Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

100. Hagoromo

Dwa ciała padły na ziemię bez życia. Wszystkiemu przyglądali się Gaara i Chiaki. Obaj zastygli w szoku, ale sekundy minęły, a wpadli w niewyobrażalną furię. Kazekage posłał piaskowe kolce wprost w śmiejącego się od ucha do ucha Madary. Wszystkiego uniknął, ale nie spodziewał się ataku z góry. Chiaki po prostu skrócił Madarę o głowę i splótł roślinną techniką potężne liny, które owinęły się w ciasny kokon i coraz to nowe liny doplątały się do pozostałych. Pnącza były przesiąknięte wściekłością i rozpaczą. Głowa zaczęła się rozpadać, ale przez technikę Chiakiego nie mogła się zrekonstruować od razu. Gaara, widząc poczynania sojusznika, stworzył piaszczystą piramidę i zapieczętował Madarę, jednocześnie zabrał braci i nakazał piaskowi oddalić ich od wroga i Juubiego. Kazekage miał łzy w oczach, ale leciał na platformach do Fiel. Chiaki szybko go dogonił, biegnąc w powietrzu. Jego pusta twarz nie wyrażała nic, ale w oczach z pionowymi źrenicami czaił się strach i niedowierzanie.

- Fiel proszę, uratuj ich, zrób coś! - zawołał z góry zrozpaczony Gaara i opadł szybko przed lisicą, która zachłysnęła się powietrzem na widok nieruchomych ciał.

- Kurwa! - warknęła i znikąd w jej rękach pojawiło się krótkie ostrze. Natychmiast rozcięła klatkę piersiową Sasuke i wycięła część mostka z żebrami. Ręka pokryła się chakrą i zaczęła ściskać serce, by je pobudzić. - Sakura! - wrzasnęła. Różowo włosa natychmiast się pojawiła. Stanęła w szoku i a jej lekko zaczerwieniona twarz stała się biała jak płótno. - Bierz się do roboty! - warknęła nieludzko. To otrzeźwiło dziewczynę i powtórzyła czyn lisicy. Co rusz wprowadzała do płuc powietrze za pomocą swoich ust. Kazekage stał, nie wiedząc co robić, w końcu z jego oczu popłynęły dwie łzy, spadając na ziemię. Po tym czynie chłopaka ogarnęła zimna furia skierowana na Juubiego, który patrzył z kpiącym uśmieszkiem na sytuację dziejącą się pod jego łapami. Kazekage posłał wprost na ogoniastą bestię potężną falę piasku, prawie dorównującą jej samej wysokości. Jej przednia ściana zmieniła się w kolce, które z impetem uderzyły w cielsko potwora i stojącą pod nią piramidę. Piasek zaczął zmieniać kolor od lekko pomarańczowego, po złoty i czarny. Ruchami rąk kierował całą masą kolorów, unieruchamiając poszczególne części ciała Juubiego, który ku szoku wszystkich był zaskoczony. Nie spodziewał się, że jedna osoba będzie w stanie go unieruchomić. Kiedy wszystkie ogony, kark i kończyny, zostały po raz kolejny przyciśnięte do ziemi. Gaara zemdlał z wycieńczenia i gwałtownego ubytku chakry. Chiaki w ostatniej chwili złapał lecącego w dół czerwonowłosego nastolatka.

- Dobrze się spisałeś młody. - mruknął pół-lis i na jego dłoni ukazała się chakra, którą uzupełniał jej ubytek w ciele Kage. Fiel i Sakura miały w oczach łzy, ale nie zaprzestały ruchów.

***Kimisa***

Opuściła łańcuchy, które głucho upadły na ziemię. Widziała... Widziała ich nieruszających się. Nie wyczuła ich chakry.

- Misa! - krzyknął Hoshigaki - Kimisa! - spróbował ponownie, ale nie otrzymał żadnej reakcji. - Mała. - złapał ją za ramiona i nią potrząsnął, ale tylko wprowadził w ruch jej ciało, ale spojrzenie było utkwione w zabierających ich przez Gaarę braci.

- Umarli. - powiedziała wyprutym z uczuć głosem. Kisame zastygł w miejscu, po czym odwrócił wzrok w stronę oddalających się piaskowych platform. Z pleców Kimisy wystrzeliła ogromna ilość czarnych łańcuchów, wszystkie były tak czarne, że aż emitowały lekką mgiełką. Wszyscy znajdujący się w blisko nich odskakiwali jak najdalej. Łańcuchy wyrzucały z siebie tony złowróżbnej chęci. A była nią w czystej postaci śmierć. Kisame nie zwracał uwagi na piasek, który opanował coraz to więcej ciała Juubiego.

- Opanuj się! - wykrzyknął Rekin i spojrzał w jej zielone puste oczy. Zachłysnął się, kiedy wokół źrenicy ukazał się ciemnozłoty krąg. - Misa, Rybko ocknij się... Mała... - nie dokończył, bo dziewczynka zniknęła w zielonym błysku. Hoshigaki, kiedy stracił oparcie dla rąk i wylądował nimi na ziemi. W tej samej chwili wszyscy shinobi usłyszeli przerażający ryk, który mroził krew w żyłach i łamał kości samym swym dźwiękiem. Bestia została ugodzona potężną ilością smolistych łańcuchów prosto w sam środek źrenicy. Ogoniasty zerwał się i wyrwał łapę, uderzając w dziecko. Kimisa instynktownie zakryła się łańcuchami, co złagodziło cios, ale nie jego siłę. Dziewczynka leciała z zawrotną prędkością, ale tylko zniknęła w zielonym błysku, pojawiając się ponownie przed jego okiem. Ponownie wbijała w niego czarne łańcuchy. Przeniosła się na jego głowę i wbijała w czaszkę kolejne. Bestia wierzgała w bólu. Misa była jak w transie nie zwracała uwagi na swój ból, na swoją krew, która ciekła z rannego ramienia i skroni. Nie zwróciła uwagi, że podczas ciosu Juubiego złamała nadgarstek. Nic nie było w stanie jej powstrzymać, a w kółko regenerująca się bestia sprawiała jej zimną przyjemność. Sprawiała ból, osłabiała ją, odwracała uwagę od wszystkich shinobi, od tworzenia Bijuudam. Cała uwaga Ogoniastej Bestii była zwrócona przeciwko małej dziewczynce, której oczy wyrażały czystą pustkę i jedną wielką chęć mordu.

***

Przez ten czas, kiedy Kimisa atakowała, regenerował się Madara, którego część głowy była zwrócona na ryczącą z frustracji i bólu bestię. Nie wiedział, kto to sprawiał, ale odpowiedź uzyskał równie szybko. Tego się nie spodziewał. Dziecko, zwykłe dziecko rujnowało jego plany. Wyczuł od niej niewiarygodne pokłady chakry, które ubywały dużo szybciej, niż się spodziewał, ale po kilku tuzinów czarnych łańcuchów i używaniu techniki Boga Piorunów nie dziwił się. Uśmiechnął się kpiąco. Umrze z wyczerpania chakry, więc nie przejął się tą sytuacją. Nagle jeden z łańcuchów przeszył jego ciało.

- Co do... - kolejny uderzył i rozerwał na strzępy. Pojawiła się przed nim dziewczynka otoczona mglistą czernią.

- Zabić. Zniszczyć. - powiedziała i z czarnego łańcucha zrobił się złoty, który emitował lekką żółtą poświatą.

- Nie! - krzyknął i zamilkł, kiedy część jego ciała została zapieczętowana.

- Zabiją cię Książęta Kraju Złotego Lisa. - odparła chłodno i bez krzty innej emocji, po czym po prostu zniknęła, pozostawiając po sobie zielony błysk. Madara zmarszczył brew. Nie rozumiał słów tego dziecka. Kimisa pojawiła się przed zdruzgotanym i zszokowanym Kisame, który wpatrzony był w Bijuu. Potwór zwijał się z bólu, trzymając się za oko. - Powstrzymałam Madarę. - oznajmiła, po czym zemdlała i upadła na ziemię. Rekin otrząsnął się, kiedy dziewczynka upadła.

- Na Mędrca... Kimisa! - padł na kolana obok niej i wziął ją na ręce. Jej puls spadał w zastraszającym tempie. Biegiem udał się na skraj pola, gdzie rozłożyli się medycy. - Pomocy! Ona umiera! - wskazał na bladą twarzyczkę. Lisy od razu do niej doskoczyły i otoczyły. Jeden z nich wlał do ust płyn, kolejny zaleczył rany i nadgarstek, a ostatni uzupełniał jej chakrę. Na jego lisim czole pojawiły się zmarszczki.

- Ona ma potężną ilość chakry... Ona już powinna nie żyć. - zdumiał się lis. Przejechał kitą po jej ciele i zatrzymał się na środku piersi dziewczynki. Wyczuł z niej dziwną siłę. Rozchylił jej brudny i podarty strój, ukazując naszyjnik, który podarował jej Sasuke. - Wyczuwał od niego chakrę Księcia. - To on nie pozwolił jej umrzeć. Wygląda na to, że umieścił Sasuke-oji bez wiedzy nikogo część chakry. Dziewczynka przeżyje, ale nie będzie zdolna do walki, bo to ją zabiję. Zabiorę ją do Wielkiej Kapłanki. Będąc tu, umrze.

- Dobrze, zbierzcie ją. - powiedział od razu i pogłaskał już zdrowej wyglądającą dziewczynkę po policzku.

- Zabójca, a rozczula się nad dzieckiem. - westchnął jeden z lisów - Ja was ludzi nie rozumiem. - mruknął i pokręcił głową.

- Wiesz i ja siebie też. Dziękuję. - po czym odszedł, nie czkając na odpowiedź.

***(Nie)wiadomy***

- Niech będzie pozdrowiona twoja mość. - powiedział starzec, siedzący w pozycji lotosu nad zalaną podłogą. Wystrój przypominał miejsca, gdzie trzymano Bijuu. Miał długą brodę i jasnoszare krótkie włosy, z dwoma charakterystycznymi fragmentami, które były podobne do rogów. Nosił długi, biały płaszcz (haori) z wysokim kołnierzem, który ujawniał naszyjnik z sześciu czerwonych Magatama. Tył jego płaszcza był odbiciem pieczęci, widniał na nim Rinnegan z dziewięcioma Magatama w trzech rzędach pod nim, po zastaniu Jinchurikim Dziesięcioogoniastego.

- Kim jesteś? - zapytał i zmarszczył brwi, troszkę nie rozumiejąc sensu słów.

- Ma postać posiada wiele imion. - pół-lis zaczął się niepokoić. Nic nie rozumiał z jego słów. - Lisi Książę wiesz, kim ma postać jest. - kiedy tajemnicza postać spojrzała w dalszym ciągu na niezrozumienie widniejące na twarzy, westchnął. - Pomyśl chłopcze. Kim mogę być? - oczy z pionowymi źrenicami otworzyły się szeroko ze zmiany stylu mówienia.

- Na Mędrca! To ty jesteś Mędrcem Sześciu Ścieżek! O na Złotego! Stoi przede mną... Jakim cholera cudem, dattebayo!? - Staruszek uśmiechnął się lekko. W tej samej chwili Naruto skłonił się w pół.

- Wybacz mi Mędrcze mój brak szacunku. - parsknął śmiechem, kiedy spojrzał na pełną pokory posturę blondyna.

- Uspokój się Naruto. Twoja reakcja była jak najbardziej wskazana. - chłopak podniósł głowę i wyprostował się.

- Jakim cudem mam to szczęście cię widzieć? - zapytał, będąc szczerze zdzwiony, ale i niewiarygodnie zadowolony.

- To, że moja matka jest bliska przebudzenia. - oznajmił, a w głosie była czysta powaga i lekka pogarda.

- Czyli jednak się przebudzi? - powiedział zrezygnowany, ale nagle pobladł. - Chwila moment jakim cudem ja... Przecież nie żyję. Madara zabił mnie i brata. - wskazał na siebie.

- Nie wszystko stracone, chłopcze. Zdam ci pytanie. Mogę? - zapytał i spojrzał w jego błękitne pionowe oczy.

- Oczywiście Mędrcze. - skinął głową, poważnie odpowiadając.

- Co zamierzasz zrobić? - blondyn zmarszczył brwi, tego się nie spodziewał.

- Jestem martwy, więc... - nagle przyszło olśnienie do blond czupryny - Uratować tle istnień, ile zdołam razem z moim bratem. - odpowiedział pewnie i spojrzał prosto w oczy Hagoromo. - Zrobię wszystko, nawet będąc martwy albo wskrzeszony pokonam Kaguyę i ocalę świat, w którym żyję. U mojego boku w ramie w ramię, będzie jak równy z równym mój brat Sasuke. Przyrzekłem mu, że nie będzie gorszy. Przyrzeczenia dotrzymam. - starzec wyciągnął laskę i dotknął czoła blondyna.

- Na twojej prawej dłoni ukazał się znak słońca. Dzięki niemu zapieczętujesz moją matkę. Ty i twój brat musicie dotknąć Kaguyi jednocześnie. - powiedział z łagodnym uśmiechem na twarzy.

- Dziękuję Mędrcze. - uśmiechnął się i spojrzał na dłoń, widząc białe kółko. - Kurama i reszta tęsknią za tobą. Zwłaszcza Kurama. - na wzmiankę o Bijuu Hagoromo uśmiechnął się.

- Nie tęsknią... Mają ciebie i Sasuke. Jesteście reinkarnacjami moich synów. Ty jesteś reinkarnacją Ashury, a Sasuke Indry. Cieszę się, że jesteście pogodzeni. Pora, abyś wracał do żywych młody Książe. Pozdrów Ogony od ich staruszka. - posłał mu uśmiech i skinął głową.

- Tak zrobię Hagoromo-sama. - ukłonił się z lekkim uśmiechem, po czym zniknął.

***

- Niech będzie pozdrowiona twoja mość. - powiedział starzec, siedzący w pozycji lotosu nad zalaną podłogą.

- Kim jesteś? - zapytał i zmrużył oczy.

- Ma postać posiada wiele imion. - pół-lis zaczął się niepokoić tajemniczością. - Książę wiesz, kim ma postać jest. - kiedy tajemnicza postać spojrzała w dalszym ciągu na niepokój na twarzy, westchnęła. - Pomyśl chłopcze. Kim mogę być? - oczy z pionowymi źrenicami otworzyły się szeroko ze zmiany stylu mówienia.

- Jesteś Hagoromo. - odparł pewnie, ale z szacunkiem.

- Tak Sasuke. Zadam ci pytanie... - zaczął spokojnie.

- Nie potrzeba. Jestem martwy. - oznajmił, przerywając - Tak, jak mój brat. - mruknął smutno - Kaguya się przebudzi, ale nie chcę tego. Przegraliśmy. - powiedział i zacisnął pięści bezradnie.

- Nie do końca. - chłopak podniósł szybko głowę i spojrzał prosto w oczy starcowi.

- Co masz na myśli? - zmarszczył brwi.

- W tej samej chwili rozmawiam z twoim bratem. On też już wie, że jest martwy i równie zwiedziony co ty, ale zezwolił na pytanie. Może i ty powinieneś je usłyszeć? - powiedział, nie zrażony.

- Nie mam nic do stracenia, skoro przegraliśmy. Proszę. - zezwolił na to gestem dłoni.

- Co zamierzasz uczynić, by zwyciężyć? - czarne oczy z białą pionową źrenicą otworzyły się szeroko. Tego pytania się nie spodziewał, ale zastanowił się.

- Wszystko, by uratować świat i brata, ale co to da, skoro polegliśmy... - tak jak na Naruto spłynęło zrozumienie. - My przeżyjemy?

- Szybko łapiesz. - powiedział, ale kiwnął głową, po czym tak jak w przypadku Naruto, Mędrzec dotknął laską czoła bruneta. - Na twojej lewej dłoni znajduje się znak księżyca. Dzięki niemu zapieczętujecie Kaguyę, ale musicie obaj jej dotknąć równocześnie.

- Twoja matka jednak się przebudzi. - potwierdził kiwnięciem - W takim razie nie dopuszczę do tego i zapewne Naruto również.

- Z pewnością. Pozdrów ode mnie moje Ogony. - Sasuke kiwnął głową i ukłonił się.

- Dziękuję Hagoromo-sama. - po czym jak brat, zniknął.

***Fiel i Sakura***

- Naruto do cholery obudź się! - wykrzyknęła zlana łzami różowo włosa. Obok sytuacja była identyczna. Obie kobiety starały się przywrócić do życia dwóch najważniejszych ludzi... lisów. - No już Naruto, proszę obudzić się. - W tej samej chwili obaj poderwali się do siadu, łapiąc potężne hausty powietrza. Rany na ich piersiach natychmiastowo się zasklepiły. Kobiety w szoku upadły obok nich.

- Sasuke/Naruto! - powiedzieli, kiedy choć odrobinę się uspokoili oddechy. Ich oczy spotkały się ze zrozumieniem, ale nagle stracili z siebie widok, bo u jednego widok przysłoniły różowe włosy u drugiego klatka piersiowa. Obie kobiety wybuchły szlochem szczęścia z mieszanego z niedowierzaniem.

- Żyjecie! - wyszlochały. Braci zatkało, ale odwzajemnili uściski i zaczęli pocieszać obie medyczki. Po kilku sekundach obie się zamieniły. Sasuke z początku się spiął, kiedy Sakura go uściskała, ale westchnął i odwzajemnił uścisk. Naruto miał podobnie.

- No już... Wystarczy już. Fi-san. - zaśmiał się. Lisica zaczęła odruchowo go badać i sprawdzać. Sakura miała podobnie z Sasuke. Kolejne minuty upływały im, kiedy w końcu się uspokoiły i dały sobie na szybko wytłumaczyć całe zajście.

- Kimisa sporo zrobiła i dała wam czasu. Zapieczętowała część mocy Madary, ale... - zaczęła tłumaczyć.

- On już się uwolnił. - powiedział Naruto spokojny i opanowany - Wyczuwam to, ale spokojnie. Obito w dalszym ciągu walczy, ale to nie wystarczy. Madara praktycznie wygrał i brakuje mu tylko oka Obito, które za chwilę zdobędzie.

- Skąd to wiesz? - zdziwiła się Fiel.

- Bo to i tak ma się wydarzyć. Mędrzec to potwierdził. - Bracia wstali jednocześnie.

- Dziękujemy wam, że nas ratowałyście. - powiedział brunet i uśmiechnął się do obu kobiet, po czym po prostu rozpłynęli się. Naruto pojawił się przy kraterze stworzonym przez jak okazuje Guya, który leżał na dnie krateru bez życia. Blondyn złożył modlitwę i za pomocą klonów zabrał ciało poległego. Następnie zwrócił się do leżącego obok Lee, którego serce jeszcze biło. Położył dłoń na jego klatce piersiowej, w okolicy serca. Pod dłonią pojawiło się koło i linie czarnych znaków. Puls znacznie przyśpieszył. Tak jak z jego senseiem, blondyn czynił to samo z Lee i klony zabrały ciało. Madary nie było w tym miejscu. Zniknął dosłownie sekundę przed pojawieniem się Uzumakiego. Następnie chłopak przeniósł się do Kakashiego.

- Witaj sensei. - uśmiechnął się lekko - Pozwól mi. - nie czekał na zgodę ani na inne słowa, po prostu przyłożył dłoń do straconego oka. - Otwórz je. - powiedział z uśmiechem. Szok opanował twarz Hatake, kiedy widział. - Tak lepiej. - oznajmił i zniknął - Stanął obok Sasuke, który spoglądał z mieszanymi uczuciami na Juubiego.

- Kto go tak urządził? - zapytał, kiedy ujrzał poharataną bestię. Szczególnie w oczy rzucało się poranione wielkie czerwone, zmrużone oko.

- Kimisa. - odpowiedział, a w powietrzu wyuczył resztki jej chakry.

- Żyje? - zapytał spokojnie.

- Tak. - brunet odetchnął z ulgą - Co ją tak rozwścieczyło?

- Nasza śmierć. - westchnął blondyn - Biedna.

- To cud, że przeżyła. - Bestia cały czas na nich patrzyła i była zaniepokojona ich całkowitym spokojem. - Czas na nas Sasuke.

- Owszem. - po czym zniknęli. Naruto pojawił się centralnie przed lecącą Kulą prawdy w Kohamarujiego. Kopnął ją jak najzwyklejszą piłkę. Kula wbiła się w ziemię.

- Jakim cudem?! - wykrzyknął Madara, kiedy przed jego postacią pojawił się chłopak. Koha patrzył oniemiały na plecy blondyna.

- Mówiłem, że nas się nie pozbędziesz. - powiedział Naruto, a Sasuke zaatakował, ale Madara uniknął ataku. W dłoni Uzumakiego pojawił się Rasenshuriken ze stylem Magnezu. Użył do tego chakry Matatabi. Brunet zajął się Madarą i walką wręcz. Naruto pojawił się za wrogim i uderzył w niego technikami.

- Limbo. - powiedział Uchiha i w jego miejscu pojawił się cień. W tej sytuacji cień nie może się już przemieścić i został zneutralizowany. - Jakim cudem żyjecie? - zapytam na pozór spokojnie. Naruto uśmiechnął się kpiąco.

- Jesteśmy nieśmiertelni. - powiedział poważnie. Sasuke zdusił w zarodku wybuch śmiechu. Madara cofnął się o krok w niedowierzaniu. Brunet nie wytrzymał i parsknął cicho. Uchiha to zauważył i marszczył w gniewie brwi.

- Łżesz. - warknął przez zęby.

- Owszem, ale twoja mina była bezcenna. - Naruto już otwarcie się uśmiechnął - Jednak pożądać moc to jedno, ale mieć po swojej stronie życie. Jest lepsze i godniejsze. - odpowiedział, przestając się uśmiechać, a na jego twarzy zagościł pełna powaga i chłód. Sasuke miał ten sam wyraz twarzy i podjął swój miecz, szykując się do ataku. Madara zniknął i zaczął zmierzać w kierunku Kohamarujiego i Shikuromy. Naruto przeniósł się przed wroga, ale został odepchnięty i posłany kilka jardów dalej. Tak samo jak Sasuke. Kulami Prawdy odepchnął lisy i wyrwał oko z Rinneganem z ciała byłego sojusznika. Natychmiast włożył go do pustego oczodołu i składając kilka pieczęci, zaczął w akompaniamencie pożętego ryku przemieniać Juubiego w drzewo z olbrzymim kwiatem u jego szczytu. Bracia pozbierali się z ziemi i pojawili się przed wskrzeszonym brunetem.

- Chidori! - warknął młodszy Uchiha. Technika, zamiast przybrać neonowy niebieski odcień stała się czarno-srebrna. W tej samej chwili blondyn tworzył Rasenshurikena zmieszanego z chakrą Son Goku. Obaj zaatakowali w tej samej chwili, ale Madara uniknął tego za pomocą Limbo. Namikaze nie poprzestał na tym i zwiększył objętość techniki, które powietrzne ostra sięgnęły świeżo stworzonego drzewa Shinju. W mgnieniu oka ściął go. Shinju zaczęło powoli spadać. Madara zaklął głośno i zaniemówił, spoglądając na drzewo z szeroko otwartymi oczami. Tak jakby go zawołało. Wybił się w powietrze i Shinju zaczęło być pochłanianie przez osobę niego. Wszyscy widzieli, jak drzewo zaczyna dosłownie znikać we wnętrzu wroga. Bracia patrzyli na to, ze strachem, ale nie mogli tego zatrzymać. Czekali aż pochłonie wszystko.

- Powodzenia braciszku. - mruknął Naruto, spoglądając na bruneta.

- Wzajemnie braciszku. Oby to zadziałało. - popatrzyli na swoje dłonie ze znakami słońca i księżyca. - Ocalmy ich, Naruto.

- To moja kwestia, Sasuke. - uśmiechnął się szeroko i obaj uruchomili nowe moce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro