Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02.

- Sakura co się do cholery dzieje?!
- Nic. To.. nieważne. Lepiej już żebyśmy się nie spotykali..

Zaczęła biec. Moje serce chciało ją gonić, ale rozum podpowiadał, że to i tak bez sensu. Musiałem pozwolić jej odejść. I tak nie podobało jej się moje towarzystwo.

Wolnym krokiem zacząłem iść w stronę rameniarni. Usiadłem na jednym z stołków i zamówiłem to co zwykle. Nie miałem ochoty na jedzenie, ale tutaj najlepiej mi się myśli.

Obudził mnie alarm ustawiony do szkoły co było nie na miejscu, bo dzisiaj jest sobota. Naprawdę zapomniałem go wyłączyć?! Zirytowany własną głupotą usiadłem na łóżku i przeanalizowałem co się wczoraj stało. A no tak. Sakura zaczęła błyszczeć po czym uciekła krzycząc, że nie możemy się przyjaźnić. Nieźle. Założyłem moje ciepłe bambosze i wyjrzałem przez okno, przez które wylewały się ciepłe promienie słońca. Na ulicy było spokojnie. Może dlatego, że nikt nie wstaje w weekend o 7:00? Spojrzałem na okno Sakury które całe szczęście znajdowało się dosłownie naprzeciwko mojego. Najwidoczniej jeszcze śpi. Podreptałem do łazienki przemyć twarz wodą, a później udałem się do kuchni robić sobie śniadanie. Oczywiście nie mogło się obejść bez gazety przy dobrej kawie, więc wyszedłem przed drzwi frontowe i podniosłem ją z wycieraczki. To co przeczytałem na głównej stronie obudziło mnie bardziej niż kawa która w tym momencie stygła na blacie.

"Pan Haruno zamordowany"

Czytając to zdanie nie byłem pewny czy umiem poprawnie czytać. Patrzyłem się na nagłówek dobre 5 minut. Co tutaj do cholery pisze? P A N H A R U N O. Tak to zdecydowanie ten sam gość którego widziałem codziennie mijając się z nim w drodze do szkoły.

Więc co? On nie żyje? Nie ja w to nie wierze. Pewnie to kolejny głupi chwyt na zwrócenie uwagi czytelnikom. Jak widać udało się.

Spojrzałem jeszcze raz na okno Sakury. Okno było już odsłonięte. Wstała. Wróciłem do mieszkania i opierając się o blat przeczytałem artykuł popijając kawą.

Wczoraj w nocy na wschodniej stronie miasta dochodziły do mieszkańców dziwne dźwięki. Jeden z shinobi poszedł to sprawdzić przez co skończyło się dużym błędem. Mówił: To było coś naprawdę niespotykanego. W wąskiej uliczce zobaczyłem kobietę która ledwo stała na nogach. Co dziwne, błyszczała się jak choinka na Boże Narodzenie. Kiedy chciałem jej pomóc odskoczyła odemnie jak oparzona, lecz po chwili powiedziała: ~Nie ma osoby która mnie akceptuje.~ i zaczęła mnie gonić. Uciekałem lecz ona złapała mnie za ramię. Poczułem straszny ból. Nie wiem co ona mi zrobiła ale moja ręka obumarła. Nie mogłem nią ruszać. Spojrzałem na dziewczynę która wtedy spoglądała na mnie i ze łzami w oczach powiedziała: ~przepraszam~ Nie wiedziałem co zrobić więc uciekłem z miejsca zdarzenia. Widziałem jak biegła w przeciwną stronę niż ja, więc przystanąłem i zacząłem ją śledzić. Trudno było jej nie zgubić bo promieniowała. Weszła do jednego z mieszkań. Trwała głucha cisza i kiedy miałem zawrócić usłyszałem krzyk.

Jak już pisaliśmy było to wczoraj wieczorem. Wszystkich świadków prosimy o zwrócenie się do Hokage. Nie znamy tożsamości tej osoby ale świadek zeznał, że była to kobieta, więc..

Nie mogłem dalej tego czytać. Po prostu nie mogłem. Rzuciłem gazetą w kąt i szybko skierowałem się do wyjścia. Musiałem z nią porozmawiać.
Teraz.

Kiedy wyszedłem przed dom zobaczyłem jak Sakura idzie z plecakiem w stronę bramy Konohy. Domyśliłem się co robi, więc pobiegłem za nią mówiąc.

- Gdzie masz zamiar pójść?

Obejrzała się za siebie dalej idąc. Jej spojrzenie.. puste, dzikie, niebezpieczne. Źrenice ogromne. To nie była Sakura. Podbiegłem do niej na tyle blisko, żeby dotrzymać jej kroku. Zatrzymała się patrząc przed siebie.

- Odpowiesz mi?
- Czego ty chcesz.

Mówiła do mnie z niewiadomą nienawiścią.

- O co ci chodzi? Po pierwsze nic ci nie zrobiłem, a po drugie gdzie masz zamiar pójść? Nie masz rodziny poza Konohą.
- Mam Sasuke.
- Słucham? Chyba się przesłyszałem.

***

- Chyba mówię wyraźnie, nie sądzisz?
- Ale przecież..
- Przecież co?!

Dlaczego ja (?) byłam dla niego taka okrutna? Nie chciałam tego, a słowa i tak płynęły z moich ust. No chyba, że..

+ Sasuke!
+ Tak kociaczku?
+ Nie mów tak do mnie, śmieciu. Przestań kontrolować mój umysł.
+ Oo widzę, że powoli rozumiesz całe moje istnienie w tej główce.
+ Dlaczego mi to robisz? Nie mam zamiaru do ciebie iść.
+ A jednak to robisz.
+ Bo nie mogę..
+ Nie możesz, tak? Pozwól, że odeśle tego debila z powrotem. Nie będzie nam przeszkadzał.
+ Nie ma nas. Nie będziesz mną manipulował.
+ Założymy się?

- Przecież on nie żyje..
- Naprawdę dałeś się nabrać na te głupie plotki? Naruto, jesteś żałosny.

Nie wiem dlaczego, no dobra wiem dlaczego, ale ja naprawdę nie chciałam go uderzyć.

- Za co to do cholery było?!
- Na.. ruto, prze.. praszam to.. on.
- S.. Sakura? Wszystko w porządku?
- Nic nie jest w porządku.

Udało mi się! Udało mi się na chwilę odzyskać mnie. Prawdziwą różowowłosą. Jeszcze raz Sakura. Jesteś silna.

- Naruto.. cze.. czekaj. Nie odchodź.
- Nie mam zamiaru.

Staliśmy naprzeciwko siebie. Naruto złapał mnie za talię i przyciągnął mocno przytulając. Brakowało mi tego, więc go nie odepchnęłam. Po chwili szepnął mi do ucha:

- Sakura powiedz mi co się z tobą dzieje, proszę.
- Ja.. nie mogę..
- Możesz. Widzę jak walczysz z samą sobą. Choć do mnie.

Zrobiłam jak kazał. Odzyskałam siebie. Tylko na jak długo..

***

Powiedziałem żebyśmy poszli do mnie. Bałem się, że odmówi, ale się zgodziła co było trochę dziwne. Otworzyłem drzwi i zrobiłem nam herbatę. Sakura siedziała przestraszona na kanapie. Postawiłam kubki na ławie i usiadłem koło niej chyba zbyt trochę blisko, bo dziewczyna odsunęła się odemnie dodając.

- Nie pozwalaj sobie.

Nie mogłem jej rozgryźć. Najpierw odwzajemnia moje uściski, a później odsuwa się na kanapie jak byśmy się nie znali. Może śmierdzę?

- Sakura, wiem że to pewnie dla ciebie trudne ale chce wiedzieć co się z tobą dzieje.
- Co?
- Nie udawaj. Wiem, że wiesz.
- Skoro wiesz, że to dla mnie trudne to po cholere się pytasz?
- Bo się o ciebie martwię.

Powiedziałem, a na jej twarzy zagościł słaby rumieniec. Wygladała tak uroczo i niewinnie.

- To wszystko stało się tak dawno..
- W twoje 15 urodziny, prawda?
- Prawda. Byłam w nim tak szaleńczo zakochana, że zrobiłabym wtedy dla niego wszystko. I zrobiłam. Najgorsze posunięcie w moim życiu.
- Co masz na myśli?
- Wtedy jak poszliśmy sami na górę. Pytał się mnie czy chcę z nim być do końca życia, mieć go tylko dla siebie i takie tam. Byłam pod wpływem emocji, jak i alkoholu tak nastawiona, że na wszystko się zgadzałam. I wtedy wyciągnął zwój. Nie wiem czy wiesz, ale istnieje pieczęć, która pozwala łączyć umysły zakochanych. Oczywiście byłam święcie przekonana, że my do owych należymy. Myliłam się.

Spojrzała na mnie. Jej zaszklone oczy wskazywały, że dziewczyna zaraz się rozpłacze.

- Ten zasrany skurwiel zrobił to wszystko tylko po to, żeby mną manipulować, rozumiesz?! Siedzi mi w głowie i włada umysłem żebym zabijała niewinne osoby. Jestem jego maszyną. Maszyną do zabijania. Kiedy tamtej nocy zrobił co chciał, uciekł oknem i zostawił mnie samą. Jedyne co po nim pozostało to ten znak.

Zdjęła z siebie bluzkę siedząc teraz w samym staniku. Nad lewą piersią miała tatuaż. Jedną część yin yang. Dokładnie to yang.

- Nie mogę na to patrzeć. Zawsze przypominam sobie Sasuke, to co mi zrobił, jak mnie skrzywdził. Czemu byłam taka naiwna robiąc tą głupią pieczęć.

Skuliła się i zaczęła cicho szlochać. Było mi jej tak szkoda. Podszedłem do niej i kucnąłem przed nią mówiąc.

- To nie twoja wina. Każdy zakochany człowiek postąpiłby podobnie. To wszystko przez Uchihe. Obiecuję ci, że dorwę gnoja i już nigdy nie będzie ci chodził po głowie.

Sakura podniosła głowę, którą chowała za kolanami i uśmiechnęła się do mnie słabo.

- Dziękuje Naruto. Co ja bym bez ciebie zrobiła.
- Choć na górę musisz się przespać. Narazie zostajesz tutaj. Nie przyjmuje żadnych ale.
- Ale..
- Mówiłem coś? No właśnie. Odstąpię ci mój pokój dopóki go nie złapiemy.
- Naruto, wiesz że to może potrwać miesiące jak i nie lata?
- Wiem, ale przynajmniej będziesz bezpieczna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro