~~*~~
~~Dla Felusia i jego admninki z okazji rocznicy zaręczyn LietPola i urodzin ^-^~~
Było popołudnie. Siedział sam w ciemnym pokoju patrząc w ledwie widoczny sufit. Kilka dni temu wrócił od pana Rosji. Po tylu latach komunizmu w końcu był wolny. Powinien być szczęśliwy, cieszyć się wolnością. Tymczasem siedział sam pogrążony w głębokiej zadumie. Nie wiedział czemu, ale czuł ogromną pustkę i wyrzuty sumienia. Z parteru słyszał tylko hałas wrzucanych do worka szklanych butelek. Wczoraj dość sporo wypił razem ze Słowacją. Dzisiaj cały dzień leżał w łóżku.
-Kac morderca nie ma serca, co Felisie?- Powiedział cicho zakrywając głowę poduszką. Nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Czeszka weszła do pokoju najciszej jak mogła.
-Braciszku, posprzątałam ci trochę...
-Yhym... Dzięki- Wysunął głowę spod poduszki i spojrzał na nią
-Idę do domu, Praga została sama, jakbyś czegoś chciał to zadzwoń- Przytaknął, a chwilę później szatynka zamknęła drzwi równie delikatnie. Martwiła się trochę o brata. Chodził przygnębiony mimo odzyskania wolności... Tymczasem leżący Polak przypomniał sobie rozmowę z Litwą sprzed kilku dni.
-Liciu... Tak bardzo cię przepraszam... Zostawiłem cię, gdy Rosja cię zabierał- Spuścił wzrok na swoje buty. Wyraz twarzy Litwina pozostawał niewzruszony. Był bardzo zły na starego przyjaciela. Zacisnął pięści starając się powiedzieć coś przez łzy
-M-mam tak po prostu zapomnieć o tym wszystkim? Zostawiłeś mnie samego sobie, a potem jeszcze zabrałeś mi stolicę! Nigdy ci tego nie wybaczę, nigdy r-rozumiesz!?- Zaczął płakać jeszcze głośniej. Polska bardzo zranił go swoim zachowaniem- Myślałem, że ci na mnie zależy, tymczasem wykorzystałeś tylko moją łatwowierność!
-A-Ale ja wybaczyłem ci to, że napadałeś na mnie i porywałeś Polaków!
-Nie wypominaj mi wczesnego średniowiecza , Feliksie. Daj już spokój, bo ta rozmowa nie ma sensu.- Rzucił szybko wychodząc z pomieszczenia. Starał się jak najszybciej opuścić miejsce pracy Feliksa, który dalej stał jak słup soli w swoim biurze. Nie wierzył, że Litwa mógłby coś takiego powiedzieć. Jego Licia... Najlepszy przyjaciel, którego stracił przez własną głupotę. Nie był w stanie nawet płakać od tamtego czasu. Jedyne co czuł to mocny ucisk w żołądku. Miał ochotę się wypłakać, ale nie potrafił. Po nocach nie spał z powodu koszmarów, a w dzień chodził wyczerpany. Stres właśnie tak działał na młodego Polskę. Zakrył się cały kołdrą, by spróbować choć na chwilę zasnąć, jednak na próżno. Zdał sobie sprawę, że jak tylko zaśnie powrócą złe sny, a wraz z nimi i strach. Bał się snów. W ciemnej sypialni rodziły się mary rozmaite. Przez nie budził się cały spocony i wystraszony. Śnił mu się zabór, każdy po kolei. Niemiecki, Rosyjski, Austriacki. Z wszystkich trzech najmniej bał się Rodericha. Nie był dla niego tak okrutny jak pozostała dwójka. Codziennie w czasie pracy słuchał jak Austria grał na pianinie. Uwielbiał gdy grał Chopina. Z resztą "Nocturne op.2 No. 2" dalej kojarzył mu się z tymi czasami. Jedna z niewielu rzeczy, którą wspomina pozytywnie. Drugą była Węgry. Zawsze uśmiechnięta dziewczyna pracująca u Austrii. Dzięki pięknej Węgierce często śmiał się mimo ciężkiej sytuacji. Gdyby tylko mógł się z nią skontaktować. Ona z pewnością by go wysłuchała. Gdzieś miał notatnik z numerami, ale nie miał pojęcia gdzie. Pomimo, że wrócił od Ivana jakiś tydzień temu dalej nie rozpakował pudełka z rzeczami. Podniósł się z bólem głowy i odrzucił pierzynę na bok, by następnie wstać z łóżka. Odsłonił nieco roletę.
-Ała, kurwa...- Uklęknął przy pudełku i otworzył zaklejone taśmą pudełko. Kilka książek po rosyjsku, kilka ubrań, które nie zmieściły się w walizce... I zdjęcia Litwy. Gdy tylko je ujrzał rozpłakał się. Nie mógł przeżyć straty przyjaciela. Nie zwrócił nawet uwagi na otwierające się drzwi
-L-Liciu... Błagam wybacz mi...- Skulił się na podłodze- N-nie chciałem cię zranić, wiem, że jestem cholernym idiotą, chciałbym byś znowu przy mnie był...
-F-Felek... Proszę cię nie płacz...- Usłyszał znajomy głos. Bał się spojrzeć na osobę stojącą w progu. Litwa podszedł bliżej i uklęknął przy Polaku. Ujął jego dłoń delikatnie i przyłożył sobie do serca.
-W-wiesz co, Liciu? Tak sobie myślałem o tym wszystkim... Ivan, Gilbert i Roderich może i pozbawili mnie kraju, ale nie pozbyli się tożsamości narodowej. Nie byli w stanie wydrzeć z serc polaków ich Polskości, bo wiesz, kochany... Państwo nie zginie, póki naród żyje.
---------------------------------------------------------------------------------------------------
(A: @Anna_Krupa To właśnie o tym opowiadaniu ci mówiłam! Mam nadzieję, że je przeczytasz, mamooooo~ :')
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro