Rozdział 8
<Dominic>
Siedziałem właśnie skulony w rogu salonu, zasłaniając sobie uszy rękoma. "Nie chcę.. Dlaczego on to wszystko mówi?" - wszystko docierało do mnie w zwolnionym tempie. Wrzaski ojca, przestraszona twarz mojej matki, kiedy starała się go ode mnie odciągnąć i każde uderzenie..jedno po drugim.
- Mój syn?! To nie jest mój syn!! Mój Dominic nie jest, żadnym narkomanem!! - kolejny cios wymierzony w moją twarz, którą usilnie starałem się zakryć ~ a razem z nim, kolejne pytanie: "Skąd wie, że jestem narkomanem? Kto mu powiedział?" - Zdajesz sobie sprawę w jakim świetle nas stawiasz?! - racja. Od niedawna zależy mu tylko na reputacji naszej rodzinnej firmy. Tego czy moje zachowanie w jakikolwiek sposób sprawi mu problemy.
- Przepraszam. - wyłkałem, kiedy moją twarz zalały pierwsze łzy, powoli przeradzając się w szloch. Doskonale wiem, kim jestem.. Nie chcę, żeby mój ojciec mi o tym przypominał. Zacisnąłem mocno oczy, kiedy zorientowałem się, że z mojego nosa wypływa krew, zalewając mi usta, którą powoli zaczynałem się dławić, co dodatkowo spotęgował bezustanny i tak bardzo żałosny płacz.
Czekałem na kolejny cios, który ostatecznie nie nadszedł. Powoli, nadal przestraszony otworzyłem jedno oko, a potem drugie, zdając sobie sprawę ~ z lekkim opóźnieniem ~ że mamie w końcu udało się wyciągnąć ojca z salonu. Nie wiedziałem co mam robić. Położyłem się na ziemi w pozycji embrionalnej i przyciągając kolana do klatki piersiowej, próbowałem zagłuszyć słowa kłębiące się w mojej głowie. Wszystko co usłyszałem chwilę temu, jak również to co wcześniej padło z czyichś, jak i moich ust. Nawet całkiem nieźle udało mi się ignorować ból, nadal krwawiącego nosa. Do momentu aż wszystko dookoła straciło barwy, a ja zapadłem się w ciemności.
<Kristian>
Śmiałem się z głupiego żartu Oliego, tak samo jak pozostała trójka chłopaków. Właśnie dziś Rafał dostał wypis, kiedy po całonocnej obserwacji okazało się, że poza kilkoma siniakami, nie doznał większych obrażeń. Oczywiście wszyscy przyszliśmy go odebrać i prawdopodobnie udałoby się nam to bez jakiegokolwiek problemu, gdyby nie osoba, którą spotkaliśmy przy wyjściu ze szpitala.
- Czego tutaj chcesz?! - zaraz po warknięciu Maćka, razem z Rafałem złapaliśmy go za ręce, żeby przypadkiem nie rzucił się na blondyna przed nami.
- To ja tu powinienem być zdenerwowany. Gdzie jest Dominic? - kiedy starałem się go wyminąć zagrodził mi drzwi ramieniem, a zadając swoje pytanie, przybliżył twarz niebezpiecznie blisko mojej. Zamrugałem gwałtownie, trawiąc jego pytanie. - Nie lubię się powtarzać. - jego czarne jak węgiel tęczówki i wściekły ton, przyprawiały mnie o ciarki na plecach. Znowu go szuka?
- Nie było go dzisiaj w szkole. Myślałem, że jest z tobą. - wyszeptałem, gorączkowo szperając w swojej pamięci: "Czy, aby na pewno go dzisiaj nie było?" - z powrotem przeniosłem wzrok na blondyna, a jego zamyślona mina przyprawiła mnie o szybsze bicie serca. A jeśli coś się stało?
Spojrzałem na chłopaków, a kiedy znów odwróciłem się w stronę Ru, zobaczyłem tylko jak szybko odchodzi. O co tu chodzi? I najważniejsze.. Gdzie, do cholery mieszka Dominic?!
~*~
Następnego dnia też go nie było, więc stwierdziłem, że za wszelką cenę muszę się dowiedzieć gdzie znajduje sie jego dom. Nie mam pojęcia co zrobię, kiedy już poznam miejsce jego zamieszkania, jednak od czegoś muszę zacząć.
- Tak Panie Group. Wiem, że nie wolno panu zdradzać prywatnych informacji o uczniach, ale musi Pan zrozumieć, że...że ja miałem jego adres na kartce, ale ją zgubiłem. - szybkie kłamstwo wymyślone na potrzebę chwili. Nigdy nie byłem w tym dobry.
- W takim razie czy Dominic nie mógłby podać ci swojego adresu jeszcze raz? - pomiędzy brwiami nauczyciela pojawiła się gruba zmarszczka, a ja głośno przełknąłem ślinę. "Nikt nie mówił, że będzie łatwo." - usłyszałem cichy głosik, gdzieś z tyłu czaszki.
- N-No tak, ale nie mam jego numeru..a przecież nie chodzi do szkoły. Chciałem podać mu lekcje. - kolejne kłamstwo do mojej kolekcji. W końcu nie po to potrzebuję jego adresu. Nie wiem, nawet czy jest w domu. "Co ty właściwie wyprawiasz Kristianie?" - tym razem głosik brzmiał na wyprowadzony z równowagi, jeśli w ogóle jest to możliwe. Właśnie. Co jeżeli tylko się ośmieszę idąc do jego domu?
- W gruncie rzeczy, nie rozumiem jak po tym incydencie sprzed roku, możesz chcieć mu pomagać. - poczułem na sobie badawczy wzrok mężczyzny i odwróciłem wzrok w stronę okna. W końcu przeprosił. A ze słów Ru wynika, że pobił mnie nieświadomie. Poza tym to ja go sprowokowałem. - Dobrze. Tym razem zrobię wyjątek. Ale to tylko ze względu na to, że to ty mnie prosisz. - odetchnąłem z ulgą, kiedy dotarło do mnie, że nie będę już musiał wymyślać kolejnych kłamstw.
- Bardzo Panu dziękuję. - uśmiechnąłem się do niego, najlepszym ze wszystkich, moich uśmiechów, kiedy podawał mi kartkę z zapisanym adresem Dominica. Skinąłem mu lekko głową i nadal z "bananem" przyklejonym do twarzy, wyszedłem z sali. Dopiero, wtedy spojrzałem na wręczoną mi chwilę temu kartkę i uderzyła mnie jedna, znacząca myśl. Wiem, gdzie to jest.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro