Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12.

I wtedy wydarzyło się coś co wywołało u mnie białą gorączkę.

Naruto okazał się klonem.

***

- Czyli wszystko wyjaśnione?

- Tak, Madara już zakopał topór wojenny między wami, więc możemy wracać.

O czym oni do cholery rozmawiają?!Stoję tu od dobrych pięciu minut i słucham tej rozmowy, a dalej nic nie rozumiem. Gdyby nie zdolność zmniejszenia przepływu chakry, już dawno by mnie przyłapali. Choć teraz i tak mijam się ze śmierciom. Bo kto, jak to, ale ja jakoś nie wierze, żebym pokonał dwóch braci z rodziny Sharingowatych. Więc, halo! Co ja tu jeszcze robię?

- A ty?

- Co ja?

- No nie wiem, nie masz ochoty mnie na przykład zabić?

Ej właśnie, chwila chwila.. Czy największym marzeniem Sasuke nie była śmierć Itachiego? A więc, dołączam się do pytania.

- Mam, i to wielką.

Więc..

-  Więc czemu do tej pory nie mam katany w punkcie witalnym?

- Bo jesteś nam potrzebny.

- Aa czyli jak załatwimy tą całą Konohę to mnie zabijesz? Fajnie.

Co.
Ja.
Słyszę.

Załatwimy Konohę? Ale jak, co i dlaczego?! Nie chciałem tego wiedzieć, ale teraz trzeba coś zrobić z tą informacją. I ja już wiem co. Wracam do wioski.

Ale.

Uchiha. Jak ja teraz im ucieknę? Poza tym, nie zostawię Sakury z tymi mordercami. Jestem prawie pewny, że tu wróci. Mogę się założyć, że coś jej zrobią. Czy to właśnie ten moment do użycia niepokonanej techniki od wujaszka Jiraya'i? Chyba nie mam innego wyjścia. No chyba, że ucieczka, ale teraz jest to niemożliwe.

Dłonie zaczęły mi się pocić ze stresu. Czekałem na odpowiedni moment, żeby się na nich rzucić. Najpierw załatwię Itachiego, bo leży w łóżku. Nie będzie miał szansy mi uciec. Z Sasuke się trochę pomęczymy, ale jak odpalę moją tajną broń to chłopaczek ucieknie w podskokach.

- Słuchaj, idę do recepcji wydrukować ci papierki, że możesz wyjść i takie tam. Zaraz przyjdę.

- Czekam.

Okej, to ten moment. Słyszałem coraz głośniejsze kroki kierujące się w moją stronę. Trzy, dwa, jeden.

- Rasengan!

Sasuke z powrotem poleciał do sali wpadając na starszego Uchiha. Jego mina mówiła sama za siebie. Cierpi, i dobrze.

- Złaź ze mnie przychlaście!

Szybko zszedł z Itachiego i spojrzał w moją stronę.

- Co ty tu do cholery robisz?! Widzę, że rola podsłuchiwacza ci się bardzo spodobała. A co powiesz na trupa?

- Zamknij się! Mam zamiar się z wami rozprawić!

Itachi wstał z łóżka i obrócił się w moją stronę podciągając rękawy.

- W końcu mogę się pobawić.

- Co to, to nie, bracie. Masz iść się spotkać z Madarą, ja to załatwię.

- W końcu jakaś akcja, a ja mam po prostu uciec?

- Tak, twój stan nie jest najlepszy.

- Ty chyba śmieszny jesteś. Idź powiedz temu Madarze, że mam jedną starą misję do załatwienia.

- Ty chyba nie chcesz go.. Przecież miałeś się wywiązać z akatsuki!

- I to zrobiłem! Ale chyba mogę dostać trochę kasy za zabicie tego smarkacza?

Na co oni sobie pozwalają?

- Halo! Ja tu ciagle stoję!

- Dobra oddaje ci go, ale jak coś skombinujesz, to wyrwę ci głowę gołymi rękoma.

- Nara!

Sasuke jak gdyby nigdy nic rozbił szybę ręką i wyskoczył.

- Okej, wolisz cierpieć w moim genjutsu czy może wydłubać ci oczy ptaszkami?

- Słucham?! Prędzej zostaniesz zmiażdżony przez moją nową technikę.

Po czym się zaśmiał. Tak bezczelnie się zaśmiał. No nie daruje mu tego.

- Nie mogę się doczekać.

Podszedł do mnie spokojnie i wyciągnął dłoń kładąc mi ją na policzku.

- Co ty do cholery robisz?!

- Oh daj spokój Naruto. Wiem, że zawsze ci się podobałem.

Co on wygaduje?! Fakt, w samych spodniach od piżamy wyglądał całkiem sexy, ale to nie znaczyło, że miałem zamiar się z nim pieprzyć!

- Zabieraj te łapska! Nigdy mnie do ciebie nie ciągnęło! Zachowaj resztki swojej godności i walcz jak mężczyzna!

- Jeszcze się przekonasz.. no ale cóż, nie to nie. W sumie nekrofilia nie jest taka zła, co?

- Że co?!

- Gówno.

Włączył genjutsu, nie udało mi się go uniknąć. Czy to..?

Mama?
Tata?

Pierwsza wojna shinobi. Do czego on zmierzał? Pojawiłem się przed wielką dziewięcioogoniastą bestią. Moi rodzice stali przed nią. Zaraz..

- Przez kolejne 48 godziny będziesz patrzył jak twoi rodzice umierają przez Kyuubiego.

- Nie! Proszę nie rób mi tego!

- To co już nie chcesz walczyć jak mężczyzna z mężczyzną?

Zaklnąłem pod nosem. Dupek.

Przez dwa dni patrzyłem jak w moich rodziców wchodzi wielki, ostry pazur przebijając ich na wylot. Przez dwa dni widziałem każdy szczegół, każdą kroplę krwi. Było ze mną źle, naprawdę źle. Kiedy minęła 48 godzina zamknąłem oczy i odpłynąłem.

***

Biegłam ile sił w nogach do szpitala w którym się spotkaliśmy. Byłam prawie pewna, że to właśnie tam go znajdę. Podróż z kryjówki do szpitala zajęła mi odziwo mało czasu.

Otworzyłam drzwi solidnym kopniakiem. Uzumaki, zabiję cię. Wbiegłam po schodach przeszukując wszystkie sale. Czy oni wymordowali cały budynek? Wchodząc do sali 210 ugięły się pode mną nogi.

Naruto leżał skulony na podłodze w kałuży krwi. Nie widziałam żadnych ran. Genjutsu? Zdecydowanie. Czyli walczył z Itachim bez Sasuke. Skąd ta pewność? Młodszy Uchiha na bank zadźgał by go na śmierć. Za to Itachi lubi się bawić w tortury. Na samą myśl o tym przeszły mnie ciarki. Delikatnie wzięłam go na ręce i wyszłam ze szpitala. Idąc w stronę.. właśnie. Dokąd ja teraz pójdę? Konoha nie za bardzo mnie przyjmie pod swoje skrzydła. Choć zawsze można spróbować. Po drodze sprawdziłam mu tętno, którego nie czułam. Po policzkach spłynęła łza. Spojrzałam na Uzumakiego. Miał otwartą buzię. Rzeczywiście nie oddychał.

Niosę trupa? Niemożliwe. On musi żyć. Nie może odejść. Nie może mnie zostawić. Zaczęłam biec, myśląc, że szybsze pojawienie się w wiosce ocali nieboszczyka.

~~~

- Tsunade!

- Sakura co ty robisz w moim gabinecie?

- Tsunade pomóż mu..

- Naruto?

- No nie, pierwszy Hokage. Jasne, że Naruto! Nie poznajesz go?! Pomóż mu proszę.

- Spokojnie, zmierzymy mu tętno..

- On nie ma tętna.

- Co?

- On nie ma tętna. Nie ma tętna! On nie żyje! Ale potrafisz go uratować prawda?! Musisz to umieć. Jesteś Hokage!

- Sakura ja.. mogłabym, ale..

- To czemu tego nie zrobisz?! Czemu nie uratujesz ostatniego z Uzumakich?!

- Bo to zakazana technika.

Słucham?

- No i?

- Obiecałam sobie, że nigdy takiej nie wykonam.

- To jest żart prawda? Cholerny żart! Obiecałaś sobie coś, i co?! Nie uratujesz nawet życia jednego z mieszkańców Wioski Liścia?! To jest żałosne! Pieprzony egoista!

- Sakura to nie tak.

- A jak?! Przecież nie ma innego wytłumaczenia!

- Jak wykonam to na jinchuuriki mogę wyssać z niego demona.

- To co w tym złego?

- To, że taka osoba najcześciej umiera, więc nie będziemy mogli go uratować.

- Najcześciej! Można spróbować! I spróbujemy! Ja spróbuje! Już wypieprzaj ze swoimi obietnicami uratuję go, bo go kocham.

Wybiegłam z pokoju i skierowałam się w stronę domu chłopaka. Delikatnie położyłam go na łożku. Przeszukałam wszystkie książki z jego biblioteczki trafiając na tą konkretną. Każdy grzesznik ją ma, pomyślałam. Poszłam do sypialni i kucnęłam nad chłopakiem. Zdmuchnęłam kurz z okładki czytając tytuł na głos.

- "Zakazane techniki" Próbujemy?

Spojrzałam na Naruto i po chwili zalałam się łzami. Paranoja.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro