Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

<Kristian>

Gwałtownie poderwałem głowę do góry i z nadal mokrymi policzkami oraz niedowierzaniem wymalowanym na twarzy - a tak mi się przynajmniej wydaje - popatrzyłem na chłopaka stojącego w drzwiach. Był znacznie chudszy i bledszy niż zwykle, co zauważyłem dopiero teraz, kiedy stał przede mną w całej swojej postaci, co nie zmieniało faktu iż taki czy inny podobał mi się równie mocno.

Oczywiście z minutowym opóźnieniem dotarło do mnie, kto właśnie przede mną stoi i w momencie, kiedy mój mózg w końcu przetworzył ten fakt, nie wiedziałem czy mam zacząć się śmiać czy może płakać. Dosłownie chwilę temu byłem pewien, że straciłem go na zawsze, a w tej chwili stoi on przede mną i patrzy na mnie równie zaskoczony co ja sam. To tak, jakby spełniło się największe marzenie mojego życia. Widzę go.. Rozmawiam z nim.. I mogę go dotknąć. Chociaż..

Poderwałem się z miejsca i zupełnie ignorując fakt, że był on osłabiony czy cokolwiek, rzuciłem mu się na szyję i mocno tuląc się do jego ciała, mimowolnie wdychałem jego zapach, powstrzymując kolejne łzy, które zdążyły nagromadzić się pod moimi powiekami. Jego ubranie jak również on sam, przesiąkły już odrobinę tym dziwnie sterylnym zapachem środków do czyszczenia i szpitala, jednak Domi to Domi, więc pachniał tak jak Domi.

Zupełnie ignorowałem jego osłupienie czy, nawet to, że obaj ledwo trzymaliśmy się na nogach z nadmiaru wrażeń i osłabienia Dominica. To było teraz nieistotne. Miałem go przy sobie i byłem pewien, że jest prawdziwy. Teraz mogę umrzeć spokojny..

- Tak bardzo się bałem. - wydukałem, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi i wraz ze słowami po moich policzkach pociekły pierwsze łzy, które z czasem przerodziły się w ciche łkanie, a zaraz potem szloch, którego w żaden sposób nie mogłem, ani też nie potrafiłem powstrzymać. Byłem w tym momencie taki szczęśliwy. Tak szczęśliwy, że nawet wiadomość, że za chwilę nastąpi koniec świata, nie popsułaby mi nastroju, ani tej krótkiej chwili szczęścia. Obok mnie stała osoba, którą kocham i była jak najbardziej prawdziwa. Do tego czułem ciepło, które od niego biło, jak również jego ramiona obejmujące mnie w pasie i ciepłe łzy na moim ramieniu. Chwila.. Co? - D-Dominic? Dlaczego płaczesz?

- Bałem się.. Bałem się, że zostałem całkiem sam. Myślałem, że mnie zostawiłeś. Nigdy więcej mi tego nie rób.. Nie zostawiaj mnie.. Proszę.. Naprawdę nie chce zostać sam.. - słuchając jak płaczliwym, łamiącym się głosem próbuje mi się wytłumaczyć, poczułem się jeszcze szczęśliwszy niż do tej pory, o ile to w ogóle możliwe. Dominic mnie potrzebuje. Kiedy o tym pomyślałem, mimowolnie, mimo morza łez na moich policzkach, uśmiechnąłem się, mocniej i ściślej go obejmując. Mój Dominic mnie potrzebuje.

- Nie zostawię cię Dominic. Nie potrafiłbym tego zrobić. - odsunąłem go od siebie i wytarłem dłonią, jego równie mokry co mój, policzek. Wyglądał w tym momencie jak małe zapłakane dziecko, które zgubiło się w sklepie i wśród tysiąca różnych osób nie umie znaleźć swojej mamy. No, może przesadziłem z tym tysiącem, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że był w jakimś super, hiper hipermarkecie to, nawet nam się to będzie zgadzało. - Obiecałem. Obiecałem, że ci pomogę i dotrzymam słowa. Chcę, żebyś był szczęśliwy, Domi. - ułożyłem dłonie na jego policzkach i zmusiłem do patrzenia na mnie. Tak piękne oczy.. Nigdy nie przestaną mnie zachwycać, nie ważne jak często będę na nie patrzył. Chcę tylko, żeby one też patrzyły na mnie w taki sam sposób. Właśnie.. Postanowiłem to już jakiś czas temu, prawda? I w końcu Dominic się obudził, więc.. Odsunąłem się odrobinę, ale nie bardzo i z rumieńcami, które znikąd pojawiły się na mojej twarzy, przygryzłem wargę i bawiąc się palcami, spuściłem wzrok na dłonie Dominica, które chwilę potem niepewnie złączyłem ze swoimi. - Dominic.. - uniosłem na niego wzrok, żeby sprawdzić jak zareagował na ten gest. - Kocham cię.. - wyszeptałem, prawie niesłyszalnie, ale najwidoczniej jednak to usłyszał, ponieważ jego oczy w jednej chwili bardziej się rozszerzyły. Boże Kris! Coś ty zrobił?!

<Dominic>

Patrzyłem na niego i powoli trawiłem jego słowa. Skąd mogę mieć pewność, że naprawdę to powiedział? To mogą być przecież skutki uboczne śpiączki, prawda? A może to jeszcze są skutki przedawkowania? Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Teraz mam ważniejsze sprawy na głowie, niż zgłębianie swojej wiedzy o narkotykach. Mam ochotę na herbatę.. Ale wracając do Krisa.. Nie wiem właściwie jak powinienem zareagować. Może tylko się przesłyszałem, albo po prostu powiedział to z nadmiaru wrażeń? Cholera! Naprawdę nie potrafię go zrozumieć..

- Mógłbyś to proszę powtórzyć? - delikatnie zacisnąłem palce na tych Krisa i przybliżyłem odrobinę do jego twarzy w razie, gdyby znów naszła go ochota sobie poszeptać. Tym razem wolę być pewien tego co słyszę. Nie mam zamiaru wyjść na idiotę.

- J-Ja.. Ja p-powiedziałem.. Powiedziałem, że cię k-kocham.. - wydukał, a jego twarz zrobiła się bardziej czerwona niż do tej pory. O wiele bardziej czerwona. Ale to Kris. Nie ważne czy jego twarz jest czerwona, blada czy może zielona i tak jest uroczy, a właściwie to te rumieńce jeszcze bardziej dodają mu uroku. Kto by pomyślał, że spotkam w swoim życiu kogoś tak uroczego. Bo chyba "uroczy" to dobre słowo, prawda?

- Tak bardzo się cieszę.. - uniosłem dwoma palcami jego podbródek, zmuszając go tym samym do patrzenia na siebie. - Też cię kocham, Kris. Tak bardzo cię kocham. - przybliżyłem się, pokonując te ostatnie, dzielące nas centymetry, tym samym składając delikatny pocałunek na miękkich i delikatnych wargach bruneta. Nic się dla mnie teraz nie liczyło. Nie liczyło się to, że już jutro znów będę tylko zidiociałym narkomanem, w dodatku "trzeźwiejącym". To nie ma żadnego znaczenia. Liczy się tylko tu i teraz. No i Kris, ale o tym nie muszę chyba wspominać, bo to jest równie jasne, co czarne włosy chłopaka. Tylko ten jeden raz.. Ten jeden dzień, chcę go mieć dla siebie. A potem dotrze do niego co oznacza "związek z człowiekiem uzależnionym". Wtedy pozwolę mu odejść. Ale nigdy.. Nigdy prze nigdy nie zostawię go z własnej woli. Jeżeli ktoś będzie miał zakończyć to co próbuję w tym momencie stworzyć, będzie to tylko i wyłącznie on.

Nie pogłębiałem pocałunku. Nie wywierałem na nim żadnego nacisku, ani presji, bo nie o to mi teraz chodziło. Chciałem mu tylko pokazać, że odwzajemniam jego uczucia. Gdybym pocałował go.. Odrobinę inaczej, przy okazji pogłębiając nasz pocałunek, można by to raczej odebrać jako: "Dłużej już nie wytrzymam. Chodź się pieprzyć.", a przecież nie o to mi chodzi. Wbrew pozorom nie jestem taki. Przykro mi moje drogie fanki. Fanki.. Tiaa..

Powoli się odsunąłem i w przeciwieństwie do niego, od razu otworzyłem oczy. Taki piękny. Piękny, słodki i uroczy. Na dodatek, tylko i wyłącznie mój.

- Nikomu cię już nie oddam. - wyszeptałem, kiedy już otworzył oczy złożyłem krótki pocałunek na jego czole. Ile bym dał.. Oddałbym wszystko, żeby to była prawda. Żeby Kris na zawsze już był tylko mój. Chciałbym go objąć i już nigdy więcej nie puszczać, ale to nie jest możliwe. On też, kiedyś odejdzie. Ale dopóki to nie nastąpi zrobię wszystko, aby wyjść z nałogu i nigdy więcej go nie skrzywdzić. Zrobię to dla ciebie Kristian.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro