Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37. Miłe Pożegnanie

Kiedy nadszedł nowy poranek, czyli w ich mniemaniu godzina jedenasta chłopcy postanowili, że urządzą sobie sparing z Jiraiyą. Po śniadaniu udali się na pola treningowe Mgły.

- Ero-sennin, z kim chcesz się najpierw zmierzyć? - zapytał Naruto, kiedy doszli do pól.

- Nie nazywaj mnie tak! - chrząknął zirytowany - Chciałbym zobaczyć, jak wasza dwójka razem walczy.

- Jiraiya-san, ale to będzie trwało za długo. - odezwał się Sasuke.

- Dam wam pół godziny, dobrze? - chłopcy spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami.

- Niech będzie. - powiedział blondyn i razem z bratem ustawili się na środku pola, a Jiraiya stanął niedaleko i wszystko obserwował.

- Gotowi? - zapytał, na co chłopcy kiwnęli głowami - To zaczynajcie. - Sasuke wyjął shurikeny i dodał do nich trochę chakry, by zwiększyć siłę. Naruto w tej samej chwili chwycił kunai i odepchnął dwie gwiazdki, pozostałe trzy uniknął. Uzumaki rzucił kunaiem, by rozproszyć przeciwnika i dobył kolejny, z tą różnicą, że zaraz po rzucie puścił się biegiem w stronę brata z drugim kunaiem. Sasuke musiał zrobić unik, więc skoczył w górę, robiąc salto w tył i w tym samym czasie rzucił trzy shurikeny. Chłopcy walczyli w ciszy i w bardzo dużym skupieniu. Po kilku minutach walki w ten sposób przeszli do swoich katan. Raz po raz ostrza zmieniały natury, co zaskoczyło Jiraiyę, z jaką swobodą przechodzą z jednej do drugiej techniki. Naruto użył chakry Kuramy, ostrze pokryło się pomarańczową barwą, z kolei Sasuke nie był w tyle, użył tej samej chakry. Moment zderzenia był niesamowity. Sannin poczuł na własnej skórze falę, która powstała, kiedy ostrza dotknęły się. Starzec uśmiechnął się i kiwnął głową. - Uruchomcie dojutsu! - krzyknął w ich stronę.

- Hai! - odkrzyknęli wspólnie i wykonali polecenia. Ich szybkość oraz precyzja wzrosła, że Jiraiya musiał wytężyć wzrok, by zobaczyć ciosy. Chłopcy używali Hiraishina do uników, jak i ataków. Katany chłopców pokryły się ich chakrami, czyli miecz Naruto pokryła złota chakra, a Sasuke srebrna. Odskoczyli od siebie, ku zdziwieniu Sannina, bracia zaczęli składać z dużą prędkością identyczne pieczęcie. - Katon: Gōkakyū no Jutsu! - wykrzyknęli. Dwie ogromne ogniste kule zderzyły się, tworząc wybuch, przed którym Jiraiya musiał się cofnąć.

- Cholera, ile wy macie siły? - powiedział do siebie cicho. Pomału dochodził koniec pojedynku. Chłopcy coraz większą żarliwością atakowali się nawzajem. - Dobra dzieciaki! - krzyknął - Koniec! - Naruto i Sasuke przerwali i z lekkim uśmiechem na twarzy podeszli do Sannina.

- I jak? - zapytał blondyn lekko zdyszany.

- Przyzwoicie. - zaśmiał się. - Teraz chciałbym walczyć z tobą, Naruto.

- Dobrze. - zgodził się. Przeciwnicy ustawili się do walk, z kolei Sasuke odskoczył na bezpieczną odległość.

- Walczymy pół godziny lub do czasu, kiedy jeden z nas nie będzie w stanie dalej walczyć. - powiedział Jiraiya, no co chłopak kiwnął głową. - Na mój znak. - podniósł dłoń - Zaczynamy! - po czym szybko opuścił dłoń. Sannin od razu odskoczył, przed kopnięciem chrześniaka. Mimo swojego wieku sprawnie robił uniki. Chłopiec atakował instynktownie, ale mimo to nie był w stanie zadać oczekiwanego ciosu. Nagle Jiraiya odskoczył i zaczął składać pieczęcie. - Doton: Yomi Numa!*- Naruto zaczął się zapadać w grząskiej ziemi.

- Kuso! - blondyn próbował użyć Hiraishinu, ale nic z tego nie wyszło, a zapadał się coraz głębiej. Nagle wpadł na pomysł i złożył parę pieczęci - Futon: Onko-fu no Jutsu! - Naruto skierował silny podmuch wiatru na błoto. Grzęzawisko zaczęło zasychać, tworząc twardą, popękaną skorupę, ale na tym się nie skończyło. Naruto skierował powietrze między szczeliny i zwiększył ciśnienie, co spowodowało, że wielkie kłęby prochu wzniosły się w powietrze, a sam Uzumaki umknął z pułapki - Niezły ruch z tą techniką Ero-sennin. - powiedział blondyn, który stanął za Jiraiyą.

- Niezły? - starzec się roześmiał - Chciałeś powiedzieć, że wpadłeś w pułapkę! Kai!

- Co? Cholera! - w tej samej chwili wokół blondyna pojawiły się trzy małe ropuchy z dziwnymi, oślizgłymi niebieskimi linami, które związały go. - Szlak! - Naruto próbował się uwolnić, ale tylko bardziej się zaplątywał.

- Nie szarp się, bo bardziej się zacisną. - powiedział Sannin i uśmiechnął się.

- Zaraz zetrę z ciebie ten uśmieszek! - warknął na niego Naruto, ten tylko głośniej się roześmiał, ale zaraz spoważniał.

- Poddaj się Naruto, z tych żabich lin nawet Minato nie uciekł. Na początku. - powiedział i westchnął na ostatnich słowach.

- Skoro tak uważasz. - odpowiedział spokojnie i się uśmiechnął. Ten uśmiech zaniepokoił Sannina, który wyostrzył zmysły, ale w tej samej chwili w miejscu, gdzie stał związany Naruto był... Głaz.

- Co do... - nie dokończył, gdyż zza pleców starca wyłonił się z blondyn z uruchomionym Kinshiganem. Jiraiya zrobił w ostatniej chwili unik, ale został draśnięty kataną w policzek.

- Mówiłem, że zetrę ten uśmieszek. - powiedział blondyn i się wyprostował.

- Szybciej załapałeś niż Minato, to trzeba przyznać, ale nie przewidziałeś jednej rzeczy. Teraz! - ropuchy odpowiedzialne za liny, z niewyobrażalną skocznością. Dopadły blondyna, który był w niemałym szoku, otworzył szeroko oczy.

- Jakim cudem? - szarpnął się.

- To proste, wziąłem poprawkę na to, że jesteś podobny do Minato, który użył bardzo podobnej sztuczki, co ty, ale jemu, to zajęło dwa tygodnie. - wyjaśnił. - Tym razem nie... - nie dokończył, musiał odskoczyć, by uniknąć Rasengana.

- Kuso! - wykrzyknął blondyn i wygramolił się z krateru. - Jak ty to robisz?!

- Wiele lat doświadczenia Naruto. - odpowiedział i natarł na chłopca. Obaj walczyli za pomocą broni. Naruto za pomocą katany, a Jiraiya kunaiem. Blondyn miał przewagę, ale mimo to musiał uważać. W pewnej chwili role się znacznie odwróciły. Ero-sennin cofnął się i przegryzł kciuk. - Kuchiyose no Jutsu! - w kłębie białego dymu pojawiła się wielka czerwona ropucha - Gamabunta!

- Ha?! Jiraiya?! Co ty ode mnie chcesz? - zapytał i wypuścił dym ze swojej wielkiej fajki.

- Pokonać syna Minato. - odpowiedział.

- Naruto? - pociągnął z fajki.

- To wy się znacie? - zdziwił się.

- Już go pokonałem. - odpowiedział pokrywając białym dymem głowę.

- Witaj Gamabunta-sama! - przywitał się z dołu blondyn i pomachał.

- Dzieciaku rozdepczę cię! - westchnął. Naruto uśmiechnął się i również wykonał przywołanie. W czarno-niebiesko-zielonym dymie pojawił się dwuogoniasty lis.

- Kohamaruji! - przywitał się z uśmiechem.

- Naru-chan! - jego pomarańczowo-złote oczy spojrzały w kierunku ropuchy - No proszę, Żabcia. Dawno, żeśmy się nie wydzieli?

- Zamknij swój pysk Lisie! - warknął na niego - Pokonałem cię i zrobię to po raz kolejny.

- Dawaj! - odpowiedział Kohamaruji. - Naru-chan czuję, że wzrosłeś w siłę.

- Tak i mam pomysł. - powiedział.

- Słucham więc? - uniknął ataku katany żaby.

- Jak dobrze potrafisz poruszać się w parze? - zapytał z lisim uśmieszkiem, który bardzo się spodobał Kohamarujiemu.

- Doskonale. - lis uśmiechnął - Łapie. - w tej samej chwili Naruto złożył pieczęcie, to samo zrobił lis, tylko że z tą różnicą, że łapy złożył do modlitwy, a jego policzki nabrały okrągłego kształtu. - Katon: Gōkakyū no Jutsu - z ust blondyna wystrzelił potężny strumień ognia, a z pyska lisa woda. Obie techniki połączyły się i stworzyły ogromną zasłonę dymną.

- Teraz Kohamaruji! - powiedział blondyn i lis wystrzelił jak z procy w kierunku przeciwników.

- W górę Gamabunta! - wykrzyknął Jiraiya. Ropucha odbiła się, ale nie na tyle. Kohamaruji dosięgnął go ogonami i złapał za nogę, po czym cisnął o ziemię. Sasuke stracił równowagę, gdyż ziemia się mocno zadrżała, ale szybciej ją odzyskał. Postanowił się jeszcze kawałek oddalić. Walka dwóch Przyzwańców, tym razem była prawie wyrównana, ale przewagę miał Naruto z Kohamaruji. Raz po raz łączyli techniki.

- Widzę Lisie, że jak mały nie ma pieczęci, to walczysz znacznie lepiej. - prychnął i wypuścił dym z fajki.

- Ha! Przyznajesz, że jestem silniejszy. - zaśmiał się i zamachnął się ogonami, trafiając w bok Bunty.

- Bunta trochę oleju by się przydało. - powiedział Jiraiya, kiedy ropucha obroniła cios.

- Łapię. - odpowiedział i jego brzuch, jak i usta znacznie zwiększyły swoją objętość. Sannin złożył parę pieczęci.

- Katon: Dai Endan! - z ust Jiraiyii wystrzelił ogromny płomień, a z ropuchy olej. Połączenie technik stworzyło ogromny strumień ognia. Kohamaruji wystrzelił w dwie wodne pociski, a Naruto wzmocnił je, a dokładniej zamroził Onko-fu. Ogień rozprysnął się na lodowej tarczy.

- Świetny ruch z tą powietrzną techniką Naru-chan! - pochwalił chłopca i odskoczył na bezpieczną odległość, by ogień ich nie sięgnął.

- Myślałem, że to się nie powiedźcie. - odpowiedział szczerze. - Nie wiem. Zadziałałem instynktownie.

- Bo sam o tym pomyślałem. - przerwał mu.

- Proszę? - zastygł, patrząc uważnie na lisa.

- Sam byłem zaskoczony, ale widać, że mimo naszej krótkiej znajomości potrafimy się zgrać.

- Super, dattebayo! - wykrzyknął blondyn i pogłaskał lisa po głowie. - Wygrajmy to Kohamaruji!

- Ta jest! - odpowiedział i ruszył biegiem na Buntę. Oba Przyzwańce walczyły i żaden nie miał zamiaru odpuścić. Echo walki przywołało kilku shinobi z Kiri, jak i cywilów. Yagura uśmiechnął się lekko i wyjaśnił, że jego sojusznicy trenują.

- Mam pomysł. - powiedział po chwili Naruto.

- Wiem, co ci po głowie chodzi. Dawaj! - blondyn wyskoczył w górę w momencie, kiedy Przyzwańce zderzyli się, blokując swoje ataki. Lis ogonami chwycił ropuchę, uniemożliwiając jej dalsze ruchy. Naruto użył Hiraishinu i znalazł się za ojcem chrzestnym. Przyzwał jeszcze w powietrzu swoją katanę i przyłożył ją do gardła Jiraiyii.

- Wygrałem. - powiedział zadowolony blondyn.

- Masz mnie. - odpowiedział i podniósł ręce w górę.

- Brawo Naru-chan! - wykrzyknął Kohamaruji. - Widzisz Żabciu niełatwo nas pokonać. - powiedział do swojego przeciwnika.

- Zamknij pysk Lisie! - warknął - Jiraiya wracam. Odwiedź nas kiedyś. - zwrócił się do Sannina. - Dziękuję.

- Dziękuję Gamabunta. Odwiedzę. - odpowiedział i zeskoczył razem z Naruto na ziemię. Ropucha zniknęła w kłębie dymu.

- Ja też dziękuję Kohamaruji. - powiedział blondyn w stronę lisa.

- Świetnie mi się walczyło, ale mogę zostać jeszcze chwilkę? - zapytał.

- Jasne, tylko że... - blondyn spojrzał na wielkość lisa.

- Już się zmieniam. - zaśmiał się i w trójkolorowym dymie pojawiła się ludzka postać z zielono-niebieskimi włosami, sięgającymi pasa oraz rażąco żółtymi oczami. - Tak lepiej?

- Tak. - zaśmiał się i obejrzał lisa. Strój był bardzo podobny do kimona Kuramy, z tą różnicą, że zamiast czerwieni i pomarańczy był granatowy oraz jasnoniebieski. Obi było czarne przeplatane złotą nicią. Włosy upiął w niedbały warkocz i przerzucił na prawe ramię. - Sas-chan? - zwrócił się do bruneta, który na zdrobnienie imienia podniósł brew.

- Sas-chan? - powtórzył z lekko wyczuwalnym sarkazmem. Blondyn zaśmiał się.

- Jak mniemam teraz walczysz ty? - bardziej stwierdził, niż zapytał.

- Chyba tak. - odpowiedział i spojrzał na Sannina.

- Oczywiście! - potwierdził - Muszę wiedzieć, czy przyjaciel mojego chrześniaka nadaje się na niego.

- Ero-sennin! - wykrzyknął z oburzeniem Naruto. - Nadaje i to bardzo. - Jiraiya zaśmiał się głośno.

- Sasuke! - zawołał bruneta i wskazał kciukiem na pole. Chłopak kiwnął głową i ruszył truchtem na wyznaczone miejsce. Przeciwnicy przygotowali się do drugiego pojedynku. Zaczęła się podobnie, z tą różnicą, że Uchiha miał uruchomiony Mangekyo Sharingan. Sannin musiał szczególnie uważać na Ninjutsu. Brunet po którymś ataku przygotował niemałą niespodziankę. W pewnym momencie odskoczył i zaczął składać z niewyobrażalną szybkością pieczęcie.

- Doton: Yomi Nuna! - wykrzyknął i pod nogami Jiraiyii powstało błoto, które powstrzymało ruchy Sannina. Zszokowany starzec przez chwilę nie był w stanie cokolwiek zrobić, ale zaraz się pozbierał. Sasuke mimo zaskoczenia nie przewidział, że Jiraiya dokładanie wiedział, jaki jest słaby punt tej techniki i złożył po raz kolejny pieczęcie do przyzwania. Obok niego pojawiła się mała czerwono-zielona żabka.

- Chyba wiesz co robić? - powiedział do żaby, która kiwnęła głową. Jej policzki powiększyły się i po chwili otworzyła usta i wypłynął z nich ciemnozielony śluz, który zaczął skapywać na stopy Sannina. Błoto momentalnie zaczęło się zmieniać w zwykłą ziemię. Kilka sekund później starzec był w pełni wolny. - Sasuke jestem szczerze zaskoczony, że udało ci się skopiować tak zaawansowaną technikę.

- Dziękuję Jiraiya-san. - odpowiedział - Ale to nie wszystko, na co mnie stać. - chłopak przyzwał katanę pokrył ją Amaterasu. Zamachnął się nią i w stronę starca ruszył czarny, ognisty sierp.

- Kuchiyose: Gamaguchi Shibari!* - nagle sierp, jak i sam Sasuke zaleźli się we wnętrzu czegoś. To coś było mięsiste, lepkie i oślizgłe. Najdziwniejsze w tym było to, że płomienie zostały skutecznie powstrzymane. - Lepiej się poddaj Sasuke. Stąd nie wyjdziesz. W tej samej chwili Kurama wraz z Naruto i Kohamarujim oglądali walkę siedząc pod skałą i nagłe zniknięcie bruneta w wielkiej ropusze.

- Co tym razem Ero-sennin wymyślił. - odezwał się blondyn.

- Wypytaj Sasuke, co robi? - odezwał się Kurama, który przyglądał się w milczeniu pojedynkowi swojego Jinchurikiego.

- Dobrze Aniki. Sas? - zapytał w myślach.

- Zajęty jestem. Tu jest obrzydliwie. - mruknął z niesmakiem.

- Czyli słychać. - stwierdził - Sasuke pomogę ci trochę.

- W jaki sposób? - mruknął, obserwując miejsce.

- Przekażę ci moją chakrę. - powiadomił.

- Dobrze. - w tej samej chwili ciało Sasuke pokryło się pomarańczową powłoką. Paznokcie i kły wydłużyły się. Na włosach pojawiły się pomarańczowe pasemka.

- Co jest!? - powiedział zaskoczony Jiraiya. Uchiha zwiększył przepływ swojej chakry na katanę i połączył ją z chakrą Kuramy. Zamachnął się na jedną ze ścian. Efekt był imponujący. Uderzenie, nie tylko stworzyło wyrwę, ale spaliło całą powłokę. Brunet uwolnił się, w momencie, kiedy wyskoczył odwrócił się w powietrzu i posłał srebrno pomarańczowy pierścień w kierunku Sannina. Pierścień zaczął się dzielić na mniejsze, a potem na kilkanaście pocisków. Ero-sennin uniknął kilku, ale trzy go trafiły. Sasuke użył swojej katany, dzięki niej kontrolował pociski. Nagle złapał ostrze i pociski zmieniały się w ogniste liny, które skutecznie powstrzymały starca i związały go.

- Poddaj się Jiraiya-san. - powiedział brunet.

- No dobrze, poddaję się. - opowiedział i Sasuke anulował technikę, tak samo, jak pozbył się chakry Kuramy.

- Ha! A nie mówiłem, Sas zawsze nim będzie. - odezwał się Naruto, pewnym siebie głosem.

- Dobrze, przyznaję ci rację, dzieciaku. - uśmiechnął się - Będę wyruszał w dalszą podróż. - zmienił temat. Naruto odrobinę posmutniał, ale zaraz zagościł na jego twarzy uśmiech.

- Rozumiem. - odpowiedział - Gdzie ruszasz?

- Do Konohy. Dostałem wieczorem wiadomość, że Sarutobi abdykuje i chce Tsunade na swoje stanowisko. - odpowiedział.

- A może ci trochę pomożemy? - uśmiechnął się - Przeniesiemy się do Konohy, a potem wrócimy? - powiedział w myślach do brata.

- Jestem za. - również się uśmiechnął. Kurama westchnął głośno. Bracia zaśmiali się cicho.

- Z czego się śmiejecie? - zapytał starzec.

- Wszystko masz spakowane? - zapytał blondyn, nadal się szczerząc.

- Tak. - odpowiedział z wahaniem i wskazał mały tobołek z wielkim zwojem przy skalę, gdzie wcześniej siedzieli.

- Świetnie. Sas? - wskazał na bagaż.

- Jasne. - chłopak teleportował się prawie przy plecaku. Wziął go i przeniósł się z powrotem, tym razem idealnie obok brata.

- A teraz Ero-sennin. - Naruto podszedł bliżej niego. - Zaraz będziesz w... - w tej samej chwili Uzumaki złapał Sannina i zniknęli w pomarańczowym błysku, to samo zrobił Sasuke. - Konosze. - dokończył z wielkim uśmiechem. Zdezorientowany Jiraiya uchylił lekko usta, gdyż cała trójka stała przed bramą Wioski Liścia. Kohamaruji zaśmiał i zniknął w swoim dymie, wracając do domu.

- Jak to możliwe!? Przecież my byliśmy oddaleni o kilkaset kilometrów! - wrzeszczał. Te krzyki sprowadziły strażnika.

- Co tu się dzieję?! - wykrzyknął.

- Wybacz Kotetsu-san. - powiedział blondyn.

- Ach, to wy. - westchnął, ale zaraz się uśmiechnął - Cześć chłopcy. - wzrok skierował na starca.

- Jiraiya-sama! - wykrzyknął zdziwiony.

- Witaj. Ta dwójka mnie tylko podrzuciła. - odpowiedział na kilka pytań, które zapewne nasunęły się Kotetsu.

- Rozumiem. - odpowiedział z lekkim uśmiechem i wrócił na swoje miejsce.

- Dobrze Ero-sennin, my wracamy. - odezwał się blondyn.

- Dziękuję Naruto, Sasuke. - odpowiedział. - Wpadnę do was. - powiedział.

- Zapraszamy. - odezwał się z uśmiechem Sasuke.

- Dzięku... Właśnie! - wykrzyknął Jiraiya. - Przypomniałem sobie. Posłuchaj mnie Sasuke. Jak podróżowałem po małych wioskach w Kraju Ziemi słyszałem coś o klanie Uchiha i Itachim. - onyksowe oczy otworzyły się szeroko.

- Kiedy to było? - zapytał szybko, a w głosie było słyszeć nutkę radości.

- Miesiąc temu. - odpowiedział. - Mam nadzieję, że coś pomogłem.

- Bardzo pomogłeś Jiraiya-san. - odpowiedział z szerokim uśmiechem - Dziękuję. Naru?

- Już się biorę do roboty. - blondyn stworzył sześć klonów i przyzwał trojaczki. Wyjaśnił im zadanie. - Ero-Sannin, gdzie mniej więcej wtedy byłeś?

- Chyba na zachód od głównej wioski. - odpowiedział.

- Słyszeliście? - lisy i klony puściły się biegiem, po chwili zniknęły w lesie. - Dziękujemy za informację. My już znikamy.

- Dobrze. Na razie dzieciaki. - Sannin pogłaskał ich po głowie i się uśmiechnął, po czym zniknęli. Jeden w pomarańczowym, drugi w ciemnoniebieskim błysku.

- Sas w końcu jakiś ślad! - powiedział zadowolony i podekscytowany blondyn.

- Tak. Nareszcie jest trop mojego brata. - odpowiedział równie zadowolony. Czarne oczy zabłysnęły radością.

- Mam nadzieję, że tym razem nam się uda. - oznajmił.

- Liczę na to Naru. Wracajmy, robi się późno. - Sasuke spojrzał na już zachodzące słońce.

- Chodźmy. - zgodził się z nim i obaj po raz kolejny użyli Hiraishinu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro