? - zapytała zaciekawiona Ami.
- Zobaczysz. Kimi-chan mam do ciebie i Ami prośbę. - zaczął. - Zawołaj resz... - Sasuke złapał się za pierś i zaczął kaszleć. - Cholera Naruto!
- Co się dzieję?! - wykrzyknął Kazunari i podeszła do chłopca.
- Oberwał. Złamane żebra i przebite płuco. Noga i ręka też ranne. Ała. - westchnął głęboko.
- Kurama? - zapytała staruszka.
- Zaczął... Cholera to boli! - złapał się za lewe przedramię. Ktoś mu kość nastawił.
- Zapytaj się... - zaczęła Kazunari.
- Nie będę mu przeszkadzał. Nie chcę, aby się rozproszył. - przerwał jej łagodnie i zmarszczył brwi. - Jeszcze tak nie bolało.
- To znaczy? - odezwał się Itachi.
- Wcześniej jak byliśmy ranni, nawet poważnie, to ból był wyczuwalny, ale nie aż tak bardzo. Nagle rozległ się potężniejszy niż dotychczas huk wybuchu. Może to od tego, że bardzo się skupiam na nim.
- Myślicie... - zaczęła Bijuu.
- Nie, to nie Naruto. - przerwał Cho Sasuke. Po kilku minutach zjawił się Aki.
- Sasuke-nichan klon zniknął! - wykrzyknął zdyszany.
- Czyli są silni. - powiedział - Dzięki. Przyniosłeś?
- Proszę. - chłopiec podał mu karty do gry. - Chętni?
- Karty do gry?! - powiedział zdumiony Łasica. - Ty...
- Jakbym nie znał Naruto. To bym nie grał w karty. Wygra, wiem to, więc bez obaw. Potwierdził to Aki, mówiąc o klonie. Naru nie patyczkuje się i walczy na poważnie, to tylko jest sygnałem, że nie będzie się bawił jak z innymi przeciwnikami. - uspokoił brata.
- Niby jakimi? - powiedział lekko zirytowany Itachi.
- Sasori, Deidara albo w moim przypadku Kakazu i Hidan. Nie użyłem pełnej mocy. - podczas całej rozmowy Sasuke rozdał karty dzieciom i paru innym, mianowicie Yagurze, Utakacie, Cho, Fu i Matatabi. Młody Uchiha nie grał. - Itachi chodź ze mną.
- Gdzie? - westchnął.
- Do domu. Muszę coś sprawdzić. - odpowiedział.
- Dobrze. - wstali i ruszyli w wyznaczonym kierunku. Sasuke poszedł do sypialni, gdzie na podłodze medytowały klony. - Czyli to jest Lisi Tryb Mędrca?
- Tak.
- Uczysz się go? - zapytał i usiadł na brzegu łóżka.
- Nie mam, kiedy się go uczyć, ale Kurama-san nie odpuści mi. Zresztą Naruto też. Jak to się wszystko skończy, zacznę naukę. - wyjaśnił. - Itachi posłuchaj mnie uważnie. Jeśli coś stanie się Naru i mi, to obiecaj, że się nimi zaopiekujesz.
- Dlaczego mi to mówisz? - zapytał.
- Mam złe przeczucia. Wyczuwam też, co się dzieje z chakrą Naruto. Jest strasznie wściekły... Obiecujesz? - spojrzał w tak samo czarne oczy brata, jak swoje własne.
- Tak. - Sasuke na ułamek sekundy uruchomił Mangekyo Sharingana, by sprawdzić prawdomówność.
- Dziękuję. A teraz muszę się położyć. - uśmiechnął się i położył się na łóżku.
- Co się dzieje? -zaniepokoił się.
- Gamoń zużywa za dużo chakry. Trochę mu ją uzupełniam. - wyjaśnił.
- Wszystko w porządku? - zaniepokoił, kiedy spostrzegł bladość na twarzy Sasuke.
- Tak, tak. Nic mi nie będzie. Wiem, kiedy przerwać. - odpowiedział.
- Jak to robisz? - spytał.
- Siłą woli. Naruto wyczuwa moje intencje i nie ma nic przeciwko. - odparł i zamknął oczy.
- Zżyci jesteście. - powiedział z lekkim uśmiechem na ustach.
- Taa, ale czasami mam go dość. - uśmiechnął się.
- Rozumiem cię. - również się uśmiechnął. - Wieczny optymista.
- Młotek, nie optymista. Zwykły Młotek. - powiedział Sasuke, ale ustach błądził uśmieszek.
***Konoha***
Ataki Naruto były bardzo potężne, że Tendō ledwie dawał sobie z nimi radę. W pewnym momencie do tych ataków doszło ninjutsu. Mimo to walka, która trwała ponad dziesięć minut była bardzo wyrównana. Pain nie mógł zadać zdecydowanego ciosu, który by osłabił blondyna i na odwrót, Uzumaki mógł tylko atakować i bronić się, ale i to nie dawało oczekiwanego skutku. Tryb Mędrca kończył się, Naruto musiał coś wykombinować. Nagle jego oczy otworzyły się szeroko, odskoczył od przeciwnika i w tej samej chwili Lisi Tryb zniknął. Nastolatek był już bardzo zmęczony i osłabiony ciągłą walką, ale mimo to, nie poddawał się.
- Co ty kombinujesz smarkaczu? - zapytał spokojnie. Mimo walki wręcz nie było u niego słyszeć dyszenia, czy nawet jakichkolwiek oznak zmęczenia. Z kolei u Naruto, który miał małą ranę na policzku i draśnięcie na prawym ramieniu i brzuchu, był spocony i brudny od tarzania się po ziemi.
- Twoją śmierć Pain! - wydarł się - Kuso, to cholernie ryzykowne, jeśli mi się coś stanie to przegram, ale tak w żaden sposób go nie pokonam. Aniki proszę, co ja mam robić? - pomyślał smutno i kątem oka spojrzał na wielką kulę, w której znajdował się lis. - Trudno. - szepnął - Sasuke zaopiekuj się Bijuu i Jinchuriki.
- Co zamierzasz? - odpowiedział natychmiastowo brunet, w jego głosie było słyszeć niepewność i strach.
- Połączę Tryb z Kinshiganem. - oznajmił pewnie.
- Nie wiesz... - zaczął niespokojnie.
- Straciłem kontakt z Kuramą. - przerwał dobitnie.
- Co?! - krzyknął.
- Zaopiekuj się nimi. - przerwał i zerwał połączenie.
- Naruto! - wydarł się w myślach, ale nie dostał żadnej odpowiedzi.
- Pain to twój koniec. - z jego głosu zniknęła cała wściekłość. Twarz straciła ostre rysy gniewu i przybrała maskę skupienia i koncentracji. Schylił głowę - Kinshigan! - wykrzyknął i w tej samej odwołał ostatniego klona. Jego oczy zmieniły barwę. Poczynając od źrenic, które stały się pionowe. Od nich tęczówka zaczynała się od ciemnej zieleni, który jaśniał i przechodził w jasno- i ciemnoniebieski. Wszystkie kolory współgrały ze sobą, tworząc delikatnie rozmytą postać. Obwódki tęczówek były czarne, a same oczy tak jakby lśniły. Strój również zmienił swoją postać. Zamiast czerwieni pojawił się metaliczny błękit i zieleń, a czerń zawierała czerwone przebłyski. Na plecach pojawił się czerwono-złoty okrąg. Było to zmienione logo klanu Uzumaki. Naruto poczuł ogromny przypływ mocy. Uśmiechnął się pod nosem. Dobył katany, którą pokrył złotą chakrą. Ponowił atak.
- Shinra Tensei! - wykrzyknął przeciwnik blondyna.
- Banshō Ten-in! - techniki zniwelowały się. Blondyn wykorzystał wybuch i zasłonę dymną. Zniknął, pojawiając się za plecami Tendō. Ścieżka w ostatniej chwili obróciła ciało. Skutkiem tego było odcięcie lewego ramienia. - Kuso! Muszę być szybszy. - powiedział do siebie i ponownie natarł. W dłoniach Paina ukazały się szare pręty. W ostatnim ułamku sekundy uchronił się przed ciosem, ale nie obyło się bez rany. Naruto uszkodził mu prawy policzek. Rana, która powstała, ukazała część zębów i jamę ustną.
- Zabiję cię! - warknął Tendō i naparł na chłopca, który bez wysiłku uniknął ataku. Dzięki połączonej mocy był jeszcze szybszy i silniejszy, ale też szybko tracił Naturalną Energię. Z jednej strony był potężny, ale z drugiej musiał szybko działać. Pojedynek trwał jeszcze dwie minuty, zanim Uzumaki zranił Paina poważnie w brzuch.
- To twój koniec! - wykrzyknął i po raz ostatni zaatakował go. W jego dłoni ukazał się czarny Rasengan. Blondyn połączył Wirującą Sferę z Amaterasu. W czasie biegu użył kolejny raz Hiraishinu i jego powielań. Sam w sobie był już szybszy, ale to spowodowało, że technika wzmocniła się. Tendō nie nadążał wzrokiem za blondynem. Chłopak pojawił się centralnie przed twarzą Głównej Ścieżki.
- Rasengan! - wykrzyknął. W ten atak przelał wszystkie uczucia nim targające, od wściekłości po radość i smutek. Tendō poleciał w tył, krzycząc. Przejechał po ziemi, zostawiając spory pas wgłębienia. Naruto powstrzymał płomienie, przed całkowitym zniszczeniem ciała. Wyczerpany upadł na kolana. Nagle usłyszał dźwięki pęknięć. Poderwał szybko głowę do góry i ujrzał, jak kule zaczęły się rozpadać. Ostatkiem sił stworzył kilka Klonów Cienia i zaczął skakać po lecących skałach w kierunku lisów. Główny Naruto złapał nieprzytomnego Kuramę, a pozostałe Fiel i Kohamarujiego. Repliki i Naruto szybko ulotnili się od tego miejsca.
- Aniki?! Ocknij się. - blondyn potrząsnął lisem. - Aniki! - Kurama zmarszczył brwi i ruszył dłonią. Po kilku sekundach otworzył gwałtownie oczy i poderwał się do siadu.
- Co się... - zaczął, będąc oszołomiony.
- Aniki! - chłopiec rzucił mu się w ramiona. - Tak się bałem, że coś ci się stało. - powiedział głosem pełnym ulgi. Lis odwzajemnił uścisk szesnastolatka i pogłaskał go po głowie.
- Jestem z ciebie dumny Ototo. Spisałeś się. - powiedział z czułością i troską. Spojrzał na budzących się towarzyszy, którzy zareagowali podobnie, co Kurama. Kiedy Fiel zauważyła, jak Naruto przytula się do rudego lisa, uśmiechnęła się szeroko, tak samo zareagował Kohamaruji. - Z wami w porządku?
- Tak Rama. - odpowiedziała i podeszła ostrożnie do Kuramy i Naruto. Pogłaskała chłopca po głowie. - Brawo chłopcze. - powiedziała, blondyn odsunął się do starszego brata i uśmiechnął się szeroko.
- Dziękuję. - odpowiedział. Kohamaruji usiadł obok po turecku i klepnął Uzumakiego w plecy.
- Nieźle młody. - zaśmiał, kiedy chłopiec skrzywił się.
- Ototo, jak go pokonałeś? - zapytał.
- Połączyłem Tryb i Kinshigana. - powiedział cicho i spuścił wzrok.
- Co?! Przecież mogłeś zginąć, ty aho! - puknął go w potylicę.
- Ał... Musiałem... - zaczął się usprawiedliwiać.
- Więcej mi tego nie rób. - powiedział i przytulił go mocno.
- Rama tulący człowieka. Nie zapomnę tego do końca życia. - powiedziała - Jak wrócę, na pewno to namaluję.
- A tylko mi spróbuj. - warknął.
- Kurama-sama i tak to zrobi. - zaśmiał się Kohamaruji. Lis westchnął cierpiętniczo. Fiel zaśmiała się perliście. Blondyn poderwał się i podbiegł do truchła Paina. Wyszarpnął jeden z prętów, które pozostały w jego ciele i wbił sobie w dłoń.
- Mam cię sukinsynie. - warknął i odrzucił pręt. Z jego lewej dłoni sączyła się obficie krew.
- Naruto? - zaniepokoił się gniewem wypływjącym z ciała nastolatka.
- Ścieżki to były zwykłe marionetki. Teraz wiem, gdzie jest marionetkarz. - wskazał palcem odpowiedni kierunek.
- Masz... - wstał i podszedł do niego.
- Na to chakry mi wystarczy. - przerwał mu. Lis westchnął.
- Idę z tobą. - powiedział.
- Dobrze. - zgodził się bez żadnych oporów.
- My tu zostaniemy. - powiedział Kohamaruji.
- Dobrze. - lis i Naruto puścili się biegiem w danym kierunku. Po pięciu minutach intensywnego biegu. Znaleźli się niedaleko marionetkarza.
- Kage Bunshin no Jutsu. - w chmurce białego dymu pojawił się klon. - Zbierz Energię Naturalną. Na wszelki wypadek. - klon schował się w koronach drzewa. Naruto uruchomił Kinshigana. - Idziemy. - powiedział, a lis kiwnął głową.
- Papier? - zdziwił się Kurama, kiedy stanęli u podnóża olbrzymiego drzewa. Naruto za pomocą kunaia przeciął sztuczny pień, robiąc sobie i bratu wejście.
- Schody. - wskazał dłonią. Obaj ruszyli na górę. - Kim jesteście? - zapytał, kiedy ujrzał dwie postacie. Kobietę w stroju Akatsuki oraz czerwonowłosego, wychudzonego mężczyznę. Jego ciało było umieszczone w jakiejś machinie. Kobieta wysunęła się na przód. W jej fioletowo-niebieskich włosach była wpleciona papierowa róża.
- Nazywam się Konan. - odezwała się chłodno. - To jest Nagato.
- Dlaczego pożądasz Bijuu? - zapytał wprost Naruto.
- Chcę, by ludzie poznali co to prawdziwy ból i strata. - opowiedział.
- Zapytam inaczej. Jaka była tego przyczyna? - zapytał ponownie. Tym pytaniem zdziwił Nagato.
- Co chcesz przez to wiedzieć? - zmarszczył brwi.
- Wszystko co do tej pory mówisz, jest mi aż za dobrze znane. - powiedział przez zęby. Był wściekły.
- Dlaczego jesteś wściekły? - wyszeptał chrapliwie.
- Ponieważ to, co uczyniłeś, jest zwykłą głupotą, dattebayo! - wykrzyknął. - Człowieku pożądasz chakry Bijuu, która co ma ci niby dać? Strach? Ból? Władzę?! Jesteś w błędzie. Ból motywuje do działania, przykładem jest Konoha, którą zniszczyłeś. Ludzie właśnie doznali bólu, straty i śmierci, ale oni powstaną, staną się silniejsi. Strach i ból będą z nimi zawsze. Pamięć po tym zdarzeniu utrzyma się. Będzie wyłącznie powodem do nauki i wzrastania. Taką siłą nic nie zdziałasz. Sam znam te uczucia, aż za dobrze. Sierota, demon, potwór, morderca. Tak mieszkańcy mnie traktują, ale ja się nie poddałem. Nie popadłem w wir nienawiści i zemsty. Znalazłem rodzinę, którą ty chcesz zniszczyć. Doprowadziłeś w ten sposób tylko do swojej klęski, Nagato. Chciałeś przez swoją pychę zniszczyć, zadać ból i cierpienie. Twoja porażka była z góry przesądzona. Ból uczy człowieka, od zawsze tak było i będzie. Dzięki temu bólowi, jaki przeżyłem, nie poznałabym reszty Bijuu, Sasuke, Jiraiyii, Tsunade...
- Jiraiya?! - wykrzyknęła Konan. - Znasz naszego byłego senseia?
- Co?! On był waszym senseiem?! - wykrzyknął zdumiony.
- Zaopiekował się nami. - zaczęła dziewczyna - My też jesteśmy sierotami.
- On jest moim ojcem chrzestnym. - powiedział i zmarszczył brwi. - Skoro on był waszym senseiem, to nauczył was bycia shinobi. A oni nie zdobywają władzy poprzez ból i cierpienie. Ero-sennin na pewno was tego nie nauczył. Mógł wam opowiedzieć prawdę, ale z nią również zawartą lekcje. To co robicie, przynosi wstyd waszemu senseiowi. - powiedział - A z tego, co wyczuwam u ciebie. - wskazał na Konan - To on jest dla was bardzo ważny.
- Skąd niby możesz to wiedzieć? - zapytała z chłodnym opanowaniem.
- Ulepszyłem zmysł sensoryczny. Jestem w stanie określić szybkość przepływu chakry i nie tylko. Dzięki temu mogę określić, co dana osoba robi. Śpi, płacze, śmieje. Twój przepływem zwiększył się w okolicy klatki piersiowej i głowy. Teraz się uspokoiłaś, ale nie radzę atakowania mnie. - wskazał dłonią prawą ścianę papierowego drzewa. Zdradziła cię prawa ręka. Zwiększyłaś w niej przepływ chakry. Rozumiem, co chcecie osiągnąć, ale tym tylko doprowadzicie do swojej zguby. - powiedział, Konan otworzyła szeroko oczy. W tej chwili Nagato zaczął kaszleć, po sekundzie na ziemię poleciała krew. Marionetkarz wypluł ją.
- Nagato! - Konan doskoczyła do niego.
- Nic mi nie jest. - odpowiedział ochryple. - Rozumiesz nasze położenie, ale jakim cudem nie popadłeś w wir zemsty?
- Dzięki niemu. - wskazał na milczącego do tej pory Kuramę. - Uratował mnie przed śmiercią. Cała wioska obwiniała mnie za śmierć Yondaime. On zapieczętował Kyuubiego we mnie. Stracił przez to życie.
- Dlaczego nie pałasz do niego nienawiścią? - Nagato spojrzał na lisa.
- Gdyby nie on. Pewnie byłbym taki jak wy. - zaczął - Ale teraz mam nową rodzinę. Kurama, Sasuke, Bijuu, Jinchuriki i wielu, wielu innych. Niech Konoha mnie nienawidzi, ale wiem, że Minato, mój ojciec ocalił mnie kosztem swojego życia. Zresztą Okaa-chan również, gdyby nie ona nie urodziłbym się i nie miałbym brata. - wskazał na lisa. Kyuubi odwzajemnił spojrzenie i delikatnie się uśmiechnął. - Dlatego nie jestem pogrążony w nienawiści. To co wy robicie, jest głupotą, dattebayo! Uważam, że powinniście przestać. - ponownie Nagato zaczął kaszleć i pluć krwią.
- Nagato! - zaniepokojona Konan podbiegła do niego. - To za dużo. Umrzesz.
- Wiem Konan, ale ten chłopak ma racje. Zgubiliśmy swoją ścieżkę. Śmierć Yahiko tylko to pogorszyła. To nasza wina. - kaszlnął i na ziemię polało się coraz więcej krwi.
- Nagato... - zaczęła z troską i smutkiem.
- Przepraszam cię. - powiedział i złapał jej dłoń. - To mój koniec. Przegrałem. Naruto. - zwrócił się do chłopca - Otworzyłeś mi oczy. Byłem głupcem. Teraz rozumiem, co Jiraiya-sensei chciał nam przekazać. Dobro, tym człowiek powinien się kierować, mimo cierpienia jakie doznał. Ty jesteś ich bohaterem, chłopcze. Przestaną cię nienawidzić. Wierzę w to. - powiedział, a jego oczy zamknęły się na wieki.
- Nagato! - łzy pociekły z oczu Konan. Drżącymi dłońmi owinęła ciało Nagato w papier. - Naruto mam do ciebie prośbę.
- Słucham? - chłopak spojrzał na nią.
- Czy mogłabym zabrać ciało Tendō? - zapytała.
- To ciało, to Yahiko? - zgadł, na co kobieta przytaknęła.
- Tak. - powiedziała.
- Zgadzam się. - blondyn uśmiechnął się delikatnie i skłonił głową na "tak".
- Dziękuję. - wokół jej dłoni kartki stworzyły bukiet, papierowych róż. - Proszę, przekaż to naszemu senseiowi. Podziękuj mu od naszej trójki.
- Przekażę mu je. Obiecuję. - powiedział pewnie. Konan uśmiechnęła się, a jej ciało przemieniło się w małe karteczki i znikała tak samo, jak drzewo. - Chyba się udało Aniki.
- Tak. Jestem z ciebie dumny Ototo. Spisałeś się. - powtórzył i objął chłopca ramieniem, przyciągając go do uścisku. - Wracajmy.
- Tak. - odpowiedział i szeroko się uśmiechnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro